Wstał z samego rana, przeciągając się w skromnym legowisku z mchu. Niektórzy przynosili potrzebne do tego materiały. Powoli radzili sobie w tym kryzysie, jednak widać było ciągłe zmęczenie wojowników.
Mroczny Omen został zawołany przez swojego byłego mentora.
— Mroczny Omenie, mam dla ciebie ważne zadanie. Ostatnio Skalny Szczyt próbowała odszukać obóz Dwunożnych, jednak bezskutecznie. Wierzę, że tobie się to uda. Uważaj na siebie. Zachowaj czujność i wróć z dobrymi wieściami.
Wojownik skinął głową i odwrócił wzrok w stronę wyjścia z groty, zapewniając wcześniej burego, że wykona polecenie. Van musiał przyznać, że był trochę zdziwiony słowami, że w niego wierzy i żeby na siebie uważał. Niemniej nie przeszkadzało mu bycie pochwalanym przez lidera-mentora, co zawsze dawało mu dodatkowe poczucie wyższości nad beznadziejnym rodzeństwem.
Gdy dotarł do lasu, niemal od razu usłyszał dźwięk dziwnych czarnych gałęzi, które niektórzy Dwunożni nosili ze sobą. Przysiadł instynktownie do ziemi, próbując ominąć go bezszelestnie. Wydał jeden dźwięk, który sprawił, że Dwunog odwrócił jedynie głowę, ale wrócił do swoich spraw, nie zwracając na niego uwagi. Mroczny Omen zacisnął szczęki. Przeklęte stworzenia. Trzeba było przed nimi uciekać, bo byli zbyt potężnie.
Musiał znaleźć ten obóz.
Gdy szedł, myśląc nad tym, czy uda mu się wykonać misję, nie zauważył drzewa i uderzył się w nie nosem. Syknął z bólu i zaklął na bogów.
Szukał bardzo długo. Próbował znaleźć obóz Dwunożnych, wytropić go po zapachu lub próbować dojrzeć coś z wysokich punktów. Niestety nie udało mu się to i chociaż pragnął wykonać misję, musiał w końcu wracać.
W drodze powrotnej zaatakował go jednak nieznajomy samotnik. Bezceremonialnie rzucił się na niego, bez żadnej wcześniejszej konfrontacji. Mroczny Omen warknął i rzucił się na niego z pazurami, parę razy chybiąc. Samotnikowk również wiele razy nie udało się trafić w vana, ale gdy już to zrobił, zadał mnóstwo obrażeń. Wojownik skrzywił się, czując krew na swojej klatce piersiowej. Syknął i rzucił się na samotnika, wgryzając się w jego kark zębami. Napastnik w końcu zakwiczał z bólu i uciekł, wykrzykując pod nosem jakieś przekleństwa.
Mroczny Omen dyszał. Wylizał językiem na szybko zranione miejsca, czując metaliczny posmak krwi w języku. Mysi móżdżek.
Wrócił dość zmęczony do groty. Wciąż starał się trzymać wysoko brodę, jednak jego oddech po walce był nierówny. Adrenalina skoczyła mu w błyskawicznym tempie, gdy przyszło mu mierzyć się z nim w tak niespodziewanym momencie.
— Nie udało mi się znaleźć obozu Dwunożnych. — obwieścił.
— Nie udało ci się? — odpowiedział mu Jastrzębia Gwiazda, gdy tylko van do niego podszedł. — Najwidoczniej te istoty potrafią się doskonale maskować, skoro nawet ty ich nie wytropiłeś. Następnym razem wyślę więcej kotów do tego zadania. Może któremuś się poszczęści.
*
Niebieskooki przebywał u medyków. Deszczowa Chmura zajmował się nim, gdy w międzyczasie Potrójny Krok przeklinał siły wyższe o zgotowany im los i dziękował Klanowi Gwiazdy za opiekę.
I podczas słuchania tych wywodów Mroczny Omen musiał nieźle się wysilać, by nie zadrwić w jego wiary w parę gwiazdek na niebie. Ugryzł się jednak w język i nie mówił niczego niestosownego.
W międzyczasie odwiedziła ich też Senny Pysk, biorąc parę ziaren maku. Spojrzała się na niego z ukosa.
— Co tobie?
— Nie sądziłam, że taka informacja jest ci szczególnie potrzebna. — odparł kocur obojętnie.
— Będziesz zgrywał niedostępnego, czy powiesz, co się stało?
Mroczny Omen uśmiechnął się bez wyrazu, spoglądając jej w oczy.
— Jesteś niezwykle ciekawska, Senny Pysku. — miauknął niebieskooki. — Walczyłem z samotnikiem.
— Najwidoczniej sporo oberwałeś. — prychnęła.
— Drań uciekł z podwiniętym ogonem, jak tylko złapałem go w zębiska. — Mroczny Omen zacisnął szczęki. Samotnicy mieli zawyżone ego, ale gdy tylko przyszło im walczyć, ulatniali się z kwikiem.
Senny Pysk wzięła zioła, które przygotował jej Deszczowa Chmura i odeszła.
Mrok rozejrzał się. Jego bok cholernie piekł i za każdym razem, gdy wykonywał większy ruch, czuł zawroty głowy. Ten samotnik naprawdę był dość silny, chociaż nie zranił go aż tak bardzo, jak mógł. Teraz, gdy miał już okład z pajęczyny, mógł wstać i wracać do codziennych czynności.
Gdy odszedł od medyków, zauważył, jak Wydrzy Las jęknął na jego widok.
— Czemu masz tyle pajęczyny na piersi i brzuchu? — zamilczał na chwilę. — Wiedziałem, że i tak wszyscy umrzemy. Po co się starać? Nasz los jest przesądzony. Nie mamy nawet gdzie uciec...
Mroczny Omen uniósł brew.
— Ten samotnik nie zadał mi śmiertelnych ran, Wydrzy Lesie. — miauknął. — Wciąż możemy się z tego wykaraskać i pokonać tych drani, jak nie siłą, to sprytem.
— Może, ale kto to wie? — odparł ponuro Wydrzy Las. — Może się mylisz? Ile niewinnych kotów umarło... Mroczny Omenie, nawet twój brat. Chyba rozumiesz.
Van kiwnął głową, udając, że śmierć brata zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie. Tak naprawdę pozbyli się tylko pasożyta, niepożytecznego dla klanu.
— Oczywiście. Przykra sytuacja. Dlatego nie można pozwolić, by się powtórzyła.
Wydrzy Las kiwnął głową i spuścił łeb, by odpocząć w kącie. Każdy Wilczak powinien wiedzieć, że Wydra nie należał do optymistów i wcale się z tym nie krył.
Mroczny Omen udał się w kierunku innych wojowników, by tam odpocząć po wyczerpującym dniu. Wciąż nie był zbyt zadowolony z faktu, że nie udało mu się wykonać misji pomyślnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz