Przechadzał się w spokoju przez obóz, gdy zauważył arlekina niosącego w pysku jedno z niechcianych kociąt. Co on robił? Czy ona w ogóle powinna znajdować się na zewnątrz? Zmarszczył brwi. To nie wyglądało dobrze.
Lukrecja czmychnął z powrotem do żłobka, zaraz po tym, jak postawił małą na ziemi. Podkuliła pod siebie ogon, z mokrymi policzkami, od spływających na nie łez. Kurcze, czy syn medyczki wyrządził jej jakąś krzywdę? Zmartwiony zaczął się zbliżać do coraz bardziej trzęsącej się kulki. Kiedy stanął tuż przy niej, kotka schyliła się i niebawem wielokolorowa substancja znalazła się na jego łapie. Kilka uderzeń serca minęło, nim doszło do bicolora, czym jest ta substancja. Lepka, obrzydliwa, śmierdząca maź.
Lukrecja czmychnął z powrotem do żłobka, zaraz po tym, jak postawił małą na ziemi. Podkuliła pod siebie ogon, z mokrymi policzkami, od spływających na nie łez. Kurcze, czy syn medyczki wyrządził jej jakąś krzywdę? Zmartwiony zaczął się zbliżać do coraz bardziej trzęsącej się kulki. Kiedy stanął tuż przy niej, kotka schyliła się i niebawem wielokolorowa substancja znalazła się na jego łapie. Kilka uderzeń serca minęło, nim doszło do bicolora, czym jest ta substancja. Lepka, obrzydliwa, śmierdząca maź.
Wymiociny.
Rozszerzył źrenice przerażony.
— FUUUUUUUUUUU! — wrzasnął i zaczął gorączkowo trzepać łapą, chcąc jak najszybciej pozbyć się papki. Jej fragmenty leciały we wszystkie strony, brudząc otoczenie wokół, łącznie z samym Agrestem, jak i ich właścicielką.
— Co ty robisz, debilu?! — krzyknęła Fretka, ścierając półpłynny pocisk z twarzy. — Tępy kretynie!!!
Agrest natychmiast zaprzestał i przybrał przepraszający wyraz pyska. Pewnie zezłościłby się na nią, gdyby aktualnie nie był kompletnie zażenowany swoim zachowaniem.
— No co tak stoisz i się gapisz, matole? Idź ją umyć! — warknęła. — I swoje dupsko też.
Czując jak ze wstydu płoną mu uszy, kiwnął głową i zwrócił się do sprawczyni tego całego zamieszania. Vanka zadrżała pod jego wzrokiem.
— Musimy iść — szepnął tak, by tylko ona mogła go usłyszeć.
Kocię zamknęło oczy i zaczęło szybko kręcić łebkiem, jakby przerażone takową wizją. Normalnie starałby się jeszcze przekonać ją w inny sposób, ale teraz za bardzo bał się pozostawać w pobliżu Fretki. Ostrożnie złapał kocię za skórę na karku i ruszył w kierunku wyjścia z obozu. W odpowiedzi kotka pisnęła i zaczęła wylewać z siebie kolejne strumyki łez. Jeju, czy on serio był aż taki straszny? Naprawdę starał się tak nie wyglądać! „Nic ci nie zrobię” – chciałby jej powiedzieć, ale na chwilę obecną nie miał takiej możliwości.
Po przejściu pewnego dystansu Nic uspokoiła się i Agrest uznał to za dobry pomysł, by pozwolić jej iść samej. Delikatnie postawił ją na ziemi.
— Chodź, obmyjemy się i zaraz wrócimy do żłobka, hm? — Uśmiechnął się, próbując choć trochę pocieszyć młodszą.
Koteczka powoli skinęła głową i oboje znów ruszyli. Tuptała tuż przy jego nodze, cały czas nerwowo rozglądając się po otoczeniu.
Im bliżej podchodzili rzeki, tym głośniejszy stawał się hałas, dochodzący z jej okolicy. Jakby chlupot? Zmrużył oczy zaniepokojony. Co tam się działo?
— Zostań tutaj na chwilę, zaraz wrócę — polecił towarzyszce, na co ta posłusznie kiwnęła łebkiem.
Przyczaił się i zszedł w dół zbocza, gdzie znajdowało się koryto. Oprócz niego ujrzał tam również… lisy. Dorosła lisica ochładzała swoje ciało, podczas gdy dwa jej młode ganiały za sobą, rozchlapując przy tym wodę.
Westchnął z ulgą i zawrócił do Nic. Zaprowadził ją w to samo miejsce, tym razem nie starając się pozostać niewidocznym.
— To lisy, nasi sojusznicy — wyjaśnił vance widok. — Mamy z nimi umowę, więc nas nie skrzywdzą.
Nic nie wydawała się ani trochę przekonana, a gdy kąpiąca się trójka ich zauważyła, straciła całą pewność siebie. Przywarła do jego łapy i posłała mu błagalne spojrzenie.
Matka szczeknęła coś w kierunku dwóch młodych, które popędziły w stronę kotów. Jeden z nich zatrzymał się parę zajęczych skoków od nich, a drugi podbiegł do wojownika i wytrzepał się z lodowatej wody. Agrest skrzywił się, ale pozwolił mu się powąchać.
Następnie przyłożył nos do małej, która w odpowiedzi spięła całe swoje ciało, po czym głośno kichnął. Położył klatkę piersiową na ziemi i uniósł ogon do góry, jakby zachęcał Nic do wspólnej zabawy. Lisie rodzeństwo obserwujące to podeszło do niego i pacnęło go łapą. Brat oburzył się na ten gest, szczeknął i wystrzelił za atakującym. Po chwili oboje plusnęli do zbiornika. Ich matka zareagowała jedynie przewróceniem oczu.
Agrest wskazał głową na rzekę.
— To co, idziemy?
Najwyżej jakimś sposobem poproszą lisicę o trochę więcej miejsca i spokoju.
— FUUUUUUUUUUU! — wrzasnął i zaczął gorączkowo trzepać łapą, chcąc jak najszybciej pozbyć się papki. Jej fragmenty leciały we wszystkie strony, brudząc otoczenie wokół, łącznie z samym Agrestem, jak i ich właścicielką.
— Co ty robisz, debilu?! — krzyknęła Fretka, ścierając półpłynny pocisk z twarzy. — Tępy kretynie!!!
Agrest natychmiast zaprzestał i przybrał przepraszający wyraz pyska. Pewnie zezłościłby się na nią, gdyby aktualnie nie był kompletnie zażenowany swoim zachowaniem.
— No co tak stoisz i się gapisz, matole? Idź ją umyć! — warknęła. — I swoje dupsko też.
Czując jak ze wstydu płoną mu uszy, kiwnął głową i zwrócił się do sprawczyni tego całego zamieszania. Vanka zadrżała pod jego wzrokiem.
— Musimy iść — szepnął tak, by tylko ona mogła go usłyszeć.
Kocię zamknęło oczy i zaczęło szybko kręcić łebkiem, jakby przerażone takową wizją. Normalnie starałby się jeszcze przekonać ją w inny sposób, ale teraz za bardzo bał się pozostawać w pobliżu Fretki. Ostrożnie złapał kocię za skórę na karku i ruszył w kierunku wyjścia z obozu. W odpowiedzi kotka pisnęła i zaczęła wylewać z siebie kolejne strumyki łez. Jeju, czy on serio był aż taki straszny? Naprawdę starał się tak nie wyglądać! „Nic ci nie zrobię” – chciałby jej powiedzieć, ale na chwilę obecną nie miał takiej możliwości.
Po przejściu pewnego dystansu Nic uspokoiła się i Agrest uznał to za dobry pomysł, by pozwolić jej iść samej. Delikatnie postawił ją na ziemi.
— Chodź, obmyjemy się i zaraz wrócimy do żłobka, hm? — Uśmiechnął się, próbując choć trochę pocieszyć młodszą.
Koteczka powoli skinęła głową i oboje znów ruszyli. Tuptała tuż przy jego nodze, cały czas nerwowo rozglądając się po otoczeniu.
Im bliżej podchodzili rzeki, tym głośniejszy stawał się hałas, dochodzący z jej okolicy. Jakby chlupot? Zmrużył oczy zaniepokojony. Co tam się działo?
— Zostań tutaj na chwilę, zaraz wrócę — polecił towarzyszce, na co ta posłusznie kiwnęła łebkiem.
Przyczaił się i zszedł w dół zbocza, gdzie znajdowało się koryto. Oprócz niego ujrzał tam również… lisy. Dorosła lisica ochładzała swoje ciało, podczas gdy dwa jej młode ganiały za sobą, rozchlapując przy tym wodę.
Westchnął z ulgą i zawrócił do Nic. Zaprowadził ją w to samo miejsce, tym razem nie starając się pozostać niewidocznym.
— To lisy, nasi sojusznicy — wyjaśnił vance widok. — Mamy z nimi umowę, więc nas nie skrzywdzą.
Nic nie wydawała się ani trochę przekonana, a gdy kąpiąca się trójka ich zauważyła, straciła całą pewność siebie. Przywarła do jego łapy i posłała mu błagalne spojrzenie.
Matka szczeknęła coś w kierunku dwóch młodych, które popędziły w stronę kotów. Jeden z nich zatrzymał się parę zajęczych skoków od nich, a drugi podbiegł do wojownika i wytrzepał się z lodowatej wody. Agrest skrzywił się, ale pozwolił mu się powąchać.
Następnie przyłożył nos do małej, która w odpowiedzi spięła całe swoje ciało, po czym głośno kichnął. Położył klatkę piersiową na ziemi i uniósł ogon do góry, jakby zachęcał Nic do wspólnej zabawy. Lisie rodzeństwo obserwujące to podeszło do niego i pacnęło go łapą. Brat oburzył się na ten gest, szczeknął i wystrzelił za atakującym. Po chwili oboje plusnęli do zbiornika. Ich matka zareagowała jedynie przewróceniem oczu.
Agrest wskazał głową na rzekę.
— To co, idziemy?
Najwyżej jakimś sposobem poproszą lisicę o trochę więcej miejsca i spokoju.
<Nic?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz