Spadł śnieg. Pokrył całą ziemię, odmrażając mu łapy. Nie cierpiał go właśnie z tego powodu. Zimno było nieprzyjemne, nawet jeśli miał dłuższe futro, które powinno go ocieplać. Jednak miał z nim jeszcze inne, złe doświadczenie. Nie tak dawno on i Turkuć po pastwili się nad Paskudną Łapą, wpychając jej biały puch do gęby. I chociaż jej łzy i mina były przezabawne, to widok Tulipanowego Płatku, która ich na tym nakryła sprawił, że serce mu na moment stanęło. Tak długo ukrywał przed kotką swoje przewinienia, że nie spodziewał się, że kiedyś nadejdzie moment, gdy się o nich dowie. Ale to też była jego głupota. Mógł pomyśleć, a nie znęcać się nad czekoladową w obozie, gdzie wszyscy mogli to zobaczyć. Z kocięciem jednak było trudno wyjść poza obóz, a dzieciak przekonał go, że pastwienie się nad jego partnerką, będzie wspaniałym pomysłem.
Wracał właśnie z treningu z Obsranym Echo. Znów go zirytowała, przez co szedł podbuzowany. Nienawidził jej. Trzepał niezadowolony ogonem, strosząc swoją sierść, kierując kroki ku legowisku uczniów. Chciał odpocząć, zapomnieć o tych wszystkich problemach, które zwaliły mu się na głowę, jednak ktoś miał inny plan na zakończenie jego dnia. Matka zaszła mu drogę, przez co stanął, mrugając zaskoczony. Czego ona chciała? Znowu będzie gderać, że powinien poszukać sobie znajomych w swoim wieku?
— O co chodzi? Nie mam czasu na rodzinne pogaduszki — burknął, chcąc ją wyminąć.
— Dotyczy to też twoich postępów i edukacji, więc będziesz musiał znaleźć chwilę — mruknęła tonem nie znoszącym sprzeciwu. — Idziesz ze mną. Teraz — nakazała, kierując się w stronę wyjścia z obozu.
Strzepnął uchem. Korciło go za nią nie iść, ale ta zaraz zrobiłaby mu raban na cały klan, więc ruszył jej śladem, dość niechętnie. Dlaczego jednak do rozmowy, musieli wyjść aż poza obóz? Czyżby Echo nagadała jej głupot i teraz miał ponieść tego konsekwencję z dala od gapiów? Oby nie... Zapomniał już, że matka mogła interesować się jego postępami w nauce. W końcu jej dzieci musiały być idealne...
— No o co chodzi? — zapytał, oczekując wyjaśnień, gdy tylko kocica się zatrzymała i odwróciła w jego stronę.
— Zanikające Echo powiadomiła mnie o twoich postępach — zaczęła spokojnie, by zaraz przybrać surowszy wyraz pyska. — A raczej ich brak. Z jej słów wynika, że mimo tylu księżyców na treningu, wciąż sobie nie radzisz. Chcesz mi to wytłumaczyć?
Zamrugał zdziwiony. Jak to sobie nie radził? A to wronia strawa! A kto ostatnio upolował mysz i jej wlał? Ta bezoka gnida zaczęła go bardzo denerwować. Jak nie znęcała się nad nim na treningu, to nasyłała na niego jego matkę.
Przybrał wkurzony wyraz pyska, prychając pod nosem.
— Ona kłamię. Jestem od niej lepszy i zazdrości. Musiałem sam przez większość czasu trenować, bo jej się nie chciało tyłka z posłania podnosić, a jak już to zbierało jej się na spanie, ryczenie lub znęcanie nade mną — Nastroszył się. — Umiem polować i walczyć. Mogę ci to udowodnić. Ta flądra kłamię!
Był w stanie to zrobić! Jeżeli niebieska wątpiła, mogła łatwo się o tym przekonać, testując jego prawdomówność.
Matka zmierzyła go czujnym spojrzeniem, po czym podeszła do niego i poprawiła jego zmierzwione futro. Skrzywił się. Nie był już kociakiem, by musiała to robić! Chociaż ostatnio zaniedbał czyszczenie sierści, jak mentorka wytknęła mu, że za bardzo o nią dbał niczym gej.
— Dobrze, wierzę ci w takim razie. Jednak twoje zachowanie i tak mnie martwi. Nie mówisz mi niczego. Dowiedziałam się, że masz partnerkę dopiero jak było to dla ciebie wygodną wymówką. I to po tym, jak Echo powiedziała, że jesteś gejem. Chciałabym też wiedzieć, skąd nasunęły jej się takie... wnioski — mówiła spokojnie, jednak w jej głosie brakowało ciepła.
Ugh, no tak. Zapomniał, że Obsrane Echo chamsko jej o tym powiedziała, po tym jak wkopała go w randkę, ćpając w Porze Opadających Liści na gej łące. Sądził, że matka o tym zapomniała, mylił się. Nie mogła jej wierzyć! Nie mogła! Musiał jej to wyjaśnić! A najlepiej powinna zabić tą szmatę, póki jeszcze nie była świadoma tego, że szykował jej grób.
— Bo nie potrzebuje niańki! Jestem już duży i nie muszę się ci zwierzać — Skręciło go ze złości. — Nie jestem gejem! Mówiłem ci byś jej w to nie wierzyła! Ona ma chore fantazję! Nienawidzi mnie i na każdym kroku stara się zniszczyć moje życie! — warknął, wysuwając pazury i zatapiając je w śniegu. — Nie cierpię gejów, są obrzydliwi i chorzy, a ta o tym wie i na siłę stara się mnie zeswatać z Szyszkową Łapą! A czemu? Powiedziała, że wyglądam jak gej, Zajęcza Łapa też to mówiła, dlatego mam w dupie układanie tej sierści, będę chodził brudny, by przestali mi wytykać to, że za bardzo o nią dbam, jak jakiś pizduś! I tak, mam dziewczynę. Lubię ją, lubię kotki, a nie kocury! — Zatuptał ze złości łapami, nie radząc sobie z szalejącymi w nim emocjami.
Tak... Powiedział matce o tym zagraniu poniżej pasa. Był na randce z Szyszkiem, fakt, ale do niczego nie doszło! Wariatka go naćpała! To nie była prawda, a kocura już pogonił! Jedyne co uratowało go przed zachowaniem życia to to, że powiedział mu o tym, że interesuję się również kotkami, co wskazywało na to, że była dla niego jeszcze nadzieja na wyleczenie się z tej choroby!
— Najwidoczniej potrzebujesz, skoro nadal bawisz się jak maluch z kociętami w żłobku — odpowiedziała mu krótko. — Więc dopóki będziesz to robił, nie będę cię traktowała jak dojrzałego. Powinieneś znaleźć sobie towarzystwo odpowiednie do swojego wieku, skarbie — poczuła go. Jego wybuch złości nie zrobił na niej wrażenia. — Dosyć, uspokój się. — Skarciła go. — Zeswatać z Szyszkową Łapą? Za kogo ona się ma? Nie wyglądasz na geja, a twoja mentorka ma niepokolei w głowie —Zmarszczyła brwi. — Twoją dziewczynę powinieneś traktować lepiej niż pozwalać jakiemuś bachorowi się nad nią znęcać. Widziałam też, że go nawet do tego zachęcałeś. Co ci do głowy strzeliło? Jeśli to twoja partnerka, nie powinieneś na coś takiego się godzić, szczególnie zważywszy na to, jak potem wyglądała — fuknęła, kładąc po sobie uszy.
Poczuł jak jego uszy robią się czerwone ze wstydu. Wcale nie bawił się z kociętami...! On tylko... Wychowywał nowe pokolenie, które sprawi, że kotki padną przed nimi na kolana! Aż tak trudno było to zrozumieć? To nie był jego kolega, tylko uczeń!
— Moja mentorka jest nienormalna. Jak już chcesz wiedzieć to mnie krzywdziła — burknął. — Mówiłem o tym liderowi, ale nadal nic z tym nie zrobił...
— Słucham?! — Matka najeżyła się wściekle, wyciągając pazury. — Ten oblech śmiał cię dotknąć pazurami?! — syczała, kładąc po sobie wściekle uszy. Przytuliła go i polizała uspokajająco za uchem, co wywołało w nim szok i niedowierzanie. Co ona tak reagowała? To przecież było już tak dawno temu, a zachowywała się jakby kocica krzywdziła go dzisiejszego dnia! A zresztą... Radził sobie. No... No prawię. — Nie martw się. Już ja się tym zajmę. Pójdziemy do lidera jak tylko wrócimy do obozu. — Zarządziła.
Było to... miłe, że okazała pierwszy raz w życiu troskę o jego dobro. Chociaż... Może kierowała się nie matczyną opieką, a przeświadczeniem, że żadna lampucera, nie powinna ranić jej kociąt z Klanu Gwiazdy? To do niej bardziej pasowało.
— A co do Paskudnej Łapy... No proszę cię. Słyszysz jej imię? Mówi samo za siebie. Pamiętasz jak w żłobku się ciągle darła jak opętana, gdy ktoś do niej podchodził? Ja tak pomagam jej ze strachem! I nawet wychodzi, bo się mnie słucha — Uśmiechnął się szeroko, uwalniając z jej uścisku. — No czasem strzela focha, ale zaraz ją ustawiam do pionu. Tak trzeba, a zresztą ona i ja to moja sprawa. Jak zostaniemy wojownikami to zrobię jej kocięta, więc będziesz mogła nacieszyć się wnukami.
O tak. Matka powinna już się przygotowywać do roli babci. Miał marzenie i zamierzał je spełnić, gdy tylko uda mu się uzyskać z Paskudą tytuł wojownika. Oby tylko na nią nie czekał wieczności. Bo patrząc na jej postępy w nauce, to było to bardzo prawdopodobne.
— Pomaganie ze strachem to coś innego, niż pastwienie się nad nią — wytłumaczyła. — Jeśli jeszcze raz zobaczę takie zachowanie od ciebie, nie będziemy tak miło rozmawiać. Jesteś ponad takie zagrywki — przypomniała mu. Na wieść o wnukach, skrzywiła się. — Nastroszony, pamiętaj, ze sam jesteś jeszcze dzieckiem, a kocięta to wielki obowiązek. I nie mów tak, jakbyś ty miał tylko o tym decydować. Kotka też musi się na to zgodzić. Nie chcę wnuków tak wcześnie, synu — powiedziała mu jasno, wciąż zaniepokojona tą myślą. — To nie zabawki, które można porzucić po tym, jak się znudzą. Paskuda może nie być ostatnią kotką, którą poznasz i się zakochasz, a kocięta powinny być tylko z tą, z którą jesteś pewien, że będziesz na długo.
Mówiła to osoba, która puściła się z samotnikiem, by zrobić sobie kocięta, a potem wmawiać wszystkim, że pochodzą od Klanu Gwiazdy... Ta... Coś mu tu nie pasowało. A może uwierzyła w to tak bardzo, że te modlitwy uważa za "partnerstwo" z duchami, które nawet nie istniały? No chyba, że tylko w jej głowie.
— Ale to nie ja będę zajmował się kociętami, a Paskuda. Chcę zobaczyć jak rośnie jej brzuch i jak się męczy — zaśmiał się pod nosem. — Zgodziła się już na to, bo została moją partnerką. To mi wystarczy. No i nie będzie jedyną. Chcę jeszcze dorwać Zajęczą Łapę i może Pszczołę i Cedr, też są niczego sobie... Wszystkim zrobię brzuch i spełnią swój obowiązek. To w końcu kotki, do niczego innego się nie nadają.
— Dziecko... — miauknęła z niedowierzaniem. — Co ty mówisz?! Kto ci takich bzdur naopowiadał?! — warknęła wściekle. — Jak to chcesz patrzeć jak się męczy? Jak to każdej brzuch? Kotki do niczego innego się nie nadają? Słyszysz ty siebie w ogóle?! — wysunęła pazury, wywijając krótkim ogonem na boki.
Przewrócił oczami. No tak. Zapomniał, że jego matka tego nie zrozumie. Sama przecież należała do tej słabej płci.
— Nikt. To moje obserwację. Kocury rządzą, kotki służą i rodzą kocięta, czyli przyszłość naszego klanu. Dlatego nie lubię gejów, bo odbierają klanowi przyszłość oraz nowe pokolenie, które później zajmie nasze miejsce. — wyjaśnił to jej na spokojnie. — No dobrze, dobrze. To każe komu innemu zrobić im brzuchy, skoro nie chcesz tylu wnucząt. — I tak zamierzał się zabawić. Matka go nie zmusi do tego, aby zrezygnował i zgrywał świętoszka. — Nie wiem o co się wściekasz... Nadają się jeszcze do wychowywania dzieci. — przypomniał to sobie, po czym na nią spojrzał. — Powinnaś to przecież wiedzieć. Jesteś kotką.
Cofnęła się aż, jeżąc po całej długości grzbietu.
— Jako twoja matka, zakazuję ci robić czy nawet myśleć o którejkolwiek z tych rzeczy — Wbiła w niego niemalże mordercze spojrzenie. — Masz mi to teraz obiecać. Albo pójdę do lidera z wnioskiem o cofnięcie cię do rangi kociaka, bo to nie będzie dorosłość, w którą wrośniesz. Nie pozwolę na to. — zagroziła. — Od dzisiaj masz codziennie wieczorem się u mnie stawiać i będziemy się modlić do Klanu Gwiazdy. Razem.
Zamarł, rozdziawiając pysk w szoku i oburzenia. Co takiego?!
— Co?! — Chciała go cofnąć do rangi kocięcia?! Przecież... Przecież to wstyd! I to ona mówiła? Ta, która chroniła swoje dobre imię, by żadne jej dziecko go nie skalało?! Położył po sobie uszy, gryząc się w język. No i głupku po co była ci ta szczerość? Myślałeś, że ona to przyjmie do wiadomości i poklepię po główce, będąc z ciebie dumna? No... Możliwe, że podświadomie na to liczył. Przecież dominacja nad kotkami, to była prawdziwa siła. Siła i wielkość. A ona chciała, by przestał tak tchórzyć i wszystkim ulegać! Nie rozumiał jej oburzenia.
— Nie zamierzam być żadnym kociakiem! — pisnął, machając kita na boki. — I jak to modlić?! Jestem już duży! Nie potrzebuje ponownie przeżywać tego piekła, bo coś ci się ubzdurało! Ja i modlenie się zostały zerwane z dniem, gdy zostałem uczniem! Nie masz już nade mną żadnej władzy! Mam wolną wole! Nie możesz mi jej odebrać!
Nie wytrzymała i uderzyła go w pysk, łapą ze schowanymi pazurami. Ból na chwilę go zaćmił, przez co musiał zacisnąć oczy. To nie było lekko. Wojowniczka miała parę w łapie. Zapadła chwila ciszy między nimi, przerywana jedynie ciężkim oddechem kotki.
— To jest koniec tej dyskusji. Będziesz się ze mną modlił, codziennie i nie chce już słyszeć o tym... czymś bo wylądujesz w żłobku — oznajmiła, przełknąwszy ślinę i biorąc głębszy wdech. — Nie mam zamiaru dłużej z tobą na ten temat rozmawiać. Rozumiesz?
Skrzywił się bardziej, poruszając żuchwą, by ból rozszedł się po ciele. Wbił wzrok w ziemię, strosząc sierść do granic możliwości.
Znów mu odebrała wolność. Ponownie. Sądził, że gdy uda mu się wyrosnąć, uwolni się od niej, od tych jej chorych ideologii na zawsze. Że nie będzie wtrącać się w jego życie. A teraz? Teraz mu groziła, zamykając go ponownie w swoich łapach, które chciały nim dyrygować jak jakąś marionetką.
— Jasne — rzucił kąśliwie. — Przepraszam mamo. Na pewno dzięki tym modlitwą, będę "naprawiony" — prychnął, mało wierząc w te sprawy.
Tak. Uległ. Niestety. Wiedział jaka była niebieska i obawiał się, że byłaby zdolna spełnić swoje groźby. Nie chciał wrócić do żłobka i przeżyć ten wstyd, który ciągnąłby się za nim do końca życia. Siostra zostałaby wojownikiem, a on siedziałby cofnięty w rozwoju, jak jakiś debil. Nie mógł do tego dopuścić, nawet jeśli kosztowało go to wiele wyrzeczeń.
— Nie tym tonem — warknęła, unosząc wysoko łeb. — Nie będziesz tak mówił do matki. Chyba, że potrzebujesz spotkań i rano i wieczorem. Spójrz na mnie — rozkazała, podchodząc do niego. — Potrzebujesz? — zmarszczyła chłodno brwi.
Zacisnął pysk, mordując ją wzrokiem. Widać było po nim szczerą pogardę do jej osoby. Nienawidził jej, bardzo. Nie rozumiała go. Wymuszała na nim te swoje chore przekonania oraz wiarę w coś co nie istniało.
— Nie potrzebuję. — wycedził, czując jak humor psuje mu się już doszczętnie.
Jego wzrok i ton doprowadziły ją do szału. Zamachnęła się i uderzyła go jeszcze raz, nie kontrolując własnych łap.
— Jeszcze raz spróbuj coś w ten sposób do mnie powiedzieć. — Tym razem to ona wycedziła, unosząc łeb. — Powinieneś być wdzięczny, że próbuje naprawić twoje zachowanie. Twoje wychowanie. Więc okaż mi trochę szacunku, a nie pyskujesz jak jakiś smarkacz.
Ta żałość jaka go ogarnęła była potworna. Nie chciał się rozryczeć, chociaż kusiło. Przełknął żal gromadzący się w jego gardle, masując pysk i burcząc coś pod nosem.
— Trochę na to za późno, nie uważasz? — rzucił, od razu się kuląc, bojąc się, że znów dostanie w mordę. — Nie bij! Nie chciałem tego powiedzieć...
Stanęła centralnie przed nim, z miną zbyt spokojną, zbyt kamienną by być naturalną.
— Może późno, jednak nie za późno — powiedziała, wygładzając futro na grzbiecie. Polizała go ostrożnie po czole, a jej spojrzenie złagodniało delikatnie. — Cieszę się, że nie chciałeś, jednak następnym razem pomyśl dwa razy zanim coś powiesz — mruknęła chłodno.
Położył po sobie uszy, prostując się i patrząc na nią niepewnie.
— Mam... z tym problemy. Ale postaram się pohamować swój język. — To co się stało było dziwne, ale nie zamierzał nic mówić. Ważne, że się uspokoiła. — To... to mam też przychodzić rano? — zapytał poddając się już totalnie.
Wolał nie dostawać w pysk co chwile i denerwować ją bardziej. Znów poległ przed niebieską, która całą swoją osobą, przypominała mu o tym czego nie cierpiał. O sile, której nie potrafił zdobyć, a tym bardziej wykorzystać przeciwko niej.
— Byłabym dumna, gdybyś przychodził — zaczęła, by zaraz westchnąć cicho. — Ale zostańmy przy wieczorach. Wtedy dobrze widać Gwiazdy — miauknęła, odzyskawszy chociaż trochę spokoju.
— Dobrze... — wypuścił ciężko powietrze. — To mogę wrócić już do obozu? Chciałaś pogadać z liderem — przypomniał jej o tej sprawie, wlepiając wzrok w swoje łapy.
— Tak. — Jej wyraz pyska stał się bardziej zimny i kamienny, gdy zwróciła wzrok w stronę obozu, jakby już szukając Rudzikowy Śpiew. Dała mu znać krótkim ogonem, że czas wracać, kierując się ku odległej, rudej plamie.
Poczłapał za nią niczym skazaniec, obserwując to z jaką władczością się nosiła. Też chciał być taki. Też chciał walić każdego po pysku, budzić strach i mieć ten szacunek. Dlaczego nie mógł być taki jak ona? Czemu zarzucała mu, że to co czynił było złe, gdy sama prezentowała sobą podobną postawę?
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz