zima
Nareszcie skończyły tą swoją robotę! Kazarka już czuła, że ją bolą od wszystkiego łapy. Nie była stworzona do harowania jak kura domowa, pucując na błysk obóz. Przeciągnęła się, ziewając. W końcu wolność!
— Być może wysprzątanie obozu się mu przydało, ale wiesz co by było jeszcze lepsze? — zapytała swojej siostry, delikatnie ściszając głos, mając na uwadze obecność starszej wojowniczki w okolicy.
— Co? — spytała Cyrankowa Łapa, przybliżając się nieco do siostry.
— Jakby Bratkowe Futro wyciągnęła sobie z zadka kij — parsknęła śmiechem, łącznie z jej siostrą, zdecydowanie za głośno. — To by dopiero była przysługa dla Klanu Nocy.
— Wy, tam! Co to za chichoty? — warknęła na nich z oddali Bratkowe Futro. Szylkretki po prostu pobiegły w zarośle, śmiejąc się i uciekając od gniewu jednej z najbardziej nieznośnych wojowniczek Klanu Nocy.
***
parę księżyców później
Wylegiwała się w obozie, korzystając z wolnej chwili. Wysłano ją na długi łowiecki patrol z samego rana, więc teraz mogła odpocząć. Drzemała więc, wyciągała się w najróżniejszych pozycjach, plotkowała ze znajomymi i przede wszystkim cieszyła się ciepłym (czy przynajmniej cieplejszym niż nawet księżyc temu) słońcem. Po tak długiej i wyczerpującej porze nagich drzew doceniała jego promyki niewyobrażalnie bardziej niż wcześniej.
Powietrze zgęstniało w przeciągu paru uderzeń serca. Rozległy się głośne rozryczane krzyki, pociągnięcia nosami, odgłosy szoku i niedowierzania. Kazarka podniosła się tylko po to, by to, co ujrzały jej oczy, zmiotło ją natychmiast z powrotem na ziemię.
Ciemna, bezkształtna sylwetka została odstawiona na sam środek obozu. Nie musiała się jej przyglądać, by doskonale wiedzieć, do kogo ona należała – po spędzeniu księżyców nieustannie razem pod sercem, w żłobku i legowisku rozpoznałaby drugiego kota głucha, ślepa i sparaliżowana. Wpatrywała się w niego bezgłośnie, bo żadne słowo nie potrafiło uciec z jej zwykle tak wygadanego pyska. Słyszała wrzaski, ciche podszepty, zapieranie tchu innych kotów. Szylkretka była jednak niema.
Prawie ktoś potknął się, lecąc na łeb, na szyję w stronę leżącego zmarłego. Dopiero po chwili Kazarka zdała sobie sprawę, że był to jej ojciec. Poranny Ferwor przebił się przez tłum wręcz siłą, podobnie jak pędząca za nim jego córka. Kazarka chciała biec za nimi, lecz jej łapy zupełnie oddzieliły się od jej umysłu, wyrażając swój sprzeciw. Na dodatek drżały tak intensywnie, że ledwie były w stanie utrzymać ciężar jej masywnego, teraz tak delikatnego i osłabionego ciała.
Reszta jej rodziny zgromadziła się przy ciele Krakwy, tylko za jej wyjątkiem. O Klanie Gwiazdy, o Klanie Gwiazdy, powtarzała w myślach, ustami bezgłośnie wypowiadając te słowa. Nie było ją stać na nic więcej.
Kazarkowa Łapa chciała, aby ten widok był tylko sennym koszmarem, a ona zaraz się obudziła i od niego uwolniła. Liczyła na to, że to tylko zły sen.
***
Ptasie pióra przywodziły jej na myśl jedynie brata. Przez parę pierwszych dni od jego odejścia wcale nie mogła jeść ptactwa, bo kojarzyły jej się tylko z jednym. Krakwie Skrzydło uwielbiał pióra odkąd pamiętała, tak samo jak ona kwiaty. Kiedy Poranek przynosił zebrane przez niego, starannie dobrane fiołki, nigdy nie zapominał o znalezieniu paru piórek, które Krakwek mógłby wplątać między strąki futra z tą samą radością, co jego siostra. Nieraz nawet pomagali sobie nawzajem, dekorując i ozdabiając się nawzajem. Zawsze czuli się jak najpiękniejsza parka kotów w Klanie Nocy. Może i nawet całym lesie.
Tak, Kazarka nie lubiła samotności. Jeszcze bardziej tylko nienawidziła rozmawiać o swoim bracie, co jedynie przywodziło jej wspomnienia, które tak od siebie odpychała, bo sprawiały jej niewyobrażalny ból, a te uniki wstyd. Zarówno jej rodzice, jak i Cyrankowa Łapa znaleźli w rozmowach komfort, a wygadana Kazarka milkła, kiedy tylko temat spływał na brata polującego już z Klanem Gwiazdy. Czy wolała po prostu o nim zapomnieć? Sama nie wiedziała i tak samo nie wiedziała, czy chce znać odpowiedź. Już część wspomnień związanych z ciemnym kocurkiem zaczynała się powoli rozmywać i zanikać gdzieś w otchłani jej umysłu. Przecież kochała go tak bardzo! Dlaczego wspominki dobrych dni, które powinny przynosić komfort, skłaniały ją tylko do płaczu?
Na ziemnym kopcu zostawiła parę kaczych lotek, pociągając głośno nosem.
***
Skupiła się na treningu. Były, razem z Cyranką, najstarszymi uczennicami w Klanie Nocy, a to nie przynosiło im uznania. Wiele razy Kazarkowa Łapa musiała chować się przed oceniającymi spojrzeniami. Naprawdę się starała! Trening często ją jednak przerastał i stawiał pytania. Co jednak mogłaby robić w zamian? Nie sądziła, że Srocza Gwiazda byłaby dla swojej krewniaczki równie łaskawa, jak dla córki, by wysłać ją do niańczenia dzieci. Do roli medyka za to nie nadawała się wcale, a Klan Nocy miał już swoją, całkiem zdolną (jak jej się zdawało) następczynię Strzyżyk. Czasami czekoladowa miała wrażenie, że nie do końca pasowała do tych kotów, które nierzadko patrzyły na nią spod wilka nie tylko ze względu na rangę, ale również kolor sierści. Choć mama zawsze ją zapewniała, że nie było w nim nic złego, Kazarkowa Łapa odnosiła inne wrażenie.
Ostatnio jednak poprawiła się. Coraz częściej słyszała pochwały Księżycowego Blasku, a zwierzyna, kiedyś zwykle z dużą porcją szczęścia, teraz z powodu zdobytych umiejętności, lądowała w jej łapach o wiele częściej, sprawniej i w większych ilościach. Wyśmienitym pływakiem nadal nie była, ale wydawało jej się, że doszła do momentu, w którym nie była pośmiewiskiem nocniaków. Powalała w walce, jeśli nie sprytem i zwinnością, to niewątpliwie swoją masą i sporą siłą.
— Bardzo dobrze — miauknęła jej mentorka, kiedy czekoladowa zniosła poproszoną, dużą rybę. Złapanie i przeniesienie jej to był dla Kazarkowej Łapy pikuś. — Obserwowałam cię, wiesz? — spytała Księżyc, co zdezorientowało uczennicę. Tja, zwykle kocica oglądała poczynania swojej podopiecznej, w końcu na tym polegał trening, ale bardziej Kazarka nie rozumiała, dlaczego ta jej to mówiła.
— Zrobiłam jakiś głupi błąd? Och, tak mi się zdawało. Przeklęte węże! One się czają teraz wszędzie, no a musiałam być ostrożna, w końcu nie chciałam, aby mnie byle dziadostwo ugryzło, to się skupiłam, aby...
— Spokojnie, spokojnie — poklepała ją z uśmiechem po głowie, zamykając kotce na chwile pyszczek. — Zrobiłaś wszystko bezbłędnie, a to był test. Możesz się dziś spodziewać niespodzianki po wysokim słońcu — wyjaśniła jej z zadowoleniem.
— Niespodzianki? — początkowo Kazarkowa Łapa nie zrozumiała, ale kiedy w końcu zajarzyła, rozszerzyły jej się gwałtownie źrenice. Niewiele myśląc pisnęła, buchając szczęściem, skacząc we wszystkie strony. Zostanie wojowniczką! Zostanie wojowniczką!
— Muszę się pochwalić Cyrance! I Karasiowej Łapie! I, i... — wyliczała, wyobrażając sobie już, jaką masą gratulacji zostanie obsypana przez wszystkie koleżanki i przyjaciółki. Gdyby tylko mogła, momentalnie by już do nich pobiegła! Zatrzymała ją jednak Księżycowy Blask:
— Chyba będziesz musiała na to poczekać — mruknęła łagodnie niebieska, owijając puszysty ogon wokół łap. — Mentor Karasiowej Łapy właśnie czeka, aż ona sama wróci ze zdobyczą. A Cyrankowa Łapa o wszystkim wie — uśmiechnęła się po raz kolejny. — Możemy już wracać. Potrzebujesz chyba troszkę czasu, aby się przygotować do ceremonii. — Kotka spojrzała na nieco ubłocone futro Kazarki, którego ta jednak nie zauważyłaby, nawet gdyby ta maź pokrywała ją od nosa po koniuszek ogona. Jedyne, o czym w tej chwili mogła myśleć, to upragnione mianowanie, na które tak długo czekała. Była w końcu go godna! Sama w to nie wierzyła!
— Klanie Gwiazdy! To świetnie! O jeju, jak myślisz, że będę mieć na imię?! — Skakała wokół swojej mentorki, kiedy odchodziły w stronę obozu, zasypując ją masą różnych pytań. — Mam nadzieję, że Srocza Gwiazda nazwie mnie czymś ciekawym. Wiesz, nie chcę być jakimś nudnym Pazurem albo Sercem... To znaczy, moja mama ma najpiękniejsze imię na świecie, jest super! Ale ja bym nie chciała... Chociaż... Serce nie jest takie złe... Skóra albo Futro byłyby gorsze, sto razy gorsze!
— Może Szczebiot? — odparła Księżycowy Blask krótko, ponieważ trzymała w pysku złowioną przez uczennicę zdobycz. — Pasowałoby do ciebie.
— Hmm... Szczebiot... Kazarkowy Szczebiot... No nie wiem! Ale ptaki to dobry trop, wiesz, że lubię ptaki? Byle mnie nie nazwała czymś głupim, jak Kazarkowy Wróbel, czy coś! To by nie miało sensu!
— W takim razie może Pióro?
Kazarka zwolniła kroku, pokładając po sobie uszy. Na chwilę umilkła całkowicie, a jej umysł, zwykle żywy i wypełniony masą różnych myśli i nowych pomysłów, nagle zasnuł się mgłą.
Krakwa. Och, Krakwa...
— Wszystko w porządku? — zapytała jej Księżyc, oglądając się za siebie, by spojrzeć na szylkretkę.
— Tak, tak — odparła szybko, przyspieszając. — Może... Lot? Lot brzmi... odlotowo! — zaczęła z powrotem mówić, próbując zdusić w sobie nieprzyjemne wspomnienia.
***
Za radą innych pośpiesznie myła swoją sierść. Skoro to miała być ceremonia, najważniejsza być może w całym jej życiu, powinna na niej wyglądać jak najlepiej tylko była w stanie, prawda? Jednak czyszczenie jej grubego, długiego futra, między które zawsze zdołał się wepchnąć jakiś nieproszony paproch, było nie lada wyzwaniem. Szczególnie w chwili, gdy przez większość czasu nie przywiązywało się dużej wagi do swojego wyglądu.
— Kazarko, możesz mi to wpiąć w ucho? — zapytała ją Cyrankowa Łapa, która siedziała obok i tak samo się przygotowywała. Ona jednak wyglądała znacznie lepiej... Kiedy tylko Kazarka patrzyła na swoją siostrę miała wrażenie, że ta jest wprost olśniewająca! Być może przydałoby się kiedyś też zainteresować tym, w jakim stanie była jej sierść poza ważnymi uroczystościami...
Przytaknęła łbem i złapała leżące na ziemi ości i pióro. Zacisnęła zęby, lecz nic nie powiedziała, delikatnie umiejscawiając ozdoby między kosmykami sierści swojej siostry.
— Dziękuję! Pozwól, że wplotę ci astra za ucho — zaproponowała jej Cyrankowa Łapa.
— Tak, poproszę! — miauknęła szczęśliwie, starając się siedzieć prosto, kiedy złota teraz przystrajała ją. Gdy skończyły, Kazarka czuła się o wiele lepiej, zupełnie jak za kocięcia. Uśmiechnęła się szczególnie szeroko, gdy usłyszała głośne wezwanie Sroczej Gwiazdy do spotkania. Ekscytacja przepływała jej przez ciało wraz z krwią, głośno pulsując w uszach. Zauważyła jeszcze Karasiową Łapę, która sama wyszła na środek obozowiska, podzielając emocje swojej kuzynki. Donośny głos liderki zwabił prawie wszystkich nocniaków, którzy wypełzali ze swoich nor, zaintrygowani, jaką wieść ma do przekazania ich przywódczyni. Trójka uczennic usiadła na samym przodzie, czekając tylko na początek ich ceremonii.
— Cyrankowa Łapo, Kazarkowa Łapo i Karasiowa Łapo, podejdźcie — nakazała im Srocza Gwiazda, co zrobiły posłusznie i jednocześnie, jak jeden mąż. — Ja, Srocza Gwiazda, przywódczyni Klanu Nocy, wzywam naszych walecznych przodków, by spojrzeli na tą trójkę. Swoim treningiem pokazały, że Kodeks Wojownika i tradycje nie są im obce, zatem polecam je wam jako najnowszych wojowników Klanu Nocy. — Cyrankowa Łapo, czy obiecujesz chronić ten klan nawet za cenę swojego życia? — zapytała jako pierwszą jej siostrę. Kotki wbijały nawzajem w siebie wzrok i Kazarka miała wrażenie, że Cyranka dziwnie zawahała się nad swoją odpowiedzią, zanim odparła:
— Obiecuję.
— A zatem, w imieniu Klanu Gwiazdy, nadaję ci imię wojownika. Od dziś będziesz znana jako Skacząca Cyranka. Klan Gwiazdy podziwia twoją silną wolę i zwinność, a tym samym wita cię w szeregu wojowników.
Złota opuściła głowę, a wokół rozległy się wiwaty i skandowania, które szybko ucichły, gdy Srocza Gwiazda kontynuowała:
— Kazarkowa Łapo — zwróciła się teraz w jej stronę i choć kotka była niebywale podekscytowana, jej łapy uginały się, jakby były z gumy. — Czy ty obiecujesz chronić Klan Nocy nawet za cenę własnego życia?
— Obiecuję — odpowiedziała, zgodnie ze swoją siostrą.
— W takim razie, w imieniu Klanu Gwiazdy, nadaję ci imię wojownika. Od tego dnia będziesz znana jako Kazarkowa Śpiewka. Gwiezdni podziwiają twoją siłę i wigor i witają cię jako nowego wojownika.
Serce biło jej tak szybko, kiedy robiła krok w tył, uginając się pod masą głosów, które wołały ją po nowym imieniu. Było przepiękne! Takiego właśnie chciała! Szylkretka spojrzała jeszcze w stronę Karasiowej Łapy, ostatniej, która czekała z niecierpliwością na swoją kolej.
— Karasiowa Łapo — w końcu czarna wywołała uczennicę, ponownie uciszając resztę klanu. — Czy przysięgasz bronić Klanu Nocy, nawet za cenę własnego życia?
— Obiecuję.
— W takim razie, w imieniu Klanu Gwiazdy, nadaję ci wojownicze imię. Od dziś będziesz znana jako Karasiowa Ławica. Gwiezdni podziwiają cię za twą zwinność i determinację i witają cię w szeregach naszych wojowników.
Ceremoniał dobiegł końca, tak samo jak szylkretowa kotka dobiegła do swoich kuzynek, a do nich dodatkowo całe rodziny i zgraje przyjaciół. Zarówno Kazarkę, jak i Cyrankę i Karaś, krewni obrzucali gratulacjami, które kotka ckliwie przyjmowała, jedne za drugimi. W tle cała reszta Klanu Nocy głośno krzyczała ich nowe imiona, tak, że Kazarkowa Śpiewka nigdy nie czuła się bardziej doceniona. Nareszcie była jednym z nich, wojownikiem godnym swojego miana! Kiedy wszyscy zaczęli już się rozchodzić, a wiwaty cichnąć, Skacząca Cyranka mogła zauważyć, że... jej siostra płakała. Zaraz obok szerokiego uśmiechu po bokach jej pyska spływały wzruszone, szczęśliwe łzy, zostawiając za sobą mokre smugi.
<Cyranko?>
😍
OdpowiedzUsuń