— Wilczku — już nie delikatny, a błagalny głos wydobywał się z pyska czarnej. Ale Wilcza Zamieć pozostawała nieobecna. Kłębiące się łzy w pysku ukochanej mówiły same za siebie. Siwa jedynie odwróciła łeb, a Kamienna Gwiazda wciąż przeklinała siebie w duchu, że miała czelność tak zranić kotkę.
Zając wsparłby ją, gdyby tu był. Ale przez tyrankę wydał z siebie ostatnie tchnienie - czarna mogła jedynie liczyć na to, że Gwiezdni wybaczyli mu całe zło, jakiego się dopuścił. Ona sama nie wiedziała, czy mu wybaczyła. Czy wybaczyła mu, że poprowadził jej matkę na śmierć, że wysłużył się nią jak kukiełką, że zmanipulował ją do morderstwa i pozwolił, by zginęła u łap Piaskowej Gwiazdy. Czy wybaczyła mu, że zrobił z nią dokładnie to samo, co z matką - że tylko szczęście i precyzja sprawiły, że jej szyja nie została przegryziona przez zęby kremowej tyranki.
Powinna go nienawidzić.
Ale zamiast tego, czuła tylko tęsknotę za białym, który zawsze wiedział co zrobić. Myślała, co Zając zrobiłby, gdyby był na jej miejscu. Ale nie była nim. Nie była tak idealnie spokojna nawet w obliczu śmierci. Nie była tak pewna swoich działań wiedząc, ile warta jest stawka.
Był nie tylko przywódcą, ale przyjacielem. To on utrzymywał Wilczą przy resztkach funkcjonowania. A teraz?
Dlaczego choć raz nie mogły być szczęśliwe?
Czarna widząc, że próba kontaktowania się z partnerką i tak zawsze kończy się niepowodzeniem, podsunęła siwej pod łapy królika.
— Przynajmniej zjedz. Zrób to dla mnie — rzuciła, posyłając jej delikatne spojrzenie. Tak pragnęła wtulić się w siwe i poszarpane futro Wilczej Zamieci. Pragnęła przygarnąć ją do siebie, objąć ją i chronić za wszelką cenę. Pragnęła, by mogła cofnąć czas i poprowadzić wszystko tak, jak należy.
Ale zawsze krzywdziła swoich bliskich.
Kara za dawne przewinienia, czy przypadek?
Zielonooka odsunęła się w ciszy i pozostawiła ukochaną samą ze sobą. Nie mogła zajmować się tylko tym, co dla niej było ważne. Była przywódczynią.
* * *
Przemierzała ciemny tunel wraz z Wiśniową Iskrą. Tylko odgłos kroków medyczki uświadamiał czarną, że wciąż była u jej boku. Światło księżyca powoli zaczynało rozjaśniać czarną jak noc przestrzeń. Podeszła do sadzawki, czując na swoich barkach zimny oddech szylkretki.
— Nie wiem, czy mnie przyjmą. Po tym, co zrobiłam.
— Nie chodzi o to, jakim byłaś kotem, a o to, jakim będziesz liderem. Przyjmą cię, Kamienna Gwiazdo. Klan Burzy potrzebuje tych żyć.
Błogi sen olśnił ją kilka uderzeń serca po tym, jak nachyliła się nad sadzawką i wypiła krople księżycowej wody. Gdy otworzyła powieki, przed nią otworzył się szereg gwiazd i lśniąca blaskiem księżyca polana. Zarysy dusz już kroczyły wolno ku niej; spokój ich ducha był niesamowity. Chciała zobaczyć rodziców. Zobaczyć wszystkich, za którymi tęskniła. Ale bała się, że tutaj ich nie ma.
"Nie wierz Jastrzębiej Gwieździe, ty głupczyni", zrugała się w myślach. "To wariat. Psychopata. Tego właśnie chce - pozbawić cię wszelkiej nadziei, żebyś oddała się całkowicie Mrocznej Puszczy".
Oczywiście, że nie zamierzała tego zrobić. Nigdy, nawet jeśli jej los był już przesądzony.
Pierwsza wystąpiła Chabrowa Bryza. Każdy mięsień Kamiennej Gwiazdy napiął się na powrotne zobaczenie kotki. Tak mały wybór, a jak zmienił cały klan...
Chaber, która teraz lśniła żywymi gwiazdami, podeszła do niej bliżej, dotykając nosem czubka jej głowy.
— Daję ci to życie, byś dokonywała w nim właściwych wyborów. Prowadź Klan Burzy ścieżką, jaką wytoczy ci intuicja, by klan już nigdy nie musiał cierpieć.
Przez ciało czarnej przywódczyni przetoczył się spazm bólu. Bólu zdrady i zaskoczenia, gdy osoba, którą darzyłaś zaufaniem, okazała się sprowadzić na klan tyranię i brutalne rządy. Ból odejścia najbliższych, stałej rozłąki. Przez chwilę mogła poczuć się jak sama Chabrowa Bryza, na własnej skórze przeżyć jej uczucia, towarzyszące przez całe życie. Minęło jej jakby przed oczami. Okropny ciężar bólu, który Kamień starała się znosić ze spokojem i szacunkiem, zniknął, gdy Chabrowa Bryza odsunęła się od niej. Kamienna Gwiazda popatrzyła się jej głęboko w oczy, tęsknym spojrzeniem. Nie miała z kotką zbyt dobrych relacji, ale szanowała jej mądrość, nawet, gdy nie rozumiała tego za bycia uczennicą. Chaber skinęła jej krótko głową, a na poważny pysk wleciał lekki uśmiech.
Kto był następny? Kamień zadawała sobie to pytanie, dopóki nie ujrzała własnej córki. Sowia Łapa miała łagodne, żółte oczy - sam ich widok zabolał liderkę, chociaż powstrzymała się od odwrócenia wzroku. Młodziutka uczennica, która nie doczekała się swojego mianowania, podeszła do niej, stykając się nosem z jej czołem.
— Z tym życiem daję ci matczyną troskę. Opiekuj się klanem tak, jak gdybyś opiekowała się własnymi kociętami. Bądź dla Burzaków nie tylko przywódczynią, ale i przyjaciółką.
Czarna zamknęła oczy, gdy fala bólu opłynęła jej ciało. Ugięła się pod ciężarem samotności, niezrozumienia i braku miłości ze strony rodziców. Gdy ucichł, ponownie podniosła powieki - zielone oczy z poczuciem winy wpatrywały się w martwą córkę. Kotka jednak uśmiechnęła się słabo.
— Wybaczam.
Gdy Sowia Łapa cofnęła się, liderka ujrzała przed sobą kolejnego kota. Jej mięśnie napięły się, gdy rozpoznała w nim Pszczeli Pyłek. Spuściła wzrok, nie będąc w stanie patrzeć w oczy własnej ofierze. Ale Pszczoła nie wydawała się być tym przejęta. Jako rebeliantka nienawidziła kremowej, gardziła tym, jak wychowała jej niewinne rodzeństwo, jak niejednokrotnie z niej szydziła. Wspominała oceniający wzrok Pszczelego Pyłku, gdy Szczypiorkowa Łodyga raz po razem ośmieszała czarną na forum publicznym. Kremowa nigdy nie reagowała. Zawsze była posłuszna Piaskowej Gwieździe. Kamień dalej czuła gorejące uczucie, którego nie potrafiła zdefiniować. Ale to nie była nienawiść. Nie mogła nienawidzić własnej ofiary, patrząc jej w oczy. Nie mogła zrobić czegoś takiego wiedząc, że Pszczoła wpatruje się we własną morderczynię. W jej oczach Kamień jednak nie dostrzegła zawiści. Pszczoła bez żadnych emocji w gwiezdnych oczach podeszła do niej, przykładając nos do czoła. Dlaczego dawała jej życia? Czy to dlatego, że nie traktowała jej jako pojedynczej jednostki, że chciała dobra dla ogółu Klanu Burzy? A może była to po prostu manifestacja wybaczenia? Czy kotka mogła być zła, skoro dostąpiła zaszczytu zasilania szeregów Mrocznej Puszczy?
— Z tym życiem daję ci rozumienie prawdy. Nie daj się łudzić tym, czego nie popierasz. Rób to, co nakazuje ci twój własny kodeks moralny. Trzymaj się swoich prawd jak własnego obozu.
Ból, jaki niedługo później poczuła, sprawił, że ugięła łapy. Zniosła i tą falę, napinając mięśnie. Pszczoła pewnie też zrozumiała. Musiała zrozumieć, że przez całe życie była okłamywana przez idee Piaskowej Gwiazdy. Kremowa odsunęła się od niej, ponownie wstępując w szereg. Czarne futro nastroszyło się, a serce zaczęło bić szybciej, gdy zobaczyła aż nazbyt znajome liliowe futro. Tyle miała cioci do powiedzenia... Nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze ją zobaczy. Niebiański Kwiat uśmiechnęła się w swój delikatny niczym kwiecisty wieniec sposób.
— Z tym życiem daję ci dar łaski i przebaczenia. Skorzystaj z niego, by prawidłowo osądzać wojowników. Pamiętaj, że nikt nie jest w całości zły, ani w całości dobry. Przebaczaj tym, którzy na to przebaczenie zasługują.
Czarna przymknęła oczy, gdy kolejna fala piekącego bólu zaatakowała jej ciało. Otworzyła je dopiero, gdy Niebo odsunęła się od niej. Chwilę jej zajęło, gdy rozpoznała kolejnego kota: Mniszkowy Kwiat. Dawna mentorka Zająca. Tak dawno nie widziała kotki... Tyle księżyców minęło, odkąd ostatni raz ją zobaczyła. Mniszek przytknęła swój nos do jej czoła, szepcząc słowa:
— Z tym życiem ofiaruję ci dar zaciętej walki. Walcz o to, co kochasz, o to, co najlepsze dla twojego klanu i o koty, na których najbardziej ci zależy. Chroń wartości, które popierasz. Potępiaj to, co cię osłabia.
Nogi ugięły się pod potężną falą bólu, w której kłębiło się tyle różnych emocji, że nie potrafiła oddzielić ich od siebie. Przeminęła dopiero, gdy Mniszek wstąpiła znów w szereg, a przed nią ukazał się kolejny kot. Gdy rozpoznała w nim Sasankowy Kielich, nie mogła powstrzymać uśmiechu. Brat Jałowego Pyłu. Z dnia na dzień stał się tak... Inny, nieobecny, przerażony. A potem zginął w nieznanych okolicznościach. Kamienna Gwiazda domyślała się, że Piasek nie blefowała, wtedy, gdy odwiedziła ją w żłobku. Że jego nagła śmierć wcale nie była przypadkiem, a zemstą na wszystkich rebeliantach. Sasanek podszedł do niej i zetknął się nosem z jej czarnym, smolistym czołem. Błysk szczęścia znów widniał na jego oczach. Mogłaby przyrzec, że nawet za życia nie wyglądał na tak pobudzonego.
— Z tym życiem daję ci poczucie humoru. Niech klan widzi w tobie nie tylko twardą przywódczynię wydającą rozkazy, ale też zwykłego kota. Ten dar przyda ci się, gdy będziesz odliczać uderzenia serca do wojny. Gdy twój klan będzie w rozsypce, gdy twoi wojownicy stracą nadzieję. Pociesz ich jak przyjaciółka.
Poczuła, jak szkielet miażdży jej serce, gdy ból rozszedł się po jej ciele. Tym razem to trauma, której rozsierdzone płomyki sama dobrze znała. A mimo to cios i tak zdołał wycisnąć z niej łezki zbierające się w oczach.
Następnego kota też dobrze znała. Orlikowy Szept. Dziadek, który przynajmniej miał szansę odejść z tego świata z pokoju. Kilka łez poleciało z jej oczu, podczas gdy biały kocur rzucił jej ciepłe spojrzenie. Własnej wnuczce.
Gdyby rebelia działała szybciej, może zdążyłby zostać przywódcą, pomyślała. Gdyby nie nagła paniczna zmiana Piaskowej Gwiazdy, która obwarowała się wojownikami i zmieniła zastępcę.
Cokolwiek by się nie zadziało, dziękowała Klanowi Gwiazdy, że dziadek nie dostąpił tego przekleństwa. Był zbyt dobrym kotem, żeby poświęcić swoje zdrowie dla ryzyka.
— Z tym życiem daję ci wiarę w Klan Gwiazdy. Mój syn nie zdążył się nawrócić. Poddał się ze względu na cierpienie, jakie go spotkało. Ty trwaj w wierze, bez względu na to, co przypisał ci los — może to jej nadinterpretacja, ale wyczuła w głosie dziadka ledwo wyczuwalny smutek. Miał rację. Ojciec przestał wierzyć po tym, co go spotkało, ale nigdy nie dzielił się tym ze swoją córką. Może po prostu nie chciał dołować Kamień i Gliny? Pozbawiać ich nadziei? Dopiero teraz zrozumiała, że coraz więcej kotów z szeregu ubywało, a wciąż nie spotkała ani rodziców, ani mentora. Czy to możliwe, że nie wpuszczono ich na Srebrną Skórę? Gdy Orlikowy Szept się odsunął, jego miejsce zajął stary dobry Narcyzowy Pył. Przybrany dziadek. Uwielbiała jego opowieści. Tyle przeżył. Mogłoby się zdawać, że więcej od nich wszystkich.
— Witaj, Kamyczku — miauknął, a jego wibrysy zadrżały, gdy podszedł do wnuczki i oparł swój nos na jej czole. — Z tym życiem mam zaszczyt dać ci dumę. Pokaż, że Klan Burzy najlepiej zna swoją wartość. Pamiętaj o tym, że jesteś silna. Nie bój się tego pokazywać.
Uśmiechnęła się do Narcyza, gdy znów otulił ją wstrząs przeszywającego ciało bólu.
Napięła barki na widok następnego kota. Bycza Szarża prezentował się niemal tak, jak za życia. Dumny wojownik. Teraz jednak w jego oczach tkwił płomyczek zmęczenia i spokoju.
— Witaj ponownie, Kamienna Gwiazdo — usłyszała dobrze znany głos. — Z tym życiem daję ci dar uszanowania starych tradycji. Pamiętaj o nich każdego dnia, gdy przewodzisz klanem. Pamiętaj o kotach, które zbudowały Klan Burzy od podstaw i poprzez pokolenia udoskonalały jego świetność.
Dotknął nosem jej czoła. Gdy jednak ostatni z kotów pojawił się w zasięgu jej wzroku, nie potrafiła znieść kiełkującej w niej energii. Malowała się przed nią postura chudego, czarno-białego kocura z lśniącymi brązowymi oczami. Na jej pysk wstąpił uśmiech. Nawet, gdyby chciała, nie byłaby w stanie go powstrzymać.
— Zwęglone Futro! — to oznaczało, że Zwęglony Kamień - jej ukochany przybrany synek, którego darzyła miłością, którego strata dalej ją bolała - w rzeczywistości nie był jego reinkarnacją. Ale nie była w stanie nad tym myśleć w przypływie nagłej euforii. — Tak bardzo cię przepraszam.
— To nie twoja wina — uśmiechnął się z łagodnym błyskiem w oku. — Nie mogłem mieć lepszej uczennicy.
Chciałaby w to wierzyć.
Ale tak bardzo cieszyła się, że znów go widzi.
— Z tym życiem, Kamień, daję ci wiarę i nadzieję. Wierz do końca w to, że kiedyś będzie lepiej, nawet, jeśli wszystko sypie ci się przed oczami. Nie trać nadziei, żyj chwilą i nie poddawaj się. Przeżyłaś tak wiele, że najlepiej powinnaś wiedzieć o znaczeniu tych dwóch pojęć.
Gdy przyłożył swój nos do jej czoła, przez moment poczuła ból ogni pożerających jej ciało, lecz po chwili ustąpił dobremu uczuciu, którego nie potrafiła nazwać. Zwęglone Futro nie stracił wiary mimo tego, co przeżył. Była z niego wyjątkowo dumna.
Chabrowa Bryza podniosła głos.
— Witam cię nowym imieniem, Kamienna Gwiazdo. Twoje stare życie minęło. Teraz otrzymałaś dziewięć żywotów przywódcy, a Klan Gwiazdy powierza ci przewodzenie Klanowi Burzy. Broń go, opiekuj się starszymi i młodszymi, czcij przodków i tradycję kodeksu wojownika, przeżyj każde kolejne życie z dumą i godnością.
Usłyszała jak duchy skandują jej imię: "Kamienna Gwiazda" i to właśnie wtedy mara zaczynała się rozpływać, a świadomość znów wróciła do rzeczywistości. Do ciemnej, wilgotnej groty i miarowego chlupania wody w sadzawce.
— Udało się? — spytała cicho czuwająca nad nią Wiśniowa Iskra.
Zielone oczy błysnęły.
— Tak.
* * *
Z każdym dniem wizja zesłana przez Jastrzębią Gwiazdę miała coraz więcej sensu. Jeleń na wrogich terenach i czekające po drugiej stronie trwożne stado jeleni. To było oczywiste nawiązanie do zaginięcia Jeleniego Puchu. Podejrzewała Klan Wilka i Klan Klifu, ale teraz nie miała wątpliwości - Wilczacy byli pozbawieni moralności i wypaczeni, idąc za śladem Jastrzębiej Gwiazdy. Jedna żmija i żmijątka, które uznała początkowo za dzieci Rozżarzonego Płomienia, które rozpaliły w zaginionym nienawiść do nierudej części klanów. W rzeczywistości Pożar okazał się nie być pustym kretynem na równi ze swoim ojcem, choć ciężko było jej ukryć dumę i to przyznać. Płonąca Pożoga również nie była czystym złem, jak matka i ojciec, choć stale przebywała u Wiśniowej Iskry, zamroczona i omamiona. Żmiją była Zakrzywiona Ość. To od niej wszystko się zaczęło - dopóki nie dołączyła do Klanu Burzy, wszystko zdawało się być spokojne. Jeleni Puch zniknął, gdy dołączyła do klanu. Zawsze kręciła się w ich towarzystwie.
Była jedynym kotem w klanie, który był jej tak naprawdę obcy.
Żmijątka.
Idąc tropem pochodzącej z Klanu Wilka Zakrzywionej Ości, trzy małe pasożyty to koty z krwią Klanu Wilka, które przepuściła przez granice Klanu Burzy. Łasiczy Skowyt już nie żyła, ale jej dzieci pozostawały w klanie. Nie miała zamiaru żerować na nich ze względu na błędy rodziców, ale miała na nich oko.
To była obca krew.
Jastrzębia Gwiazda mówił jej o tym, że Ość karmi się jej litością. W swój specyficzny sposób, ale...
Nie mylił się. Miał co do niej rację.
— Chcę porozmawiać z Zakrzywioną Ością — miauknęła do Mżystego Futra, który skinął szybko głową. Wrócił wraz z liliową i pozostawił kotki same w Skruszonym Drzewie.
— Tak, Kamienna Gwiazdo? — pokorny i załamany wzrok Zakrzywionej Ości celował w zielone oczy przywódczyni. Kotka jednak strzępnęła ogonem. Nie nabierze się na takie sztuczki.
— Twoja obecność w klanie przyniosła za sobą wiele... Ciekawych zbiegów okoliczności — zaczęła, chcąc sprawdzić reakcję liliowej. Ta jednak zdawała się być niewzruszona, więc czarna kontynuowała. — Jeleni Puch zaginął, gdy ty dołączyłaś do klanu. Widziałam, że często z nim rozmawiałaś. Również przez ciebie naraziliśmy się Klanowi Wilka bez żadnego ostrzeżenia i jesteśmy w stanie bliskim wojny. Pogrążyłaś Mroczną Gwiazdę. To dobrze, ale w interesie Klanu Burzy było zaatakowanie z nienacka. Przez przedstawienie, jakie odegrałaś, Mroczna Gwiazda z pewnością spodziewa się, że Klan Burzy mógłby zaatakować. Będą na to przygotowani, bo nadszarpnęłaś nasze relacje.
Kotka pokiwała głową, biorąc głęboki wdech.
— Tak przepraszam, Kamienna Gwiazdo... Byłam zaślepiona strachem za to cierpienie, jakie mi wyrządził... Nie panowałam nad emocjami. Myślałam, że mnie skrzywdzi. A co do Jeleniego Puchu... Dobry z niego był dzieciak, ale wiem na temat jego zaginięcia tyle, co ty.
Przywódczyni zmarszczyła pysk, zbliżając się do liliowej.
— Łgarstwa — syknęła. — Nie nabiorę się na twoje manipulacje. Wykorzystałaś moją dobroć. Masz mnie za głupią? Nie obchodzi cię to, jaki poniesiemy koszt. Liczy się dla ciebie tylko mdława zemsta, za którą my będziemy płacić. Żerujesz na tym, co ci dałam. Jesteś zdrajczynią i nie próbuj temu zaprzeczać.
Zakrzywiona Ość prychnęła, a poszkodowana otoczka ofiary zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
— Obie mamy jeden cel. Chcemy zaatakować Klan Wilka. W czym problem?
Futro zielonookiej liderki najeżyło się.
— W tym, że nie obchodzi cię, jakie straty poniesiemy. Z twojego powodu straciliśmy jednego wojownika, a druga nie kontaktuje ze światem i nie opuszcza legowiska medyków. Z twojego powodu grozi nam wojna z Klanem Wilka, która może nadejść w każdej chwili. Z twojego powodu Tygrysia Smuga cierpi. Jesteś zwykłą kanciarką. Nie ma dla ciebie miejsca w Klanie Burzy.
Liliowa zachłysnęła się, wbijając wzrok w liderkę.
— Nie chcesz tego robić.
— To nie jest kwestia do dyskusji — warknęła czarna. — Dla zdrajców nie ma miejsca w klanie.
Zakrzywiona Ość wykrzywiła pysk, wysuwając pazury.
— To nie skończy się dla ciebie dobrze.
— Już oszalałam, wezmę na swoje barki wszystko, co się stanie. A ty lepiej się stąd wynoś, jeśli życie ci miłe. Nie będę się powtarzać.
Liliowa syknęła z wściekłością, ale odwróciła się i gwałtownie opuściła obóz, ściągając uwagę klanowiczów. Kruczoczarna liderka westchnęła i wkrótce ukazała się w oknie wieży, przemawiając do klanu.
— Klanie Burzy! Zakrzywiona Ość nie wróci już na nasze terytoria. A jeśli się to zdarzy, każdy wojownik zobowiązany jest ją przegonić. Zdradziła nas. To ona była współodpowiedzialna zniknięciu Jeleniego Puchu i to ona sprowadziłą na nas zagrożenie ze strony Klanu Wilka — zamilknęła na moment. Nie chciała poświęcać całego klanu dla jednego wojownika. Ale Wilczacy powinni wiedzieć, że Klan Burzy ma swój honor. — Nie będziemy dłużej odwlekać nieuniknionego. Podjęłam decyzję. Zaatakujemy Klan Wilka. Klan Nocy jest po naszej stronie, będzie walczyć u naszego boku. Daję wam czas na oswojenie się z tą informacją i przygotowanie się do walki, zanim stawimy czoła zagrożeniu.
Wzdłuż szeregu zebranych rozległy się szepty. Widziała nieufne spojrzenia kierowane w jej stronę. Musiała dać im czas. Wiedziała, co o niej mówiono za plecami. Ale to nie było teraz istotne. Poinformuje Klan Nocy o zaistniałej sytuacji. Wstawią się za nimi, pomogą rozprawić z Wilczakami.
Zeszła z punktu przemówień, pozostawiając szepczące między sobą koty same z własnymi myślami.
* * *
Pozostawiła za sobą jednego z wojowników, który towarzyszył jej w eskorcie. Jak się zdawało, to samo zrobiła Daliowa Gwiazda. Czarna skinęła kotce na powitanie, kłaniając się przed nią lekko. Dumna i poważna postawa jej nie opuszczała. Nie dziś.
— Klan Wilka pozwala sobie na coraz więcej. Zaaranżowałam to spotkanie, by omówić temat wojny.
Na pysku Daliowej Gwiazdy przez moment zalśnił ledwo widoczny, charakterystyczny dla niej uśmiech.
— Słucham.
— Chcę, by Klan Burzy zaatakował pierwszy — obwieściła czarna. — Przyślemy do ciebie któregoś z uczniów lub młodszych wojowników. Poinformują, kiedy będziemy wyruszać w stronę Wilczaków. Spotkamy się w sercu Burzackich terytoriów i tam się rozdzielimy. My pójdziemy w jedną stronę wy w drugą, by ich zaskoczyć. Wyruszamy jutrzejszego świtu o szczytowaniu słońca.
Szylkretka kiwnęła głową.
— Wy odbierzecie swojego jeńca, my swojego. Wiesz, gdzie mogą ich trzymać?
— Nie wiem, czy Mroczna Gwiazda ufałby swoim kotom na tyle, by trzymać ich w obozie. Ale dla pewności tam powinniśmy szukać.
— Jeśli okażemy się silniejsi od nich, sami mogą zdradzić nam ich położenie — miauknęła Daliowa Gwiazda.
— Klan Klifu może się do nich przyłączyć. Ale trzymajmy swoich wojowników w gotowości. Niech zawalczą tak dobrze, jak potrafią — rzuciła, skłaniając łeb.
— Do zobaczenia, Kamienna Gwiazdo. Będziemy czekać na znak od twoich kotów.
Odwróciła się, zmierzając znów ku znanym dobrze terenom. Czasami, przechadzając się po nich, przypominał jej się stary Klan Burzy. Jednocześnie zalewała ją nostalgia na myśl o starych dobrych terenach, na których się wychowała. Ale czy po całej traumie, od dzieciństwa po dorosłość, byłaby w stanie dalej patrzeć na miejsce przemówień czy żłobek tak samo? Czy byłaby w stanie patrzeć na granicę z Klanem Wilka tak, jak wtedy, gdy była uczennicą?
Odpowiedź brzmiała: nie.
Stare tereny były miejscem traum, tortur i zgrzytania zębami. To tam widziała umierającą matkę starającą się wygrać nierówną walkę z Piaskową Gwiazdą Tam widziała ciało mentora wyniesione ze zgromadzenia. Tam widziała zwłoki zamordowanego ojca - na zlecenie tyranki. Tam została zmuszona do kontaktu seksualnego, do urodzenia kociąt, których nigdy nie chciała. Wszystko stało się właśnie tam.
Ale nawet teraz, wracając do obozu wolnym, spokojnym krokiem, pozostawiając przywódczynię Nocniaków za sobą, przeklinała siebie za to, że tęskniła za czasami, gdy chociaż część z nich miała jeszcze jakąś nadzieję.
* * *
Łapy same poprowadziły ją poza obóz, gdy tylko porozmawiała z Tygrysią Smugą o szykującej się wojnie, którą mieli rozpocząć. Ale wciąż myślała nad wizją, którą otrzymała od Jastrzębiej Gwiazdy. Myślała nad tym, gdzie popełniła błąd. Czy rozszyfrowała wszystko, co bury wplótł w marę. Mogła wcześniej dostrzec przewinienia Zakrzywionej Ości, porzucić ją po tym, co zrobiła na zgromadzeniu.
Lekkomyślnie.
Podstawowym planem było zaatakowanie znienacka. Gdy wróg się tego nie spodziewał. Ale po tym, co zrobiła liliowa, Klan Wilka już wiedział, że Klan Burzy zaatakuje prędzej czy później.
Próbowała spowalniać ten proces, by stracili nadzieję, że Burzacy zaatakują. By uśpili własną czujność, zajmując się tym, co wedle nich było ważniejsze. Ale nigdy nie wiedziała, co kryje się w głowie Mrocznej Gwiazdy - obrzydliwego tyrana, socjopatę, mordercę, który powtórzył fenomen swojego mentora. Może spodziewał się, że zaatakują prędzej czy później. Może właśnie szykował plan, jak ich zdziesiątkować.
Nienawidziła za to Jastrzębiej Gwiazdy.
Wiedziała, że dla Mrocznej Gwiazdy buras musiał być ukochanym opiekunem, mentorem, nauczycielem, wychowawcą, może nawet ojcem. Pewnie dla vana Jastrząb był taki, jak dla niej Zwęglone Futro.
I to ją obrzydzało.
Zakorzenił w małej istocie nienawiść, która przerodziła się w pączkujące przedłużenie woli Jastrzębia. Sprytnie to rozpracował. Posadził na tym stanowisku kogoś, kto był niemal taki sam jak on.
Tylko Jastrząb się z tym krył.
W przeciwieństwie do Mrocznej Gwiazdy.
Wyszła z obozu w samotności, gdy słońce już zachodziło, pieniąc się jak ognista kula wisząca nad jej życiem. Nie martwiła się o to, czy ktoś postanowi wykorzystać okazję i ją zabić. Nieważne, co zrobi, jak postąpi, i tak skończy tak samo. Wiedziała, że Tygrysia Smuga będzie dobrą następczynią. Jeśli miała myśleć, to nie tam, gdzie wszystko tętniło życiem. Nie wśród krzywych spojrzeń i kotów, które prawdopodobnie już dawno chciały rzucić się jej na szyję.
Tylko ona i chłodny podmuch wiatru na wrzosowiskach.
Poruszane lekką bryza kwiaty niosły ku niej delikatną, słodką woń. Ich cichy szept zdawał się zarazem koić i szargać nerwy. Było w nim coś obcego, niepokojącego, jednocześnie przerażająco znajomego.
Rytmiczny szelest, głęboki szmer był coraz głośniejszy, coraz bliższy.
Kwiaty w równych odstępach przestrzelono szkarłatem, a gdy niebo zabłysło ogniem, w ostatnich promieniach dnia przed oczami Kamiennej Gwiazdy wyrosła zbyt dobrze znana postać.
Czerwone kły zalśniły, ociekając złotym światłem.
Z wykręconych, diablich uszu sączyła cię gęsta ciecz, przypominająca konsystecją ropę, a przy gardle, między futrem uformowały się skrzepy krwi, poprzecinane pieknięciami z kroplami posoki.
— Czy teraz jesteś już zadowolona, Pyskatko?
Jej pytanie odbiło się echem w głowie czarnej kocicy. Mimo tego, że cętkowana nie postawiła ani kroku, Kamień mogła poczuć, jak sie zbliża. Jak jej aura pochłania jej ciało, jej umysł, całą polanę. — To był Klan Burzy, którego pragnęłaś?
Mięśnie już automatycznie napięły się na sam znajomy dźwięk, którego nie słyszała od wielu księżyców, a mimo to i tak stale tkwił w jej głowie, ryjąc w jej ciele nieodwracalną bliznę. Jeszcze niedawno otaczająca ją polana była azylem, z daleka od wścibskich spojrzeń. Teraz i ona nabrała grozy.
Przez moment liderka zastygła w bezruchu, jakby testując własny umysł, czy to, co widzi, nie jest kolejną marą. Za dużo jednak widziała, żeby wątpić w prawdziwość zaistniałego tuż koło niej ducha.
Uniosła wyżej brodę, czując jak rytm bicia serca nieznacznie przyspiesza, a panika i tysiące myśli mimowolnie przewijają się z tyłu jej głowy.
— Czego znów szukasz? Pokazania mi, jak marną jestem liderką, bo nie gram na twoich warunkach? — odpowiedziała po chwili ciszy, nie stawiając ani kroku. Duch Piaskowej Gwiazdy pozostawał taki, jakim go zapamiętała. Przerażający, przesączony cyniczną wyższością i krwią przypominającą jedynie o tym, ile kotów; ile niewinnych istnień kremowa miała na sumieniu.
Z gardła opływającego juchą wydobył się ciężki rechot, by zaraz przerodzić się w diaboliczny śmiech, jeżący futro na grzbiecie. Prawie puste oczy, niby pozbawione blasku, a jednak w ich czerwieni można było dostrzec ciemność złowrogiego blasku.
— Mogłabym, chociaż widzę, że już sama doszłaś do tego wniosku — kocica oblizała gnijącym językiem pysk, wyciągając szyję. Powieki na moment zasłoniły parę oczodołów, a jej posklejane krwią futro delikatnie przeczesał wiatr. Piaskowa Gwiazda wzięła głęboki wdech, a grobowa, dusząca cisza otaczająca obydwie kotki przesiąkła swądem metalu, siarki i ropy. Spokojny wyraz piaskowego pyska zdawał się zdradzać tylko jedno - zadowolenie. Rozluźnienie mięąni przerwane zostało dopiero gwałtownym wysunięciem pazurów, którym towarzyszył głośny świst wydychanego powietrza.
— Więc to prawda — zamruczała gardłowo, uchylając jedną powiekę. — Klan Gwiazdy znów dał wam życia. Szkoda, że dopiero teraz, nieprawdaż? — Piaskowa Gwiazda posłała czarnej sarkastycznie litościwy uśmieszek. — Może gdyby się pośpieszyli, Zając nie zdechłby z twoich łap — zadrwiła krótko.
Poczuła przerażający chłód ściskający jej narządy wewnętrzne od środka. Myślała, że widziała Piaskową Gwiazdę wystarczająco dużo razy i była świadkiem wystarczająco dużej ilości makabrycznych wizji, ale mimo to jej kończyny odmawiały współpracy, a serce biło jak młotem, próbując wyskoczyć z jej piersi.
Nie mogła się bać. Nie teraz, nie przy niej. Nie miała nic do stracenia. Więc dlaczego widok Piaskowej Gwiazdy sprawiał, że całe czarne ciało było sparaliżowane, a pod powiekami przewijały się wizje wszystkiego, czego dopuściła się kremowa kotka?
Napięła mięśnie i wysunęła pazury. To to ciało niosło ją przez całe życie. Nie wiedziała, jakie są szanse na wygraną. Pewnie mniejsze, niż na przeżycie starcia z Potworem Dwunożnych. Ale Piaskowa Gwiazda odebrała jej już wszystko, co mogłoby trzymać ją na świecie. Bez niej byłoby lepiej wszystkim bliskim, którzy jeszcze żyli. Glinie i Wilczej. Przez całe życie tylko ich raniła.
Zignorowała ukłucie wyrzutów sumienia, gdy te słowa padły z ust mrocznej duszy. Przecież tego właśnie chce. Dotknąć jej słabego punktu.
— Przegraliście. Na marne próbowaliście pokonać Klan Gwiazdy. Podobno mieliście znaczną przewagę. Potęgę. Tyle kotów zwracało się do was o pomoc — pazury czarnej błysnęły, gdy odważyła się zbliżyć do kremowej. — Więc dlaczego, mimo to, Klan Gwiazdy zadrwił z was na oczach wszystkich klanów, przemawiając przez najbardziej wypaczonego z liderów?
Piaskowa Gwiazda, nie wyzbywając się złowrogi uśmiech. Pozwoliła, by czarna podeszła do niej, by wytykała "błędy". Górowała przed nią wyprostowaną sylwetką, a jednak obie wciąż dumnie stały, wymieniając się spojrzeniami. W potrzasku, z którego żadna z nich tak łatwo nie będzie mogła się uwolnić.
— Nie obchodzi mnie Klan Gwiazdy — odparła grzmiącym głosem. — Jego "siła" czy drwiny. Byli użyteczni, aż nie zaczęli mącić — mruknęła, strzepnąwszy ogonem z niezadowoleniem. — Pamiętaj, że przez długi czas popierali moje rządy. Zajęczemu Nosowi nie chcieli pomóc, gdy szukał sposobu, na pozbycie się mnie, prawda? — przypomniała Kamiennej Gwieździe, pusząc dumnie pierś. — Zawsze obchodził mnie jedynie Klan Burzy i nawet jeśli nie chcesz tego przyznać, wiesz, że prowadziłam ten klan ku chwale. Ku potędze. Coś, czego ty nigdy nie potrafiłaś zrobić. Władza zawsze uciekła ci między palcami, a ty, ślepa, opierałaś się najlepszemu rozwiązaniu. Mojemu rozwiązaniu. Szacunku nie kupisz łaską, dobrocią, słabością, a strachem — wycharczała do ucha czarnej.
Prychnęła, wykrzywiając pysk w grymasie złości. Była wściekła, wręcz rozgoryczona tym, jak zaślepiona władzą Piaskowa Gwiazda nie widziała nic złego w swoich czynach. Czuła, jak żółć napływa jej do gardła, na samo wspomnienie błysku kłów przebijających gardło Króliczemu Susowi, na wbitą na pal Muchę, na wszystkie krwawe sceny sprzed dziesiątek księżyców.
Była tylko głupim bachorem. A była zmuszona dorosnąć wcześniej, niż zamierzała.
— Strachem? — splunęła. — Nie słuchali się ciebie z szacunku, do tego, co zrobiłaś. Słuchali się ciebie, bo bali się, że jeśli wyrażą sprzeciw, to przebijesz ich na wylot, pozbawisz oczu i zbezcześcisz zwłoki. I się nie mylili — warkot wydobył się z jej pyska. — Klan Gwiazdy nie mógł pomóc Zającowi, nie mógł pomóc nikomu. Bo Mroczna Puszcza postanowiła przywłaszczyć sobie ich siłę. Nie popieram wszystkiego, co ustanowili. Gardzę nimi za to, jak oni pogardzili żywymi, w trakcie gdy wy pałętaliście się i niszczyliście wszystko na swojej drodze. Nie sądzę, że w tym świecie da się być całkiem moralnym bez skończenia na samym dnie. Ale nigdy nie posunęłabym się do czegoś takiego, co ty. Gdyby cię popierali, nie zabraliby cię do Bezgwiezdnej Ziemi, nie pozwoliliby Zającowi cię zabić. Zasługujesz na coś gorszego niż Mroczna Puszcza. Może umocniłaś Klan Burzy, ale ceną potępienia niewinnych żyć. Podzieliłaś klan. Wojownikom zajmą całe pokolenia, by się znów zjednoczyć — syknęła, kładąc po sobie uszy. Nie mogła dłużej tego znosić. Albo teraz, albo nigdy. Wolała zdechnąć tutaj i obudzić się bezradna w Mrocznej Puszczy ze świadomością, że walczyła, niż nie zrobić nic i pozwolić tyrance triumfować i dalej zbierać swoje żniwa. Skoczyła wprost na bezecną duszę, splatając się w ostrym uścisku.
Zatrzaskując się w bitewnym tańcu, rechot Piaskowej Gwiazdy stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy. Szaleństwo ciekło z jej pyska, biło z jej pustych oczu.
— Nie spodziewałam się śmierci, a gdy nadeszła, Miejsce Gdzie Brak Gwiazd przyjęło mnie z otwartymi ramionami i dało siłę, tak wielką, bym mogła nadal walczyć z słabością Klanu Burzy — wysyczała, przyciskając Kamienną Gwiazdę do ziemi. Czarna jednak zaraz się wyrwała, mocnym pchnięciem w brzuch odkrywając, że tym razem mogła zadać ciosy zmaterializowanej duszy, nie tak jak podczas snów czy nawiedzeń. — Pytałaś po co przyszłam. Zabrać to, co wcześniej Zając mi odebrał — przygotowała się do ataku i wyskoczyła ku kocicy, wbijając kły w jej kark. — Klan Gwiazdy ciebie też nie zechce, a Mroczna Puszcza nigdy nie da ci mocy takiej jak moja. Nikt inny, oprócz Jastrzębiej Gwiazdy ciebie nie zechce, Pyskatko — jad sączył się w jej pyska prosto do ucha liderki Klanu Burzy.
Piaskowa Gwiazda nie miała fizycznego ciała, a jednak mimo to Kamień była w stanie bronić się przed jej uderzeniami. Ale kremowa nie wydawała się nawet w najmniejszym stopniu przejęta, jakby była pewna wygranej. Przy niej czarna czuła się jak kleszcz usilnie i w grymasie desperacji czepiający się kociego futra.
Miała dość tego uczucia.
Powietrze przeciął przeraźliwy ryk, gdy kły tyranki zatopiły się w jej karku. Kamień w mgnieniu oka poczuła strumień metalicznej krwi spływającej z jej boku. Przeturlała się na bok, sycząc z bólu, gdy kawał brudnej ziemi zatopił się w ranie na karku. Zaczęła krążyć wokół tyranki, oceniając ją uważnym, dociekliwym spojrzeniem, mierząc każdy cal jej ciała, zastanawiając się, gdzie uderzyć, by pozbawić ją sił.
— Nie masz prawa mówić w ich imieniu — wysyczała ze zwieszonym u dołu łbem, celującym ostrym spojrzeniem ku wiekowej kocicy. — W Klanie Gwiazdy jest mój mentor, moja ciotka, zapewne jeszcze mnóstwo bliskich mi kotów, które opuściły świat z twojej winy. Nie pogardziliby mną. Robiłam okropne rzeczy, ale nigdy z satysfakcją. Nigdy nie zabiłam celowo kogoś, kto na to nie zasługiwał — warknęła, marszcząc pysk. — W przeciwieństwie do ciebie i Jastrzębiej Gwiazdy. Ale ja nie zamierzam prawić herezji. Zasłużyłam na Mroczną Puszczę i pogodziłam się już dawno z tym, że przyjdzie mi tam żyć. Ale nie mam już nic do stracenia. Zdążyłaś odebrać mi już wszystko. Więc zanim spędzę wieczność w zaświatach, dopilnuję, żebym nigdy więcej nie zobaczyła tam twojego pyska. Ani ja, ani Zając, ani inni skazani na życie tam. Jeśli umrę, obudzę się tam. Może ze słabym duchem, ale Jastrzębia Gwiazda nie pozwoli ci mnie choćby tknąć. Ale jeśli ty umrzesz, już nigdy więcej nikogo nie skrzywdzisz. Więc pozwól mi dostąpić tej przyjemności wyzwolenia świata od twoich plugawych czynów. Nie mogę już uratować Zająca, więc zrobię to, co on chciał zrobić księżyce temu — splunęła, rzucając się w stronę kotki.
Cały czas patrzyła się w jej oczy, ale wiedziała, gdzie uderzy. Wyrżnęła ciosem prosto w umięśnione łapy tyranki, by zrzucić ją z nóg. Czy miejsce, które zaatakuje, wciąż się liczyło? Czy duchom znane były takie przyziemne granice?
— Całe życie byłaś niczym, kamieniem walającym się pod czyimiś łapami, nic nie wartym pomiotem słabej kotki - myślisz, że ty dasz radę zabić mnie? — zaryczała, podnosząc się z ziemi, która pod ich łapami mieszała się z potem, sierścią, krwią i ropą. Mimo wolniejszego tempa walki, rany zadawane przez Kamienną Gwiazdę zdawały się zaraz zalepiać gęstą stygnącą cieczą, która się z nich broczyła. Szaleńczy uśmiech na jej pysku nie znikał, a kocica przed kolejnym uderzeniem oblizała pysk z cieknącej śliny zmieszanej z krwią ich obojga.
— Myślisz, że się mnie pozbędziesz na dobre. Myślisz, że nie będę krzywdzić. Ale ja będę trwała. Nawet bez ciała, materialnego czy niematerialnego. W bliznach, we wspomnieniach, w opowieściach. Do twojego usranego zagaśnięcia będę żywa w twojej pamięci — wyskandowała w akompaniamencie głuchego uderzenia w kark Kamień. Mocnym ciosem rzuciła jej ciałem, by próżnie śmiać się w pewnej odległości, przekonana o swoim triumfie.
Kamienna Gwiazda ledwo podniosła się z kwiatów, które zdobiły ich pole walki. Delikatna bryza pod jej nos przywiodła nie tylko zapach ciarki, ale także nową, zatęchłą woń wilgoci. Czyjaś ledwo wyczuwalna, ale jednak obecność znalazła się przy boku Kamień. Natura zdawała się na chwilę zamilknąć, a czas zwolnić na pare uderzeń serca. Blade promienie końca dnia zdawały się rzucić nikły, rozwiany cień na roślinne kielichy obok drążących łap przywódczyni.
— Nie odwracaj się — krótkie, słabe polecenie dotarło do uszu czarnej. Jego spokojny i troskliwy ton nie pozostawiał jednak wątpliwości, od kogo płynęły te słowa, nawet, jeśli nie widziała oblicza innego niż Piaskowej Gwiazdy.
— Dasz radę. Celuj tam, gdzie ja — łagodny, acz pewny głos zdawał się być tak bliski, tak prawdziwy, że nie mógł być tylko omamem, a kątem oka zobaczyła, że ośwjetlona ostatnimi promieniami dnia, biała łapa rozbłysła miękkim światłem, wskazując prosto na gardło tyranki.
Pustym wzrokiem taksowała Piaskową Gwiazdę, wsłuchując się w słowa. Bolały. Bardzo bolały, bo była świadoma, że są prawdziwe. Piasek miała rację. Nawet jej zniknięcie nie naprawi tego, co wyrządziła, nie załata traum i przerażających wizji, które czarna miała pod powiekami za każdym razem, gdy kładła się do snu. Spazm bólu przeszedł jej ciało, a palące uczucie w okolicach skroni rozległo się, pulsując po czarnym łbie, gdy tylko grzmotnęła w twardą ziemię, rzucona przez Piaskową Gwiazdę jak nic niewarty śmieć, jak plugastwo, jak robal, którego należało zdepnąć.
Mogłaby przyrzec, że świat zawirował jej przed oczami jak niewyraźna smuga wielobarwnej mgły, gdy tylko usłyszała głos, którego nie słyszała od księżyców. Głos, który zawsze wiedział, jak postawić ją na nogi, jak zmotywować do walki, gdy wszystko stawało się beznadziejne. Głos, który towarzyszył jej niemal przez całe życie. Miała ochotę popłakać się ze szczęścia. Żył. Żył. Nieważne, jak bardzo go pokrzywdzili, zachował świadomość, zachował tyle energii, by jej pomóc.
Żałowała, że było tak mało czasu.
Naprężyła znów mięśnie, mimo palącego bólu rozdzierającego jej skórę, mimo krwi, od której czarne futro pozlepiało się w sztywne. Nie mogła się poddać, nie, gdy był przy niej. Czuła jego obecność, która napawała ją nadzieją. Nawet, jeśli miała tu umrzeć.
Nie zdołam ci pomóc, gdy już tam trafię, pomyślała. Ale robię to z myślą o tobie. By zapłaciła za to, co ci zrobiła.
Bardzo chciała się odwrócić. Wtopić się w białe ramiona przyjaciela jak dawniej. Ale nie zrobiła tego. Słuchała się jego poleceń tak, jak księżyce temu. Ufała mu. Tym razem go nie zawiedzie.
Wcześniej wahała się ze skokiem wprost ku gardle. Wiedziała, że jeden zły ruch, jeden źle wymierzony centymetr, a szczęka kremowej zaciśnie się na jej szyi i już nigdy nie zdoła jej powstrzymać. Ale słysząc Zająca, niemal ją to nie obchodziło. Zrobi to, co on, dopełni jego dzieło, uwolni go od więzi Piaskowej Gwiazdy, spłaci dług, czynem przeprosi za to, jak bardzo go zawiodła.
"Dasz radę. Celuj tam, gdzie ja".
— Któraś z nas musi zginąć — miauknęła zaskakująco spokojnie. Nigdy wcześniej nie potrafiła tak mówić, gdy widziała przeraźliwe spojrzenie tyranki, która jednym ruchem łapy zburzyła całe jej życie. Uśmiechnęła się słabo, lekko, w melancholii. — Naprawdę nie uczysz się na błędach, co?
I rzuciła się z wściekłym wrzaskiem, znów z furią w oczach, przeraźliwie znajomą, jak za dawnych lat. Obudziła się w niej dawna młoda rebeliantka, która ze łzami w oczach walczyła, by pomścić straconych bliskich. Czy Piaskowa Gwiazda miała zginąć drugi raz w ten sam sposób, jak księżyce temu?
Uśmiech Piaskowej Gwiazdy skrzywił się, gdy dotarły do niej ostatnie słowa Kamień. Jej pazury błysnęły, gdy ta z nową energię rzuciła się ku kremowej, otwartej szyi. W ostatecznym zwarciu liczył się każdy ruch, każdy cios, a każde uderzenie serca zdawało się trwać wieki.
Aż w końcu.
Ostatni błysk kłów, ostatnie trzaski pękających strupów, ostatnia próba wyswobodzenia się z śmiercionośnego uścisku.
Na języku czarnej rozpływał się ostry smak siarki i metalu, gdy puściła wiotczejące ciało.
— Przeklinam cię, Kamienna Gwiazdo — wycharczała konająca zmora, nie wyzbywając się cieknącego z oczu, krwistego szaleństwa. — Przeklinam twoje ciało, śmierć i duszę. Nie ważne ile lat minie, gdy Jastrzębia Gwiazda z tobą skończy, twoim końcem będzie mój śmiech, moje spojrzenie, aż nie pochłonie cię czarna przestrzeń.
Z zażartym, mrożącym krew w żyłach śmiechem na pysku, szkarłatna ziemia zdała się pochłonąć parujące, kawałek po kawałku rozkładając się przed oczami Kamiennej Gwiazdy. Po paru uderzeniach serca, z piasek została mokra plama po demonicznej duszy został szkarłatny kwiat, który obrócił się proch oddech później. Czarna wojowniczka zadrżała, wspominając słowa podłej duszy. Tylko ona mogła wiedzieć, że Jastrzębia Gwiazda nie był taki jak ona. On nie zamierzał się jej pozbyć. Nie zamierzał jej zabić. Miał tyle szans, by to zrobić. Jego plan polegał na czymś więcej. To był skrawek wielkiej tajemnicy, której Kamień dotąd nie odkryła. Wiedziała, że Piaskowa Gwiazda miała rację. Jej istnienie już na zawsze będzie prześladować czarną liderkę.
— Dziękuję — cichy, słaby kocurzy głos znowu odezwał się za liderką Klanu Burzy. Słowa Zająca były delikatne, drżące, jakby próbował powstrzymać łzy. — I przepraszam, Kamień. Za wszystko.
Czuła piekący ból wyżerający jej ciało jak pasożyt, kości miażdżące jej płuca. Ból przyszedł z ostrym hukiem, gdy dotąd był tłumiony przez adrenalinę. Krew sączyła się z wielu miejsc na jej ciele, broczyła, zmieniając kolor trawy na szkarłat. Wiedziała, że niewiele czasu pozostało jej na ziemi, gdy obraz zaczął rozpływać się jej przed oczami, a wizja stawała się coraz bardziej odległa. Ale mimo to czuła promyk szczęścia, promyk wolności, energię, bo słyszała głos przyjaciela. Skrzywdził ją, ale ona go również. Kochała go, jego zaradność, jego empatię i dobroć, jego naturalne przywództwo. Kochała to, jak chronił Wilczą. Była mu winna coś więcej niż przeprosiny.
— Dlaczego miałam się nie odwracać? — wykrztusiła, z trudem biorąc oddech, chociaż domyślała się odpowiedzi. To ona najbardziej ją przerażała. To nie był czas na przeprosiny. Każdy z nich popełnił błędy. Cała ich czwórka robiła w swoim życiu okropne rzeczy. Ale ważne było to, że zależało im na sobie nawzajem. Kamień czasem miała wrażenie, że to właśnie to pomogło im przetrwać tyle księżyców.
Z gardła kocura wyrwało się ciche westchnięcie. Wilgoć wciąż unosiła się w powietrzu dookoła, mieszając się z ciężką wonią krwi rozlanej dookoła.
— Dni... księżyce? Lata? — zaczął niepewnie, by po chwili zamilknąć. Kamienna Gwiazda mogła usłyszeć parę delikatnych kroków w miejscu, jakby biały wahał się, gdzie się skierować. W końcu, po namyśle, znów zaczął: — Czas, który spędziłem w więzieniu utkanym przez Piaskową Gwiazdę zostawił po sobie bardzo widoczne znaki na moim ciele. Nie chciałem, żebyś oglądała mnie w takim stanie, w takim momencie — wytłumaczył w końcu ze smutną nutą w zachrypniętym, słabym głosie. I chociaż nadal nie podszedł bliżej, wizja Kamień delikatnie zahaczyła o wstęgi dymu tańczące na delikatnej bryzie. Nie świadczyły nic dobrego. Wiedziała, że ten widok może doprowadzić ją do ataku paniki, do szału, ale chciała zobaczyć przyjaciela, którego nie widziała od księżyców. Bez względu na to, jak skrzywdziła go Piaskowa Gwiazda. Odwróciła powoli, sztywno łeb w jego stronę.
Jej mięśnie zwiotczały, ale tym razem nie z bólu, lecz z trwogi i szoku, gdy ujrzała drastyczny widok zdeformowanego ciała Zająca. Jej Zająca. Jej przyjaciela, kogoś tak bliskiego.
Pół pyska Zajęczej Gwiazdy nie okalało już futro i mięśnie. Zza przeżartej jak oblanej kwasem twarzy wystawał kawałek białej czaszki. To z niej unosiły się w górę smużki dymu rozchodzące się po niebie. Gardło białego kocura było zacierniowane, a z nosa, oka i kącika pyska spływała ciemna ciecz, zbyt ciemna, by mogła to być krew. Białe łapy splamione były szkarłatną krwią. Kamień chwilę musiała myśleć, by zrozumieć, ile żyć miał na sumieniu biały. Również tych niewinnych. Króliczy Sus... Króliczy Sus nie zginęłaby pod łapą Piasek, gdyby nie Zając. Ale Kamień - choć bardzo ją to bolało - wybaczyła Zającowi. Wybaczyła mu, bo zbyt dobrze wiedziała, jak to jest zdradzić swoich bliskich, popełnić coś okropnego, mimo dobrych intencji.
Nie myliła się, myśląc, że widok takiego Zająca wywoła u niej najgorszą możliwą reakcję. Łzy zebrały się jej do oczu. Widziała tysiące okropnych rzeczy, a mimo to ten widok sprawił, że łapy ugięły się pod ciężarem jej ciała.
— Klanie Gwiazdy, co ona ci zrobiła...— słowa same opuściły jej pysk, ale z każdym kolejnym mówiła coraz szybciej, jakby zaczynało brakować jej powietrza w płucach. — Nie będę w stanie ci pomóc, gdy się spotkamy po drugiej stronie. Proszę, uważaj na siebie. Mroczna Puszcza jest niebezpieczna. Nie chcę znów cię stracić — odwróciła pysk, by więcej nie patrzeć na tą makabrę. Lepsza straszna prawda niż miłe kłamstwa, ale nie potrafiła wmówić sobie, że ten widok jej nie poruszył. — Odejdź. Nie chcę, żebyś musiał na to patrzeć.
— Nie martw się o mnie, Kamień —miauknął już spokojniej Zajęcza Gwiazda. Z przygnębionym, jednak wdzięcznym uśmiechem podszedł w końcu do czarnej i przyłożył delikatnie nos do jej czoła. — Uratowałaś mnie od Piasek. Dzięki tobie mogłem w końcu się uwolnić z tego jeziora. Poradzę sobie — odparł, przymykając blado lśniące ślepie, z którego ciekła smolista substancja. — Nie powinniśmy się spotkać po drugiej stronie. Nie powinnaś skończyć tam gdzie Piaskowa Gwiazda czy Jastrzębia Gwiazda — westchnął ciężko, widząc, w jakim stanie jest liderka.
— Zostanę z Tobą. Do końca. Do ostatniego życia. Nie zostawię cię więcej w potrzebie. Chociaż tyle mogę zrobić po tym, co poświęciłaś. — Jego aura otuliła poharatane ciało Kamiennej Gwiazdy niczym kojąca mgła, gdy kocur w ciszy położył łeb na jej grzbiecie, nawet jeśli nie niósł ze sobą żadnego ciężaru.
Posiliła się na pełny wdzięczności, ostatni uśmiech. Chciała mu tyle powiedzieć, ale coraz ciężej było jej nabrać do płuc powietrza. Chłodna aura towarzyszącego jej Zająca pomagała jej wytrwać cierpienie, które nadeszło. Czuła się, jakby kości zaczęły zgniatać jej narządy wewnętrzne. Jej wizja słabła, mroczki pojawiały się w kącikach oczu, obraz stawał się coraz bardziej rozmazany, gdy wsłuchiwała się w przytłumiony dźwięk kropel krwi wypływających z jej ciała.
Teraz Piaskowa Gwiazda była już tylko złym wspomnieniem, marą, która w jednej chwili stanowiła zagrożenie, a w drugiej już jej nie było. Tocząca się jeszcze przed chwilą bitwa jakby zastygła - teraz była już teraz tylko cisza między nią a starym, dobrym przyjacielem. Kły czeluści największego wroga, jakiego kiedykolwiek dotąd posiadała Kamienna Gwiazda, nagle przestały ją szarpać, ściskając ją w bezgranicznym bólu. Tylko jeden moment wystarczył, by dusza rozpłynęła się w powietrzu, jak gdyby nigdy nie istniała - przerażające złote oczy, z wyższością i brakiem zawahania, które tak uwielbiały zastraszać Kamienną Gwiazdę niczym bezbronnego króliczka, który wpadł w pułapkę. Już ich nie było. Duch Piaskowej Gwiazdy ulotnił się wraz ze świszczącym wiatrem niczym złe wspomnienie, które przeminęło.
Koniec.
W jednej ulotnej chwili uwolniła się z uwięzów, w których tkwiła całe życie. W jednej chwili bezbronny króliczek wyskoczył w górę i uciekł, wyrywając się z uścisku kremowej śmierci.
Była wolna.
Była wolna w objęciach Zajęczej Gwiazdy.
Cienie mroku przestały oplatać ją tak, jak dawniej. Nie było jej. To był koniec gry, w którą była zmuszona bawić się odkąd przyszła na świat.
Głębokie rany wyrzucały z siebie strugi cierpkiej krwi. Nawet dziewięć żywotów nie zdołałoby jej uratować. Chociaż dary od Gwiezdnych próbowały gorączkowo utrzymać ją przy życiu, czarna nie była już w stanie utrzymać się na własnych łapach. Upadła, ale Zajęcza Gwiazda był tuż przy niej, by ułożyć się obok niej, oprzeć niematerialną brodę na jej grzbiecie. Leżał przy niej, czuła jego obecność, chociaż nie była fizyczna. Trwali w bezruchu. Dawny przywódca Klanu Burzy nie drgnął ani trochę, po prostu czekał, aż wszystkie życia ulotnią się z czarnej. Była mu tak wdzięczna. Za wszystko, co dla niej zrobił.
Ból rozrywał jej słabe ciało na strzępy. Króliczek pogodził się, że pułapka zraniła go zbyt mocno. Zbyt głęboko.
Pole widzenia zamroczyło się w jednym momencie. Przywódczyni czuła się, jakby przestała należeć do tego świata. Jakby nie była już jego naturalną częścią. Konała, wiedząc, co spotka ją po drugiej stronie, ale nie była samotna.
Po kolei traciła życie za życiem. Ból rozrywał jej ciało, miażdżył klatkę piersiową, nie ustępował, natarczywie pastwiąc się nad jej ciałem. W tej chwili dodatkowe życia okazały się przekleństwem - nie zmarła szybko i bezboleśnie. Wrzeszczałaby, jednak rozszarpane gardło nie pozwalało na wzięcie choćby jednego małego oddechu. Palący żar jak toksyna obejmował całe ciało, wyżerając je od środka jak żrący kwas, aż skroń zaczęła natarczywie boleć jak cierń wbijający jej się w środek głowy na wylot. Dar Klanu Gwiazdy nie był w stanie jej uratować i już dawno się z tym pogodziła. Jej oczy kolejno mgliły się, by zabłysnąć życiem. I tak wiele razy, aż dotarła do dziewiątego żywota. Mogłaby przyrzec, że nie majaczyła - że objął ją zimny powiew i szept jak świszczący wiatr, w którym rozpoznała głos Zwęglonego Futra. Dzięki ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, mentorze - pomyślała w duchu.
Dziewiąty żywot - żywot, który miał zakończyć jej ziemską udrękę. Czarne ciało objęły konwulsje bólu, z pyska zaczęły cieknąć strużki krwi, źrenice zmniejszyły się do wielkości ziarenka piasku. Serce znieruchomiało, puls płynący z jej wnętrza ustał w jednej chwili. Płynąca w żyłach krew, która poprzez tarcie rozprowadzała ciepło po jej ciele, zastygła wraz z ostatnim tchnieniem serca i sprawiła, że ciało stało się zimne jak lód. Unosząca się jeszcze uderzenie serca temu klatka piersiowa znieruchomiała; ciało zwiotczało, zastygając w bezruchu. Zajęcza Gwiazda nie odstąpił na krok od jej zwłok. Był do końca.
Kamienna Gwiazda czuła, jakby jakaś siła wyższa wyrwała jej spod ziemskich namiętności i udręk. Zobaczyła własne ciało - nieruchome, oszpecone, splamione krwią po brzegi. Widziała oczy, które niegdyś tętniły życiem. W których lśniła młodość i zaciętość do walki. Teraz były nieruchome - zastygły w wyrazie akceptacji swojej niedoli. Ale widziała w tych martwych oczach również promyk szczęścia. Szczęścia, że umarła w towarzystwie Zajęczej Gwiazdy. Biały kocur tylko raz posłał jej ostatnie spojrzenie, nim wrócił tam, skąd przybył.
Zamknęła oczy, o ile tak przyziemne określenie mogło zdefiniować to, co zrobiła jako niecielesna dusza. Chciała tylko jednego - niech nie zbeszczeszczą jej zwłok.
Błagam, pomyślała.
Gdy otworzyła oczy, nie była już w miejscu, które dobrze znała. Nie spotkała cioci. Nie spotkała mentora, mimo że jego głos wtórujący głosowi Zajączka pożegnał ją na świecie. Nie spotkała też rodziców ani Chabrowej Bryzy, ani starych przyjaciół. Spotkała swąd. Odór krwi, rozkładających się ciał i stęchlizny. Otaczał ją mrok, a sucha trawa szczypała w poduszki palców. Czuła, jak z jej szyi kapią kropelki krwi. Raz. Dwa. Trzy. Stęchłe powietrze sprawiało, że kotka nie była w stanie oddychać.
Wiedziała jedno. Tu był Zajęcza Gwiazda.
Bez względu na wszystko, musiała go odnaleźć. Musiała go odnaleźć i zrobić wszystko, by nic już ich nie rozdzieliło. Samotność uderzyła ją pełną falą, gdy nie czuła już przy sobie obecności jego ducha, jego ponurego, łagodnego spojrzenia. Chciała znów zobaczyć jego białe futro i zielone oczy. Znów usłyszeć jego głos. Chciała tyle jeszcze mu powiedzieć. Tyle rzeczy, którymi nie mieli czasu się podzielić tam, na dole. Chciała znów powiedzieć mu, jak bardzo był dla niej bliski. Jak ważną rolę odegrał w jej życiu. Jak bardzo cierpiała, widząc jego cierpienie. Jak bardzo podziwiała go za to, jak opiekował się swoją siostrą, jej ukochaną. Jej kochaną partnerką. Jak Wilcza poradzi sobie bez niej? Jak Glina poradzi sobie samotny w tym szalonym świecie?
— Witaj, Kamień.
Przełknęła gulę w gardle, odwracając się powoli.
Odruch wymiotny ogarnął ją, gdy przyrzekła sobie, że ten psychodeliczny obraz pozostanie w jej pamięci już na zawsze.
Uwolniła się z jednych uwięzów, by trafić wprost w drugie.
Już nigdy nie zobaczy tych, których kiedykolwiek kochała.
Z rezygnacją schyliła łeb, by dołączyć do największego z tyranów. Będzie tułać się u jego boku, aż znajdzie sposób, by to wszystko naprawić.
Musi znaleźć.
Kamienna Gwiazda umarła z 174 opowiadaniami (rekordową ilością wśród wszystkich moich postaci), przyszła na świat 14 marca 2021 roku i zmarła 1 kwietnia 2023, czyli przeżyła 2 lata i 18 dni
Dziękuję wszystkim, którzy kiedykolwiek pomogli mi poprowadzić jej fabułę, wszystkim, z których postaciami Kamień miała rozbudowane i nieprostolinijne relacje i wszystkim, którzy kopali mnie do pisania opek <3
koniec
No, no Kamień. Nareszcie. 2 lata czekałem... Teraz jesteśmy razem w MGBG - Jastrzębia Gwiazda
OdpowiedzUsuńoh, mniszek jak mi miło
OdpowiedzUsuńi amare czemu doprowadzasz mnie do płaczu.....
(*) Mimo tego, że średnio śledziłam jej wątek fabularny uważam, że jest to jedna z lepszych postaci jakie pojawiły się na blogu, oczywiście kocham ile serca włożyłaś w tą panią
OdpowiedzUsuń