*ostatnia wiosna*
Siedziała na płocie obserwując zachód słońca. Był to pierwszy od czasu rozpoczęcia się testu Jeż. Krokus już dawno wyruszyła w pogoń za nią, a ona została tu. Tak bardzo chciałaby móc przetestować Srokę… Ale to zadanie pozostawiła Skowronek, choć jeszcze jej tego nie powiedziała. Gdyby wiedziała, Sroka mogłaby próbować ją jakoś przekonać do dania sobie forów lub czegoś innego, wolała, by kotka w ogóle takich rzeczy nie próbowała, choć wątpiła, by biała tak zrobiła.Wpatrywała się więc w ciszy na horyzont. Niebo zabarwiało się granatem, a ogniste słońce miało zaraz się schować. Westchnęła cicho, a wiatr rozwiał ponownie jej srebrne futro, poprzetykane siwizną. Na szczęście nie była ona tak widoczna przez jego kolor, tyle dobrego.
Zmrużyła oczy, a dostrzegając idącą w jej stronę Deszcz, poklepała ogonem kawałek płotu obok siebie. Jednolita podeszła do niej, po czym wskoczyła na ogrodzenie, wczepiając się w nie pazurami. Mniejsza samotniczka usiadła obok swej matki, również kierując spojrzenie na oddalony horyzont.
- N-n-na pewno dobrze jej idzie.
- Dobrze ją wyszkoliłyśmy – mruknęła staruszka. – Jako jedyna ma szansę mierzyć się z Krokus – dodała, odgarniając łapą kosmyk ze swej dłuższej kępki sierści na głowie. – Jeśli ktoś ma sobie poradzić, to właśnie ona.
Ostatnie promienie słońca opadły na ziemię, mimo, iż to było już schowane. Ciekawe zjawisko, które Bylicy było dane obserwować już nie raz.
Nagły, zielony blask przykuł jej spojrzenie.
- No, no, pomarańczowy, różowy, fiolet, ale zielony widzę ledwie któryś raz. Nigdy nie widziałam czegoś takiego na starych terenach – stwierdziła.
- J-jaa też nie. Wygląda trochę jak twoje oczy – zauważyła jej córka.
- Zachodnio oka to do nas idzie – wymruczała z lekkim uśmiechem i zmrużonymi ślipiami stara kotka, wskazując ciemną końcówką ogona na szylkretową zmierzającą w ich kierunku.
- Witaj, Skowronek. Przysiądziesz się? – spytała wiekowa samotniczka. Dostrzegła jak pysk tygrysio pręgowanej raz otwiera się, aby potem zamknąć, a ta wydawała się jakaś dziwnie nerwowa i niepewna. – Coś się stało? Co cię trapi, moje słońce? – zapytała młodszej.
- Bo widzisz… a… nie ważne – mruknęła Skowronek, wskakując na płot.
Bylica nie naciskała, tylko zerknęła jeszcze raz na córkę, aby następnie spojrzeć na niebo, na którym powoli pojawiały się pierwsze gwiazdy. Przymknęła oczy, delikatnie wzdychając.
***
Minęły już cztery dni. Siedziała w stodole wylizując Błotniste Ziele, razem z nią wyczekując przybycia swej wnuczki. Sroka leżała gdzieś dalej, również pielęgnując swą białą sierść. Skowronek i Deszcz natomiast wspólnie sortowały zioła, a Bałwanek wyszedł gdzieś ze Szczurem. Chciała za nimi pójść, ale uznała, iż nie chce przegapić powrotu wnuczki.I nagle drzwi do szopy skrzypnęły, a do środka wparowała Jeż.
Bylica natychmiast wstała, po czym podbiegła do kotki.
- Jak widzę, udało ci się – wymruczała, następnie ocierając się o bok swej wnuczki.
Dostrzegła również w oczach młodej kotki radość, gdy podchodziły do niej kolejne koty, również jej gratulując przejścia testu. Tylko Krokus z tyłu była jakaś niemrawa, ale Bylica nawet nie zwróciła na to uwagi, ciesząc się przybyciem swej wnuczki.
Następnego dnia ogłosiła test Sroki. Kotka po czterech dniach wróciła, również jej się udało. Staruszka była dumna ze swych potomkiń. I to jak bardzo.
***
*końcówka wiosny*
Tak… dała wraz z córkami Mrocznej Gwieździe i całemu Klanowi Wilka do zrozumienia, że nie będzie stać i patrzeć na to co robił ich lider i jego poplecznicy. W głowie planowała już pewne rzeczy związane z tym przedsięwzięciem, jakiego się podjęła. Wiedziała, że Pleśniak wykona swoją część, był zdeterminowany…Dzisiaj miał być jednak specjalny dzień, nie tylko ze względu na zaczętą niedawno anty-wilczacką politykę.
Dzisiaj miała mianować swe kochane wnuczki.
Odłożyła więc na bok wszelkie zmartwienia i przygotowała się – zebrała ochrę potrzebną do ceremonii i wraz z rodziną zabrała się z domu.
Wyszli razem, a wiatr rozczesał ich futra. Ruszyli w stronę lasu, gdzie w korzeniach starego drzewa znajdował się duży głaz. To tam, w głąb gęstwiny mieli się udać aby odbyć ceremonię mianowania. Uśmiechnęła się pod nosem, przedzierając się przez kolejne krzaki.
W końcu dotarli do starej rośliny. Skowronek postawiła małą, plastikową miskę z mieszaniną ochry i wody w jej wnętrzu przy szarej skale osłoniętej przez korzenie drzewa.
- Jeżyk, Sroko. Obie jesteście już od dawna dorosłe i skończyłyście już trening. Dzisiaj więc odbędzie się wasza ceremonia mianowania. – Staruszka wskoczyła na jeden z korzeni, aby być położoną nieco wyżej od reszty kotów – Jeżyk. Zdałaś test. Udało ci się uniknąć dorwania przez Krokus i dotarłaś do Drewnianego Gniazda wygrana. Twoje umiejętności w walce są większe niż moje, w medycynie również jesteś bardzo dobra. Naukę trucicielstwa przekazałam ci całą, jaką tylko było dane mi poznać przez te wszystkie księżyce, w których żyłam. Masz zestaw rzadkich umiejętności, które zazwyczaj nie występują razem. Umiesz pływać jak nocniak i biegać jak burzak, lecz twa dusza jest duszą samotnika. Samotnika należącego do naszej grupy, do naszej rodziny. – powiedziała do swej wnuczki – Jestem z ciebie bardzo dumna. – dodała, uśmiechając się czule. Następnie przeniosła spojrzenie na białą kotkę o żółtych ślipiach – Sroko, również jesteś już dorosła. Także zdałaś test pod okiem Skowronka. Nauczyłaś się jak dobrze walczyć i polować, poznałaś wiele tajników medycyny. Tak jak Jeż umiesz pędzić niczym wiatr i pływać jak ryba, i tak jak jej dusza, twa również jest bez wątpienia samotnicza. Dzisiaj obie zostawicie coś po sobie dla przyszłych członków naszej grupy, którzy będą żyć po nas. – Zeskoczyła, po czym podeszła do miski ochry, a następnie wskazała na czerwono-rdzawy płyn w niej będący. – No już. Czas, abyście odcisnęły swe łapy na kamieniu.
Młodej kotki podeszły do miski. Jako pierwsza zanużyła w niej łapę srebrna szylkretka, która następnie podeszła do głazu. Chwilę się wachała, patrząc na ślady reszty kotów. Odwróciła się, by spojrzeć na twarze swej rodziny, po czym odbiła łapę niedaleko śladu zrobionego przez jej babkę.
Następnie przyszła kolej na Srokę, która również odbiła swój ślad na kamieniu. Wiwaty wypełniły fragment lasu, w którym się znajdowali. Bylica widziała szczęście w ślipiach zebranych.
Była z nich taka dumna…
***
Wrócili do domu, zgarniając Bałwana i Szczura, którzy bawili się w czasie ceremonii w lesie. Jednak, gdy Bylica zaczęła zbliżać się do Drewnianego Gniazda, zrozumiała, iż coś było mocno nie tak.
Już z daleka dostrzegła coś nabitego na badyl przed szopą. A gdy tylko podeszła była już pewna, iż to co widziała, było kocią głową.
Dostrzegła strach i niepokój w oczach części kotów. Wyczuła znajomy zapach na swych terenach. Zapach, którego na pewno nie chciała mieć tutaj.
Zapach wilczaków.
- Mogą tu jeszcze być. Wycofajmy się – warknęła Krokus, robiąc krok w tył.
- Gdyby tutaj byli, to nie zostawili by czegoś widocznego tak dobrze z daleka i postaraliby się o zamaskowanie zapachu. Chcieli, byśmy wiedzieli. – syknęła przez zęby Bylica, mrużąc oczy ze złości.
Następnie podeszła do Drewnianego Gniazda, aby pchnąć łapą drzwi do niego prowadzące.
Natychmiast do jej nozdrzy dotarł zapach krwi i mięsa, a grupa much wyleciała z szopy z głośnym bzykiem.
*tw, rozkładające się ciało rozczłonkowane*
Na legowisku leżała kończyna, zioła zniknęły, a na środku leżało rozpłatane truchło bez oczu, uszu oraz pyska, z koślawym „x” na głowie, rozerwanym w pół tułowiem i rozprutymi flakami walającymi się po całym wnętrzu.
Podłoga nasiąkła szkarłatną cieczą, tak, iż oddychanie tutaj było katorgą.
Wszyscy zamilkli. Nawet Krokus rozwarła oczy szeroko ze zdziwienia. Skowronek nie zdążyła zasłonić łapą widoku Błotnistemu Zielu, a liliowa już po chwili odeszła kawałeczek, by następnie upaść i zwymiotować na ziemię zasilając rosnące na niej powoli zboża.
Słyszała, jak komuś jeszcze cofa się żółć do gardła.
Wciągnęła głośno powietrze nosem.
- ZAMORDUJE TEGO PARSZYWEGO, CHOLERNEGO, PIERDOLONEGO GNOJA! – potężny wrzask rozdarł powietrze, a wszyscy odskoczyli od Bylicy jak oparzeni.
Weszła do środka z wysuniętymi pazurami. Widząc zbudowaną z oderwanych części głowy kota układankę i krwisty malunek wilka, uniosła łapę po czym z wrzaskiem i furią zaczęła drapać deski, na których ten się znajdował. Wióry poleciały na boki, gdy kotka niszczyła dzieło Mrocznej Gwiazdy. Była w prawdziwej furii, chwyciła nogę zamordowanego samotnika leżącą na jednym z legowisk, po czym bezceremonialnie wywaliła ją ze stodoły. Ta z cichym plaśnięciem uderzyła o ziemię, a krew splamiła kilka pobliskich źdźbeł trawy.
- ZABIJĘ, POĆWIARTUJĘ I NAKARMIĘ TRUCHŁEM JEGO PARSZYWEGO SYNALKA!
Podeszła do stosu zwierzyny, po czym rozpruła pierwszą piszczkę, jaka napatoczyła jej się pod łapy. Oczywiście, że ze środka od razu wyłoniły się trucizny. Zatruł zwierzynę. Myślał, że jest głupia? Że ona, która zatruła nie jednego gangstera tym samym sposobem, nie domyśli się czegoś takiego?
- Krokus – wycedziła przez zęby – Znajdź kogoś, kto będzie miał mocne nerwy. Niech przyjdzie tu i weźmie głowę na palu. Niech ją zabierze i wbije za granicą terytorium Klanu Wilka. Skowronek…
- Mamo – usłyszała ciche chrząknięcie tygrysio pręgowanej. Odwróciła się dalej wściekła w stronę córki. – To zbyt niebezpieczne kogokolwiek tam teraz posyłać. Mroczna Gwiazda może wysłać wtedy swoich szpiegów w te rejony znowu, bo będzie wiedział, że wróciliśmy.
Zgrzytnęła zębami, znów zwracając spojrzenie na wnętrze stodoły. Jak bardzo chciała się choć trochę odpłacić liderowi wilczaków, tak córka miała rację. Wysłanie tam kogokolwiek nie było dobrym pomysłem. Wydała z siebie gardłowy warkot niezadowolenia i złości.
Coś zrobić musiała, chociaż dla samego zrobienia i wyrzucenia choć części tego wszystkiego.
Zamoczyła łapę w białej farbie, po czym podbiegła do wbitej głowy. Następnie chlusnęła cieczą ze swej łapy prosto na twarz martwego samotnika i tak kilka razy, póki nie stała się wystarczająco biała. Następnie wzięła czarną wersję farby, po czym chlapnęła nią po pysku kota.
Chyba dosyć przypominał tego, kogo miał przypominać. Następnie przewróciła pal, po czym zdjęła z niego głowę po chwili mocowania się z tym czymś.
- Wykopcie dół – warknęła.
Polecenie zostało szybko wykonane bez zbędnych pytań, które jeszcze tylko bardziej by pewnie rozsierdziły staruszkę. Ta po tym, jak robota została wykonana, wrzuciła głowę do środka. Następnie wzięła parę piszczek ze stosu i napchała nimi pysk zdekapitowanej głowy. Po tym zakopała ją i tyle widzieli ten łeb.
Następnie jeszcze splunęła.
Uznała, że nie będą sprzątać tego syfu, który narobił im ich wróg w szopie. Siedzenie tu na dłużej niż to konieczne już i tak wiązało się z ryzykiem.
- Przenosimy się do lasu. Nie będziemy zostawać w żadnym konkretnym miejscu na dłużej. – mruknęła. – Jeżyk, weź moją szyszkę. Deszcz, pójdź nad rzekę zdobyć zioła. Zebranie takiego zapasu, jaki mieliśmy, zajmie nam cały cholerny księżyc – warknęła – Przynajmniej trucizny były gdzie indziej – dodała, spluwając, po czym kierując się w stronę wspomnianych zadrzewień.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz