- A ty może odczep się od żyć innych, Szczypior? - warknął z poirytowaniem.
Miał już dość tej szylkretowej baby.
Miał już dość tej szylkretowej baby.
Kolejne słowa puszczał jej mimo uszu. Po prostu czekał na koniec patrolu.
***
po śmierci starszych
Krótkie dni pory nagich drzew były męczące. Świt witał chłodnym, leniwym słońcem. Szare chmury kłębiły się na niebie, które prędko robiło się smoliście czarne. Krótka, zimna noc i od nowa. Pora nowych liści niby miała nadciągać i być już w drodze, ale to, co się działo na terenach Klanu Burzy wcale tego nie zdradzało. Wręcz przeciwnie. Mógłby przysiąc, że stos z piszczkami maleje z każdym dniem. Sam nie widział zbyt wiele królików w okolicy. Ptaki odleciały gdzie indziej. Nawet myszy, których wiecznie było pełno pochowały się po norach. Odbiło to się na jego posturze. Znowu, jak gdyby rządy Piaskowej Gwiazdy wróciły przypominał worek kości. Chodził głodny i wiedział że nie tylko on. Patrole łowieckie były wysyłane równie często co graniczne, a i tak stos zwierzyny był wyjątkowo mały.
Trzymał w zębach niewielką wronę. Tylko na tyle było ich wszystkich stać. No może oprócz myszy, którą złapała Głazowy Sus. Reszta patrolu, czyli Falująca Tafla i Obłoczna Myśl szli bez niczego, jednocześnie mając wszystko co im potrzebne między nimi. Powoli akceptował fakt, że jego córka znalazła sobie jakiegoś adoratora. Tylko dlaczego Falkę? Syna Splątanego Futra? Nie mogła kogoś lepszego? Od biedy przyjąłby nawet Rumianka czy któregoś z braci Kamień. Naprawdę. Falka był chyba najgorszym... nie. Najgorszy byłby Żar. Tego by nie przyjął do wiadomości. Ta kupa futra byłaby martwa.
Krótkie dni pory nagich drzew były męczące. Świt witał chłodnym, leniwym słońcem. Szare chmury kłębiły się na niebie, które prędko robiło się smoliście czarne. Krótka, zimna noc i od nowa. Pora nowych liści niby miała nadciągać i być już w drodze, ale to, co się działo na terenach Klanu Burzy wcale tego nie zdradzało. Wręcz przeciwnie. Mógłby przysiąc, że stos z piszczkami maleje z każdym dniem. Sam nie widział zbyt wiele królików w okolicy. Ptaki odleciały gdzie indziej. Nawet myszy, których wiecznie było pełno pochowały się po norach. Odbiło to się na jego posturze. Znowu, jak gdyby rządy Piaskowej Gwiazdy wróciły przypominał worek kości. Chodził głodny i wiedział że nie tylko on. Patrole łowieckie były wysyłane równie często co graniczne, a i tak stos zwierzyny był wyjątkowo mały.
Trzymał w zębach niewielką wronę. Tylko na tyle było ich wszystkich stać. No może oprócz myszy, którą złapała Głazowy Sus. Reszta patrolu, czyli Falująca Tafla i Obłoczna Myśl szli bez niczego, jednocześnie mając wszystko co im potrzebne między nimi. Powoli akceptował fakt, że jego córka znalazła sobie jakiegoś adoratora. Tylko dlaczego Falkę? Syna Splątanego Futra? Nie mogła kogoś lepszego? Od biedy przyjąłby nawet Rumianka czy któregoś z braci Kamień. Naprawdę. Falka był chyba najgorszym... nie. Najgorszy byłby Żar. Tego by nie przyjął do wiadomości. Ta kupa futra byłaby martwa.
Dotarli do obozu, odłożyli zdobycze na kupkę zwierzyny. Serce Klanu Burzy było wyjątkowo martwe.. A no tak. Wszyscy polują albo przesypiają te czasy. Marchewkowy Grzbiet również gdzieś poszła, choć wiedział, że nie z własnej woli. Kamienna Agonia zawaliła jej ten dzień patrolami. Nie narzekał. Wręcz dziękował.
Spojrzał na Głaz, która ze smakiem pożerała niewielkiego wróbla, szybko jak gdyby ktoś miałby jej go zabrać lada chwila sprzed nosa. Nigdy nie doświadczyła głodu. Urodziła się, gdy rządy Piasek chyliły się ku zachodowi.
Zjadłby coś. Nim jednak spytał córkę czy może do niej dołączyć ta odeszła bez pożegnania. Marchewy nie ma, dzieciaki nie zwracają na niego uwagi, a Koper spał spokojnie w legowisku wojowników. Nie chciał mu przerywać. Ostatnio to właśnie z rudym gadał najwięcej. Był spokojny, przychodził na plotki jak na zawołanie, nigdy nie gardził rozmową. Lubił to.
Może Sasanek? Nie pamiętał kiedy ostatnio z nim gadał. Może z księżyc temu?
Na Klan Gwiazdy, przecież to jego brat. Oszalały, ale wciąż wyszli z jednej matki. Warto będzie go poszukać. Chociaż pewnie i tak jak zawsze siedzi w legowisku starszych, skulając się w jednym kącie.
Z wysoka zaczął powolnie prószyć śnieżek płatkami, osiadając na wszystkim dookoła. Wcześniej pusty obóz jak zawsze w południe robił się mniej martwy. Wszyscy wracali by się zmienić, a powoli obóz odzyskiwał dawny wigor. Nawet robiło się tłoczno. Dlatego też żadne rozmowy nie przykuły większego zainteresowania niebieskiego.
Drogę zaszła mu jednak Kwiecisty Pocałunek, mianowana kilka wschodów słońca temu. Jego uczennica. Fakt faktem, nie poświęcał jej wiele czasu jako mentor. Dużo treningów spędzała z innymi. Doczekała się jednak miana wojowniczki więc mógł być z niej dumny.
- Witaj, Jałowy Pyle. Zmęczony całym dniem?
- Owszem. - odstawił długouszate zwierzę na ziemię i usiadł. Sasankowy Kielich nie zając, nie ucieknie. Przynajmniej nie ma w zwyczaju uciekać. Sama Kwiat nie wyglądała również na wypoczętą. Brązowe oczy jej się zapadały, a błękitna sierść podkręcała na końcach, tworząc kudły. - Ty też nie zdajesz się być pełna energii.
- Bo nie jestem. - ziewnęła. - Dopiero co wróciłam z patrolu granicznego. Mogłabym pożreć dzika z racicami. Albo królika z łbem. - powiedziała, patrząc sugestywnie na truchło zwierzaka, które Jałowy Pył trzymal przy łapach. Oblizała się.
- Przykro mi, może innym razem. - powiedział, biorąc futrzaka z powrotem do pyska. - Chciałem zjeść z Sasankiem.
- Oh, dobrze. - miauknęła Kwiecisty Pocałunek zniżając łeb. - Pójdę coś zjeść z innymi. - mruknęła i szybko uciekła. Wyglądało to.. Dziwnie. Nie zwrócił na to uwagi. Młodsi zawsze byli dziwni. Musiał to zaakceptować.
Wszedł do legowiska starszych, lecz ku swojemu zaskoczeniu nikogo tu nie zastał. Nikogo prócz starych kocurów, który spali. Może już na wieczność. Brata tu nie zastał. A to było już dziwne. Niski kocur wybierał się poza spokojne, zaciszne miejsce tylko, gdy musiał się załatwić, zjeść bądź coś wypić. Siedział na jednym stosie mchu i trawy, przysypiając bądź obserwując wszystkich dookoła. Już się przyzwyczaił do tego "nowego" Sasanka. Tego straumatyzowanego tak bardzo, że nie dało się z nim porozmawiać. Panikującego po każdym krzywym spojrzeniu. Mimo wszystko go kochał. Byli braćmi. Przed tym wszystkim byli nierozłączni. Wspierali się wzajemnie, polowali i głodowali, chodzili na spacery, a jeszcze wcześniej bawili się w zapasy czy wyścigi. Zawsze razem.
Przed tym całym gównem związanym z morderstwami.
Spojrzał na Głaz, która ze smakiem pożerała niewielkiego wróbla, szybko jak gdyby ktoś miałby jej go zabrać lada chwila sprzed nosa. Nigdy nie doświadczyła głodu. Urodziła się, gdy rządy Piasek chyliły się ku zachodowi.
Zjadłby coś. Nim jednak spytał córkę czy może do niej dołączyć ta odeszła bez pożegnania. Marchewy nie ma, dzieciaki nie zwracają na niego uwagi, a Koper spał spokojnie w legowisku wojowników. Nie chciał mu przerywać. Ostatnio to właśnie z rudym gadał najwięcej. Był spokojny, przychodził na plotki jak na zawołanie, nigdy nie gardził rozmową. Lubił to.
Może Sasanek? Nie pamiętał kiedy ostatnio z nim gadał. Może z księżyc temu?
Na Klan Gwiazdy, przecież to jego brat. Oszalały, ale wciąż wyszli z jednej matki. Warto będzie go poszukać. Chociaż pewnie i tak jak zawsze siedzi w legowisku starszych, skulając się w jednym kącie.
Z wysoka zaczął powolnie prószyć śnieżek płatkami, osiadając na wszystkim dookoła. Wcześniej pusty obóz jak zawsze w południe robił się mniej martwy. Wszyscy wracali by się zmienić, a powoli obóz odzyskiwał dawny wigor. Nawet robiło się tłoczno. Dlatego też żadne rozmowy nie przykuły większego zainteresowania niebieskiego.
Drogę zaszła mu jednak Kwiecisty Pocałunek, mianowana kilka wschodów słońca temu. Jego uczennica. Fakt faktem, nie poświęcał jej wiele czasu jako mentor. Dużo treningów spędzała z innymi. Doczekała się jednak miana wojowniczki więc mógł być z niej dumny.
- Witaj, Jałowy Pyle. Zmęczony całym dniem?
- Owszem. - odstawił długouszate zwierzę na ziemię i usiadł. Sasankowy Kielich nie zając, nie ucieknie. Przynajmniej nie ma w zwyczaju uciekać. Sama Kwiat nie wyglądała również na wypoczętą. Brązowe oczy jej się zapadały, a błękitna sierść podkręcała na końcach, tworząc kudły. - Ty też nie zdajesz się być pełna energii.
- Bo nie jestem. - ziewnęła. - Dopiero co wróciłam z patrolu granicznego. Mogłabym pożreć dzika z racicami. Albo królika z łbem. - powiedziała, patrząc sugestywnie na truchło zwierzaka, które Jałowy Pył trzymal przy łapach. Oblizała się.
- Przykro mi, może innym razem. - powiedział, biorąc futrzaka z powrotem do pyska. - Chciałem zjeść z Sasankiem.
- Oh, dobrze. - miauknęła Kwiecisty Pocałunek zniżając łeb. - Pójdę coś zjeść z innymi. - mruknęła i szybko uciekła. Wyglądało to.. Dziwnie. Nie zwrócił na to uwagi. Młodsi zawsze byli dziwni. Musiał to zaakceptować.
Wszedł do legowiska starszych, lecz ku swojemu zaskoczeniu nikogo tu nie zastał. Nikogo prócz starych kocurów, który spali. Może już na wieczność. Brata tu nie zastał. A to było już dziwne. Niski kocur wybierał się poza spokojne, zaciszne miejsce tylko, gdy musiał się załatwić, zjeść bądź coś wypić. Siedział na jednym stosie mchu i trawy, przysypiając bądź obserwując wszystkich dookoła. Już się przyzwyczaił do tego "nowego" Sasanka. Tego straumatyzowanego tak bardzo, że nie dało się z nim porozmawiać. Panikującego po każdym krzywym spojrzeniu. Mimo wszystko go kochał. Byli braćmi. Przed tym wszystkim byli nierozłączni. Wspierali się wzajemnie, polowali i głodowali, chodzili na spacery, a jeszcze wcześniej bawili się w zapasy czy wyścigi. Zawsze razem.
Przed tym całym gównem związanym z morderstwami.
Potrząsnął łbem. Chciał popatrzeć na tą przestraszoną mordkę i zapewnić, że wszystko jest w porządku.
Im więcej szukał, tym bardziej był zaskoczony. To do niego nie pasowało. Znikać bez słowa. Do tego poza obóz, gdzie bardzo bał się postawić łapy. Podejrzane. Bardzo. Panika zakradła się do jego serca.
Znalazł Kwiecistą, Konika oraz Kamień siedzących niedaleko. Odetchnął głęboko, starając się opanować.
- Ehm. - chrząknął. - Możecie mi pomóc szukać Sasankowego Kielicha?
Niebieska natychmiast się podniosła i poszła do legowiska starszych, skąd jednak szybko wróciła, lecz węszyła po okolicy. Konik z równie dużym zapałem zaczął również to robić. Kamień natomiast jedynie podniosła się z ziemi leniwie i coś mruknęła na zgodę.
Zaczął się rozglądać po okolicy, szukając najmniejszych śladów czegoś co nie pasowało. Dlatego też, gdy parę odległości drzewa od obozu zobaczył dwa koty o niewidzianej przez Jałowka aparycji zaniepokoił się jeszcze bardziej. Coś się dzieje. Coś niedobrego.
Niepewnym, wolnym krokiem wyszedł z obozu i zaczął iść w tamtą stronę. Zawołał resztę, sam idąc na czele. Zamrugał kilka razy i otworzył oczy.. Nikogo tam już nie było. Czy to wzrok mu siada? Nie. Coś się stało. Rzucił się w bieg, zostawiając resztę w tyle, lecz gdy tylko zatrzymał się przy miejscu docelowym pogoni, królik którego wciąż trzymał potoczył się po ośnieżonej ziemi.
Na Klan Gwiazdy.
Nie.
Cofnął się mimowolnie, w uszach zapulsowała wrząca krew, a na twarzy pojawiło się czyste przerażenie. Coś czego nie czuł od dawna. I nie chciał czuć. A zwłaszcza nie przy nim.
Błękitna, brudna sierść była zmierzwiona i to nie od wiatru. Wykrzywione ciało wyglądało, jakby cierpiało w agonii. Piana z pyska niemal docierała do łap Jałowego Pyłu, który je w popłochu cofał. Jednak najgorsze zdawały się być oczy, nienaturalnie otwarte, ze źrenicami małymi jak ziarna piasku. Histerycznie patrzyły się na świat, jak gdyby Sasanek widział samą Piaskową Gwiazdę, co wstała z grobu. Brakowało w oczkach jednak charakterystycznego płomienia. Płomienia duszy. Ślepia bowiem mimo że wzburzone lękiem były puste, niczym bezkresna noc.
Sasankowy Kielich zmarł.
Jałowy zapiszczał żałośnie jak kociak odstawiony od matki.
- Zajęcza Gwiazdo! Kamienna Agonio! Sasanek..!
Kwiecisty Pocałunek wraz z Końskim Kopytkiem również przyszli, na czele z czarną zastępczynią oczywiście.
- Co się sta- na miłość Klanu Gwiazdy. - spokojny głos Kwiatu zadrżał, gdy tylko zobaczyła co się dzieje. Koń natychmiast odwrócił głowę w obrzydzeniu, jak gdyby zaraz miał zwrócić to, co jadł wcześniej. Kamień jednak potrząsnęła tylko głową, patrząc się na starszego.
- Co mu się stało? - miauknęła twardym tonem, jak gdyby miała zaraz go oskarżyć.
- J-ja nie wiem. - wydukał, cofając się jeszcze trochę. - Były tu dwa koty, które uciekły, a potem tylko.. Sasanek. - patrzył zaszklonymi oczami na brata. Upadłego pobratymca.
- Końskie Kopytko, Kwiecisty Pocałunek, zabierzcie go do obozu. Medycy będą wiedzieć, co się z nim stało. - powiedziała jeszcze zastępczyni, idąc w stronę obozowiska. Zarówno uczennica jak i syn z niechęcią chwycili ciało. Włóczył nogami idąc za orszakiem. Niezbyt masywne szczęki zaciskały się z bólu, a sam nie mógł odwrócić wzroku od obrazu brata. Z pyska cętkowanego wciąż kapała piana, a ogon ciągnął się, tworząc wgłębienie pod jego łapami.
Gdy już przyszli Szemrzące Szuwary i Jelenie Kopytko patrzyli na swoje dziecko w osłupieniu. Wszystkie rozmowy, nawet tych najrudszych kotów ucichły w mgnieniu oka.
- To było otrucie. - miauknął ochrypłym głosem Jeżowa Ścieżka, przyglądając się blademu kotu. - Cisem. Nieczęsto zdarzało mi się widzieć to zioło na naszych terenach. Sasankowy Kielich nie umarł samoistnie.
Słowa starego medyka uderzyły ponownie, mimo że to wiedział. Przy tylu dowodach to nie mógł być przypadek.
- Jałowy mówił coś o dwóch kotach. - powiedziała Wiśniowa Iskra, trzymając w pysku paczkę ziół. - Mógł zostać otruty przez jakichś samotników. - dodała cicho.
- Nie wyciągnęliby go z obozu. Sasanek był ostatnim kotem, którego wywabisz z legowiska. - podniósł obolały od zimna i wrzasków głos.
- Wiemy Jałowy Pyle, że zmarł ci brat, ale musimy zakładać wszystkie scenariusze. - miauknęła Kamienna Agonia.
Niebieskie truchło kocura leżało na środku obozu. Wszystkie koty zbiły się w kupkę wokół zmarłego. Czuł od niego słaby zapach mięty maskujący smród trutki i śmierci. Ocierał się o niemal identyczną do niego matkę, szlochającą pod nosem.
- Sasankowy Kielich był starszym naszego Klanu. - zaczął przemowę Zajęcza Gwiazda. - Nim jednak się nim stał służył nam jako lojalny wojownik. Niech Klan Gwiazd ma go w swojej opiece.
Jeleń, Szemrząca i Jałowy podeszli do ciała jako pierwsi, kładąc się przy nim. Chciał się z nim podzielić językami po raz ostatni. Dlatego pociągnął haczykowatym językiem po szyi brata, którego oczy wciąż się nie zamykały. Czuł się obserwowany przez niego. Mimo tego znowu sprzątnął kilka paprochów z sierści Sasanka.
- Opuściłeś mnie tak nagle. - wyszeptał Jałowy, czując gulę w gardła i łzy napływające mu do oczu, ograniczając widoczność. - Kto ci to zrobił, Sasanku?
Położył głowę na nim, mając nadzieję na usłyszenie chociaż jednego impulsu serca. Był jednak zimny jak kawałek lodu.
- Uciekaliśmy razem, pamiętasz? Ganialiśmy się po obozie, nie mogąc się doczekać mianowania. Ukończyłeś trening tak szybko. Razem polowaliśmy, pomagałeś mi kiedy Miodowy Obłok.. zmarła. - przełknął nerwowo ślinę. - Byliśmy razem. A potem nas rozdzielono. Ten rudy morderca. Zrobił ci to. Nigdy nie byłbym w stanie mu wybaczyć.
Spojrzał ukradkiem na rodziców, którzy wtulali nosy w ciało syna, przeżywając cichą żałobę. Nie wiedział, jaką oni muszą przeżywać rozpacz. Strata dziecka musiała być niewyobrażalnym ciosem. Nie chciał nawet o tym myśleć.
Przytulił pysk do gęsto zarośniętego futrem nieboszczyka raz jeszcze.
- Chciałbym wiedzieć, kto ci to zrobił. A jeśli się dowiem to przysięgam, że będę ostatnim kotem, którego on zobaczy. Przysięgam, Sasanku.
***
Nie był pewny ile czasu przy nim spędził.
Jelenie Kopytko już spał, a Szemrzących Szuwarów tu nie było. Pewnie przygotowuje się na kolejne patrole już jutro. Stały się tak częste, że nawet nie mogła czuwać do rana nad ciałem latorośli.
Podniósł głowę. Było jeszcze ciemno. Wszyscy spali w swoich legowiskach, cicho chrapiąc. Wszyscy oprócz Koperkowego Powiewu, który siedział na warcie. Spojrzał się na rudego, a ten na niego. Czuł niepokój. Nienawidził być obserwowany.
Diabelnie ponurą ciszę przerwał w końcu rudy, nieśmiało podchodząc do drugiego wojownika.
- P-powinieneś już iść spać, Jałowy Pyle. O jutrzence zaczynają się obowiązki.
Popatrzył na przyjaciela zmęczonym wzrokiem.
- Nie chcę go opuszczać.
- Byliście blisko?
Skinął łbem.
- Nie widziałem cię.. od tej... strony.
- Siebie też nieczęsto.
Rudy popatrzył znacząco na miejsce przy nim. Przesunął się odrobinę, a Koperkowy Powiew przycupnął tuż obok.
- To miłe. - mruknął Jałowek.
- D-dziękuję?
Jałowy Pył zignorował drżący głos współklanowicza i spojrzał w górę, wypatrując gwiazd pośród obłoków, które kłębiły się i nie przepuszczały nic. Przynajmniej oszczędziły już sobie śniegu.
- Myślisz, że Sasankowy Kielich jest teraz wśród gwiezdnych?
Rudy zrobił to samo co on.
- Na pewno gdzieś tam lśni, między wszystkimi wojownikami. I patrzy na nas.
Jałowy Pył nie był co do tego przekonany, jednak milczał jak trusia. Spojrzał jednak jeszcze raz na rudego bicolora. W brązowych oczach lśniło współczucie. Położył głowę na barku zaprzyjaźnionego wojownika, który zadrżał, jednak nie cofnął się.
- Mam przestać?
- Nie nie, leż. - powiedział Koperek. Przez chwilę wyglądał jakby się solidnie wahał, jednak odpuścił.
- Nie nie, leż. - powiedział Koperek. Przez chwilę wyglądał jakby się solidnie wahał, jednak odpuścił.
Był rozgrzany. Przydługa sierść na ciele Koperkowego Powiewu przypominała mu... Sasankowego Kielicha.
Zamknął oczy.
***
Słońce było już w zenicie, gdy obudził go świeży zapach myszy. Otworzył po kolei oboje oczu, a przed nim stała Marchewkowy Grzbiet.
- W końcu się obudziłeś. - zamruczała.
- Nie powinnaś być na jakimś patrolu?
- Poszłam na ten o wschodzie słońca. - uśmiechnęła się. - Spokojnie. Tobie odpuszczono.
- Dzięki. - powiedział i przysunął do siebie zdobycz, którą łapczywie zaczął pożerać. Był okropnie głodny.
- Gdzie ty byłeś całą noc, co?
- Czuwałem.. nad S-sasankiem.
- Nad tym dziwnym starszym?
Spojrzał się na nią spod wilka.
- Nie nazywaj go dziwnym.
- A ty nie przesadzaj. Czy kota, który nic nie gada, chyba że do siebie, i boi się wyjść z legowiska nazwiesz normalnym?
Zacisnął zęby.
- Sasankowy Kielich był moim bratem i nie pozwolę, byś go obrażała! - zawarczał, przestając jeść. - Jeśli chcesz wyzywać go to proszę, ale ja nie będę tego tolerował.
- Jesteś przewrażliwiony.
- Jesteś okropna.
- Kto to mówi. - mruknęła.
- Ja. Jestem wyczerpany twoim gadaniem.
- Phi! - parsknęła Marchewa, mierząc go wzrokiem. - To po co tu jeszcze jesteś?
- Nie wiem, ale zaraz się dowiem. - syknął i wstał. - Wiesz co? Nie odzywaj się do mnie, chyba że chcesz przeprosić. Zobaczymy, kto i dlaczego tu jeszcze jest.
Wyszedł z legowiska wojowników. Ledwo się obudził, a zawitała go awantura.
Miał dość.
***
Coś było nie tak.
Gdyby ktoś powiedział mu, że Kamień jest w ciąży nie uwierzyłby. Tak samo jak w stwierdzenie, że jeże umieją latać. A gdyby ktoś po tym dodał, że zastępczynią Klanu Burzy zostanie Splątane Futro, to zarzuciłby mu posiadanie pszczół w mózgu.
A jednak właśnie to dopadło jego Klan. Trudno było mu w to uwierzyć. Zajęcza Gwiazda wydawał się być mądry i rozsądny. To wszystko się nie kleiło do kupy. Za żadne skarby nikt mu nie wmówi, że wszystko jest tak jak powinno być, Kamień chciała mieć kocięta i poprosiła któregoś z wojowników, a Zając zwyczajnie równouprawnia nierudych i rudych, by mogli przejmować te same stanowiska. To była jakaś cisza przed burzą. Czuł to.
Głowa go bolała od tego całego mętliku w głowie. Kamień. Z nią nic nie było dobrze. Na pierwszy rzut oka można było spostrzec, że coś się stało. Unosząca zwykle głowę w górze kotka plująca na wszystko co się rusza praktycznie się nie ruszała z miejsca, obejmując każdego burym wzrokiem.
Nie myślał za wiele. Poszedł po prostu do kociarni, zignorował towarzystwo Szybkiej Łani oraz jej kociaka i zatrzymał się wprost przed czarną wojowniczką. Jej sierść straciła dawny blask, oczy posmętniały, a sama kotka nawet nie rzuciła w niego żadną obelgą ani rozkazem wyjścia.
- Kamienna Agonio?
- Nie obchodzi mnie to.
- Chcę z tobą o czymś porozmawiać.
<Kamienna Agonio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz