Nie potrafiła dać mu spokoju. Nie mogła przejść obojętnie obok kocura, którego każde spojrzenie było przesiąknięte czystą pogardą, a na pysku co rusz pojawiał się wyraz świadczący o poczuciu wyższości. Ogromnie starała się nie przejmować podejściem Rozżarzonego Płomienia do tematu nierudych, a i tak nie mogła odpuścić. Czułaby się źle, gdyby nawet nie spróbowała zmienić sytuacji.
Podążała za nim jak cień. Była w stanie stać nad nim przez cały dzień, byleby w końcu uległ i przyznał jej rację, że sama idea podziałów jest niedorzeczna i żałosna, bo śmiesznym tego nazwać się nie dało. To przynosiło dużo zbędnego cierpienia.
— Zostaw. Mnie. W. Spokoju — zasyczał, na co jedynie zastrzygła uszami i lekko ziewnęła, znudzona faktem, że nie potrafił zrozumieć tak oczywistej rzeczy, iż będzie uparcie trzymać się swoich racji, a na dodatek zamierza go nimi zarazić.
— Nie mogę — odparła, kręcąc powoli głową.
Wydawał się wściekły. Patrzył na nią z taką miną, jakby powiedziała coś nadzwyczajnie absurdalnego.
— Bo? — mruknął cicho, starając się najwyraźniej chociaż przez chwilę zachować zimną krew.
— Bo twoje myślenie jest bez sensu - stwierdziła. — I nie patrz na mnie tak, jakbyś chciał mnie rozszarpać, bo próbuję z tobą porozmawiać naprawdę pokojowo i twoje warkoty nie mają tu podstaw bytu — dodała.
— Powiedziałem ci, że ze zdrajcami nie zamierzam rozmawiać, więc odsuń się ode mnie jak najdalej, póki jeszcze moja łapa nie dosięga twojego pysku — zagroził oschlej, ignorując ją na moment i zabierając się za swój posiłek.
Zamierzała wygłosić mu kazanie o negatywnych wpływach zastraszania innych, ale się powstrzymała. Może rzeczywiście nie był dzisiaj w nastroju do dyskusji i powinna dorwać go wtedy, kiedy będzie w lepszym humorze.
Brzmiało to jak coś niemożliwego, ale im dłużej wpatrywała się w znikającą pomiędzy jego łapami piszczkę, tym bardziej traciła nadzieję na sukces dzisiejszej misji. Żar zrozumie jeszcze kiedyś, że to, co mówi, nie jest dobre. I ona o to zadba.
Powoli wstała i pochwyciła z nim na moment kontakt wzrokowy. Następnie jak gdyby nigdy nic - odeszła w stronę legowiska uczniów, licząc w głowie każdy krok, aby odciągnąć swoje myśli od pomysłu nagłe zawrotu i podjęcia się kolejnej rozmowy z rudzielcem.
Podążała za nim jak cień. Była w stanie stać nad nim przez cały dzień, byleby w końcu uległ i przyznał jej rację, że sama idea podziałów jest niedorzeczna i żałosna, bo śmiesznym tego nazwać się nie dało. To przynosiło dużo zbędnego cierpienia.
— Zostaw. Mnie. W. Spokoju — zasyczał, na co jedynie zastrzygła uszami i lekko ziewnęła, znudzona faktem, że nie potrafił zrozumieć tak oczywistej rzeczy, iż będzie uparcie trzymać się swoich racji, a na dodatek zamierza go nimi zarazić.
— Nie mogę — odparła, kręcąc powoli głową.
Wydawał się wściekły. Patrzył na nią z taką miną, jakby powiedziała coś nadzwyczajnie absurdalnego.
— Bo? — mruknął cicho, starając się najwyraźniej chociaż przez chwilę zachować zimną krew.
— Bo twoje myślenie jest bez sensu - stwierdziła. — I nie patrz na mnie tak, jakbyś chciał mnie rozszarpać, bo próbuję z tobą porozmawiać naprawdę pokojowo i twoje warkoty nie mają tu podstaw bytu — dodała.
— Powiedziałem ci, że ze zdrajcami nie zamierzam rozmawiać, więc odsuń się ode mnie jak najdalej, póki jeszcze moja łapa nie dosięga twojego pysku — zagroził oschlej, ignorując ją na moment i zabierając się za swój posiłek.
Zamierzała wygłosić mu kazanie o negatywnych wpływach zastraszania innych, ale się powstrzymała. Może rzeczywiście nie był dzisiaj w nastroju do dyskusji i powinna dorwać go wtedy, kiedy będzie w lepszym humorze.
Brzmiało to jak coś niemożliwego, ale im dłużej wpatrywała się w znikającą pomiędzy jego łapami piszczkę, tym bardziej traciła nadzieję na sukces dzisiejszej misji. Żar zrozumie jeszcze kiedyś, że to, co mówi, nie jest dobre. I ona o to zadba.
Powoli wstała i pochwyciła z nim na moment kontakt wzrokowy. Następnie jak gdyby nigdy nic - odeszła w stronę legowiska uczniów, licząc w głowie każdy krok, aby odciągnąć swoje myśli od pomysłu nagłe zawrotu i podjęcia się kolejnej rozmowy z rudzielcem.
***
Tak jak mogła się spodziewać, dorwanie Rozżarzonego Płomienia na osobności nie należało do najłatwiejszych zadań. Ilekroć próbowała, ten otaczał się innymi kotami, albo całkowicie znikał z jej pola widzenia.
Wątpiła, by bał się konfrontacji z nią. Raczej wymówką byłoby coś w stylu "Nie zamierzam tracić czasu na zdrajców".
Zdążyła zostać wojowniczką. Chociaż w jej przypadku ta cała ceremonia miała miejsce dosyć późno. Ponad 20 księżyców na karku i bycie uczennicą nie świadczyło o niej dobrze, ale skoro teraz nosiła nowe imię, mogła być z siebie dumna.
Postąpiła o krok, zapatrzona we własne łapy. Nie pasowała jej aktualna atmosfera w klanie. Koty znowu wydawały się być przybite, a ona — o dziwo — miała wręcz uczucia o przeciwnej mocy.
Pojawiła się w niej pewna radość, do której trudno było jej się przyzwyczaić. Odnalazła siostrę, która okazała się być naprawdę interesującą istotą. Miała nadzieję widywać się z nią częściej, bo zaledwie jedno spotkanie z nią zdążyła wywołać w niej więcej emocji niż relacje z bratem, z którym widywała się tak naprawdę codziennie.
Usłyszała warkot z naprzeciwka, kiedy prawie co wparowała komuś pod łapy. To ognisto rude futro rozpoznałaby wszędzie. Niemalże na jej pysk wkradł się uśmiech satysfakcji, ale jej zobojętniała natura go zakryła.
— Rozżarzony Płomieniu — zaczęła spokojnie, dostrzegając na starcie złość w jego spojrzeniu. — W końcu mamy okazję porozmawiać, wspaniale, prawda? — zagadnęła.
— Ani trochę — odparł, odwracając wzrok.
Wyprostowała się, zauważając, że przez te księżyce zdążyła wyrosnąć i nie sięga mu już ledwo co do piersi, tylko bardziej się z nim zrównała.
— Myślę, że miałeś dużo czasu do pomyślenia i powinieneś dojść do pewnym wniosków — oświadczyła.
Przez moment poczuła się jak matka, karcąca swoje kocie i oczekująca poprawy w jego zachowaniu.
Żar spojrzał na nią z rozbawieniem, jakby nie dowierzał w jej słowa.
— Cokolwiek sobie teraz nie pomyślałeś, ja mówię poważnie - westchnęła. — Ten temat sam w sobie ciągnie się za długo. Nie powinieneś stosować tak bardzo negatywnej i bezpodstawnej krytyki wobec każdego, kto nie ma rudego w kolorze sierści — rzuciła.
<Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz