Rozpoczął się ich trening.
Matka zbudziła ich wcześnie rano. Potem, bez jeszcze porządnego obudzenia, wyszli z ich kryjówki i ruszyli w nieznanym kierunku, prowadzeni przez Bylicę. Dotarli do gruszy. Potem srebrna kocica wytłumaczyła im, iż ich zadaniem jest wspięcie się na drzewo. Krokus oczywiście nie chciała zawieść matki, jednak wejście nieco ją przerażało… czy nie spadnie? Nie potłucze się? A co jak coś sobie zrobi, np. skręci łapę, bo źle stanie? Musiała jednak zacząć się wspinać. Podeszła do równie niepewnej Deszczyk, po czym położyła ogon na grzbiecie szarej. Siostra spojrzała na nią zielonymi oczyma. Kącik pyszczka cętkowanej delikatnie uniósł się do góry. Może nie będzie tak źle?
Było źle. I to bardzo źle.
Bura tkwiła przyklejona do gałęzi ze strachem w oczach. Czemu musiała się tak trząść? Przecież ona zaraz spadnie! Skręci sobie kark! Albo połamie wszystkie nóżki i ogonek! Oh, czemu, czemu, czemu! Wbijała wzrok w dół, przerażona odległością dzielącą ją od ziemi.
Po chwili jednak spróbowała opanować oddech, po czym skupiła się na rozwiązaniu swego problemu. Zamknęła oczy. Dobra. Mama powiedziała, że jak któreś z nich wejdzie na trzecią gałąź to będzie koniec i będą mogli zejść. Więc starczy, że uda jej się przejść do nasady gałęzi, skąd raczej nie spadnie, i poczeka, aż ktoś spełni wymaganie Bylicy. Ona bowiem była zbyt zestresowana kołysaniem się gałęzi, kiedy po nich chodziła. Młoda otworzyła oczy po czym wbiła je w koniec gałęzi. Tak, aby nie mogła oglądać ściółki. Delikatnie wstała, ledwie zachowując równowagę. Wydała z siebie pisk przerażenia, po czym zacisnęła ślipka. Da radę. Musi dać radę. A jak nie to mama ją złapie. Tak.
Z tymi myślami cofnęła się do tyłu. Poczekała, aż gałąź znów przestanie się kołysać, a potem znowu i znowu, aż w końcu znalazła się u jej nasady. Odetchnęła z ulgą, choć nadal bała się, iż mimo wszystko spadnie.
– Brawo Kminek, możecie już schodzić! – miauknęła Bylica z dołu. Bura z ulgą przyjęła jej słowa, po czym ostrożnie zaczęła schodzić. Udało jej się uniknąć wywrotki i już po chwili spokojnie stanęła na ziemi, dziękując kamieniom, iż się jej to udało – Kminek! – usłyszała żółtooka. Zwróciła spojrzenie kocięcych ślipi na swą liliową siostrę, która dalej uparcie się wspinała. Co ona robiła! Zrobi sobie krzywdę! A może…może po prostu nie była tak tchórzliwa, jak ona….
Potem Fiołek się wycofał z drzewa. Po chwili brązowooka zaczęła rozglądać się. O oł…czyżby…
– Dam radę zejść sama! – mruknęła jednolita.
Krokus przerażona zamknęła ślipka. A co jak jej siostrzyczka spadnie! Ale już po chwili usłyszała, jak Bylica spokojnie odstawia Kminek na ziemię, a potem chwali liliową.
– Jutro reszta musi wspiąć się na tą samą gałąź co Kminek. – zwróciła się Bylica do reszty swych dzieci. O nie! Ale ona nie chciała! Bała się!
Opiekunka odwróciła się i chwyciła śpiącą Skowronek. Zaraz, co się jej stało? Przecież zawsze była taka pełna energii…biedna. Czyżby była chora?
Rodzina kotów włącznie z rozmyślającą Krokus ruszyła w stronę domu.
Cętkowane kocię dostrzegło, iż Kminek kuleje. Już miała zapytać, co się jej stało, lecz wtedy Bylica zatrzymała się, po czym wbiła spojrzenie w liliową koteczkę.
Brązowooka automatycznie przylgnęła ogon bliżej ciała.
Srebrna kocica opuściła wolno Skowronek na ziemię.
– Kminek – zaczęła, powoli zbliżając się do liliowej – Czemu nie wspomniałaś, że coś cię boli?
– Um… – jednolita uciekła spojrzeniem w bok unikając patrzenia na rodzinę.
– Pokaż to. – Kminek kiwnęła i przewróciła się na bok by pokazać tylną łapę. Bylica mruknęła coś, jakby poirytowana i wstała. Machnęła ogonem żeby chwilę zaczekali. W międzyczasie obudziła się Skowronek i zamglonym spojrzeniem się rozejrzała, po czym położyła głowę na łapach. Kminek w tym czasie liznęła ranę, myśląc, że może to pomoże.
– A więc. – Bylica wróciła z dużymi liśćmi w pysku. – To jest szczaw. Żujecie go i nakładacie na zadrapanie. – Kotka zrobiła dokładnie to. Kociak po pierwszym zetknięciu się mazi cofnął łapę.
– Piecze. – mruknęła córka Ćwikły, kładąc uszy.
- Niestety. Ale również pomaga. – odparła spokojnie Bylica, po czym dokończyła zabieg. – Gotowe. Tylko tego przypadkiem nie zmaż!-dodała, po czym chwyciła pomarańczowooką koteczkę za skórę i ruszyła dalej. Po jakimś czasie w końcu dotarli do ich kłody. Krokus wskoczyła do środka. Ulga wypełniła jej umysł. No, na szczęście dzisiaj już nie będą musieli wspinać się na drzewa. Starała się nie myśleć o jutrzejszym wyzwaniu. Położyła się tuż obok Kminek, po czym oparła na siostrzyce głowę i zaczęła mruczeć, przymykając miodowe ślipka.
<Kminek?>
[przyznane 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz