Nie znałem kotów z naszego klanu i trochę wstydziłem się je zapytać czy pójdą ze mną... Ale w końcu się odważyłem. Podszedłem do biało-czarnej kotki i powiedziałem:
- Witaj.
- Witaj - odparła.
- Jak się nazywasz?
- Deszczowa Jaskółka, a ty?
- Gromowy Ogon, jestem nowym Medykiem i szukam kogoś kto wybrałby się ze mną na wyprawę po zioła.
- I wybierasz mnie?
- Spopielona Gwiazda mówiła, że całkiem nieźle znasz się na tym. Jeśli nie chcesz to nie szkodzi. - zachęcałem.
- Zgoda... Mogę z tobą pójść.
Po kilku minutach byliśmy już po za obozem. Weszliśmy w jakieś krzaki. Tam znaleźliśmy Czosnek Wężowy. Wziąłem go do pyszczka i poszliśmy dalej. Idąc tam napotkaliśmy mysz. Poprosiłem Deszczową Jaskółkę, aby ją zabiła, ponieważ ja zgodnie z Kodeksem nie mogę. Po tym jak Jaskółka ją zabiła i rozdrapała brzuch myszy, wziąłem w pyszczek mech i namoczyłem go w żółtej substancji jaka była w jej brzuchu. Obróciłem się do kotki i powiedziałem:
- Witaj - odparła.
- Jak się nazywasz?
- Deszczowa Jaskółka, a ty?
- Gromowy Ogon, jestem nowym Medykiem i szukam kogoś kto wybrałby się ze mną na wyprawę po zioła.
- I wybierasz mnie?
- Spopielona Gwiazda mówiła, że całkiem nieźle znasz się na tym. Jeśli nie chcesz to nie szkodzi. - zachęcałem.
- Zgoda... Mogę z tobą pójść.
Po kilku minutach byliśmy już po za obozem. Weszliśmy w jakieś krzaki. Tam znaleźliśmy Czosnek Wężowy. Wziąłem go do pyszczka i poszliśmy dalej. Idąc tam napotkaliśmy mysz. Poprosiłem Deszczową Jaskółkę, aby ją zabiła, ponieważ ja zgodnie z Kodeksem nie mogę. Po tym jak Jaskółka ją zabiła i rozdrapała brzuch myszy, wziąłem w pyszczek mech i namoczyłem go w żółtej substancji jaka była w jej brzuchu. Obróciłem się do kotki i powiedziałem:
- Tyle nam na dziś wystarczy. Dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co.
- Na pewno?
- Tak. Nie ma o czym mówić.
- Dobrze, wracajmy do obozu. - Rzekłem do kotki i od razu wyruszyliśmy z powrotem. Nie byliśmy daleko, bo zaledwie kilka minut od niego, ale i tak znaleźliśmy przydatne rzeczy. Kiedy dotarliśmy do obozu pożegnałem Deszczową Jaskółkę i poszedłem zanieść rzeczy do składziku.
- Ch****a! Chyba dawno tu nikt nie sprzątał! - Przeraziłem się - Dobra...jutro posprzątam. -powiedziałem i poszedłem na jeden z klifów oglądać zachód słońca, ono tak pięknie chowało się za horyzontem. Zawsze gdy na to patrze przypomina mi się mama. To z nią najczęściej oglądałem zachody i wschody słońca. Potem wróciłem do mojego legowiska i położyłem się spać na miękkim mchu. Tej nocy śniła mi się mama.
(następnego dnia)
Gdy wstałem przeciągnąłem się i wyjżałem z legowiska. Dzień zapowiadał się niezwykle ładnie i postanowiłem to wykorzystać. Od razu wyszedłem na zewnątrz. Powietrze było rześkie i nikt nie chodził po obozie. Najpewniej wszystkie koty jeszcze spały. Postanowiłem jednak pójść na klify i obserwować wschód słońca. Poszedłem na klify. Kilka minut później słońce wzeszło. Było inne niż zwykle. Jakieś jaśniejsze i...cieplejsze...nie wiem. W każdym razie było inne. Patrzyłem na nie z godzinę. Wzeszło już na pełne niebo, więc wróciłem do obozu po którym koty już chodziły i biegały.
- Nie ma za co.
- Na pewno?
- Tak. Nie ma o czym mówić.
- Dobrze, wracajmy do obozu. - Rzekłem do kotki i od razu wyruszyliśmy z powrotem. Nie byliśmy daleko, bo zaledwie kilka minut od niego, ale i tak znaleźliśmy przydatne rzeczy. Kiedy dotarliśmy do obozu pożegnałem Deszczową Jaskółkę i poszedłem zanieść rzeczy do składziku.
- Ch****a! Chyba dawno tu nikt nie sprzątał! - Przeraziłem się - Dobra...jutro posprzątam. -powiedziałem i poszedłem na jeden z klifów oglądać zachód słońca, ono tak pięknie chowało się za horyzontem. Zawsze gdy na to patrze przypomina mi się mama. To z nią najczęściej oglądałem zachody i wschody słońca. Potem wróciłem do mojego legowiska i położyłem się spać na miękkim mchu. Tej nocy śniła mi się mama.
(następnego dnia)
Gdy wstałem przeciągnąłem się i wyjżałem z legowiska. Dzień zapowiadał się niezwykle ładnie i postanowiłem to wykorzystać. Od razu wyszedłem na zewnątrz. Powietrze było rześkie i nikt nie chodził po obozie. Najpewniej wszystkie koty jeszcze spały. Postanowiłem jednak pójść na klify i obserwować wschód słońca. Poszedłem na klify. Kilka minut później słońce wzeszło. Było inne niż zwykle. Jakieś jaśniejsze i...cieplejsze...nie wiem. W każdym razie było inne. Patrzyłem na nie z godzinę. Wzeszło już na pełne niebo, więc wróciłem do obozu po którym koty już chodziły i biegały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz