Chłodny, jesienny wiatr szarpał gałęziami drzew, uderzając w wodospad i rozpryskując krople lodowatej wody. Jednak grube skalne ściany osłaniały młode koty, dając schronienie w klanowym żłobku. Promyk wtulała się swoim drobnym ciałkiem w brzuch matuli, ugniatając posłanie malutkimi łapkami. Kocięta dopiero co otworzyły oczy, od samego początku będąc powodem zamieszania w legowisku. Ale burej koteczce wcale nie przeszkadzało lenienie się ani odpoczywanie całymi dniami, podczas chowania się przed chłodem z zewnątrz.
Wydała z siebie cichy pisk, gdy Księżycek przypadkiem kopnęła ją w brzuch. Co za niewdzięcznica! Kiedyś jej odda. Jak na razie jednak prychnęła pod nosem i niezgrabnie podniosła się na łapy, chwiejąc się z każdym krokiem. A raczej swego rodzaju 'pełzem', gdyż chodzeniem tego nazwać nie można było. Rozejrzała się błękitnymi oczętami po legowisku, w poszukiwaniu czegoś interesującego. Jednak szybko spuściła głowę z zawodem, gdyż żłobek był prawie pusty. Nie tak, że szukała kogoś do zabawy, o nie nie. Ale poprzedni rezydenci mogli chociaż po sobie coś zostawić? A nie, teraz przez nich się nudzi.
Przez chwilę rozważała po prostu powrót do spania, co brzmiało strasznie kusząco. Ale mogła też wykorzystać ten czas jakoś inaczej, skoro nikt się jej nie przyglądał. Brr. Zadrżała na samą myśl bycia obserwowaną. Była pewna, że jej siostry cały czas ją oceniały, wszystko co robiła, było przez nie krytykowane.
Szylkretka tak się zamyśliła, że prawie nie wyłapała zapachu pewnego kota wchodzącego do żłobka. Znała ten zapach z wcześniej, kojarzył się jej on od pierwszych dni.
- Tata? - pisnęła niepewnie. W końcu musiała wiedzieć, jak wygląda jej własny ojciec, prawda?
<Niedźwiedź?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz