Po ostatniej rozmowie z Grzybem Klifiacy zaczęli zachowywać się co najmniej podejrzanie. Dostawał wiadomości od członków patroli i Wilczaków, którzy pilnowali granic, że tamci przesiadywali na Sowim Drzewie. Omen oczywiście nie miałby nic przeciwko, gdyby to był sposób na pilnowanie własnych granic, ale zdecydowanie nie podobał mu się fakt, że takie działania nastąpiły dopiero po spotkaniu z ich liderem. Nie miał zamiaru godzić się na takie warunki, niezmiennie od tego, czy Klifiacy będą się wypierać, że to ma jakikolwiek związek z Klanem Wilka.
Wysłał któregoś z wojowników do Grzybowej Gwiazdy. Spodziewał się, że kocur może nie chcieć drugiego spotkania, więc dla pewności poradził zaproponować mu, by wzięli po kilku wojowników jako eskortę.
Pozostawił za sobą parę zaufanych kotów, by dołączyć do Grzyba. Klifiacy i Wilczacy byli od nich oddaleni na tyle, by nie słyszeć rozmowy, ale doskonale widzieli, co się dzieje.
Grzybowa Gwiazda stanął przed nim, a jego orszak pozostał z tyłu, by dać im przestrzeń. Nie chciał, aby słyszeli o czym rozmawiają.
— Tak szybko się stęskniłeś?
Na pytanie Grzybowej Gwiazdy spojrzał na niego pytająco.
— Mam do omówienia ważną kwestię. Z byle powodu cię tutaj nie przywołałem.
— Co było takiego pilnego, że nie mogło zaczekać do zgromadzenia, Mroczna Gwiazdo? — rzekł, wbijając w niego spojrzenie.
— Po naszej rozmowie kilku moich wojowników doniosło mi, że obserwujecie terytoria Klanu Wilka z Sowiego Drzewa. Nie mógłbym czekać do zgromadzenia z taką informacją. My nie zaglądamy wam w to, co dzieje się w waszych granicach. Interesuje nas tylko sojusz, nie sprawy wewnątrz klanu. Czy to prawda? Prosiłbym o szczerość.
Mimika na jego pysku była spokojna, neutralna, niewyrażająca żadnych uczuć, ale Omen nie pozbył się wcale nieufności do lidera Klifiaków. Był osobliwy i choć starał się zachować dyplomatyczne stosunki, brakowało mu wiele do bycia dobrą liderzyną.
— Moi wojownicy obserwują tereny klanu, a także granicę. Z Sowiego Drzewa nie ma aż takiej widoczności na to co dzieję się dalej, więc nie musisz się o to martwić. Ja jakoś nie narzekam na to, że twoje koty koczują na granicy, obserwując znacznie więcej niż powinni. To kwestie bezpieczeństwa, które nie dotykają tylko twojego klanu, a granic naszego terytorium. Nawet tych, które dzielimy z Klanem Nocy — odpowiedział, zaspokajając jego ciekawość.
— Moi wojownicy nie przekraczają granic. Owszem, są porozstawiani na granicach, ale po to, by pilnować terenów Klanu Wilka, a nie po to, by śledzić obce klany. Są na tej samej odległości, co patrole. Nie widzą wszystkiego, więc nikomu nie powinno to przeszkadzać — miauknął. — Nie zarzucam ci czegoś, czego nie jestem pewien, ale to dość podejrzane, że zaczęliście to robić akurat po naszej rozmowie. Akurat wtedy poczuliście taką potrzebę chronienia swojego bezpieczeństwa?
— Nie czujemy się zagrożeni twoją obecnością, Mroczna Gwiazdo. Patrole są potrzebne każdemu. To zwykły wojowniczy obowiązek. Oczywiście mogę je odwołać skoro tak się boicie, lecz czy wtedy to będzie mądre pozostawić tereny bez nadzoru? Klan Nocy może chcieć się zemścić. Albo wrócą ci samotnicy, którzy będą próbowali przejść przez nasze tereny do Klanu Wilka. Nie rozumiem twojego oburzenia — Grał dyplomatycznie, patrząc mu niewzruszenie w oczy, chociaż nie dało się ukryć, że była w nich nutka urazy.
Otaksował go z lekka nieufnym, lecz dalej neutralnym spojrzeniem.
— Klanowi Nocy zależało na odbiciu jeńca i spełnili swój cel. Klan Burzy nie zaatakuje, a w pojedynkę nie dadzą rady zaatakować dwóch klanów. Z ich strony nie masz powodu czuć się zagrożonym, a jeśli jednak bitwa by wynikła, zawsze masz po swojej prawej łapie pomoc Klanu Wilka. Daliowa Gwiazda nie jest głupia i wie, że bez Burzaków nie ma wyrównanych szans. Ty zresztą też nie należysz do kotów o niskim ilorazie inteligencji, więc powinieneś zrozumieć, że kłamstwo wyczuję na długość dorosłego lisa. Nie zapominaj, Grzybowa Gwiazdo, że to dzięki Klanowi Wilka wasze tereny się powiększyły. Sojusz Klanu Nocy i Klanu Burzy nie był trwały, ale jeśli my będziemy pracować razem, staniemy się silniejsi. Lubisz mnie postrzegać jako czyste zło, ale każdemu przywódcy zależy na dobru swojego klanu. Mając silnego sprzymierzeńca, nie musiałbyś się martwić o atak i niepotrzebne śmierci. A tych na wojnie było dużo.
Pysk lidera Klifiaków wykrzywił się w grymasie.
— Nasz klan nie zamierza robić sobie wrogów. Powtarzam to od początku swojej kadencji. Nie musicie się nas obawiać. — Przekrzywił łeb. — A nasz sojusz wciąż jest zachowany. Nie rozumiem twojej paniki. Zachowujesz się tak, jakbyś to ty się bał ataku z naszej strony.
— Nie panikuję — odparł spokojnie. — Nie mam czego. Gdyby przyszło wam do głowy zaatakować, nie skończyłoby się to dla was dobrze. Nie bez powodu większość Wilczaków, nawet wśród tych słabszych kotów, ma takie mięśnie. Chcę się upewnić, Grzybowa Gwiazdo, że mnie nie okłamujesz. Nie lubię, gdy dyktowane są mi warunki. To co się dzieje w granicach Klanu Wilka ma pozostać w ich granicach, bez względu na to jak będziesz się zapierać, że nie interesuję cię to, co się tam dzieje. Chciałbym mieć pewność, że oboje ufamy sobie wystarczająco jako przywódcom, nie jako osobom. Więc mam szczerą nadzieję, że wasi dziwni obserwatorzy z drzewa znikną jak najszybciej. Zwyczajne patrole są wystarczające. Rozumiem, że nie uważasz mnie za zbyt dobrego kota, ale z pewnością jestem dobrym przywódcą. Tego nie podważysz i sam dobrze o tym wiesz.
Milczał przez dłuższą chwilę nim odpowiedział.
— Naprawdę lubisz się usprawiedliwiać. Słyszałem to już niejeden raz — rzekł oschle. — Ale niech ci będzie. Sowie Drzewo nie będzie już sprawiać problemów. Czy czujesz się usatysfakcjonowany?
Wypuścił powietrze nozdrzami w cichym westchnięciu i spojrzał spokojnie na Grzyba.
— Nie usprawiedliwiam się, stwierdzam fakt. Oczywiście moje decyzje mogą być krzywdzące dla jednostek, ale dla klanu mają dobry wpływ. Klan Wilka jeszcze nigdy nie był równie silny jak teraz, za moją sprawą. Nie zaprzeczam, że moja moralność może nie zgadzać się z przyjętymi normami, ale nikt nie zaprzeczy, że dobrze prowadzę klan. Ty, Grzybowa Gwiazdo, tym bardziej powinieneś to rozumieć - moralny, dobry, poczciwy lider, a jednak Klan Klifu nie ma się najlepiej, a jego reputacja po raz kolejny ucierpiała przez tyranię; który to już tyran? Z pewnością mieliście ich mnóstwo — skinął głową na jego następne słowa. — Jak najbardziej. Dziękuję, Grzybowa Gwiazdo.
— Co masz na myśli, że mój klan nie ma się najlepiej? — Zmrużył oczy. — Nie ma u władzy tyrana i już nie będzie. Mój klan rośnie w siłę. Nie jest wcale taki słaby za jakiego go uważasz. Pokazaliśmy to na wojnie. — Powstrzymał się przed uderzeniem ogonem o ziemię, by nie dawać osobą postronnym, które ich obserwowały do niepokoju.
— Skąd wiesz, że nie będzie, Grzybowa Gwiazdo? Koty, które uważacie za złe czają się wszędzie. Nie przewidzisz, czy któryś nie posiądzie stanowiska przywódcy Klanu Klifu. Rozumiem, że lubisz mnie oskarżać o wszelkie zło, jednak ja również nie dopuściłbym do tej pozycji kota, który zabija wszystko, co spotka na drodze, niszcząc klan. Lecz tylko tych, co umieją podnieść go w siłę i nie boją się poświęcić dla tego celu wszystko — miauknął. — Owszem, Klan Klifu poradził sobie dobrze na wojnie, ale pomyśl, co będzie za księżyce. Czy będziecie tak samo silni? Czy zbudowałeś coś, co przetrwa wieki? Wojna dała wam szansę na rozłożenie skrzydeł, ale to my daliśmy wam tą możliwość. Sam rozumiesz, Grzybowa Gwiazdo, że żeby klan nie był słaby nie wystarczy, by nie był w ruinie. Twoja zastępczyni jest niekonsekwentna i niepoważna, a ty masz problem z pojęciem polityki. Nie mówię tego, by cię poniżyć. I sam dobrze o tym wiesz.
Słysząc jego ostatnie słowa, Grzyb tylko siłą woli nie opuścił łba, chociaż wewnętrznie poczuł bezsilność i smutek. Jedynie jego oczy ukazały, że zgadzał się ze słowami wypowiadanymi przez kocura.
— To o co ci chodzi? Skoro nie masz takiego celu? Ja... Wiem, że nie nadaje się na lidera. Ale tak postanowił los, więc niosę ten ciężar i robię wszystko, by mój klan nigdy więcej nie przeżył powtórki z historii. — Zamknął oczy, biorąc głębszy wdech. — Twoje rady są przydatne i jestem wdzięczny, że tak się troszczysz o moje rządy. Jednak... Nie traktuj mnie protekcjonalnie...
Pokręcił głową. Krył w duchu uśmiech z powodu tego, że trafił wprost w czuły punkt kocura.
— Nie zamierzam cię tak traktować, Grzybowa Gwiazdo. Moim celem było użyczyć ci kilku rad. Może nie jestem Klifiakiem i nie znam twoich kotów tak dobrze, jak ty, ale przywództwo to odpowiedzialna sztuka i jeśli mam szansę doradzić w niej sojusznikowi, zrobię to — odparł. — Chodzi mi o to, że nie zdołasz zbawić świata i nie powinieneś próbować tego robić. Jeśli znajdzie się kot, który będzie chciał objąć władzę i wykorzystać ją przeciw klanowi, zrobi to, bez względu na wszystko. Możesz nie zauważać, za iloma uśmiechami kryje się mroczna dusza. Spotkałeś w swoim życiu zapewne więcej morderców i psychopatów, niż sądzisz, ale nie tak łatwo jest ich wyróżnić z tłumu.
— Bardzo lubisz to powtarzać. Jednak nie rozumiem jak to mam odbierać. Masz na myśli, że mam odpuścić i nie zachowywać ostrożności, by szaleńcy mnie zrzucili ze stołka? Czy może to przestroga, by jednak bardziej zainteresować się tym co wokół mnie? Lubisz mieszać... I zdołałem zauważyć, że sprawia ci to przyjemność. Ja jednak nie mam cierpliwości na takie zabawy. Chcę odpowiedzi prosto z mostu.
— Nie to mam na myśli. Oczywiście, należy się starać, żeby nie doszło do niechcianych sytuacji - chodzi o to, że nie możesz zakładać, że nic takiego się nie stanie. Nie możesz mieć pewności. Czasami środki ostrożności nie wystarczą, by powstrzymać czyjeś ambicje — miauknął spokojnie i spojrzał na niego z ukosa. — Mówię to, co myślę. Nie masz do mnie zaufania. Ale jeśli zależy ci na bezpośredniej odpowiedzi: Twoje decyzje nie powstrzymają niepowołane koty przed dostaniem się na pozycję lidera. Klany tak już są skonstruowane, że nieważne, co zrobisz, zawsze jest szansa na to, że się nie powiedzie. Przykładowo... Aksamitna Chmurka. To doskonały dowód, że większość nie zawsze musi mieć rację. Twoja zastępczyni zachowuje się co najmniej niedorzecznie.
Zmrużył oczy.
— Aksamitna Chmurka... To nie temat tego spotkania — rzekł, ponieważ nie chciał zaczynać tematu o kocicy. Ponownie. — Ten system jest... eksperymentalny... Będę go bardziej w przyszłości ulepszał, aż da mi pewność, że działa.
— Powołałem się na jej przykład, bo twoja rada miała za zadanie doprowadzić, by żaden nieodpowiedni kot nie trafił na stanowisko lidera, tymczasem ona... z pewnością nie poradziłaby sobie jako przywódczyni. — Życzę powodzenia, ale musisz być przygotowany na wiele porażek po drodze.
Skrzywił się, robiąc tą swoją sławną grzybową minę.
— Ja... wiem, że to było nierozsądne wyjście, lecz nie ja ją wybrałem — zacisnął pysk, ponieważ zaczął się tłumaczyć jak jakiś kociak przed liderem wilczaków. — Reszta ją jednak popiera. Taka jest cena dzielenia władzy z większą ilością kotów. Aksamitka tak czy siak zostanie liderem, musisz to zaakceptować.
— Nie mam do tego problemu, Grzybowa Gwiazdo, to twoja decyzja — miauknął. — Twoja i Klifiaków. Nie będę się mieszać w sprawy zamknięte w waszych granicach, dopóki nie dotyczą Klanu Wilka. Jednak miej na uwadze fakt, jakim kotom dajesz prawo do wyboru. Dobry, lubiany i sympatyczny kot nie musi być wcale dobrym przywódcą. Przywódca musi myśleć logicznie, strategicznie, musi być odpowiedzialny, mieć twardą psychikę i przede wszystkim, musi umieć podejmować trudne decyzje, gdy nie ma wyjścia bez strat. Sam się przekonałeś, że rządzenie to nic łatwego.
— Tak. Władza to gówno... — przyznał mu rację, wzdychając ciężko. Chwilę bił się z myślami czy o to zapytać, ale minęło już tyle czasu, a wciąż nie było wieści o Łabędziej Pieśni — Mroczna Gwiazdo... — Spojrzał na niego. — Widziałeś może... Białą kocicę błąkającą się po waszych terenach?
Uniósł brew. Dziwił się, że Grzyb tak nagle zmienił podejście.
— Nic mi o tym nie wiadomo, ale mogę wysłać patrole poszukiwawcze, jeśli podasz jej dokładniejszy opis.
— Jest cała biała. Ma półdługą sierść i brązowe oczy. Nieco podstarzała. Nazywa się Łabędzia Pieśń. Nie jest z nią dobrze jeżeli chodzi o psychikę. Zaginęła kilka dni temu... Może błąkać się wszędzie.
Nie przypominał sobie, by widział kogoś takiego. Przynajmniej nie na terenach Klanu Wilka.
— Skoro była w słabej kondycji psychicznej, może popełniła samobójstwo? Macie tereny, gdzie o to nietrudno. Dużo klifów, wodospad, a przy tym jeszcze dostęp do morza. Poszukajcie ciała w tych rejonach. Ja poślę swoje oddziały na poszukiwania. Może któryś z moich wojowników mógł ją widzieć.
Grzyb skinął łbem.
— Dziękuję za pomoc — powiedział o dziwo z wdzięcznością, co samego go zadziwiło.
On również kiwnął głową.
— Przyślij do mnie kogoś z twoich wojowników z informacją, jeżeli będziecie potrzebować wsparcia od Klanu Wilka — powiadomił i odwrócił się, kierując się w stronę swoich terytoriów. Jego koty spojrzały po sobie, mrucząc coś pod nosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz