Na słowa kociaka, gdy Omen skończył tłumaczyć mu prostą zasadę, którą się posługiwał, wojownik strzepnął leciutko ogonem, jakby się zastanawiał. Właściwie, nie zaszkodzi, jeśli dzieciak trochę powęszy. Może nie miał zbyt dużych szans fizycznie, jednak mógłby wykorzystać fakt, że był tak młody, do wzbudzania litości u Małej Róży, czy teraz właściwie Wielkiej Gwiazdy, mimo, że to imię ledwo mu przez krtań przechodziło. Była głupsza od niedorozwiniętego królika i mimo, że spodziewał się po niej wiele, spekulował, że nie miałaby jaj - o ironio - by skrzywdzić takie młode, niewinne, niesplamione grzechem kocię. Wystarczyło tylko nauczyć go jak manipulować. Szczerze mówiąc, van nie pomyślałby nawet, że Gąsiorek mógłby nabrać wątpliwości co do tego, czy to co robi jest słuszne, skoro tak łykał każde wypowiedziane przez niego na głos słowo. Jastrzębia Gwiazda byłby z niego dumny, wiedząc, że nastawia młode pokolenie przeciw zasranej Małej Róży.
— Cóż, w tym wieku fizycznie nie jesteś w stanie wyrządzić dorosłemu kotu większej krzywdy, jednak zawsze możesz poszukać dla mnie informacji i strategii Wielkiej Gwiazdy. — rzucił w kierunku młodszego. — Jej zaufana obstawa w rzeczywistości nie jest tak bardzo zaufana. Większość z nich albo papla na prawo i lewo, albo zdradzi ci informacje za zysk. Nietrudno się domyśleć ich słabości. Borówkowy Krzew zrobiłaby wszystko za garstkę martwych piszczek. — mruknął. — Ze względu na twój wiek kotki mogą ci bardziej ufać. I tutaj pojawia się kolejna rada, abyś dobrze wykorzystywał swoje atuty. W stosunku do mnie mają większe podejrzenia, niż do małego, uroczego, niewinnego kociaka, który wedle nich jest po prostu ciekawy świata. W okresie wczesnej młodości bardzo łatwo manipulować innymi. — wyjaśnił. — Wielka Gwiazda pewnie nie podniosłaby na ciebie nawet łapy, bo skrzywdzenie kociaka to przecież niemałe przewinienie. Możesz to wykorzystać.
Gdy skończył mówić, dostrzegł jedynie szczęście na pysku młodego kocurka.
— O, dobra! — miauknął, podrywając się z miejsca. — Już idę!
Wojownik uśmiechnął się lekko, gdy Gąsiorek odwrócił się pełen motywacji i ambicji po wysłuchaniu rad otrzymanych przez starszego. Zaskakujące, jak łatwo było wpoić coś dzieciakom. Ale najwidoczniej nie na każdego to działało. Wciąż mieli takie odpady jak Goryczkowy Korzeń i Kunia Łapa. Nie mógł uwierzyć, że wychowane przez porządne rodzicielki okazały się tchórzami niegodnymi nazywania się potomstwem kultystów. Jeszcze przez chwilę obserwował zanikającą posturę Gąsiora, zanim odwrócił się, by dołączyć do Wiśniowego Świtu i reszty. Był ciekaw, czy młody rzeczywiście przyniesie mu coś ciekawego do wysłuchania.
Usiadł koło reszty kotek pracujących wcześniej dla Jastrzębiej Gwiazdy. Sosnowa Igła jadła piszczkę, wyraźnie podbuzowana ostatnimi sytuacjami. Parsknął cicho, owijając ogon wokół łap. Mógł się założyć, że któryś z przydupasów Małej zesra się o to, że rozmawiał z kotkami, nic innego nie robiąc. Bo w przypadku kocurów nawet odpoczynek na uderzenia serca był brany za lenistwo. Co za niedorzeczność i ubzdurania idiotycznej Małej Róży, która sama była trans kotką. Do niej to najwidoczniej nie docierało.
— Dziwię się, że Wielka Gwiazda objęła tron w tak bezczelny sposób — prychnęła bura. — Nikt jej o to nie prosił. To ostatnia osoba, którą bym widziała na miejscu przywódcy.
— Żałuję, że Jastrząb tak zwlekał z zabiciem jej. — mruknął cicho van. — Ale przynajmniej nie grzeszy rozumem. Po tym, co zrobiła na zgromadzeniu i jak zachował się Jastrzębia Gwiazda w stosunku do niej klany się zorientują, że nie jest prawilną przywódczynią. Zrobi z siebie pośmiewisko próbując przekonywać innych do swojej durnej ideologii. I tyle.
— Z jej obyciem jestem naprawdę ciekawa, ile utrzyma się na swojej pozycji — dodała Irgowy Nektar, liżąc jedną ze swoich łap. Stokrotkowa Polana pokiwała na słowa swojej matki, nawet się nie odzywając.
— Wprost idealny czas, żeby jakiś idiotyczny Burzak pozbył się lidera, a jeszcze bardziej idiotyczna osoba wspięła się na szczyt hierarchii. To Wiśnia powinna być przywódczynią, nie jakaś posrana-
Irgowy Nektar spiorunowała ją spojrzeniem, jakby w ciszy każąc jej milczeć. Wojownik zaobserwował, jak kąciki warg Sosny zamykają się niechętnie, zirytowane kładąc po sobie uszy.
Rozejrzał się wokół. Dobrze było mieć kontakty z chociażby jedną kotką, by ta mogła wydawać pozwolenia na wyjście z obozu.
— Będę musiał wyjść dziś na polowanie. Borówkowy Krzew żąda jednej piszczki na dzień od każdego kocura. — obwieścił, czując, jak koniuszek jego ogona drga. — Żałosne. Same sprowadzą zagładę na swój klan.
Irgowy Nektar skinęła głową.
— Tyle zwierzyny to porcja dla całego klanu, a nie jednego kota. Zwierzyna nie rośnie na drzewach.
Podniósł się, postępując dwa kroki w przód i kierując wzrok to na wyjście z obozu, to na resztę kotek.
— Wygląda na to, że za groteskowych rządów Wielkiej Gwiazdy nawet na zwykłe opuszczenie obozowiska muszę mieć pozwolenie. Potrzebuję kilku z was, żeby mnie łaskawie wypuścili na zewnątrz.
Sosnowa Igła i Stokrotkowa Polana podniosły się, żeby razem z kocurem opuścić serce terytoriów Klanu Wilka. Zwierzynę musiał tropić długo, ale wreszcie się udało. Nasunęło mu się pytanie, co, gdyby zwierzyny brakowało i kocur wrócił do Borówki z pustymi łapami. Co ta plugawa istotka mogłaby mu zrobić? Jeśli zwierzyny zabraknie, to byłaby to tylko i wyłącznie jej wina. Jej i jej braku jakiegokolwiek pomyślunku. Banda idiotów z niedojrzałym tokiem rozumowania na pozycji, gdzie strategia i powaga to cechy, bez których nie da się obejść.
* * *
Do obozu wrócił wciąż z dwiema kotkami u boku, tym razem zanosząc zwierzynę Borówkowemu Krzewowi. Widząc, jak się oblizuje, miał co najmniej trudną do powstrzymania ochotę naplucia jej na tą zwierzynę. Żałował, że nie wrzucił tam żadnych ziół na sraczkę albo ostrych cierni. Patrzenie jak ktoś dławi się własną głupotą byłoby naprawdę satysfakcjonującym doświadczeniem. Przez brak polowań na samotników łapy go już świerzbiły. Chciał znowu poczuć tą chorą radość, gdy widział pyski nieświadomych samotników, którzy pokładali nadzieję w lepsze życie, a kończyli jako zdechłe trupy żarte przez kruki i muchy. Brakowało mu tej radości z władzy nad czyimś życiem. Brakowało mu wtyków u władzy, które utracił przez zasraną Burzaczkę i kretyńską Wielką Gwiazdę.
Gdy osunął się gdzieś w wygodne miejsce, zajadając się skromnym posiłkiem, gdy wszystkie kotki już zjadły, dostrzegł znajomą sylwetkę Gąsiorka zmierzającego w jego stronę. Był ciekaw, czy malec zaskoczy go jakimiś pożytecznymi wieściami. Nawet, jeśli nie, podobał mu się jego zapał. Mógł wyrosnąć na dobrego wojownika, o ile jakiś kretyn się do niego nie dobierze i zacznie wychowywać na żałosnego słabego tchórza. Dobrze, że nie poszedł śladami swojej rodzicielki. Ona byłaby pierwszym krokiem do zepsucia dzieciaka z potencjałem. Chyba by nie zniósł większej ilości kotek takich jak Kunia Łapa. Takie jednostki nie powinny nawet plugawić klanu swoim istnieniem. Stracili Jastrzębią Gwiazdę, niektóre kotki z kultu Mrocznej Puszczy zaczęły się starzeć. Klan Wilka potrzebował kogoś na zapas. Nie mógłby przecież pozwolić, by nauki jego mentora zostały zapomniane i wrzucone w gruz przez bezużyteczne imitacje wojowników.
— Udało ci się czegoś dowiedzieć? — spytał, lustrując wzrokiem niebieskich ślepi syna Cisowej Kołysanki.
<Gąsiorek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz