Las zamienił się w mokradło. Pochmurny dzień, jak i brak słońca nie podnosił na duchu. Łapy, jak i brzuch kotki były przemoknięte. Zimny wiatr szalał pomiędzy drzewami, a w brzuchu wciąż pustka. Trzęsła się mimowolnie próbując brodzić do przodu.
— Tak ciężkiej Pory Nagich Drzew już dawno nie było. — miauknęła Cyprys ocierając się o Winogrono.
Bura cicho zamruczała. Jej także głód odbierał siłę. Poszli do okolic Szopy. Znajdująca się trochę wyżej konstrukcja zapewniała suchszy teren. Traszka Otrzepała łapy z błota.
— Słyszeliście to? — Borówek rozejrzał się niespokojnie.
Zeskoczył z niskiego drzewa do kotek. . Jego czarny ogon nastroszył się. Niepokój szybko się rozprzestrzenił. Nie byli tu sami. Po ostatnich krwawych wydarzeniach nikt za bardzo nikomu nie ufał. Morderca żył pomiędzy nimi tyle księżyców i nikt się nie zorientował. Byli bardziej bezbronni niż myśleli.
— Lis. — miauknęła Traszka lekko rozluźniając się.
Piołun był idealnym przykładem dawnego życia lisów i kotów w harmonii. Miejscowe lisy mogły równie dobrze być jak on. Mogli wszyscy razem się dogadać i żyć w pokoju. Zwierzę wyskoczyło za krzaków. Było dziwne. Inne. Ślina ciekła z jego pyska. Futro nastroszone. Nim któreś z nich zdążyło zareagować rzucił się na Borówka. Cyprys zareagowała od razu. Rzuciła się na rudzielca, a tuż za nią Winogrono. Jedynie Traszka stała oszołomiona i niezdolna do ruchu. Zapach krwi zaczął wypełniać lasek. Borówek piszczał przeraźliwie. Jego łapa złapała przez zwierzę krwawiła intensywnie.
— Nie zabijajcie go! — pisnęła jedynie, widząc, jak Cyprys zbliża się do gardła przeciwnika.
Lis wykorzystał powstałe zamieszanie i zrzucił kotkę, która zaraz znalazła się w pobliżu jego szczęk.
— Cyprys! — pisnęła Winogrono przerażona.
Rana na łbie nie wyglądała dobrze. Traszka położyła uszy. To wszystko jej wina. Bura złapała za ogon rudzielca i zaczęła go odciągać od leżącej pod nim wojowniczki. Jeden cios pazurów rudej nad gardłem i lis padł obok nich. Pointka jako jedyna siedziała sparaliżowana, gdy pozostali jej towarzysze jej dyszeli.
— Traszka. — surowy głos dawnej mentorki sprawił, że łzy wylały się na jej poliki.
— Przepraszam... przepraszam... ja... ja naprawdę przepraszam. — zaczęła, czując co się zbliża.
Nie chciała tego. Nie rozumiała czemu lis zaatakował. Dlaczego postanowił ich skrzywdzić bez powodu. Przecież to było złe. Nie sprowokowali go niczym. A teraz nie żył, a Borówek i Cyprys byli ranni. Nie mogła powtrzymać łez.
— Traszka. Uspokój się. Weź Borówka, wracamy. — miauknęła jedynie bura.
Pokiwała smutnie łbem. Bała się spojrzeć kotce w ślepia.
Minął księżyc, a Borówek powrócił do patrolów. Lekko kulał, lecz Plusk twierdziła, że wciągu paru księżyców odzyska sprawność całkowicie. Gorzej z Cyprys. Rana strasznie ją bolała, nie było dnia, by nie słyszeć jej cichego popiskiwania. Medycy byli bezradni. Kotka zmieniła się. Była inna. Strachliwa i nieobecna. Ciągle gdzieś uciekała i skrywała się. Jakby wciąż męczyły ją wizje z tamtego dnia. Winogrono starała się wspierać partnerkę, lecz było jej coraz trudniej. Kotka zdawała się jej nie poznawać. Majaczyła. Gorączka nie chciała jej zostawić. Witka załamywała łapy. Nie umiała jej pomóc.
— Może powinniśmy wybrać się do Klanu Burzy. Może ich medycy coś wiedzą? — zaproponowała Ważka, próbując wesprzeć młodą szylkretkę.
Witka otuliła się ogonem.
— Coś jest nie tak. Na ich terenach pachnie Wilczakami.
— Niedługo zgromadzenie.
— Ostatnio leśne klany nie zjawiły się. — wtrącił się Komarnica. — Może znów nie przyjdą. Głupcy tak się pobili, że nie mieli kogo na zgromadzenie puścić.
Traszka minęła rozmawiające koty zmartwiona. Miała nadzieję, że Lisi Ognik wyszła z tego cało.
— Traszka!
Odwróciła się w stronę zdyszanej Winogrono.
— Nie widziałaś nigdzie Cyprys? Znowu uciekła gdzieś, a zbliża się pora leków. — jej głos drżał.
Kotce tak strasznie było żal dawnej mentorki. Nie rozumiała czemu Wszechmatka zsyłała jej takie cierpienie. Bura nikła w oczach. Ciągle spięta i zmartwiona, wiecznie próbując być u boku chorej.
— Poszukajmy ją razem. — miauknęła, rozglądając się wokół siebie. — Sprawdzałaś przy powalonej kłodzie. Ostatnio tam ją znalazł Lśniąca Tęcza wraz z Żbikiem, gdy pilnował Nikogo na polowaniu.
— Nie zabijajcie go! — pisnęła jedynie, widząc, jak Cyprys zbliża się do gardła przeciwnika.
Lis wykorzystał powstałe zamieszanie i zrzucił kotkę, która zaraz znalazła się w pobliżu jego szczęk.
— Cyprys! — pisnęła Winogrono przerażona.
Rana na łbie nie wyglądała dobrze. Traszka położyła uszy. To wszystko jej wina. Bura złapała za ogon rudzielca i zaczęła go odciągać od leżącej pod nim wojowniczki. Jeden cios pazurów rudej nad gardłem i lis padł obok nich. Pointka jako jedyna siedziała sparaliżowana, gdy pozostali jej towarzysze jej dyszeli.
— Traszka. — surowy głos dawnej mentorki sprawił, że łzy wylały się na jej poliki.
— Przepraszam... przepraszam... ja... ja naprawdę przepraszam. — zaczęła, czując co się zbliża.
Nie chciała tego. Nie rozumiała czemu lis zaatakował. Dlaczego postanowił ich skrzywdzić bez powodu. Przecież to było złe. Nie sprowokowali go niczym. A teraz nie żył, a Borówek i Cyprys byli ranni. Nie mogła powtrzymać łez.
— Traszka. Uspokój się. Weź Borówka, wracamy. — miauknęła jedynie bura.
Pokiwała smutnie łbem. Bała się spojrzeć kotce w ślepia.
* * *
Minął księżyc, a Borówek powrócił do patrolów. Lekko kulał, lecz Plusk twierdziła, że wciągu paru księżyców odzyska sprawność całkowicie. Gorzej z Cyprys. Rana strasznie ją bolała, nie było dnia, by nie słyszeć jej cichego popiskiwania. Medycy byli bezradni. Kotka zmieniła się. Była inna. Strachliwa i nieobecna. Ciągle gdzieś uciekała i skrywała się. Jakby wciąż męczyły ją wizje z tamtego dnia. Winogrono starała się wspierać partnerkę, lecz było jej coraz trudniej. Kotka zdawała się jej nie poznawać. Majaczyła. Gorączka nie chciała jej zostawić. Witka załamywała łapy. Nie umiała jej pomóc.
— Może powinniśmy wybrać się do Klanu Burzy. Może ich medycy coś wiedzą? — zaproponowała Ważka, próbując wesprzeć młodą szylkretkę.
Witka otuliła się ogonem.
— Coś jest nie tak. Na ich terenach pachnie Wilczakami.
— Niedługo zgromadzenie.
— Ostatnio leśne klany nie zjawiły się. — wtrącił się Komarnica. — Może znów nie przyjdą. Głupcy tak się pobili, że nie mieli kogo na zgromadzenie puścić.
Traszka minęła rozmawiające koty zmartwiona. Miała nadzieję, że Lisi Ognik wyszła z tego cało.
— Traszka!
Odwróciła się w stronę zdyszanej Winogrono.
— Nie widziałaś nigdzie Cyprys? Znowu uciekła gdzieś, a zbliża się pora leków. — jej głos drżał.
Kotce tak strasznie było żal dawnej mentorki. Nie rozumiała czemu Wszechmatka zsyłała jej takie cierpienie. Bura nikła w oczach. Ciągle spięta i zmartwiona, wiecznie próbując być u boku chorej.
— Poszukajmy ją razem. — miauknęła, rozglądając się wokół siebie. — Sprawdzałaś przy powalonej kłodzie. Ostatnio tam ją znalazł Lśniąca Tęcza wraz z Żbikiem, gdy pilnował Nikogo na polowaniu.
Bura pokręciła łbem, więc ruszyli w tamtą stronę. Traszka nie mogła znieść widoku tak zmarnowanej kotki. Musiała jej jakoś pomóc.
— Witka planuje poradzić się medyków z leśnych klanów. Może oni będą umieli coś doradzić. — rzekła do burej. — Więc może niedługo w końcu będzie lepiej.
Winogrono uśmiechnęła się smutno.
— Mam nadzieję. — odparła. — Dłużej nie wytrzymam. — dodała szeptem bardziej do siebie.
Pointka podeszła do kotki, by ją przytulić. Tylko tyle mogła zrobić.
— Witka planuje poradzić się medyków z leśnych klanów. Może oni będą umieli coś doradzić. — rzekła do burej. — Więc może niedługo w końcu będzie lepiej.
Winogrono uśmiechnęła się smutno.
— Mam nadzieję. — odparła. — Dłużej nie wytrzymam. — dodała szeptem bardziej do siebie.
Pointka podeszła do kotki, by ją przytulić. Tylko tyle mogła zrobić.
* * *
Wrzask postawił ją na łapy. Nie tylko nią. Spojrzała na zaspanego brata rozglądającego się wokół. Był równie zdezorientowany. W mroku nocy nikt nie widział co się stało.
— Szybko, pomocy! — krzyk Perkoza wyrwał ją z zamyślenia.
Nie tylko ich. Lulek wraz z Lisówką pędzili przed nimi. Biegli w stronę legowiska starszyzny. Wśród krzewów kaliny ujrzeli ich. Zdyszany i zakrwawiony Perkoz nie był tym czego spodziewali się zastać. Pod nim wiła się Cyprys. Wyglądała inaczej. Zdawała się ich nie poznawać. Rwała się i syczała. Z pyska ciekła jej ślina. Zupełnie jak tamtemu lisowi.
— Wezwijcie medyków! — miauknął rozpaczliwie rudy, próbując utrzymać wojowniczkę.
Traszka kiwnęła łbem i skierowała się w stronę legowiska ich.
— Witko! Plusk! Pomożcie, Cyprys oszalała! — pisnęła przerażona.
Wystarczyło parę uderzeń serca by kotki zabrały się i pognały wraz nią do reszty. Krwawiący Perkoz leżał na trawie, liżąc krwawiącą ranę. Lulek wraz z Lisówką próbowały utrzymać szarpiącą się rudą. W bezpiecznej odległości Świt, Borsuk i Żbik przyglądali się temu zszokowani.
— Nie zbliżajcie się. — ostrzegł czekoladowy. — Nie rozpoznaje nas.
Dopiero teraz Traszka dojrzała jak poraniony był Lulek. Krew spływała po jego barku, lecz wciąż dalej trzymał kotkę, przyciskając jej pysk do ziemi. Pointka załamana chciała jedynie uciec stąd gdzieś daleko i prosić Wszechmatkę by zlitowała się nad nimi. Cyprys zdawała się być pozbawiona duszy. Nie była sobą. Była czymś innym. Czymś strasznym.
— Traszko, Borsuku, Żbiku, szybko zacznijcie kopać dziurę. Nie utrzymamy jej wiecznie. — krzyknęła Lisówka, która trzymała tylne łapy wojowniczki.
— Słyszałaś? Szybko. Nie chcemy więcej rannych. — warknął na nią Borsuk.
Pointka szybko zaczęła kopać wraz z kocurami. Wilgotna i miękka ziemia nie ułatwiała zadania. Łapy ślizgały się jej, a całe ciało pokryła lepka breja. Dołączyła do nich Świt wraz ze Wanilią.
— Witko, zajrzyj do starszych. Sadza zdawała się także dostać. — mruknął słabo Perkoz, którego Plusk wraz z Tęczą zabierała do legowiska medyków.
Młodsza kiwnęła łbem. Traszka poczuła, jak łapy jej drętwieją. Myśl, że jej tata mógł ucierpieć sprawiła, że serce jej zamarło. Zaczęła kopać szybciej, chcąc już móc sprawdzić czy z Żurawinkiem wszystko w porządku. Dół jednak wciąż był za płytki. Obsuwająca się mokra ziemia nie pomagała. Robota zdawała się nie mieć końca.
— Nie zbliżajcie się. — ostrzegł czekoladowy. — Nie rozpoznaje nas.
Dopiero teraz Traszka dojrzała jak poraniony był Lulek. Krew spływała po jego barku, lecz wciąż dalej trzymał kotkę, przyciskając jej pysk do ziemi. Pointka załamana chciała jedynie uciec stąd gdzieś daleko i prosić Wszechmatkę by zlitowała się nad nimi. Cyprys zdawała się być pozbawiona duszy. Nie była sobą. Była czymś innym. Czymś strasznym.
— Traszko, Borsuku, Żbiku, szybko zacznijcie kopać dziurę. Nie utrzymamy jej wiecznie. — krzyknęła Lisówka, która trzymała tylne łapy wojowniczki.
— Słyszałaś? Szybko. Nie chcemy więcej rannych. — warknął na nią Borsuk.
Pointka szybko zaczęła kopać wraz z kocurami. Wilgotna i miękka ziemia nie ułatwiała zadania. Łapy ślizgały się jej, a całe ciało pokryła lepka breja. Dołączyła do nich Świt wraz ze Wanilią.
— Witko, zajrzyj do starszych. Sadza zdawała się także dostać. — mruknął słabo Perkoz, którego Plusk wraz z Tęczą zabierała do legowiska medyków.
Młodsza kiwnęła łbem. Traszka poczuła, jak łapy jej drętwieją. Myśl, że jej tata mógł ucierpieć sprawiła, że serce jej zamarło. Zaczęła kopać szybciej, chcąc już móc sprawdzić czy z Żurawinkiem wszystko w porządku. Dół jednak wciąż był za płytki. Obsuwająca się mokra ziemia nie pomagała. Robota zdawała się nie mieć końca.
* * *
Ciche szepty i panika rozsiały się po obozowisku. Plotki na temat tego co się wydarzyło nabierały na sile stając się coraz dziwniejsze. Winogrono zapłakana siedziała w legowisku. Nikt nie wiedział co działo się z Cyprys. Nawet medycy. Uwięziona w dziurze ruda kotka jedynie wydawała się z siebie straszny lament i prychała wściekle. Był zakaz zbliżania się do dziury. Traszka wraz z Borówkiem zostali przepytali o wszystko co wiedzieli na temat tego lisa. Podejrzenie, że Cyprys zaraziła się tym od rudzielca rosło na sile. A przecież coraz częściej widywali te zwierzęta w lasach.
Komar zwołał swoich zastępców i zniknęli na całe popołudnie wśród korony topoli. Nikt nie wiedział co ich czeka.
— To prawda, że cię ugryzła? — zaciekawione kocięta Fretki, zaczepiły Lulka.
Kocur pokazał bliznę na barku.
— Nie raz. Lecz dałem jej radę z Lisówką. — mruknął dumny z siebie. — Musieliśmy trzymać ją pół nocy zanim dół został ukończony.
Kociaki zdawały się zafascynowane. Teraz niepilnowane przez matkę miały okazję pokręcić się po obozowisku.
— Jesteś cała? — matka pojawiła się przy niej jakby znikąd.
Traszka oparła łeb o nią.
— Martwię się tym co nadchodzi. — wyznała szczerze. — Cyprys była straszna. Bałam się, że zabiła tatę.
Maczek objęła ogonem córkę. Westchnęła cicho. Też się martwiła. Kocur na szczęście wyszedł bez szwanku dzięki szybciej reakcji Perkoza i Sadzy. Oni i Lulek ucierpieli przez Cyprys najbardziej.
— Wszechmatka nad nami czuwa. — próbowała dodać otuchy Maczek. — Jaskółka i Fretka zamierzają porozmawiać z Komarem. By zwiększyć ilość zwiadowców i ich patroli. By nikt więcej nie natknął się na te chore lisy. — wyznała vanka córce z uśmiechem.
Ślepia Traszki zalśniły.
— Naprawdę? Myślisz, że mam szansę? — zapytała z nadzieją.
Maczek kiwnęła łbem i uciekła wzrokiem gdzieś dalej. Nic nie mówiła przez parę uderzeń serca. Dopiero gdy spotkała się ze spojrzeniem córki otworzyła pysk.
— Nadchodzą naprawdę trudne czasy, Traszko. Musisz mieć się na baczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz