— Ch-chyba poszedł — miauknął w końcu syn Oblodzonej Sadzawki, trącając delikatnie łapką rudego, a następnie niezdarnie wyczołgał się z prowizorycznej kryjówki. Leszczynek wyrwał się momentalnie z zamyślenia, dołączając do otrzepującego się z kurzu burego i szeroko się uśmiechnął.
— N-nie ma... nie ma go! — ogłosił z wesołymi iskierkami w błękitnych ślipiach, co nieco speszyło pręgowanego olbrzyma. Chciał odwrócić wzrok w bok, ale nagłe pacnięcie w bark wywołało kolejną salwę dziwnych iskierek.
— J-jak ty wytrzymujesz z tym burakiem? — zapytał z nieukrywanym niedowierzaniem, uroczo przechylając łebek w prawą stronę i owijając puchatą kitą szczupłe łapki. Malinek nie mógł powstrzymać się przed tępym gapieniem w jego sylwetkę, jednak po chwili westchnął, gdy zakodował słowa rówieśnika.
— S-sam n-nie wiem, j-jest o-okropny — wyrzucił z siebie z nutą złości, spoglądając w stronę majaczącego w oddali ogromnego obozowego drzewa. Wystarczyło, by wyobraził sobie zdenerwowanego mentora, czekającego na niego po powrocie, a szarawe futro szybko podniosło się do góry. Ukradkiem zerknął na spiętego ucznia obok, plując sobie w brodę, że przez niego Leszczynek się zdenerwował. Potrząsnął przecząco łbem, zapewniając, że wszystko w porządku. — A k-kto je-jest t-twoim me-mentorem?
— W-wilcze Serce! — odpowiedział z dumą rudzielec, wypinając do przodu pierś, a na niezbyt pojmujące spojrzenie młodszego, kontynuował. — To n-najwspanialszy zastępca w c-całym lesie, wiesz? N-na pewno nauczy mnie wielu przydatnych rzeczy — zamruczał z zadowoleniem, po czym posłał wychowankowi Aronii ciepły uśmiech. — Pomyśl, że j-jak tylko skończysz trening, n-nie będziesz się już m-musiał męczyć z tym bucem, Malinowa Łapo.
— O ile k-kiedykolwiek g-go s-skończę — wymamrotał jak zwykle posępnie terminator, unosząc w końcu łeb do góry. Zastanawiał się, czy powinien wracać już do obozu, by nie zostać nakrytym na rozmowie z wilczakiem, jednak strach przed synem Ognistej oraz przyjemność spędzania czasu z rudaskiem spowodowały, że opadł zadem na zimną trawę. Ponownie zlustrował syna Iglastej Gwiazdy bystrym spojrzeniem, a uświadamiając sobie, że po raz pierwszy spotkał kota, z którym ma więcej wspólnego niż ta sama płeć, mimowolnie się uśmiechnął.
— Co cię tak b-bawi? — miauknął zaskoczony pręgus, oglądając się wokół siebie. Kiedy mimo wysiłku nie znalazł niczego wartego uwagi, delikatnie zastrzygł uszami i uniósł brwi. — Och, m-mam rozumieć, że to przeze mnie?
— C-co? N-nie! — zaprzeczył najprędzej jak tylko mógł wnuk Żwirki, zaczynając bać się nie na żarty. A jeśli właśnie obraził kocurka i ich szanse na ponowne spotkanie się wyzerowały? Zaraz, czemu on w ogóle myślał o ponownym spotkaniu? Natłok myśli, pilnie wlepiające się w niego piękne błękitne oczy, zimny śnieg moczący przydługie futro, za dużo! Z powodu ogromu emocji w ogóle nie zastanowił się nad następnymi słowami i powiedział to, co siedziało mu głowie od jakiegoś czasu. — J-ja n-naprawdę s-się b-bardzo cie-cieszę, że s-się spotkaliśmy, Leszczynowa Łapo! Je-jesteś s-super — wyjąkał przyparty do muru, dopiero po chwili uświadamiając sobie, jak żałośnie musiało to zabrzmieć.
<Leszczynku? :3>
*umiera z przesłodzenia*
OdpowiedzUsuńGosh, jakie urocze dwie kluseczki <3
Aaawwwe jakie buby kochane małe takie jeszcze niczym nieskalane💓💓💓 *cute allert*
OdpowiedzUsuń