Skinął głową na polecenie mentora i obserwował, jak bury przywódca odchodzi, zmierzając w kierunku obecnego obozu. Omen wyprężył się dumnie, zadowolony, że był tym "lepszym" uczniem. Mimo, że Suseł był o wiele od niego starszy, czuł się jak ten bardziej doświadczony wojownik.
— Chyba tego nie tknę — mruknął Suśli Nos, jak gdyby robiło mu się niedobrze na sam widok oskórowanego dzika.
— Jastrzębia Gwiazda ma rację. To to samo, co mysz czy wiewiórka. Po prostu większych rozmiarów. Wyżywimy tym klan. Powinieneś się cieszyć — odparł.
— Oczywiście, że się cieszę, po prostu nigdy nie jadłem tego typu zwierzyny. To pożywienie dla jakichś wilków, nie kotów.
— Jak na ironię, mieszkamy właśnie w Klanie Wilka — zauważył biało-czarny, owijając ogon wokół łap i czekając na pojawienie się oddziału wysłanego przez mentora. Tak jak obiecał bury, kilku wojowników zjawiło się, by pomóc im przenieść dzika. Złapał za jedną kończynę, widząc, jak Suśli Nos niechętnie robi to samo. Z przodu Makowe Ziarno i Liściasty Krzew, a po środku pomagał im Krzaczasty Szczyt i Oszronione Słońce. Trochę im zajęło przybycie do obozu, jednak końcowo się to udało. Omen usiadł w pobliżu, obserwując, jak reszta kotów z zadowoleniem zabiera się za spożycie wyjątkowo dużej zwierzyny. Niektórzy brzydzili się tego mięsa, jednak wojownika niezbyt to obchodziło. Ich strata. On nie czuł się głodny, ale podejrzewał, że po tak długim ślęczeniu wiecznie w dusznej jaskini, gdzie upolowanie zwierzyny na tych terenach wiązało się z cudem, większość klanu była wygłodniała jak psy Dwunogów.
* * *
Dzień jak każdy inny. Wydawałoby się, że nic nie mogłoby pójść nie tak. Dopóki nie syknął, czując nieprzyjemny ból we własnej głowie.
"Klan Burzy nas zdradził. Kamienna Agonia zamordowała mnie w pokojowym miejscu."
Czuł, jak jego oddech przyspiesza, potrzebując dobrej chwili, by pojąć, co właśnie przekazał mu Jastrzębia Gwiazda.
Klan Burzy.
Kamienna Agonia.
Te cztery słowa, które najbardziej zapamiętał. To wystarczyło, by wysunął pazury, czując narastający gniew. Zdrajcy. Plugawi, bezużyteczni zdrajcy. Mieli czelność zaatakować Jastrzębią Gwiazdę.
Jego MENTORA.
Żałował, że nie opisał wyglądu tej całej kotki. Rzuciłby się na nią bez wahania i zrobił to samo, co ona zrobiła z ich przywódcą. Tyle, że znacznie gorzej. Wydłubałby jej oczy i wypatroszył ciało. Morderca Jastrzębia zasługiwał na o wiele gorszą śmierć, niż nawet taka Rysia Pogoń, do której pałał żywą nienawiścią.
Wiśniowy Świt odwiedziła ich wszystkich, gdy zebrali się w dobrze znajomym miejscu. Oni także musieli dostać znak od Jastrzębia. To dobrze. Wszyscy wiedzieli, jak nisko upadli Burzacy i jak zasługiwali na zemstę za zamordowanie im przywódcy. Banda nic nie wartych pchlarzy.
Wiśnia wybrała koty, które miały iść z nią na polanę zgromadzeniową, gdzie leżało ciało Jastrzębiej Gwiazdy. Był jednym z nich. Wręcz rzucił się do przodu, by złapać i przenieść wraz z innymi ciało mentora, które pozostawione było na skale. Poharatane gardło, z którego musiał wycieknąć strumień zaschniętej już krwi. Normalnie pewnie doceniłby odwagę kogoś, kto był w stanie zaatakować bez skrupułów lidera klanu, w dodatku takiego, z którym zawarty jest sojusz. Gdyby nie fakt, że to był ON. Jastrzębia Gwiazda. Gdyby nie fakt, że jakaś zasrana Burzaczka zabiła mu mentora.
[*] spoczywaj w pokoju, szefie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz