Wschód słońca jak wschód słońca, patrol jak patrol. Tylko świat wydawał się bardziej szary. Popielate niebo było ciężkie od chmur i gdyby nie zapewnienia Górskiego Szczytu, nie byłby pewny czy to wschód słońca czy księżyca.
W jego głowie kłębiły się podobne chmury.
Skinieniem głowy pożegnał się z resztą patrolu i ruszył w przeciwną stronę. Dokąd? Nie miał pojęcia. Nie miał dziś żadnych obowiązków więcej. Miał cały dzień dla siebie.
Calutki dzień do zmarnowania.
Przez chwilę nie wierzył własnym oczom. W jego stronę, na krótkich liliowych łapkach, biegło kocię. Szybko poznał Skierkę, którą poznał jeszcze kiedy jej rodzice żyli.
- Pokażesz mi swojego tatę? Czy moi rodzice też są razem z nim? Czy ja też pójdę do Klanu Gwiazdy? Czy takich jak ja nie przyjmują?... - Z żółtych ślepków spojrzała na niego czarna otchłań. - I czemu skoro Klan Gwiazdy nas pilnuje, żeby nikomu nic się nie stało, moi rodzice nie żyją? Czy coś jemu zrobili? Czy ja coś zrobiłam?
Stał, gapiąc się w szkliste oczy Skierki.
- Nie wiem - szepnął, ledwo słyszalnie. Wszystkie jej pytania… Wątpliwości… To było dokładnie to, co dręczyło go od księżyca. - Nie wiem - powtórzył głośniej. - Nie rozumiem tego. Nikt z nich na to nie zasłużył. - Przed oczami stanął mu uśmiechnięty pyszczek Sennego Świtu, obiecującej, że zajmie się odrzuconymi przez klan kociakami. Widział jej partnera, nieśmiało podającego jej kwiaty. - Szczególnie twoim rodzice.
Zwiesił łeb, czując na sobie ciężkie spojrzenie koteczki.
- Nie rozumiem, dlaczego na to pozwolił. Mój ojciec… - Podniósł na nią rozmywający się wzrok. - Jeśli chcesz… Przyjdę po ciebie wieczorem. Poszukamy twoich rodziców i mojego taty. M-może wtedy…
Skinęła głową. Nie rozmawiali, gdy odprowadzał ją do żłobka.
Noc nie należała do najpiękniejszych. Księżyc gdzieś zniknął, jakby nawet on opuścił leśne klany. Po niebie, niczym szara mgła, snuły się chmury. Ich kolor niczym nie różnił się od brudnej szarości nieba.
Stał przez chwilę, nasłuchując. Żadnych krzyków. Ostrożnie postawił łapę w progu kociarni, gotowy uciec, jeśli tylko Wężowy Wrzask go zauważy.
Nic takiego się nie stało. Za to niechcący potrącił skrytą w mroku Skierkę.
- Chodź - szepnął, wymieniając z nią spojrzenia. Zrobiła to bez szemrania. Odeszli kilka kroków od żłobka, znajdując się na małej polance. Wróblowe Serce potrafił odnaleźć ją z zamkniętymi oczami. Czasami gdy tu przychodził, miał wrażenie, że w miękkiej trawie leży jego ojciec, pokazując małej Skowronek kolejną Gwiazdę.
- Połóż się. Tak jest najwygodniej.
Nie czekając na jej reakcję, ułożył się na grzbiecie. Minęła chwila, zanim wśród chmur wypatrzył pierwsze jasne punkty.
- Widzisz? Tam - podniósł łapę i wskazał dużą Gwiazdę, tuż obok dwóch innych. - To mój tata. Ta bardzo jasna obok to Sroczy Żar, wojowniczka Klifiaków. A ta maleńka to Pójdźkowy Sen, moja… przyrodnia siostra. I Wawrzynowa Łapa, jej syn - dodał, opuszczając łapę.
- Skąd wiesz, że to oni? - Głos koteczki zupełnie do niej nie pasował. Powinien być miękki i uroczy, a zamiast tego ocierał się nieprzyjemnie o jego uszy, jakby liliowa zapomniała, jak z niego korzystać.
- Po prostu to wiem. Czuję. Zresztą, ostatnia Gwiazda pojawiła się dokładnie po śmierci Wawrzynka. To musiał być on.
- Moi rodzice też tu są?
Skinął głową.
- Myślę, że tak. Każdy dobry kot staje się po śmierci Gwiazdą. Po prostu musisz ich odnaleźć.
Koteczka wbiła wzrok w niebo.
- Skoro byli dobrzy to dlaczego Klan Gwiazdy pozwolił im odejść?
Zacisnął ślepia.
- Czasami… czasami rzeczy nie są takie, jak powinny. Ja… Chciałbym wierzyć, że to ma jakiś głębszy sens. Że musiało tak być i kiedyś zrozumiemy dlaczego.
- Czyli nie wiesz?
Przez chwilę milczał.
- Nie. Ale bardzo bym chciał. Chciałbym potrafić ci powiedzieć, dlaczego odeszli. Żebyś wiedziała, że to nie twoja wina. - Uśmiechnął się do niej smutno. - Klan Gwiazdy nie jest zły. Są tam teraz nasi rodzice, więc… więc nie może, prawda?
Koteczka przez chwilę milczała, wędrując wzrokiem po niebie.
- Skoro twój tata tam jest… dlaczego im nie pomógł? Nie musieliby umierać.
Dlaczego ojciec go opuścił? Dlaczego nie pomógł mu wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebował? Dlaczego Klan Gwiazdy nie ukarał tych, którzy na to zasłużyli?
- Nie wiem - miauknął. Przełknął ślinę, walcząc ze ściskiem gardła. Odwrócił łeb, nie chcąc, żeby zauważyła jak ocierał łzy. Rozmyślał nad tym już tyle razy, tyle razy zastanawiał się, dlaczego…
- S-spójrz - miauknął, starając się, żeby głos mu nie zadrżał. Wskazał łapą pierwsze lepsze dwie Gwiazdy. - Może to są twoi rodzice?
<Skierko? Przepraszam, że tak długo, mam nadzieję, że nic nie zepsułam xd>
Aww <3 nie zepsułaś ^^
OdpowiedzUsuń