Wojna nadeszła w tym momencie kiedy najmniej się tego spodziewała. Była już gotowa do mianowania na wojownika- Mysikróliczy Ślad zapewniał, że lada dzień będzie mogła stanąć do walki o tą pozycję i miała duże szanse, że wygra. Los jednak chciał inaczej. Zamiast mimo wszystko spokojnej potyczki z jakimś drugim uczniem, nastąpiła wielka bitwa z Klanem Nocy i Klanem Burzy. Nie było to dla niej jakoś stresujące. Najważniejsze było to, by zadać jak największe szkody wrogowi i… Przeżyć. Miała nadzieję, że wyjdzie z tego wszystkiego cało. Nie chciała gnić pod ziemią w tak młodym wieku. Na dziadka to już mógł być czas (nie tak, że go obrażała, po prostu stwierdzała fakty), ale ona miała przed sobą jeszcze dużo życia. Chciała dożyć mianowania na wojownika.
Chaos był niewyobrażalny. Wokół słyszała wrzaski i wrogie syknięcia, krew tryskała z otwartych ran. Nie wiedziała z kim walczyła- był to dla niej całkowicie obcy kot, a jej zadaniem było ją po prostu zabić. Z warkotem rzuciła się na wojowniczkę jeszcze raz, wlepiając wzrok w jej pomarańczowe ślepia. Kotka uderzyła o ziemię i kopnęła czarną w brzuch. Wieczór spojrzała na Nocniaczkę. Nie znała jej histori, nie wiedziała czy ma rodzinę bądź partnera. Była dla niej pustą wywłoką, która stanowiła zagrożenie w tym wirze walki. Śmierć to było jej przeznaczenie. Tutaj, na brudnej ziemi, zrównana z gruntem jako jeden z wielu trupów.
Już po chwili nie żyła, gdy uczennica zacisnęła szczęki na jej gardle i puściła zakrwawione ciało z pomrukiem satysfakcji.
Chaos był niewyobrażalny. Wokół słyszała wrzaski i wrogie syknięcia, krew tryskała z otwartych ran. Nie wiedziała z kim walczyła- był to dla niej całkowicie obcy kot, a jej zadaniem było ją po prostu zabić. Z warkotem rzuciła się na wojowniczkę jeszcze raz, wlepiając wzrok w jej pomarańczowe ślepia. Kotka uderzyła o ziemię i kopnęła czarną w brzuch. Wieczór spojrzała na Nocniaczkę. Nie znała jej histori, nie wiedziała czy ma rodzinę bądź partnera. Była dla niej pustą wywłoką, która stanowiła zagrożenie w tym wirze walki. Śmierć to było jej przeznaczenie. Tutaj, na brudnej ziemi, zrównana z gruntem jako jeden z wielu trupów.
Już po chwili nie żyła, gdy uczennica zacisnęła szczęki na jej gardle i puściła zakrwawione ciało z pomrukiem satysfakcji.
***
przed mianowaniem olszy
Ta cała walka z Olszową Łapą była niczym w porównaniu z tym co działo się kilka dni wcześniej. Nie czuła takiego zmęczenia jak wtedy, nie śmierdziało tak krwią- ot zwykła potyczka, z której mogła wynieść tylko kilka zadrapań. Owszem, był tu niezły chaos i nie panowały tu żadne zasady, ale kotka nie była zbyt ciężkim przeciwnikiem. Mimo całego swojego zapału, była po prostu słabsza. Szylkretka zdawała się być zdeterminowana by wygrać, chociaż nie miała szansy na zwycięstwo. Dalej atakowała mimo wyczerpania oraz iż wynik był raczej przesądzony. Wieczór prychnęła jedynie widząc jej wyczyny. To było żałosne. Jeszcze raz rzuciła się na nią i przytrzymała przy ziemi, wbijając w jej wątłe ciało pazury. Olsza pisnęła cicho czując kolejną dawkę bólu, a ona spojrzała na nią bez emocji i większego zainteresowania jej losem. Najważniejsze było dla niej to, żeby wygrać, a nie zwracać uwagę na kotkę, której nawet dobrze nie znała. Upór lśnił w brązowych oczach przeciwniczki.
- Skończmy to już- syknęła do niej ostro.- Męczysz się i nic z tego nie masz. Wygrałam. Nie potrzebni są teraz słabi wojownicy tacy jak ty.
W ślepiach szylkretki zabłysła złość, ale jednocześnie również żal. Wieczorna Łapa warknęła na nią, gdy poczuła kopniaka w brzuch. Flądra jedna.
- Będę walczyć do końca!- powiedziała Olsza z determinacją. Irytowało ją to jak bardzo próbowała stanąć na swoim. Szarpały się jeszcze przez jakiś czas, dopóki jej przeciwniczka nie opadła z sił. Szylkretka nie była w stanie już dalej walczyć i znęcanie się nad tak wymęczonym kotem nie miało sensu. To był koniec. Nic więcej nie mogło nadejść. A ta żałosna istota może w końcu się nauczy tego, by poddać się w odpowiednim momencie.
“Koniec. Wygrywa Wieczorna Łapa.”
To były te słowa na które czekała przez ten cały czas. Odwróciła się w stronę Mrocznej Gwiazdy z uśmiechem w kąciku ust. Była lepsza od tej wywłoki. Cały trud jej martwego mentora nie poszedł na marne. Jej ojciec mógł być z niej dumny. Zaszła dość daleko. Mogła zostać wcześniej mianowana, ale lepiej późno niż wcale. Potrzebowała więcej czasu by doszkolić się do samego końca i mieć pewność, że jest na odpowiednim poziomie. Teraz była już wystarczająco dobra, by z dumą reprezentować Klan Wilka jako jedna z wojowniczek.
- Ja, Mroczna Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zdobyć doświadczenie niezbędne do ochrony klanu i jego członków. Polecam go wam jako kolejnego wojownika.
Wieczorna Łapo, czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę i chronić swój klan nawet za cenę życia?
- Przysięgam- odpowiedziała pewnie, czując jakby jej serce miało zaraz wyskoczyć z piersi. Cholera, tak, będzie przestrzegać tych durnych praw i chronić innym dupę. Po prostu chciała być już mianowana, czemu to się tak przedłużało!
- Mocą naszych potężnych przodków nadaję ci imię wojownika. Wieczorna Łapo, od tej pory będziesz znana jako Wieczorna Mara. Klan ceni twoją siłę i lojalność, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
Ojciec powinien być z niej dumny. Była lepsza od zarozumiałego Koszmara, osiągnęła coś w życiu w przeciwieństwie do Ruiny, nie była istotą bez godności jak Upadły Kruk. Była kimś i w końcu mogła to udowodnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz