Śnieg powoli znikał z terenów, a zielone rośliny zaczęły się pojawiać się na ziemi. Pora nowych liści właśnie nadeszła i uczeń z tego powodu się cieszył. Koniec z tym okropnym śniegiem i zimnem. Zwierzyny ponownie było dużo, co tylko ułatwiało polowanie. Teraz przegonienie jednej z nich nie będzie skutkować od razu niepowodzeniem polowania, jak to mówił jego mentor.
Mówiąc o nim, warto było powiedzieć, że wraz z nim, Końskim Kopytkiem i Ostową Łapą szedł dziś na patrol. Zanim, jednak wybrał się na ten patrol, który mógł skończyć się nie za najlepiej, udał się na spotkanie z Zakrzywioną Ością. Gdy jeszcze był małym kociakiem, to tylko ona i jego brat byli mu bliscy. W przeciwieństwie do ich rodzicielki ona interesowała się nimi, kiedy byli mali. Odwiedzała ich i spędzała z nimi czas, a teraz, gdy kocur dorósł, mógł spędzać z nią więcej czasu i jednocześnie uczyć się od niej nowych rzeczy.
Udało mu się znaleźć liliową kocicę przy wejściu do legowiska wojowników. Nie czekając długo, podbiegł do niej i przywitał się z nią.
- Witaj, Hiacyntowa Łapo. Dawno się nie widzieliśmy. - Powiedziała liliowa kotka, co oczywiście było prawdą. Czarnowroni Lot zabierał dużo czasu ucznia treningami, przez co miał on mniej czasu na inne rzeczy. Rudzielec usiadł obok wojowniczki. - Opowiadaj, co się działo u Ciebie?
- To wszystko przez mojego mentora! Zabiera on mój czas naszymi długimi treningami, na których jedyne co się dowiaduje to, jaki głupi jestem i niczego nie umiem. - Mruknął kocur. - Nie uczy mnie niczego, a wymaga dużo. Czemu to właśnie ja musiałem otrzymać go jako mentora?
- Nie jesteś pierwszy i pewnie nie ostatni. Nawet mnie przez jakiś czas szkolił Czarnowroni Lot i muszę Ci powiedzieć, że jest świetnym mentorem. - Powiedziała starcza wojowniczka, a wzrok rudzielca przeszedł momentalnie na nią. - Mimo iż jego techniki nauczania są, takie jakie są, to przynoszą dobre skutki. Zaufaj mi.
- Nie mów mi, że jesteś po jego stronie! On jest okropny i żadne słowa tego nie uzasadniają! - W głosie Hiacynta było słychać, że jest on zły. Nie sądził, że ktoś taki jak jego ciotka będzie uważać, że jego mentor dobrze robi.
- Hiacyntowa Łapo. - Uciszyła go liliowa kotka. - Nie ufasz moim słowom? Nie sądziłam, że ty zwątpisz.
- Oczywiście, że ufam. Jednak trudno mi uwierzyć, iż jego techniki nie przynoszą jakiekolwiek dobre skutki. - Mruknął niezbyt zadowolony kocur, a wzrok spuścił na swe łapy.
- Kiedyś spojrzysz na swe uczniowskie księżyce i będziesz tego zdania co ja. - Powiedziała liliowa. - Mówię Ci. Uwierz mi na słowo.
***********
Nie mógł dużo czasu spędzić ze swoją ciotką, bo musiał iść już na patrol. O dziwo, jak dotarł przed wyjście z obozu, brakowało tylko jego mentora. Końskie Kopytko wraz z Ostową Łapą rozmawiali, gdy Hiacyntowa Łapa próbował wzrokiem zlokalizować swojego mentora. Nie musiał długo szukać, bo dostrzegł go niedaleko. Rozmawiał on z Leśnym Pożarem i gdy tylko dojrzał, że rudy kocur go obserwuje, to pożegnał z nim i szybko poszedł w ich stronę.
- Idziemy. - Rzucił mentor Hiacyntowej Łapy, kiedy znalazł blisko trójki kotów, a po jego słowach grupa wyszła z obozu i ruszyła w tereny Klanu Burzy.
Według ustaleń, które przekazała Końskiemu Kopytku i Czarnowroniemu Lotowi Tygrysia Smuga, mieli pójść na granice z Klanem Wilka. Udali się w stronę Martwego Szlaku, gdzie później mieli zdecydować, w którą stronę iść. Jego mentor niezbyt był zadowolony z tego oto obowiązku jak zwykle. Ku jego zdziwieniu jego mentor postanowił nawiązać rozmowę z zielonookim wojownikiem, nie zostawiając Hiacyntowi wyboru swego rozmówcy. Został mu tylko kremowy kocur, który nie wyglądał jakby był w dobrym humorze. Od czasu zaginięcia jego pierwszego mentora minęło trochę czasu i z pewnością dotknęło go to. Niestety, nie znał tego wojownika przed jego zaginięciem, bo wtedy był tylko małą, rudą kulką futra.
- Takiego mentora to można Ci tylko pozazdrościć. - Powiedział cicho niebieskooki uczeń, próbując przerwać niezręczną ciszę. - Z pewnością zostaniesz szybko wojownikiem, w przeciwieństwie do mnie.
- Wolałbym zostać wojownikiem przy boku Jeleniego Puchu niż z kimś innym. - Przyznał kremowy kot.
- Z pewnością znajdzie się on w najbliższym czasie. I jestem przekonany, że jeśli zostaniesz wojownikiem, nawet jeśli tego momentu na własne oczy nie zobaczy, to będzie z Ciebie bardzo dumny. - Próbował go pocieszyć, jednak wychodziło mu to nie za dobrze. Na jego pysku pojawił się lekki uśmiech, na co drugi uczeń tylko westchnął.
- Miejmy nadzieje, że twe słowa okażą się prawdą. - Odpowiedział uczeń, a po jego słowach powróciła niezręczna cisza.
Długo jednak ona nie trwała, bo dotarli oni wreszcie do Martwego Szlaku. Końskie Kopytko wraz z Ostową Łapą poszli w stronę granicy z Klanem Klifu, a on z Czarnowronim Lotem poszedł w stronę drogi grzmotu, która dzieliła tereny Klanu Burzy od Owocowego Lasu. Pożegnał się z kremowym uczniem i ruszył wraz z rudym wojownikiem.
***********
Od czasu, gdy rozdzielili się, to otaczała ich cisza. Żaden z kocurów nie chciał rozpocząć rozmowy. Gdyby nie pewien bury kot to pewnie trwałoby to do czasu, w którym nie wróciliby do obozu. Im oczom ukazał szczupły, bury kocur, który z pewnością nie należał do ich klanu. Na całe szczęście, jeszcze ich nie zauważył. Czarnowroni Lot ogonem zatrzymał ucznia i wskazał na samotnika, który starał się zapolować.
- Przegonimy go. Teraz. A ty mi pokażesz, co wyniosłeś z naszych treningów. - Powiedział cicho rudy wojownik, na co tylko uczeń kiwnął głową. Nie był przekonany czy to jest dobry plan. Nie znał swego mentora pierwszy księżyc, więc coś musiał knuć w swej głowie. Wojownik trącił go ogonem, aby pokazać, że ma on już zaczynać. Ustawił odpowiednio łapy, aby podkraść się do ciemnego i spróbować go odstraszyć. Gdy znalazł się blisko, skoczył w jego kierunku, ujawniając swoją obecność. Niestety skok zakończył się jego upadkiem na ziemię i odstraszaniem zwierzyny, na którą polował samotnik, co z pewnością zezłościło ciemnego kota. Rudzielec wstał z ziemi i wystawił swe pazury.
- To jest teren Klanu Burzy i nie jest przeznaczony dla polowań przez brudnych samotników. Odejdź, zanim użyjemy siły. - Warknął niebieskooki kocur, a w zamian usłyszał cichy śmiech samotnika.
- Chyba coś Ci się w głowie źle ułożyło, że pomyślałeś, że sam możesz mnie zaatakować i odstraszyć. - Opowiedział samotnik. Sam? A gdzie podział się jego mentor? Szybko rozglądnął się dookoła, jednak nigdzie nie zauważył rudego futra jego mentora. Nim wrócił wzrokiem na burego kocura, to ten skoczył na niego z pazurami, powalając go na ziemię. Próbował wyrwać się spod łap kocura, jednak nie udawało mu się to. Za to ciemny kot przejechał pazurami po lewym policzku Hiacyntowej Łapy, tworząc na nim ranę. Uczeń próbował wgryźć się w łapę kocura, jednak ten przygwoździł jego głowę do ziemi łapą, uniemożliwiając mu wykonanie tego.
- Pożegnaj się z twym życiem szczylu. Było myśleć dwa razy. - Syknął bury kot, co tylko wywołało lęk u ucznia Klanu Burzy Gdzie był Czarnowroni Lot, kiedy był potrzebny? Nagle, jakby rudy wojownik umiał czytać w myślach swego ucznia, pojawił się mentor Hiacynta. Strącił z mniejszego od siebie kota samotnika i wgryzł się w jego bark, na co bury kot zareagował syknięciem. Strącił wojownika z siebie, szybko wstał i po chwili zniknął z pola widzenia ucznia. Wzrok wojownika powędrował na leżącego na ziemi ucznia.
- Musisz myśleć Hiacyntowa Łapo. Takie atakowanie bez większego przygotowania może zakończyć się twoją porażką. - Mówił Czarnowroni Lot, gdy podchodził powoli do leżącego ucznia. Przyjrzał się mu dokładnie, od końcówki ogona do końcówki jego uszu. - Nie jest źle. Tylko jedna rana, ale gdyby nie ja, to z pewnością byłoby ich więcej. Wstawaj. Mało zostało do drogi grzmotu, a jak dojdziemy do niej, to dopiero wrócimy do obozu. Nie mam zamiaru na Ciebie czekać, więc się streszczaj.
Po tych słowach rudy wojownik poszedł dalej, nie czekając na swego ucznia. Hiacyntowa Łapa wstał z ziemi i łapą przetarł ranę, ścierając krew, która zdążyła już z niej wypłynąć. Podbiegł do swojego mentora i wyrównał z nim krok. Dalej emocje krążyły w nim jak szalone. Sam nie wiedział jak się teraz czuć. Czarnowroni Lot dał mu za mało czasu na uspokojenie, ale co miał poradzić? Nie chciał zostać przecież sam, bo ten samotnik mógł wrócić, a Hiacynt na własnej skórze przekonał się, że bez pomocy wojownika, nie ma z nim szans.
***********
Minęło kilka dni od tego patrolu, a on ten czas spędził w legowisku medyka. Od razu, gdy przybyli do obozu to rudzielec kazał mu iść do medyka, a nawet sam go odprowadził tam. Wraz ze swym mentorem pojawili się u medyka, a ta zajęła się rudym od razu. Oczywiście, padły pytania odnośnie tego, jak to się stało, na co Czarnowroni Lot wyśpiewał swoją wersję wydarzeń, która przedstawiała Hiacynta jako głupiego ucznia, który rzucił się na samotnika bez pozwolenia. Tak nie było, jednak uczeń nie został dopuszczony do głosu przez rudego wojownika. Jego wersja musiała być prawdą, a jeśli uczeń myślał inaczej, to musiał zachować to dla siebie.
Znudzony wbijał wzrok w wyjście z legowiska, obserwując koty, które postanowiły wyjść ze swych nor. W oczy rzucił mu się pewien biały wojownik o żółtych ślepiach o imieniu Owcza Pierś, który wydawał się spięty. Idąc w stronę miejsca, w którym znajdowało się legowisko uczniów, rozglądał się na boki, jakby szukał czegoś lub kogoś. Na chwilę znikł z pola widzenia Hiacynta, aby po chwili w nie wrócić. Jego wzrok wbił się w rudego kocura, a sam ruszył w jego kierunku. Czyżby czegoś od niego chciał? Ale czego? Nie rozmawiali dużo, a bardziej zamienili tylko kilka słów ze sobą. Więc czego ten mógł chcieć od niego? Zaraz pewnie się przekona.
- Witaj Hiacyntowa Łapo. - Przywitał się wojownik, gdy podszedł do ucznia. - Nie widziałeś może Malwinowej Łapy? - Więc o to chodziło. W sumie, czego się innego spodziewał? Przecież był to mentor jego brata.
- Niestety, nie widziałem go dziś. - Odpowiedział Hiacynt. - Powinien być gdzieś w okolicy, jeśli nikt go nie zabrał na polowanie lub nie miał żadnego patrolu. Nie możesz go znaleźć? - Jako odpowiedź na swoje pytanie dostał westchnienie białego kocura.
- Gdyby to był pierwszy taki raz, to nie byłoby problemu. - Powiedział żółtooki. - A tobie co się stało?
- Pamiątka po samotniku na granicy. - Mruknął rudy kot.
- Dobrze, że coś więcej Ci się nie stało. Chociaż i tak rana to nie jest najlepsza. Z pewnością nie byłeś sam, czy nikt z wojowników nie pomógł Ci wtedy? - Niestety, nie było dane odpowiedzieć Hiacyntowi przez głos kogoś, którego dopiero teraz zauważył uczeń.
- Owcza Pierś. Wiedziałem, że istnieje możliwość pomylenia dwóch braci ze sobą, ale nie sądziłem, że do tego dojdzie. - Do uszu kocura trafił głos jego mentora, który obserwował ich od dłuższego czasu.
- Czarnowroni Lot. Cóż to za niespodziewane spotkanie. Ja tylko pytałem Hiacyntową Łapę o Malwinową Łapę, ale jak już jesteś tu, to zostawię was już samych. Do zobaczenia Hiacyntowa Łapo i Czarnowroni Locie. - Powiedział biały wojownik, a po swoich słowach odszedł od nich. Mentor Hiacynta odprowadził go wzrokiem, a później przerzucił go na swego ucznia.
- Nie kombinuj niczego, bo źle się to dla Ciebie skończy. - Syknął cicho Czarnowroni Lot, a po tych słowach wrócił do swego normalnego głosu. - Jako iż utknąłeś w legowisku medyka, a ja nie pozwolę, by nasz trening się opóźniał, więc powtórzymy dziś całą teorię, którą powinieneś znać na tym etapie twojego treningu.
Npc: Czarnowroni Lot, Ostowy Pęd, Końskie Kopytko, Owczy Pęd, Zakrzywiona Ość, Wiatr
[przyznano 25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz