*ostatnia wiosna*
Gdy tylko wyszła z terytoriów Złotych Traw zaczęła się jeszcze bardziej martwić. W którym kierunku powinna się udać?Krokus umiała się poruszać po wszelakich terenach – żyła podobno niedaleko bagien, a także w lesie, na łąkach i wrzosowiskach też, o mieście już nawet nie wspominając. Gdzie mogła się udać, by chociaż trochę utrudnić matce życie? Nie miała pojęcia. Po prostu nie wiedziała, gdzie się udać.
Szybko. Rozważ wszystkie opcje, póki jeszcze masz czas się zastanawiać.
Las to była dzicz, w której jednak dało się odnaleźć ład, pewną harmonię i pewne rzeczy które się nie zmieniały. Na przykład położenie drzew czy też to, gdzie co rośnie, to, że w korzeniach starych drzew można było znaleźć kryjówkę albo w ich dużych dziuplach. Ale to było przewidywalne dla kogoś takiego jak Krokus. A też z takiej dziupli czy też przestrzeni między korzeniami, albo nory, nie dało się tak prosto wyjść. Otwarte tereny – łatwo ją będzie zauważyć, w końcu była gigantyczna i choć umiała się tam schować, to Krokus będzie miała dużą przewagę jako kotka o znacznie mniejszych gabaretach. Miasto, miasto było duże, charakteryzowało się ogólnym chaosem dla kogoś, kto nie wiedział, jak się po nim poruszać. Zakamarków znajdzie tam bez liku, ale niebezpieczeństw także. Pomijając samochody, których sposób poruszania się były do przewidzenia i dwunożnymi, którzy czasami byli nieprzewidywalni pozostawała kwestia innych samotników. Gangi miały swoje tereny w różnych miejscach, mogła niechcący wejść na teren któregoś. Ale w sumie… to dlatego, że nie znała tego miasta. Ale Krokus też nie wiedziała o nim tak wiele, nie było to stare miasto, to przez dwunogów się tu znaleźli. Jego wielkość też dawała jej równie większe szanse na zgubienie Krokus, ilość zapachów także.
Ale czy to nie było… przewidywalne?
I wtedy wpadła na pomysł.
Ruszyła w stronę miasta, mając już w głowie pewien plan.
***
Przemykała między uliczkami w nocy, nie zatrzymując się ani na moment. Tylko raz upolowała jedną, lichą mysz; nie miała bowiem za dużo czasu. Jednocześnie nie mogła też pędzić, jeśli to, co miała zamiar zrobić, miało się udać.Dlatego też powoli, obserwując otoczenie, w tym miejscowych samotników, których czasami gdzieś dostrzegała oraz pieszczochy, starała się znaleźć trasę, która będzie w miarę bezpieczna. Przyglądała się temu, co robili, czy byli spięci, czy nie, czy zdawali się patrolować, czy też po prostu przemykać z miejsca do miejsca jak ona.
Przechodziła właśnie pewną opustoszałą uliczką, gdy coś brzdęknęło za nią. Już miała się obrócić, gdy usłyszała, jak metalowy kosz przewala się tuż obok niej. Błyskawicznie odskoczyła, jeżąc całe futro na sierści i szczerząc groźnie kły, wpatrując się w tego, kto chciał na nią to coś zrzucić.
I o zgrozo, była to ta, której się najbardziej obecnie obawiała.
Krokus siedziała na parapecie kamiennego budynku, wbijając w nią spojrzenie miodowych oczu.
Przez chwilę patrzyła prosto w oczy kocicy, chcąc spróbować przewidzieć, co ta zrobi. Nim bura zdążyła jednak cokolwiek zrobić, szylkretka biegiem popędziła w stronę wyjścia z uliczki.
- Tchórz! – usłyszała wrzask z dezaprobatą i jadem wprost wylewającym się z niego. Słyszała, jak cętkowana pędzi za nią. Na szczęście Jeż mimo większej wagi nadrabiała długimi łapami, przez co robiła większe odstępy między miejscami, w których padały jej łapy. Krew szumiała jej w uszach.
Wybiegła jak burza z alejki, wpadając na drogę. Rażące światło reflektorów potwora uświadomiło ją w porę, gdzie się znalazła. Zeskoczyła z drogi tuż za nim samochód niewzruszenie przejechał w miejscu, gdzie przed chwilą stała. Pobiegła dalej, nie patrząc za siebie. Jeśli będzie miała szczęście, może coś przejedzie tę gnidę… Wiedziała, iż gdyby ta jej myśl jakimś cudem dotarła do umysłu Bylicy, ta na pewno byłaby oszołomiona, trudno powiedzieć, co jeszcze. Czy zła, czy inna? Nie wiedziała. Nie wiedziała także, czy była by gotowa zabić Krokus.
Po jakimś czasie biegu zgubiła burą. Ciężko dysząc udała się dalej.
Musiała jak najszybciej opuścić miasto.
***
Gdy tylko wyszła z miasta zaczęła iść w stronę terenów Klanu Klifu. I ona, i Krokus nie znały tych terenów za dobrze, nie bywały tutaj prawie że nigdy. Tylko raz była tu wraz z Błotnistym Zielem i Sroką, szukając swej babki, gdy pewnego dnia zniknęła na dłużej, że aż mimo jej stylu bycia, zwyczajów i co najważniejsze częstych wędrówek, zaczęli się poważnie martwić. I to dawało jej przewagę nad Krokus. Ona nie wiedziała praktycznie NIC o tym miejscu, widziała je co najwyżej z daleka, przynajmniej z tego co było dane wiedzieć Jeżyk i liczyła na to, iż się nie pomyliła. Miała nadzieję, że zmyli w ten sposób matkę. Że kocica będzie jej na daremno szukać w wielkim mieście.Zatrzymała się na chwilę, by spojrzeć na pole złotych kłosów będące za pobliską drogą grzmotu. Bardzo przypominało ono tereny jej rodziny, choć nie było ogrodzone drewnianym płotem.
Postanowiła, iż w pobliżu właśnie terenów Klanu Klifu zatrzyma się na odpoczynek. W końcu jeśli nie będzie za długo spała, to straci siły i energię. Może i jej zmysły na pewien czas by się wyostrzyły z powodu ciągłego czuwania i stanu gotowości, ale po jakimś czasie zostałyby przytłumione i mogłaby usnąć lub paść w jakimś nie osłoniętym, niebezpiecznym miejscu. A wolała mieć kontrolę nad tym, gdzie się zatrzyma. Żałowała, iż przed pójściem do miasta nie zdążyła się dokładnie wyczyścić, może wykąpać w rzece i wytarzać w ziołach, by jej zapach nie był tak wyczuwalny. Żałowała też, iż mogła przez pośpiech nie zamaskować tak dobrze swoich śladów, jak powinna była, by dać matce jak najmniej poszlak co do miejsca swego pobytu. Ale czasu nie cofnie i musiała działać szybko. W dalszej części testu bardziej zwróci na to uwagę.
Gdy tylko znalazła odpowiednie miejsce do snu – mianowicie norę zasłoniętą przez bujny krzew – wgramoliła się do niej i usnęła pośród mało znajomego zapachu wilgotnej ziemi, choć nie przyszło jej zasypianie w takim miejscu tak łatwo, zważywszy na fakt, iż wcześniej spała w innych, zazwyczaj wyżej położonych lub trudniej dostępnych kryjówkach albo w pomieszczeniach tak jak to miało miejsce w Drewnianym Gnieździe.
***
Obudziła się i ziewnęła, po czym rozejrzała zdezorientowana po ziemistym wnętrzu nory. Dopiero po kilku uderzeniach serca zdała sobie sprawę, gdzie się znajduje. A no tak. Test. I Krokus na ogonie…Szybko zebrała się, zaczynając czyścić swe poplątane futro z nie wiadomo jakimi patykami i liśćmi w nie wplątanymi. Zajęło jej to naprawdę sporo czasu, szczególnie, iż musiała najpierw zdjąć z szyi naszyjnik z czerwonymi kamieniami szlachetnymi od babci.
Dopiero po gruntownym umyciu się założyła go z powrotem, by następnie ostrożnie wyściubić nos z wnętrza nory.
Musiała sprawdzić, czy było bezpiecznie. Nie zauważyła jednak nic niepokojącego, więc przystąpiła do szukania ziół maskujących zapach.
***
Po wykonaniu niezbędnych przygotowań cała już pachniała arsenałem różnorakich roślin. Upolowała po drodze też sobie śniadanie, a teraz zmierzała w stronę z której przyszła. Miała zamiar ominąć miasto i wrócić w pobliże domu, aby następnie skierować się w stronę znajomego lasu. Coś takiego mogło zmylić jej matkę. Miała nadzieję, iż ten plan zadziała. To był drugi dzień i jak na razie nie zauważyła, aby była śledzona. Możliwe, że bura została w mieście. Ale również istniała możliwość, że kotka z niego wyszła jakoś orientując się, iż jej już tam nie było. I to sprawiało, iż coś podchodziło jej do gardła.Szmer. Jej ucho poruszyło się w jego stronę ale szybko zdała sobie sprawę, iż była to zwyczajna zwierzyna łowna buszująca pośród traw.
Ruszyła więc dalej chcąc jak najszybciej oddalić się od ostatniego miejsca bytowania matki o jakim wiedziała.
***
Dotarła do lasu. Powyginane konary drzew przywitały ją skrzypieniem pod wpływem wiatru. Spojrzała w niebo. Chmury zaczynały zasłaniać jego błękit. Najpewniej za niedługo rozpada się na dobre, a sądząc po ostatniej pogodzie, zanosiło się na burzę. Musiała szybko znaleźć schronienie i przeczekać oberwanie chmury.
Albo, mogła iść dalej i nie zważać na pogodę, w ten sposób pozostając o krok przed cętkowaną.
Wybrała właśnie tę opcję.
***
To chyba jednak nie był dobry pomysł. Wiatr bawił się jej sierścią jak dziecko dwunoga swą zabawką, czochrając ją na wszystkie strony, póki całkowicie nie przemokła mimo osłony z koron drzew. Ciągłe trzaski, szmery i podmuchy doprowadzały ją do zawału. Chciała, aby to się już skończyło, ale parła dalej. Mimo tylu dziupli i nor, jakie mijała. Musiała dalej przeć przed siebie.Wtem usłyszała jak coś pęka. Odskoczyła nim gałąź spadła z hukiem na ziemię. Nastroszyła ogon i wtedy ją zmroziło, a krew napłynęła do głowy.
Blask miodowych oczu w oddali sprawił, że zamarła. Krokus jednak nie czekała. Ruszyła w jej stronę mijając drzewa i krzewy.
Nie, nie, nie, nie, nie! Jak ona to nadrobiła?! Rzuciła się do ucieczki jak oblana wrzątkiem. Zaczęła kluczyć między drzewami. Krokus nie była tak blisko, może osłona z chwastów i innych roślin ją ukryje przed jej wzrokiem. Czym prędzej wdrapała się na jedno z drzew. Wskoczyła na nie i zaczęła obserwować teren z góry. Wiedziała, że matka była dobra w chodzenie po drzewach, niczym kot wiewiórka przeskakiwała z gałęzi na gałąź, dlatego przeskanowała najpierw konary w zasięgu wzroku, po czym spojrzała w dół i nieomal spadła z gałęzi, gdy dostrzegła stojącą tuż przy pniu, przemoczoną postać, wbijającą w nią swe oczy.
- Jesteś jak cholerna zmora! – wrzasnęła, po czym pędem rzuciła się po gałęziach do ucieczki.
Słyszała, że matka wdrapuje się na drzewo. Wiedziała, że będzie ją goniła.
Ale jakimś cudem udało jej się umknąć i dotrwać do następnego dnia w dziupli starego dębu.
***
Trzeci dzień. Przeżyła trzeci dzień. Od tamtej nocy nie widziała Krokus. To był ostatni. Ostatni dzień. Po tym zachodzie słońca będzie mogła wrócić. Wrócić do Drewnianego Gniazda. Może tryumfując.Szła przez las. Ale wtedy dostrzegła coś, a raczej kogoś. Skryła się w krzakach, obserwując uważnie cętkowaną kocicę szukającą jej śladów.
I wtedy to się stało. Złość wylała się z niej. Nie mogła tego w sobie dłużej trzymać.
Teraz to myśliwy stanie się ofiarą.
Rzuciła się w stronę Krokus. Wbiła w nią swe kły i pazury, nie puszczając kotki ani na moment. Jedyne czego chciała, to wyżyć się. Pokazać tej krowie swą złość i nienawiść którą ją darzyła. Zemścić się choć za część piekła, jakie jej wyrządziła.
Krokus syknęła, próbując się jej wyrwać.
- Teraz już się mnie nie boisz, hm? – syknęła jej do ucha. Po zaledwie uderzeniu serca Krokus odepchnęła ją od siebie, ukazując złowrogo kły.
- Wiesz, kim jesteś? Kimś kogo NIENAWIDZĘ. ZNISZCZYŁAŚ MI DZIECIŃSTWO! – wrzasnęła, rzucając się ponownie na burą kotkę w szale. Ta nie zdążyła zareagować, bo została ponownie obłożona ciosami z każdej strony. W obronie wpiła w nią swe kły. Warknięcie wydobyło się z jej gardła, gdy kły matki wbiły się w nią. Na szczęście miała długie futro, które utrudniało mocniejsze zranienie jej.
W jej wnętrzu jednak zawrzało, gdy starsza kocica odskoczyła od niej i z sykiem się na nią rzuciła.
Splotły się w uścisku wściekłości, goryczy i chęci zemsty. Krokus pragnęła ukarać córkę za nieposłuszeństwo, choć pewnie cieszyła się, iż w końcu ta przestała być taka „słaba i bojaźliwa” w stosunku do niej. Natomiast Jeżyk chciała aby kotka zapłaciła za swoje czyny.
Jednak szybko okazało się, iż trafiły na impas. Obie były silne. Ostatecznie w jakiś sposób doszło do rozdzielenia kotek, które odeszły by wylizywać swe rany.
Jeż pierwszy raz w życiu dała taki upust i tak postawiła się kotce.
I musiała przyznać, że jej trochę ulżyło.
***
Dotarła do Drewnianego Gniazda. Jej łapa stanęła przed nim. Została przywitana przez rodzinę.Udało jej się.
Nie była zawodem.
Była silniejsza, na tyle silna, by wygrać.
Patrzyła uradowana na zadowolone pyski kotów i nawet nie zerkała na Krokus. Ona się teraz nie liczyła.
Liczyło się to, że Jeżyk nie zawiodła i że byli z niej dumni.
Że babcia była z niej dumna.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz