- Dobrze, słoneczka. Widzicie ten kwiat? – powiedziała, po czym trąciła nosem roślinę o białym kwiecie i żółtym, kulistym środku. – To rumianek. Oczyszcza on umysł, ale i wzmacnia. Przyda się do leczenia Skowronka. – rzekła, po czym zerwała zioło. Faktycznie, szylkretka nie miewała się ostatnio najlepiej, dalej była tą samą energiczną koteczką, ale szybciej się męczyła. Pomarańczowooka również schudła, przez co pod futrem rysowały się delikatnie jej żebra. Krokus martwiła się o nią. Często pytała ją podczas treningu czy okazjonalnej zabawy, czy nie potrzebuje przerwy. Raz nawet zaczęła łazić za nią trzymając co po mniejszy liść łopianu, aby uchronić ją przed słońcem, ponieważ tamtego dnia było wyjątkowo ciepło, jednak została odgoniona przez czekoladową, mówiącą, że nic jej nie jest.
– Szukajcie rumianku po całej tej polanie, możecie też zbierać inne rośliny, jeśli was najdzie ochota. Może dorwiecie coś przydatnego. Kiedy słońce znajdzie się w zenicie spotkamy się tu. Jeśli będziecie miały za dużo do niesienia w pyszczkach, to odkładajcie zioła na ten płaski głaz – powiedziała Bylica, po czym pacnęła ogonem wcześniej wspomnianą skałę. – mogę na was liczyć? –spytała.
Odpowiedź była natychmiastowa.
- Tak. – rzekły zgodnie siostry, kiwając łebkami.
- No, to ruszamy na zbieranie ziół! – miauknęła radośnie Bylica, po czym nucąc odeszła gdzieś dalej w pobliże jakichś krzewów. Od razu po tym, jak ogon matki zniknął żółtookiej z pola widzenia, młoda zabrała się do przeszukiwania łąki. Po kilku, może kilkunastu uderzeniach serca znalazła odpowiedni medykament, po czym zerwała go szybko i ruszyła dalej. Po drodze dostrzegła pajęczynę. Postanowiła, iż później po nią wróci. Znalazła kolejny biały kwiatek. I kolejny. I następny. I następny. I… Nagle mysz wskoczyła jej prosto pod łapy. Krokus prawie że wypuściła zioła z pyszczka. Rzuciła się w pogoń za uciekającym zwierzątkiem. Wyciągała łapki najdalej jak umiała, pazurki miała wysunięte, gotowe do schwytania zdobyczy. Na horyzoncie dostrzegła Kminek, zrywającą właśnie szczaw.
- Kminfek, łap jąf! – wysepleniła przez zęby do liliowej. Ta zareagowała szybko, rzucając się na myszkę. Delikatny, ledwie słyszalny trzask przeszył powietrze.
- pfu – wypluła zioła brązowooka. – Mam ją! – powiedziała do truchtającej w jej stronę Krokus.
- Mama będzie dumna. – wymruczała cętkowana.
Oddała swe zioła siostrze, po czym położyła mysz na kamieniu, który wcześniej pokazała jej matka. Potem wróciła i zaczęła znów zbierać rumianek, a także okazjonalnie pojawiające się kępki szczawiu. Znalazła także inną, ciekawą roślinę o słodkim zapachu. Nigdy wcześniej takiej nie widziała mogła jej nie zauważyć, bo nie przyglądała się każdemu źdźbłu. Wzięła ją ze sobą. Zbliżał się zenit, więc postanowiła wracać.
***
Kiedy była już niedaleko kamienia, dostrzegła kremowego kocura, który próbował wziąć piszczkę jej i jej siostry. Przerażona zastygła w bezruchu, gdy cętkowany na nią spojrzał. Jej futerko najeżyło się ze strachu, oczy rozwarły szeroko, pyszczek otworzył w niemym pisku przerażenia, przez co zioła jej z niego wypadły.
-Przepraszam bardzo, ale co pan robi? – usłyszała tak znajomy głos. – to zwierzyna moich córek, proszę ją zostawić. – usłyszała łagodny, acz stanowczy głos matki. – chyba, że mam ci przylać. – dodała starsza, wysuwając pazury.
Kocur żócił zielonookiej długie spojrzenie. Ta w odpowiedzi gwałtownie przesunęła się do przodu, przez co ten cofnął się i najeżył futro na karku. Jego grzbiet wygiął się nieco w łuk.
- Niech będzie, ale nie myśl sobie, że się ciebie boję, po prostu chcę być uczciwy.- warknął nieznajomy
- Tia, na pewno. – odpowiedziała Bylica, mierząc intruza groźnym wzrokiem. Już po chwili kremowego nie było.
-M-mamusiu…. – wyszeptała bura, po czym podbiegła do Bylicy z małymi łezkami w oczach.
- Spokojnie, kochanie, jestem przy tobie. Już sobie poszedł ten złodziej zwierzyny. Pokażesz mamie, co przyniosłaś? – spytała łagodnie i z entuzjazmem błękitna.
Krokus uniosła głowę. Na pyszczku jej matki widoczny był przyjazny uśmiech. Starsza otarła swą końcówką ogona łezki kocięcia. Cętkowana odpowiedziała na to małym, słodkim uśmieszkiem, po czym pokazała srebrnej to, co zebrała. Po jakimś czasie dołączyła do nich Kminek, niosąc w mordce niezliczoną ilość rumianku i szczawiu.
- Och, kochane, jesteście wspaniałe. –rzekła Bylica. – i jeszcze do tego upolowałyście mysz! Gratulacje! – powiedziała starsza, po czym łapą oddzieliła słodko pachnącą roślinę przyniesioną przez Krokus do siebie. – Wiecie może, co to jest?
Siostry pokręciły przecząco głowami.
- To trybula. Jest na zainfekowane rany i bóle brzucha. A teraz powiedzcie mi, do czego służy przyniesiony przez was szczaw? – spytała zielonooka.
- Do leczenia zadrapań i…
- Do łagodzenia spękanych łap…?, – dokończyła za Krokus Kminek.
- Tak. Można również wyłożyć go w gnieździe poranionego kota, co złagodzi jego ból – miauknęła Bylica – chociaż o tym wam jeszcze nie mówiłam. A tak z innego stosu, wiecie, że Rumianek to była jedna z pierwszych roślin, jakich zastosowanie poznałam? Byłam wtedy jeszcze kociakiem w Klanie Burzy, młodszym niż wy teraz, to było jeszcze przed pożarem, w starym obozie. Pokazał mi to medyk mego rodzimego klanu, Jeżowa Ścieżka. To był lub i nadal jest bardzo miły, cierpliwy i tolerancyjny kocur. Był moim przyjacielem. – rzekła, po czym westchnęła. – szkoda, że nie widziałam go od wygnania... – zasępiła się delikatnie, ale już uderzenie serca potem odzyskała wigor i entuzjazm. – no to co, wracamy do domu?
Kocięta kiwnęły głowami, po chwili Krokus spytała jednak:
- Możemy pójść inną drogą? Nie przez te chaszcze?
- Oczywiście, może nawet uda mi się znaleźć jakiś skrót, żebyście się nie musiały tak męczyć. Wykonałyście dzisiaj kawał dobrej roboty. – powiedziała błękitna, po czym wzięła większość ziół do pyska i ruszyła w drogę powrotną do ich kłody. Kminek wzięła mysz, a żółtooka pozostałe zioła.
To był bardzo produktywny dzień.
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz