Sylwetka Pokrzywowej Skóry przestała być silna, dobrze odżywiona, stała się pozbawiona lśniącego futra. Jego sierść była zmierzwiona, chociaż dbał o nią i często mył. Starość miała swoje zasady, a surowe warunki panujące w Klanie Wilka dodatkowo wszystko utrudniały. Dawny wojownik a obecnie starszy klanu, wracał wspomnieniami do rządów Wróblowej Gwiazdy, swojego mentora i przyjaciela. Wtedy był bezpieczny, zdrowy, mógł dzielić posiłki z pobratymcami, chodzić na patrole. Pokrzywowa Skóra wiedział, że jest stary i pewnie wkrótce będzie musiał odejść. Jednak żal było mu zostawiać klan z takimi warunkami. Starszyzna przestała mieć prawa i być szanowaną rangą. Chociaż służyli wiernie i pracowicie klanowi przez wiele sezonów na starość musieli radzić sobie sami. Pokrzywek ze swojej młodości pamiętał, że lubił odwiedzać starszyznę i słuchać ich opowieści. Dziękował, że jego dziadkowie czy rodzice nie musieli żyć w takich czasach. Najgorzej było z polowaniami. O ile wyciągnięcie kleszcza czy wymiana posłania jeszcze była łatwa, to polowania wymagały mnóstwa energii. Wzrok Pokrzywowej Skóry pogorszył się na starość i to w połączeniu ze ślepym okiem często kończyło się ucieczką zwierzyny. Kocur nauczył się kierować węchem i słuchem, na wypadek gdyby w przyszłości całkowicie oślepł. To trochę pomogło, ale musiał działać szybko, był za stary na gonitwę za zwierzyną. Musiał być wdzięczny, że przynajmniej zdrowie mu dopisywało i rzadko chorował. Starał się być silny, nigdy słaby, wyspany i pokorny. Czasami chodził z pustym brzuchem. Życie było trudne i odkrywał to z każdym księżycem swojego życia. Postanowił pozwolić uśmiechowi pokrywać jego pyszczek. Może wtedy dzień stanie się bardziej kolorowy i zarazi tym optymizmem członków klanu. Wiedział, że oddalił się od pobratymców, znał ich coraz słabiej, więc postanowił zdobyć znajomości. Z jego bliskich wiele kotów odeszło, uczucie tęsknoty i samotności sprawiało mu ból w sercu.
Pokrzywowa Skóra przekroczył próg żłobka i rozejrzał się w poszukiwaniu królowej, jako jedynej zamieszkującej to miejsce. Widok kociąt poprawił mu humor i powitał je uśmiechem. Pokrzywowa Skóra nigdy własnych młodych się nie dorobił. Pewnie byłby dobrym ojcem, ale wchodzenie w związek na siłę zawsze kończyło się rozczarowaniem. W jego sercu było miejsce tylko dla jednego kocura, chociaż ich historia nie skończyła się szczęśliwie. Podszedł bliżej królowej i skinął jej głową na pierwsze powitanie, oczywiście z szacunkiem i grzecznością. Na starość zrobił się mniej energiczny i bardziej skromny.
- Dzień dobry, Bielicze Pióro.
Ponieważ kotka była córką Mrocznej Gwiazdy, którego Pokrzywowa Skóra nie lubił, nie szanował i unikał, musiał zachować czujność przy jego potomkini. Pokrzywek zawsze uważał na to, co mówi i co robi, przynajmniej odkąd wkroczył w wiek siwego pyszczka. O swojej niechęci do Mrocznej Gwiazdy powiedział tylko najlepszemu przyjacielowi i niech tak pozostanie. Legowiska miały uszy, a on wolał doczekać starości bez wygnania na karku.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Nie zajmę wam dużo czasu. To dla ciebie. Wiem, że zwykle w prezencie przynosi się zwierzynę, ale pomyślałem, że taki kwiatek też może przynieść radość. To bławatek. - miauknął przyjaźnie, przysuwając bliżej królowej niebieski kwiat.
<Bielicze Pióro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz