Wiedziała, że coś jest na rzeczy, kiedy Rozkwitający Pąk podeszła do niej z niepewnym uśmiechem, ciągnąc za sobą przerażonego partnera. Posłała Dymnemu Niebu pogardliwe spojrzenie, na co rudy skulił uszy. Oboje wiedzieli, że nie zasługiwał na niebieską. Był tylko mysią strawą. I nie ufała mu ani odrobinę.
- Mamo - nie pamiętała, kiedy Rozkwitający Pąk ostatni raz tak do niej mówiła. - Będziemy mieć kocięta.
Serce Jastrząb na moment stanęło. On… miał czelność dotknąć jej córki? Ledwo opanowała jeżącą się sierść, widząc uśmiech na pyszczku wojowniczki. Posłała kocurowi spojrzenie obiecujące śmierć w męczarniach i odwzajemniła gest córki.
- To świetnie.
Niebieska rozpromieniła się.
- Oboje z Dymem bardzo się cieszymy - miauknęła, patrząc na partnera. Rudy przytaknął, starając się nie spojrzeć w stronę Jastrząb. - Cieszę się, że ty też.
- Bardzo - miauknęła, ale jej uśmiech nie sięgał oczu.
Zanim zdążyła porozmawiać z którymś z nich na osobności, zniknęli z jej pola widzenia. Na swoje szczęście. Warknęła, wbijając pazury w ziemię. Przeklęty Dymne Niebo. Przeklęta uparta Rozkwit. Wiedziała, że będą z tego problemy.
***
I się nie pomyliła.
- Jak to poszedł?! - Różana Słodycz posłała jej urażone spojrzenie, przygarniając do siebie maluchy, ale nawet tego nie zauważyła. - Pieprzone lisie serce! Dokąd?!
- Szukać siostry - głos Rozkwitającego Pąku był spokojny, ale lekko drżał. - Miał tylko sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku.
- Przecież ona może być wszędzie! - na moment aż zabrakło jej słów. Wbiła pazury w mech, szarpiąc go. - A wasze dzieci?!
- Jest jeszcze parę wschodów słońca…
- I ty w to wierzysz?! - syknęła. - Wiedziałam, że tak będzie! Lisie serce! Mówiłam…
- Mamo, to nie tak!
- A jak?! - Spojrzała córce w oczy. - Przecież to oczywiste! Zrobił to, w czym kocury są najlepsze - zrobił bachory i zniknął!
- Mamo! - głos niebieskiej zabrzmiał ostrzej. - Dym taki nie jest, zobaczysz…
- Ostrzegałam cię - warknęła wojowniczka. - Ale nie słuchałaś. Teraz widzisz.
Rozkwit zjeżyła sierść.
- Dym taki nie jest! - powtórzyła. - Sprawdzi co z Płomień i wróci, zobaczysz! Może jeszcze dzisiaj, pewnie już teraz… - jej dalsze słowa przerwał szloch. - Z-zoba-czysz, w-wróci. Jesz-cze dziś…
Futro Jastrzębiego Podmuchu opadło. Podeszła do córki i delikatnie przytuliła, nie bardzo wiedząc, co zrobić.
- Już dobrze - miauknęła cicho. - Jakoś sobie poradzimy. Zawsze możemy je komuś oddać.
Niebieska szarpnęła się na znak protestu.
- Nikomu ich nie oddam! To nasze dzieci! Wychowamy je i…
- Ciii - miauknęła miękko Jastrząb. - Zdecydujesz później. Na razie…
- Już zdecydowałam! Zobaczysz…
Przerwała, zwijając się z bólu. Wojowniczka momentalnie odskoczyła, obserwując jak na pyszczku jej córki maluje się grymas bólu.
- Moje dzieci - miauknęła żałośnie. Po jej policzkach spływały łzy. - Boli!
Jastrzębi Podmuch na moment straciła zdolność myślenia. Krzyk bólu córki momentalnie ją jej przywrócił.
- Poczekaj - miauknęła. - Idę po Potrójny Krok.
Jeszcze nigdy tak szybko nie biegła.
Pysk liliowego był całkowicie poważny.
- Nie przeżyły - miauknął cicho, widząc jej pytający wzrok.
Przez serce Jastrząb przegalopowała setka różnych emocji. Medyk nie czekał na jej reakcję. Wrócił do żłobka, nawet się nie oglądając.
Ze środka dobiegały rozpaczliwe krzyki Rozkwit. Coraz cichsze. I cichsze.
Wojowniczka ostrożnie weszła do legowiska. Spała. Usiadła obok, delikatnie liżąc ją za uchem.
- Już dobrze - miauknęła cicho. - Już po wszystkim.
Obiecała sobie, że zabije to lisie serce, jeśli tylko go spotka.
***
Dymne Niebo leżał obok jej córki. Spała, tuląc do swojego boku trzy popiskujące kulki. Na jej widok zerwał się z mchu i położył po sobie uszy.
- Idziemy - warknęła. Nie ruszył się z miejsca, więc złapała go za kark i wyprowadziła z legowiska jak gówniarza. - Co to ma być?! - wrzasnęła, gdy tylko znaleźli się na wolnym powietrzu. - Masz jeszcze czelność się tu pokazywać?! Po tym, co jej zrobiłeś, po tym co przez ciebie przeszła, ty po prostu pojawiasz się tutaj i myślisz, że wszystko będzie w porządku?! - Zacisnęła zęby na jego karku, aż zapiszczał. - Jesteś śmieciem! Lisim sercem! Powinieneś umrzeć! Nie pokazywać się tu nigdy więcej! Wiesz, przez co ona przeszła?! Straciła dzieci, rozumiesz?!
- A-ale…
Nie pozwoliła mu dokończyć. Złapała go za kark i przydusiła, aż jęknął.
- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Nigdy więcej!- zamilkła na moment. Puściła jego kark.
- Co to za bachory? - warknęła.
- N-nasze - wyjąkał, nie mając odwagi nawet spojrzeć jej w oczy.
- Gówno prawda. Jej bachory są martwe! Przez ciebie!
Dymne Niebo rzucił szybkie spojrzenie w stronę kociarni. Rozkwitający Pąk wciąż spała. Odetchnął.
- Są n-nasze. T-teraz już t-tak.
Jastrzębi Podmuch ledwo się powstrzymała przed skręceniem mu karku.
- Teraz?! Zrobiłeś to specjalnie?! Zabiłeś swoje dzieci, żeby zrobić im miejsce, tak?!
- Nie! - miauknął przerażony. - Z-znalazłem je! P-pomyślałem…
- Kłamiesz - warknęła. - Wszędzie poznam to futro. To twoje bachory. Której samotniczce je zrobiłeś, co?! Twoje albo… - trybiki w głowie Jastrząb wskoczyły na swoje miejsca. - Twojej siostry.
Kocur zamknął ślepia, jakby spodziewając się ciosu. Nie zaprzeczył.
- Jesteś mysim łajnem, Dymne Niebo - warknęła, prosto do jego ucha. Lisim sercem. Spędzisz wieczność w Mrocznej Puszczy za to, co zrobiłeś mojej córce. Brzydzę się tobą i tymi bachorami. Brzydzę się! - Spojrzała mu w oczy. - Nie licz na moją pomoc. Nigdy. Jeśli nic nie powiem, to tylko ze względu na Rozkwit.
Odwróciła się i odeszła, zostawiając kocura samego. Zanim przekroczyła próg obozu, do jej nosa doleciał jeszcze smród moczu.
Dym nie potrzebuje twojej pomocy jastrzab xdddd
OdpowiedzUsuń