*Skip do obecnych czasów*
Wojownik wstał wcześnie. Jego futro było ubrudzone, więc czyścił je dynamicznie, by zrobić to, czego nie miał czasu zrobić podczas ataku.
Ataku.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że Klan Wilka spotkało TO. Jak żenujące było być zamkniętym w ciemnej jaskini, wiedząc, że na zewnątrz jest zagrożenie, które nad nimi dominowało.
To właśnie była ta niezależność Klanu Wilka?
Był zły. Chciał należeć do silnego klanu, a nie kupki mięczaków ukrywających się przed zagrożeniem. Nie mieli jednak wyboru. I Dwunogi, i dziki były zdecydowanie silniejsze w otwartej walce. Klan Wilka był w potrzasku. Ich terytoria zostały przejęte przez zagrożenie.
Van podniósł się z zimnej, twardej nawierzchni jaskini. Chciał się do czegoś przydać. Tyle mógł chociaż zrobić, by mieć dobre życie. Gdzieś miał życie wspólklanowiczów. Liczył tylko, że zagrożenie nie dosięgnie jego.
Gdy tylko spotkał swojego byłego mentora, Jastrzębią Gwiazdę, lider podniósł wzrok na swojego ucznia.
— Mroczny Omenie! Dobrze, że jesteś. Te kocięta nie dają nikomu spokoju. Zwiedzają jaskinię i pchają te swoje małe łapki wszędzie, gdzie nie powinny. Zajmij się nimi przez jakiś czas. Jeszcze tego nam trzeba by stracić tych gamoni tak szybko.
Wojownik kiwnął głową i zapewnił burego, że wykona polecenie. Lider wyglądał na zirytowanego i van wcale mu się nie dziwił.
Wojownik kiwnął głową i zapewnił burego, że wykona polecenie. Lider wyglądał na zirytowanego i van wcale mu się nie dziwił.
Mroczny Omen odwrócił się i skierował w stronę grupki bawiących się kociąt. Złapał jedno z nich za kark, gdy zauważył, jak próbuje przedrzeć się do jednego z ciemnych, nieznanych im korytarzy.
Nie był najlepszą osobą do niańczenia dzieci, jednak robota nie była tak ciężka. Upilnowanie małych biegających wszędzie gdzie nie powinny mysich móżdżków było jednak dość problematyczne.
— W tym korytarzu może kryć się borsuk. — miauknął zimnym i twardym głosem w stronę Żonkil, która chciała wejść w ciasne przejście. — Miałem z nimi do czynienia i nie są przyjemnymi stworzeniami.
Kocię jak na zawołanie zawróciło do swojego opiekuna. Mroczny Omen był usatysfakcjonowany posłuszeństwem młodziaka. Kąciki jego ust rozwarły się w uśmiechu, gdy doszedł do wniosku, że Żonkil nie zignorowała jego ostrzeżenia.
Kocię wymamrotało pod nosem przeprosiny, ale nie na długo zostało przy wojowniku, ponieważ już za chwilę dołączyło do bawiących się obok kompanów - i na chwałę bogom, już nie przy korytarzach. Już po krótkim czasie zabawy Żonkil rozproszyła się widokiem mchu i na tym skierowała swoją uwagę.
Mroczny Omen usiadł, oplatając łapy swoim ogonem. Nie obchodziło go, co będą robić te kociaki, byleby nie wchodziły tam, gdzie nie powinny i nie oddalały się od jego pola widzenia.
*
— Dobra robota. Nie spodziewałem się, że możesz mieć łapę do kociąt. Ważne, że już tak się nie pałętają pod łapami. — miauknął Jastrzębia Gwiazda, gdy spotkali się po jego skończonej pracy.
Rzucił okiem w stronę grupki kociąt, które teraz posłusznie spały. I dobrze. Miał nadzieję, że nie będą się pakować w kłopoty. Były przyszłością klanu i nie potrzebowali kolejnej bezsensownej śmierci, która dodatkowo nie przyniesie dla klanu żadnych korzyści, a tylko straty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz