*ostatnia wiosna*
Po nauczeniu się pływania i polowania na ryby, oraz po treningu dotyczącym biegania i polowania na króliki, przy czym to ostatnie tylko w teorii, jej babcia ogłosiła spotkanie pod płotem. Mieli się zebrać z samego rana następnego dnia, w domyśle nie budząc przy tym Bałwanka i Szczura.Jeżyk nie mogła jednak usnąć. Wbijała spojrzenie wszędzie gdzie popadnie, oglądając mrok jaki zapanował w Drewnianym Gnieździe, delikatnie ugniatała słomę, starając się tym delikatnym dźwiękiem nikogo nie obudzić. A szczególnie Bałwanka i Szczura. Zerknęła na nich ukradkiem a widząc, jak biały przewraca się na bok, już się bała, iż go obudziła, jednak ten spał dalej w najlepsze z otwartym pyszczkiem. Cicho wypuściła powietrze z ulgą. Naprawdę nie miała siły tutaj siedzieć i spędzić całej nocy nie mogąc usnąć, a jednocześnie denerwując się, iż kogoś przez przypadek obudzi.
Wstała więc bardzo powoli ze swego legowiska, aby cichutko przemknąć do wyjścia ze starej szopy.
Gdy tylko znalazła się na zewnątrz część napięcia uleciała z niej. Podeszła do płotu, aby następnie usiąść, napiąć mięśnie po czym wyskoczyć i złapać się go pazurami. Po wdrapaniu się na ogrodzenie usiadła na nim, wbijając wzrok w drogę. Raz na jakiś czas rozbłyskało nienaturalne światło, a blaszaki przejeżdżały po nieco oddalonej drodze.
Jeden potwór, drugi potwór, trzeci…czwarty… piąty…
Ostatecznie to liczenie przemykających po asfalcie monstrów sprawiło, że zaczęła ziewać, a ślipia samoistnie zamykać. Zeszła więc z płotu, aby wrócić do Drewnianego Gniazda. Może jednak trochę się jeszcze prześpi…
***
Wymknęli się ze stodoły, z niewielkimi trudnościami spowodowanymi niezdarnością Błotnistego Ziela, gdyż ta niechcący idąc przewaliła ogonem kubek na ochrę, jednak na szczęście nie obudziło to Bałwanka i Szczura, więc wszystkim spokojnie udało się wyjść i szybko dotrzeć do płotu. Zrobili miejsce Bylicy, która wskoczyła na płot przed nimi, aby następnie rozpocząć przemówienie, na które Jeż i jej siostra, a także reszta obecnych czekali tak długo. Ogon wnuczki ich liderki był napuszony, a jego końcówka drgała nerwowo, zaś podkręcone uszy co jakiś czas poruszały się z zaciekawieniem, ekscytacją a także niepewnością przysłuchiwały słowom staruszki.- Czas abyście, moje drogie wnuczki, zdały test. Wymyśliłam go już dawno temu dla waszych ciotek i wujków, oraz waszej matki, ale nie miałam okazji go wtedy wprowadzić, zważywszy na okoliczności. Postanowiłam jednak, iż wy go przejdziecie, bo gdyby nie one, również moje dzieci miałyby go za sobą – zaczęła siedząca na ogrodzeniu kocica – Test będzie polegał na przetrwaniu czterech dni samemu. W dziczy. – Zdębiała na słowa swej babki, wbijając w nią zdziwione spojrzenie. Ma przetrwać samej w dziczy? Nie było to coś, czego się spodziewała, ale chyba rozumiała tok rozumowania kocicy. Jak mają dbać o siebie nawzajem, jeśli nie będą w stanie sami przetrwać? Choć miała wszystkie potrzebne umiejętności, to faktycznie bardzo ważnym było sprawdzenie, czy dają one zamierzony efekt, czy jest samodzielna. – Ale samo to byłoby znacznie za łatwe. Dlatego… będziecie miały ogon. Kota, który będzie za wami podążał, chcąc was dorwać i w teorii zabić, a w praktyce mocno poturbować i unieszkodliwić. Nie możecie dać się złapać. Macie po tych czterech dniach wrócić do domu. Również podczas powrotu będziecie śledzone. Dopiero gdy przekroczycie próg Drewnianego Gniazda zaznacie spokoju – wyjaśniła, a futro na karku córki Kubka stanęło dęba. Ktoś będzie za nią podążał, tylko kto? Czy Bylica kogoś wynajęła do tego zadania? A może to będzie ktoś z rodziny? Jak na razie nie miała pojęcia, ale to co mówiła starsza kotka zaczynało ją mocno niepokoić. Miała umiejętności, ale wiedziała, iż babcia na pewno skrupulatnie wszystko zaplanowała, by to było dla niej wyzwanie, by musiała użyć wszystkich swych sił – Możecie iść gdzie chcecie podczas testu, choć nie do Klanu Wilka, ale zacznijmy od tego iż wolałabym, abyście nie szły także na tereny któregokolwiek z klanów. Poza tymi przestrogami macie wolną łapę; możecie łazić po lesie, po mieście, gdzie tylko was łapy poniosą. Wiedzcie, że to nie będzie tak proste, jak walki treningowe i inne nasze poprzednie ćwiczenia. To będzie walka z pazurami i kłami, wszystkie chwyty nie zostawiające trwałego uszczerbku na zdrowiu, czyli na przykład kalectwa lub śmierci dozwolone.
Zapadła cisza, przerywana tylko przez szum wiatru, który muskał futra obecnych. Słowa Bylicy odbijały się echem w jej głowie niczym fatum.
- Testującym nie wolno wrócić do zakończenia testu, ani pomagać testowanym w sytuacji, w której ktoś je zaatakuje, póki nie będzie ona zbyt poważna. Zarówno Jeżyk i Sroka jak i oni mogą wrócić dopiero po tych czterech wschodach słońca, chyba, że stanie się coś bardzo ważnego lub złego, z czym nie będzie można zwlekać.
Jej ciotki wymieniły się spojrzeniami. Błotniste Ziele wbijała spojrzenie w córki Krokus, raz spoglądając na nie, raz na innych. Jej oczy jakby latały po różnych kotach, obserwując ich reakcje. Jeżyk czuła, że ten test nie będzie prosty. Cztery dni w dziczy z kimś, kto będzie ją gonił. Test, czy poradzą sobie z prześladowcą spragnionym krwi. Z potencjalnym wrogiem rządnym zemsty lub czegoś, co posiadali. Bylica wbijała swe intensywnie zielone ślipia w dwie najmłodsze z obecnych.
- Każda z was będzie testowana osobno, w osobnych dniach. Najpierw odbędzie się test Jeżyk. A testować ją będzie Krokus, bo tylko ona będzie dla niej wyzwaniem.
Na tę wieść nastroszyła futro na sztorc, a jej źrenice zwęziły się.
Krokus?! Nie, nie, nie, nie. Jej koszmar. Jej zmora. Monstrum, które wydało ją na świat. Sceny z życia, w których matka ją uderzała, w których mówiła jej, co ma robić i powtarzała jak mantrę wszystkie jej przywary i niedociągnięcia, jak zmuszała ją do postawy, jak zaczynała aż płakać ze strachu i stresu spowodowanego słowami i czynami burej.
Dlaczego…
Dlaczego ją to spotykało.
Nie zwróciła nawet uwagi, gdy cętkowana wystąpiła poza szereg. Ona też musiała. Zrobiła to bez ociągania się, choć czuła, jak w środku niej coś buzuje, jak chce odejść, albo lepiej, wykrzyczeć wszystko, wykrzyczeć wszystko co ma do zarzucenia córce Bylicy. Rzucić się na nią, uderzyć pazurami po pysku, ból zadany przez kotkę chciał wypłynąć w końcu z ciała szylkretowej pod postacią czynów, a ta nie wiedziała, co jeszcze sprawiało, iż tego nie zrobiła. Może fakt, iż groźby Krokus wżarły jej się tak w mózg, iż to, że powie wszystkim co o niej myśli i zdradzenie co robiła sprawi, że tą ogarnie furia, a może to, iż jeśli odmówi testu… Zawiedzie nawet przed jego rozpoczęciem…? Czy ta myśl była jej, czy wewnętrznej Krokus, która cały czas tam gdzieś siedziała, szeptała do ucha, że nie może przynieść jej, a tym bardziej babci wstydu, że jeśli nie zrobi co się od niej oczekuje, jeśli nie da z siebie wszystkiego, jeśli jej nie posłucha, to całe jej życie nie będzie miało znaczenia?
- Twój test, Jeż, zacznie się już dzisiaj. Wyruszysz teraz. Masz czas do wieczora, wraz z zachodem słońca Krokus ruszy za tobą w pościg. Aby nie wiedziała, w którą stronę poszłaś, pójdzie teraz do stodoły i zostanie w niej do południa. Potem będzie ona z nami obserwować wędrówkę słońca po niebie.
Srebrna wnuczka Bylicy skinęła głową machinalnie.
Natomiast ta, która miała ją testować, natychmiast odwróciła się, po czym ruszyła w stronę stodoły. Gdy Krokus zerknęła przez ramię, a spojrzenia jej i córki się spotkały, do umysłu młodszej napłynęła fala strachu, ale czegoś jeszcze. Palącej chęci udowodnienia kotce, że nie jest i nie będzie zawodem jeśli chodzi o umiejętności. Tym razem o dziwo, to nie szylkretowa przerwała kontakt wzrokowy. Zrobiła to bowiem jej matka, która po machnięciu ogonem znów spojrzała w stronę wejścia do szopy, w której wnętrzu następnie zniknęła.
Fakt wytrzymania spojrzenia matki trochę dodał jej otuchy.
- Idź, Jeżyk. Uważaj na siebie. I pamiętaj, bądź czujna nieustannie – usłyszała jak przez mgłę miauknięcie Bylicy, która okazała się bezszelestnie zejść z płotu, lub też ona po prostu skupiona na tym wszystkim, co się właśnie stało, nie usłyszała chrobotania ostrych pazurów o drewno ogrodzenia.
Odwróciła się w stronę kotki, po czym skinęła głową.
- P-poradzisz s-sobie – dotarły do niej chyba najpewniejsze słowa, jakie kiedykolwiek padły z pyska Błotnistego Ziela w jej obecności. Liliowa podeszła do niej, a następnie mocno przytuliła. Bylica otarła się jeszcze o jej bok, a ciotki pożegnały ją, nim ruszyła na samotny test śledzona uważnym spojrzeniem żółtych oczu swej białej siostry, Sroki.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz