Od Wilczej Róży C.D Płomiennej Pieśni
-Przechodziłam obok ust matki...Byłam daleko od klanu, aby trochę odetchnąć i wyrwać się z otoczenia innych wojowników z tego klanu.
***
Wróciłam na terytorium, ale nie do obozu. Nie chciałam tam iść, zamiast tego poszłam na Siedlisko Koni, tam usiadłam...Gdy nagle podszedł do mnie jakiś kot, był to Płomienna Pieśń.
-Witaj, Płomienny.
-Witaj, Wilcza Różo.-Uśmiechnął się kot.
-Gdzie byłeś, kiedy ja poszłam do Czarnej Gwiazdy?
-W moim legowisku...To znaczy jest moje, ale był tam inny kot...Jakiś obcy, w każdym razie nie znam go.
-Naprawdę?
-Tak.
-Ale z niego lisi bobek.-Dodałam
-Masz rację.
-A jak wyglądał?
-Nawet mu się nie przyglądałem.
-Aha...-A potem dodałam-Wybacz Płomienny, ściemnia się...Muszę iść do obozu.
-Żegnaj.
-Żegnaj.-Po tych słowach poszłam do obozu, nie wiem co we mnie wstąpiło...Pożegnałam się z Płomiennym tak jakoś...nie po mojemu. Jakby od niechcenia...Jakbym się na niego wściekła...tak...dziwnie, no cóż może za dużo czasu spędzamy razem...
***
-Położyłam się na moim legowisku i zamknęłam oczy, tej nocy śnił mi się Płomienna Pieśń...Leżał martwy...na terenie naszego klanu. Wiedziałam, że to nieprawda, ale sen ten wzbudził we mnie niepokój...W sercu czułam smutek i chodziłam tak cały dzień...Dlaczego? To tylko mój przyjaciel, nie partner...Może boli mnie utrata przyjaciela? W każdym razie następnej nocy także śnił mi się on...Tym razem, że opuszcza las i staje się kotem domowym...W dzień po tej nocy znów o tym myślałam, ale już nie ze smutkiem a z niepokojem, który mi tego dnia towarzyszył...Postanowiłam, więc poszukać Płomiennego, zeszła mi na tym jakaś godzina, ale w końcu go znalazłam, leżał na gałęzi jednego z Czterech Drzew. Zaczepiłam go, więc:-Ej, Płomienny!-Kot obudził się.
-Wilcza?
-Tak.
-Co tu robisz?
-Szukałam Cię...Miałam bardzo dziwny sen...
-I zwracasz się z nim do mnie?
-Nie mam do kogo innego.-Po tych słowach kocur zeskoczył z gałęzi, przeciągnął się i stanął na prostych łapach.
-Więc, o co chodzi?
-Śniłeś mi się ty.-Powiedziałam zawstydzona.
-Ja?
-Tak, ty.
-A dokładniej, co Ci się śniło?
-Że odchodzisz z lasu.-Nie chciałam mu mówić o śnie w którym umarł, on był lisim bobkiem (ten sen).
-Odchodzę?-Zdziwił się kot-Ale gdzie?
-Do dwunożnych...
-Naprawdę to Ci się śniło?
-Tak... Wiem, że to głupie, ale musiałam się komuś zwierzyć...Koty z mojego klanu ciągle się pytały czemu jestem taka smutna...-Dodałam.
-Byłaś smutna?
-Trochę...
-To ja Cię rozweselę!
-Jak?
-Nigdzie nie odchodzę!
-Wiem, te sny były głupie...
-Sny? Miałaś więcej tego typu snów?-Dopytywał kot.
-Nie! Przejęzyczyłam się...Był tylko jeden...-Wymyślałam, aby nie mówić Płomiennemu o tym najgorszym...
-Aha...
-No, a właśnie...Miałam Cię spytać...Wkurzyłeś się na mnie za to, że od Ciebie odeszłam tak po prostu jak niewychowany, lisi bobek?
-Odeszłaś? Kiedy?
-No przedwczoraj...Wtedy kiedy byliśmy na Siedlisku Koni...
-Przecież szłaś do obozu.
-Tak, ale czuję się tak jakbym zostawiła Cię bez pożegnania.-Tłumaczyłam Płomiennemu.
-Nic się nie stało, Wilcza.
-Napewno?
-Napewno!
-Dziękuję.
-Za co?-Zdziwił się kocur.
-Za to, że jesteś tak dobrym przyjacielem.-Uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co-Płomienny odwzajemnił uśmiech-Chcesz iść na polowanie?
-Jasne!
-To gdzie chcesz iść na to polowanie?
-Może...Tutaj?
-Tutaj? Zgoda.
-To może zróbmy wyścig! Ten kto złapie najwięcej pokarmu do wschodu księżyca wygrywa!
-Zgoda!
***(Wschód księżyca)
-Ile masz, kupo futra?-Spytał Płomienny.
-20, a ty?
-23.
-Wygrałeś.
-O tak!
-Płomienny, księżyc już jest na niebie, to czas by się pożegnać.
-Żegnaj, Wilcza!
-Żegnaj, Płomienny!-Krzyknęłam i pobiegłam ze zdobyczami do obozu, aby je tam zostawić...
<Mruczek?>
-Przechodziłam obok ust matki...Byłam daleko od klanu, aby trochę odetchnąć i wyrwać się z otoczenia innych wojowników z tego klanu.
***
Wróciłam na terytorium, ale nie do obozu. Nie chciałam tam iść, zamiast tego poszłam na Siedlisko Koni, tam usiadłam...Gdy nagle podszedł do mnie jakiś kot, był to Płomienna Pieśń.
-Witaj, Płomienny.
-Witaj, Wilcza Różo.-Uśmiechnął się kot.
-Gdzie byłeś, kiedy ja poszłam do Czarnej Gwiazdy?
-W moim legowisku...To znaczy jest moje, ale był tam inny kot...Jakiś obcy, w każdym razie nie znam go.
-Naprawdę?
-Tak.
-Ale z niego lisi bobek.-Dodałam
-Masz rację.
-A jak wyglądał?
-Nawet mu się nie przyglądałem.
-Aha...-A potem dodałam-Wybacz Płomienny, ściemnia się...Muszę iść do obozu.
-Żegnaj.
-Żegnaj.-Po tych słowach poszłam do obozu, nie wiem co we mnie wstąpiło...Pożegnałam się z Płomiennym tak jakoś...nie po mojemu. Jakby od niechcenia...Jakbym się na niego wściekła...tak...dziwnie, no cóż może za dużo czasu spędzamy razem...
***
-Położyłam się na moim legowisku i zamknęłam oczy, tej nocy śnił mi się Płomienna Pieśń...Leżał martwy...na terenie naszego klanu. Wiedziałam, że to nieprawda, ale sen ten wzbudził we mnie niepokój...W sercu czułam smutek i chodziłam tak cały dzień...Dlaczego? To tylko mój przyjaciel, nie partner...Może boli mnie utrata przyjaciela? W każdym razie następnej nocy także śnił mi się on...Tym razem, że opuszcza las i staje się kotem domowym...W dzień po tej nocy znów o tym myślałam, ale już nie ze smutkiem a z niepokojem, który mi tego dnia towarzyszył...Postanowiłam, więc poszukać Płomiennego, zeszła mi na tym jakaś godzina, ale w końcu go znalazłam, leżał na gałęzi jednego z Czterech Drzew. Zaczepiłam go, więc:-Ej, Płomienny!-Kot obudził się.
-Wilcza?
-Tak.
-Co tu robisz?
-Szukałam Cię...Miałam bardzo dziwny sen...
-I zwracasz się z nim do mnie?
-Nie mam do kogo innego.-Po tych słowach kocur zeskoczył z gałęzi, przeciągnął się i stanął na prostych łapach.
-Więc, o co chodzi?
-Śniłeś mi się ty.-Powiedziałam zawstydzona.
-Ja?
-Tak, ty.
-A dokładniej, co Ci się śniło?
-Że odchodzisz z lasu.-Nie chciałam mu mówić o śnie w którym umarł, on był lisim bobkiem (ten sen).
-Odchodzę?-Zdziwił się kot-Ale gdzie?
-Do dwunożnych...
-Naprawdę to Ci się śniło?
-Tak... Wiem, że to głupie, ale musiałam się komuś zwierzyć...Koty z mojego klanu ciągle się pytały czemu jestem taka smutna...-Dodałam.
-Byłaś smutna?
-Trochę...
-To ja Cię rozweselę!
-Jak?
-Nigdzie nie odchodzę!
-Wiem, te sny były głupie...
-Sny? Miałaś więcej tego typu snów?-Dopytywał kot.
-Nie! Przejęzyczyłam się...Był tylko jeden...-Wymyślałam, aby nie mówić Płomiennemu o tym najgorszym...
-Aha...
-No, a właśnie...Miałam Cię spytać...Wkurzyłeś się na mnie za to, że od Ciebie odeszłam tak po prostu jak niewychowany, lisi bobek?
-Odeszłaś? Kiedy?
-No przedwczoraj...Wtedy kiedy byliśmy na Siedlisku Koni...
-Przecież szłaś do obozu.
-Tak, ale czuję się tak jakbym zostawiła Cię bez pożegnania.-Tłumaczyłam Płomiennemu.
-Nic się nie stało, Wilcza.
-Napewno?
-Napewno!
-Dziękuję.
-Za co?-Zdziwił się kocur.
-Za to, że jesteś tak dobrym przyjacielem.-Uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co-Płomienny odwzajemnił uśmiech-Chcesz iść na polowanie?
-Jasne!
-To gdzie chcesz iść na to polowanie?
-Może...Tutaj?
-Tutaj? Zgoda.
-To może zróbmy wyścig! Ten kto złapie najwięcej pokarmu do wschodu księżyca wygrywa!
-Zgoda!
***(Wschód księżyca)
-Ile masz, kupo futra?-Spytał Płomienny.
-20, a ty?
-23.
-Wygrałeś.
-O tak!
-Płomienny, księżyc już jest na niebie, to czas by się pożegnać.
-Żegnaj, Wilcza!
-Żegnaj, Płomienny!-Krzyknęłam i pobiegłam ze zdobyczami do obozu, aby je tam zostawić...
<Mruczek?>
Przepraszam, że się czepiam, ale twoje opowiadania Wilcza Różo, to większość dialogów.
OdpowiedzUsuń~Onyks/Kruk/Piaskowa
Sorry
Usuń