Zastępczyni oplotła ogon wokół swoich łap, przechodząc wzrokiem po obozie. Strzepnęła uszami. Do klanu wciąż dołączały nowe koty. Rodziły się młodziki. Patrzyła z nostalgią na te twarze znajome jej z czasów panowania Piaskowej Gwiazdy. Słonecznikowa Łodyga. Koperkowy Powiew. Gliniane Ucho. Niebiański Kwiat. Jelenie Kopytko. Kozi Skok. Bycza Szarża. Nawet pieprzona Szczypiorek.
A teraz? Większość klanu zajmowali nowi, pełni wigoru wojownicy. Ona młodość miała już dawno za sobą. Momentami miała ochotę wrócić do czasów, gdy była uczennicą, a Zwęglone Futro, Króliczy Sus czy Świerszczowy Skok wciąż żyli.
Z czasem strata rodziców i mentora przestała tak boleć. Piaskowa Gwiazda umarła, rządził teraz Zając, a po nim - ona.
Siedząc tak w cieniu skał, myślała nad sensem tego wszystkiego. Co się stanie, gdy i jeśli zostanie przywódczynią Klanu Burzy? Czy spotka Króliczy Sus i Świerszczowy Skok? Czy spotka Zwęglone Futro? A może swoją zmarłą, nigdy niepoznaną ciotkę, Tuptajacą Łapę? Pradziadka Czaplą Gwiazdę? Ofiarę jej morderstwa, Pszczeli Pyłek? A może to Miodowy Obłok, kotka zamordowana przez jej matkę?
Przypomniała sobie słowa Drżącej Ścieżki.
"Patrząc na ciebie widzę ją z młodości. Agresywną kocicę, rządną wyeliminowania słabych jednostek."
Zacisnęła zęby. Dość! Ten pieprzony kremowy dureń nie mógł jej tego powiedzieć! Był synem tej okrutnej zdrajczyni, tyranki bez serca!
Jej głowę przeszedł spazm bólu. Mętlik zapełnił zmęczoną czarną kocicę.
"Niczym się od niej nie różnisz"
" I... współczuję ci... Bo walcząc z wrogiem, stajemy się tacy jak on."
Nie mogła. Nie mogła. Jak mogła patrzeć na rude koty, ignorując to, co zrobiła jej Piaskowa Gwiazda? Jak mogła patrzeć na rude koty, nie widząc zakrwawionych kłów wbijających się w gardło jej matki? Jak mogła nie widzieć w tych rudych pyskach Byczej Szarży rzucającego jej upokorzoną matkę na środek obozu i Piaskowej Gwiazdy, która zamordowała ją z taką lekkością, jak gdyby zabijała muchę?
Zdrajcy. Wszędzie zdrajcy.
Króliczy Sus nie zasługiwała na taką śmierć. Nie zasługiwała na okrzyknięcie zdrajczynią i morderczynią. Nie zasługiwała na upokorzenie i na publiczną egzekucję. Zwęglone Futro nie zasługiwał na śmierć w ogniu. Świerszczowy Skok nie zasługiwał na tak bezpodstawne morderstwo.
To wszystko zgotowali im rudzi. To oni byli winni.
Podniosła się, by wyjść z obozu. Miała twardą skorupę i była pokazem siły, dopóki nie myślała o przeszłości. Kiedy to robiła, kruszyła się pod ciężarem bezlitosnego świata. Nie chciała, by inni widzieli ją w takim stanie. Musiała dojść do siebie i wrócić.
Żadnego myślenia o rodzicach.
Po prostu pamiętaj, co mówił ci Zajęcza Gwiazda - pomyślała, wbijając wzrok we własne łapy.
Przebacz im. To tylko kolor futra.
Prychnęła.
Tylko?
Była dyskryminowana i poniżana. Przez jakiś kawał cholernej sierści!
A Jałowy Pył?
Skrzywdził cię. Zdradził. Porzucił jak zabawkę.
Za to Słonecznikowa Łodyga był kremowy. A ciągle cię wspiera. Pomógł ci zamordować.
Kotka westchnęła.
Była morderczynią. Tak jak Piaskowa Gwiazda. Furiatką - Tak jak Piaskowa Gwiazda. Rasistką - tak jak Piaskowa Gwiazda.
Co się między nimi różniło oprócz koloru futra?
Czarna posuwała się do przodu powolnym krokiem łap, myśląc nad tym wszystkim. To przechodziło przez jej możliwości.
— Ktoś tu jest smutny? Co cię przygnębia, Kamienna Agonio? — rzuciła nagle z tyłu Szczypiorkowa Łodyga.
Zielonooka odwróciła się gwałtownie, mierząc ją chłodnym wzrokiem.
Idiotka!
Uspokój się. Uspokój się.
Nie daj się sprowokować.
— Nie jestem smutna. Idę się przejść, bo chcę odpocząć — powiedziała, mrużąc oczy.
— Albo popłakać — dokończyła szylkretka. — tęsknisz za mamusią?
— Zamkn... — zaczęła czarna, podchodząc o krok bliżej, ale widząc uśmiech na twarzy Szczypiorkowej Łodygi, jedynie wypuściła powietrze.
— Te zapędy to pewnie po matce — stwierdziła szylkretowa. — w końcu była morderczynią.
Czarna jedynie odwróciła łeb z nienawiścią wpatrując się w szeleszczące źdźbła trawy wysuwające się z warstwy śniegu.
— Odwal się od mojej matki. — warknęła cicho. — Króliczy Sus nie zrobiła nic złego.
— Nie zrobiła nic złego? Zabiła moją matkę. Zamordowała ją, na litość Gwiezdnych. — parsknęła Szczypior. — Ale wątpię, by to obchodziło kogoś takiego jak ty.
— Uważaj na słowa.
— Nie boję się ciebie. Bo co, Kamyczek, jesteś małym urażonym kociaczkiem i nie przyjmujesz do świadomości prawdy? — córka Miodowego Obłoku zaczęła przedrzeźniać zastępczynię, wbijając w nią pogardliwy wzrok.
Poruszyła ten temat tylko po to, by ją zranić.
— Przestań. Nie nazywaj mnie tak.— powiedziała twardo czarna.
Jak miała się nie denerwować? Jak miała nie nawrzeszczeć?
— Jasne. Idź się poskarż Zajączkowi.
Zastępczyni tylko wstała bez słowa, czując jak jej łapy drżą, gotowe zamachnąć się na Szczypior. Machnęła ogonem i zawróciła się z powrotem do obozu. Z wyjątkowo podłym nastrojem.
Usłyszała tylko kpiący śmiech Szczypiorek gdzieś z tyłu.
Gdzie jest Klan Gwiazdy, gdy go potrzebowała?
* * *
Czarna obgryzała kości jakiejś porzuconej piszczki. Klanowy wir wydarzeń trwał wokół niej i nigdy się nie zatrzymywał. Zastępczyni poczuła skurcz w żołądku, gdy zobaczyła nad sobą cień. Krew w żyłach zdawała się pulsować jej jak fale w rzece, gdy podnosiła wzrok. Zajęcza Gwiazda.
— Witaj, Kamienna Agonio — rzucił na przywitanie. Wbiła wzrok w zielone oczy. — Przejdźmy się na spacer. Chcę o czymś z tobą porozmawiać. A świeże powietrze przyda się w taki dzień, prawda?
Kotka kiwnęła głową i podniosła się, czując jak świat wokół wiruje. Kolejne plotki? Kolejne skargi? Starała się panować nad swoimi wybuchami. Powstrzymywała się od ostrych i podejrzliwych spojrzeń w kierunku rudych. Poświęcała własną cierpliwość DLA NICH.
Nie chciała wiedzieć, co usłyszy. Ale musiała to zaakceptować.
Ruszyła sztywno u boku przywódcy Klanu Burzy. Zajęcza Gwiazda kroczył pewnie, a wyraz jego twarzy był wciąż obojętny. Gdy mijali wyjście, Kamienna Agonia instynktownie obejrzała się za siebie. Oby nikt z bandy Rozżarzonego Płomienia tego nie zauważył. Będą mieli powód, by plotkować o romansie między Zajęczą Gwiazdą, a nią.
Kocur zaprowadził ją do małego lasku na terytorium Burzaków. Blisko granicy z Klanem Wilka. Co chciał? Czemu akurat tutaj?
Miała nadzieję, że nikt ich nie śledził. Może przesadzała, ale mogłaby sobie prędzej uciąć łapę, niż wierzyć, że któryś z tych idiotycznych rudzielców przepuściłby tak święty dowód na prawdziwość swoich plotek. A szczególnie taki głupi Żar czy Pokręcony Łeb. Mieli tak zawyżone mniemanie o sobie, że nawet tysiąc ran zrzuconych im z góry nie sprawiłoby, że by spokornieli. Rozpieszczone bachory, które nigdy nie doświadczyły bólu w życiu.
Gdy wchodzili do środka gąszczu, w końcu otworzyła pysk.
— Dokąd zmierzamy, Zajęcza Gwiazdo? — spytała tak spokojnie, jak tylko mogła, ignorując buzujące w niej uczucia. Tak naprawdę jednak towarzyszył jej stres przed tym, co Zając ma zamiar jej powiedzieć. Albo czy ktoś to obserwuje.
Jej źrenice zmniejszyły się do rozmiaru ziarnka piasku, gdy poczuła na swojej skórze zamach białej łapy. Zastępczyni upadła, czując pod łbem ciemny rozłożysty pień drzewa. W uderzenie serca obraz rzeczywistości rozmył się, a ona straciła czucie we własnych kończynach. Jedyne, co jej rozum zdążył zarejestrować, to zęby chwytające jej kark. Łapy rozluźniły się, a głowa bezwładnie upadła, powoli przymykając powieki.
* * *
Kamienna Agonia otworzyła powoli zielone ślipia. Musiała dobrze skupić się na otoczeniu, by obraz się wyostrzył. Kręciło jej się w głowie. Kark bolał. Łapy samoistnie mięły śnieg. Na języku czuła tylko suchość. Powoli podniosła głowę i dostrzegła biały kształt wpatrujący się prosto w nią.
— Miłego pobytu w kociarni — rzucił Zajęcza Gwiazda i odwrócił się bezceremonialnie, unosząc wysoko brodę i pozostawiając kotkę samą.
Co?
* * *
Nic nie rozumiała. Zastępczyni leżała bezwładnie, a jej bok unosił się szybko jak nigdy dotąd. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Nie mogła. Czy to była kpina? Ironia w głosie Zająca? Czy to był sen? Paskudny koszmar?
Podniosła się z trudem. Wciąż obolała.
Nie przypominała tej pewnej siebie kotki, którą była przy innych. Zgarbiona zaczęła posuwać się nędznie w kierunku obozu, czując napływające do oczu łzy.
Szok. Objął całe jej ciało.
Nie rozumiała. Nie potrafiła zrozumieć.
Wlokąc się do obozu, wysilła się na obojętne spojrzenie. Ale to niedowierzanie. Sztywność ruchu, gdy osłupiała ruszała się na łapach wiodących ją do serca Klanu Burzy. Wchodząc do środka, nie wypowiedziała żadnego słowa. Jej pysk nie wyrażał żadnych uczuć. Ani smutku, ani złości, ani zirytowania. Nie potrafiła określić, co czuła. To nie mogło się zdarzyć.
* * *
Jakiś czas później
"Miłego pobytu w kociarni".
Nie. Zajęcza Gwiazda by tak nie powiedział. Nie w ten sposób. Kotce wciąż te słowa rozbrzmiewały w głowie, gdy pod wpływem intensywnego bólu brzucha udała się do legowiska medyka. Nie chciała znać odpowiedzi na pytanie, co jej się dzieje.
Wypuściła powietrze, czując jak jej pysk drży. To musiał być sen. To nie mogło się zdarzyć. On nie mógł...
— Jesteś w ciąży — obwieścił z radością Jeżowa Ścieżka, a Wiśniowa Iskra kiwnęła głową, przytakując na słowa starszego medyka.
Czarna opuściła ogon.
Słowa Jeżowej Ścieżki rozbrzmiały w jej uszach jak zła przysięga.
— Nie — odparła z histerią w głosie kotka. — Nie jestem w ciąży. Nie jestem w ciąży, prawda, Jeżowa Ścieżko?
Kocur jedynie popatrzył się na nią zdziwiony.
— Wychodzi na to, że jesteś. Stres jest normalny u kotek w ciąży. Nie martw się ty...
— Nie! To nie może być prawda — warknęła czarna, wbijając wzrok w ziemię. — Ale ja ich nie chcę. Zabierz je!
— Nie możemy usunąć ciąży. Nie możemy zabić niewinnych kociąt — zauważyła Wiśniowa Iskra. — niczym nie zawiniły.
— Nie chcę ich! — powtórzyła czarna, czując, że jest bliska płaczu. Zamrugała kilka razy oczami, by tego uniknąć. Nie chciała się rozpływać. Nie mogła. Nie teraz.
— Przykro mi, Kamienna Agonio — miauknął Jeżowa Ścieżka, rzucając jej łagodne spojrzenie. — Kocięta szybko podrosną na uczniów, a ty będziesz mogła wrócić do swoich obowiązków. Inne kotki na pewno podzielą się z tobą doświadczeniem w macierzyństwie. Wiśniowa Iskro, podaj jej trochę ziaren maku.
Osłupiała wpatrywała się tylko w medyków. Była w ciąży. Z... nim. Zrobił jej to. On...
Poczuła, jak żółć podchodzi jej do gardła.
Była zbyt zdezorientowana, by być wściekła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz