Akurat tego dnia, maluch nazwany dumnym, szlachetnym imieniem Szczawik, obudził się, gdy promienie słońca wpadały do żłobka, zdradzając, że dawno jest już późna pora. Widocznie ze zmęczenia wcześniejszą zabawą, przespał cały dzień. Kocurek przeciągnął się, wyciągając przed siebie łapki, natomiast pyszczek rozwarł w szerokim ziewnięciu. Uniósł pyszczek, chcąc sprawdzić, czy na zewnątrz panuje już lepsza pogoda. Zdawało się jednak, że dalej nie będą mogli wyjść. Machnął z irytacją ogonem. Naprawdę pragnął w końcu zwiedzić cały obóz. Mógłby też poznać wiele ciekawych kotów i pokazać im swoją wspaniałość.
Poruszył wąsikami z zainteresowaniem. Niedaleko leżała kulka mchu, zachęcająca wręcz, by się nią pobawić. Albo zniszczyć. Na jedno wychodziło. Maluch przygotował się do skoku, napinając mięśnie. Poczuł się jak prawdziwy wojownik, chcący upolować dziką zwierzynę. Podkradł się, szurając brzuszkiem po ziemi i machając ogonkiem, zanim wyskoczył, prosto na kulkę mchu, przy okazji zaliczając porządne wywalenie się na pyszczek. Prędko potrząsnął głową. Odwrócił główkę, upewniając się, że mama nic nie widziała. Musiał dobrze wypadać w jej oczach. Poza tym nie chciał, by miała powód, by się martwić, czasami była nadopiekuńcza. Kociak liznął się po boku, po swojej pięknej, liliowej sierści, przechodząc następnie do zabawy kuleczką mchu. Przesuwał ją z jednej łapki do drugiej, podziwiając, jak ta się porusza.
Zastrzygł uszami na dźwięk przy kociarni. Czyżby kolejny członek Klanu Klifu przyszedł go odwiedzić? W końcu ich klan był najlepszy! Liliowy przycupnął, czekając na odwiedzającego. A może to rybojad, chciał ukraść zapasy ich bezcennego mchu? Wysunął pazurki. Już on im pokaże, że nie mogą się zbliżać do JEGO żłobka. Mamusia na pewno się ucieszy, gdy przyniesie ogon takowego kota. Kocurek podkradł się bliżej, wciąż nieumiejętnie, niestety nie potrafiąc wyczuć zapachu.
W ostatniej chwili zatrzymał się przed skokiem, gdy w wejściu do żłobka, zamiast ujrzeć śmierdzącego rybami nocniaka, dojrzał sylwetkę swojego tatusia. Machnął ogonkiem wesoło, od razu rozpoczynając skakanie wokół łap kocura, zanim ten jeszcze zdążył podejść do mamusi, oczywiście z wróblem w pysku.
— Ciesc, tato, ciesc. — wyseplenił, siadając na zadku. — Pobalisz się ze mną? Albo nie! Opowiedz mi coś! O... o babci!
Wlepił w Żywiczną Mordkę oczekujące, nieznoszące sprzeciwu spojrzenie, rządny usłyszenia historii.
<Tato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz