Od ucieczki przed szalonym Dwunożnym minęło wiele sezonów. Kotka pielęgnowała to wspomnienie, bo upewniało ją w przekonaniu, że istoty na dwóch łapach potrafią być okrutne. To nie było jej ostatnie spotkanie z Mysim Krokiem. Kolejne spotkanie zakończyło się wspólną nocą w norze. Do niczego między nimi nie doszło, to była tylko przysługa. Właściwie nie wiedziała, dlaczego dba o tchórzliwego wojownika Klanu Klifu.
Szukała jedzenia. Od dwóch dni burczało jej w brzuchu, ale nie miała okazji wytropić czegoś porządnego na terenie, gdzie aktualnie nocowała. Była świadoma, że znacząco się oddaliła, ale dla samotnika lubiącego wycieczki, taka stanowiła przyjemność i okazję do przeszpiegów. Łapy szylkretowej samotniczki uderzały cicho o ziemię, zdradzając jej ostrożność. Zatrzymała się, dostrzegając w oddali znajomy kremowy kształt. Zamrugała. Musiała się upewnić, czy to nie był inny kot. Po zapachu ciężko poznać konkretnego kota, gdy wszyscy klifiacy pachną tak samo. Poznała go po sylwetce i ruchach, przecież była dobrą obserwatorką.
— Co ty tu robisz, mysi móżdżku?
Mysi Krok zatrzymał się. Odwrócił niepewnie za siebie. Poznała go tak samo dobrze, jak on ją zapamiętał. Ryjówka wyprostowała sylwetkę.
— Ryjówko... — miauknął żałośnie, zanosząc się ponownie płaczem.
Kotka spoglądała na niego zdezorientowana. Dlaczego znowu ryczał? Wyglądał na słabego. Niczym kociak, który właśnie zgubił ulubioną zabawkę.
— Znowu czegoś się przestraszyłeś? — zapytała zażenowana.
Kocur pokręcił łbem. Drżał nerwowo, a ona coraz bardziej była zirytowana. Traciła cierpliwość. Marnował jej czas, który mogła przeznaczyć na udane polowanie. Ale nie ruszyła się z miejsca, czekając aż Mysi Krok nabierze odwagi w jej towarzystwie.
— No więc? Nie mam całego dnia na ciebie. — mruknęła.
Myszek spojrzał niepewnie w jej ślipia.
— Za... za-zabiłem... k-kogoś...
W pierwszej chwili rzuciła mu zaskoczone spojrzenie. Mysi Krok kogoś zabił? Chyba nigdy nie była równie zdziwiona. Wojownik był niepewnym siebie, strachliwym kocurem, ale nie był typem kota, który morduje dla przyjemności. Odetchnęła chłodnym powietrzem. Cokolwiek go do tego skłoniło, to czuła, że gryzą go wyrzuty sumienia. Zastanowiła się, czy potrafiłaby zabić i nie przeraziła się swoją odpowiedzią - tak, zabiłaby każdego, kto na to zasłużył. Ale ona była inna. Musiała walczyć o przetrwanie. Trudne życie nie pozostawiło jej wyboru.
Podeszła do niego. Mysi Krok odwrócił pyszczek. Nie patrzył na nią. Ryjówka nie była najlepszym kotem do pocieszenia.
— Stało się. — mruknęła. — Nie będę cię oceniać ani powodu, dlaczego to zrobiłeś.
Zmusiła go, żeby spojrzał w jej ślepia.
— W klanach każe się zabójców. Nie poradzisz sobie na wygnaniu. Musisz to wszystko przetrawić i wrócić do normalnego funkcjonowania. Twoje zachowanie jest zbyt podejrzane.
Czy poradził sobie z wyrzutami sumienia?
Mogłaby zadać wiele pytań, ale z natury nie była ufna i rozgadana. Nawet go nie zapytała, czy miał problemy po późnym powrocie ze Zgromadzenia. Po prostu się rozstali, kolejny raz do swoich spraw. Wędrówka Ryjówki osiągnęła szybkie tempo. Wyprawa do miasta pozwoliła jej zaznać okrucieństwa innego świata. Powróciła do lasu, zatrzymując się w obozie Owocowego Lasu. Akurat mieszkańcy uciekli po krwawej tragedii.
— Musisz atakować mocniej. Co jest z tobą?! Masz niestabilną pozycję. Wróg by cię zabił od razu. Skoncentruj się! Zamachnij się!
Ryjówka dyszała ciężko. Kolejny trening ze Szkarłatem. Odkąd kocur zaczął ją trenować, samotniczka zauważyła poprawę swoich umiejętności. Stała się zwinniejsza, szybsza, czujniejsza. Musiała atakować zdecydowanie. Szkarłat nie był najlepszym wojownikiem na świecie, ale znał na tyle dobrze walkę, że okazał się dobrym nauczycielem. Lekcji nie miało być dużo, ale Ryjówka była gotowa podjąć ryzyko i pracować jeszcze intensywniej. Dni upływały im na treningach w starym obozie Owocowego Lasu. Skryci w cieniu drzew, pozostawali niewidoczni dla patroli, które raz na jakiś czas zaglądały w te strony, chcąc się upewnić, że można wrócić. Trenowali rano i popołudniu, czasami również w nocy, chociaż oboje musieli mieć też czas na polowanie. Szkarłat próbował ją zagadywać, wypytywać o jej samotnicze życie, ale pozostała nieufna. Niewiele mówiła, za to wykonywała polecenia, skutecznie ucząc się coraz więcej nowych ruchów. Od niego także się nie dowiedziała wielu faktów z życia. Na pewno oboje mieszkali w mieście. Ryjówka nie chciała bliżej poznawać kocura, gdyż dla niej był to jedynie tymczasowy mentor, jak tamten przyjazny członek Klanu Nocy, który nauczył ją pływać lub kotka mówiąca językiem lisów.
Zamachnęła się, z całej siły uderzając kocura w nos. Szkarłat cofnął się pod wpływem nagłego ruchu. Wykorzystała ten moment, żeby na niego skoczyć i powalić na ziemię. Szybko poczuła kopnięcie na swoim brzuchu. Skrzywiła się z bólu. Chwyciła kocura za łapę, wbijając się w nią niemal agresywnie.
— Wystarczy. — syknął rudzielec.
— Oh, naprawdę? A tak dobrze się bawię. — mruknęła drwiąco, schodząc z kocura.
Nie wiedziała, czy uważa ją za godnego rywala, ale jej to nie obchodziło. Wkrótce szkolenie miało dobiec końca. Umiała walczyć i to była dobra umiejętność.
Zerknęła na niebo. Pogoda wydawała się odpowiednia na daleką wędrówkę, którą miała tego dnia w planach. Odwróciła się, udając w stronę zniszczonego Ogrodzenia.
— A ty dokąd? — usłyszała za plecami głos Szkarłatu. — Jeśli idziesz na polowanie, to się przyłączę. Szybciej wrócimy do ćwiczeń.
— Każdy troszczy się o siebie, Szkarłacie. — odpowiedziała chłodno, zanim zniknęła w zaroślach.
Sprawnymi i pewnymi krokami kierowała się przed siebie, żeby w pewnym momencie puścić się biegiem przez bagna. Wiatr muskał szylkretową sierść i pyszczek. Dystans zmniejszał się coraz bardziej, a ona nie nabierała wątpliwości. Wiek robił swoje, starzała się, księżyce młodości miała za sobą i musiała mierzyć się z tym, że odejdzie z tego świata. Chciała pozostawić po sobie ślad. Wędrówki były dla niej sposobem na wyrażenie wolności, ciekawości, niezależności. Natomiast gdy ona zniknie, to również straci wspomnienia z nimi związane. Najlepszym rozwiązaniem było urodzić potomstwo. Silne, zdrowe kociaki. Z jej krwi. Wiecznych, niezależnych samotników. Ale sama nie mogła tego dokonać, więc szukała Jego.
Wkroczyła na terytorium Klanu Klifu, szybko chowając się w zaroślach. Czuła intensywny zapach klifiaków i nie chciała być złapana przez któregokolwiek z nich. To dziwne, ale doskonale wiedziała, co powie, gdy tylko spotka Mysi Krok.
Ale do spotkania nie doszło. Ani na terytorium Klanu Klifu, ani podczas obserwacji Zgromadzenia. Zupełnie tak, jakby Mysi Krok rozpłynął się w powietrzu. Zginął? Ta myśl wydała się dziwnie bolesna. Świadomość, że po raz pierwszy czuje przykrość po stracie innego kota.
— To koniec naszej współpracy, teraz będziesz umieć się bić. — Szkarłat obrzucił ją spojrzeniem swoich chłodnych ślepi, zaraz po jej powrocie do chwilowego obozowiska.
— Musisz jej nienawidzić.
— Dobrze wspominasz swoją matkę? — spojrzała na niego kątem oka. Zauważyła napięte mięśnie u swojego towarzysza. — Jeśli tchórzysz to powiedz od razu. Poradzę sobie bez żałosnych imitacji wojownika.
— Jeśli chcesz mojej "pomocy" musisz dać mi coś w zamian. — mruknął, mierząc kotkę spojrzeniem. — A to będzie trudne, niczego nie potrzebuje.
— Jest coś, czego potrzebujemy oboje. — zbliżyła swój pyszczek do jego ucha. — Mogę urodzić kocięta, silne i waleczne.
Szkarłat zgodził się od razu, również chciał przekazać swoją krew. Umowa została zawarta. Pozostało tylko czekać na odpowiedni moment, żeby zaatakować Melodyjkę. Ryjówka przyzwyczai się do myśli, że urodzi młode. Szkarłat był silnym kocurem i przynajmniej mogła mieć pewność, że potomstwo będzie wystarczająco silne, żeby ją zadowolić i przeżyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz