Pora Nagich Drzew była jego niezbyt ulubioną porą. Chociaż świat wyglądał przepięknie, okolony bielą, która dawała poczucie estetycznej czystości, to była to tylko fasada. Łatwo było zauważyć, że gdy wychodziło się na zapyziałe uliczki, błoto i brud wylewało się z wszystkiego co popadnie, kalając tą biel brązem, czernią, a nawet żółcią. Już wolał jak wszystko było suche, a nie ubłocone. A teraz właśnie to przed sobą widział. Chlapa... Totalna chlapa, która powodowała, że jego łapy z nieprzyjemnym plaśnięciem odbijały się w topniejącym śniegu.
Bardzo go to brzydziło. Z chęcią przeczekałby tą porę w Gnieździe Dwunożnej. Przynajmniej chłód był znikomy i nie odmarzał mu tyłka. W takich chwilach nawet cieszył się z tego tandetnego sweterka na swoim grzbiecie, bo o dziwo dawał potrzebne ciepło jego krótkowłosemu ciału.
— Zabiję cię za to — rzekł do Dumy, który szedł obok niego z zadziornym i szerokim uśmieszkiem.
— Oj tam, oj tam... Nie pożałujesz, mówię ci — zapewnił jego rozmówca, nie robiąc sobie nic z jego zbolałej miny.
Gdyby wzrok mógł zabijać, to kocur leżałby martwy. Dlaczego się zgodził z nim pójść? A no ten twierdził, że to coś bardzo ważnego. Nie zwykł takich spraw odkładać w czasie. Mógł wszak wysłać wraz z nim swoje koty, ale coś czuł, że ci nie zrobiliby roboty szybko i sprawnie jak tego oczekiwał. Pewnie zatrzymaliby się w Kasztelanie na panienki. Tak, otaczali go idioci i wszelkiego rodzaju nisza, którą ocalił przed głodem i zimnem. Mało którzy potrafili go czymkolwiek zaskoczyć.
— Daleko jeszcze? — zapytał swojego "partnera", widząc jak zaczęli kierować się obrzydliwie brudną, ubłoconą ciemnym śniegiem drogą.
— Za momencik.
Zacisnął pysk, starając się zwalczyć obrzydzenie, gdy jego opuszki zanurzały się w tej brei. Jeszcze chwila, jeszcze moment i nie wytrzyma. Wskoczy kocurowi na grzbiet i będzie go nosił.
— To jakaś zemsta za to, że kazałem ci czekać? — Uniósł brew, mierząc niebieskiego wrogim wzrokiem.
Duma widząc to zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową.
— Skądże. To coś lepszego! — zapewnił za bardzo jak dla niego entuzjastycznie.
Wziął głębszy wdech. Spokojnie, tylko spokojnie. Jakoś to przeżyjesz. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Gdy znaleźli się w końcu na miejscu, jego łapa uniosła się i dała po pysku samotnikowi, który nawet po tym, nie przestał się głupio szczerzyć. Położył po sobie uszy, wpatrując się w udekorowane miejsce, które ten wybrał na randkę.
— Jesteś mysim móżdżkiem — stwierdził, mierząc Dumę wzrokiem, ale podszedł do kartonu, wycierając łapy w leżącą obok szmatę. Zaraz potem do niego wszedł, kładąc się na miękkim posłaniu, czując obok siebie obecność kocura, który ruszył jego śladem.
— No nie mów, że ci się nie podoba? Taka wersja nieco uboga, ale patrz. Mam twoje ulubione danie. — Wskazał na martwego szczura.
Parsknął śmiechem, ponieważ to było dla niego za dużo. Tak bardzo starał się porzucić pamięć o swojej przeszłości, ale gdy już sobie przypominał poprzednie życie, nie potrafił nie wspominać go z uśmiechem na pysku. Duma wiedział jak go rozbawić. Co było uroczę, ale i tak był głupkiem.
— Mmm... Brudny, śmierdzący szczur. Jesteś pewien, że to mój ulubiony posiłek? — Uniósł brew.
— No wybacz, nie stać mnie było na cielęcinę. — Duma otarł się o niego łbem.
— No dobra... Wybaczę ci. Ale ten jeden raz. Następnym razem dostanie ci się bardziej za takie akcje. Czy ty nie widzisz jaka jest pogoda? Mogłeś poczekać do ocieplenia! — zaczął mu narzekać.
Samotnik zaśmiał się pod nosem, po czym przybliżył posiłek bliżej. Nos czarnego się skrzywił z odrazy. O nie... To był ten moment, gdy zdał sobie sprawę, że odwykł od jedzenia takich pyszności, które teraz w jego głowie uchodziły wręcz za obrzydlistwo. Ale co się nie robiło, aby przypomnieć sobie dawne czasy? Upolowanie szczura zawsze uchodziło za coś niesamowitego.
Spędził więc z tym idiotą ten dzień, ale później kocur musiał go zanosić na swoim grzbiecie przez te całe błoto w ramach pokuty. I to była chyba najlepsza część tej całej podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz