Zmarszczyła czoło, słysząc ogłoszenie Zajączka, odnośnie zmiany zastępcy. Kamień? Kociarnia? I, za przeproszeniem, że kto teraz na zastępcę? Ostatnią rzeczą, jakiej by się Róża spodziewała, to Kamienna Agonia w roli matki. Gdzie? Z kim? Kiedy? Bo chyba z nikim z klanu! Kotka zdawała sobie sprawę ze "sławy" jaka otaczała ciemną samicę, jak i również o samych relacjach z resztą klanowiczów. W plotki o romansach nie wierzyła, bo w końcu Zajączek ma Glinkę, w dodatku mu ufa, nawet, jeśli... trochę się zmienił. A z kotem z poza klanu? Ph, głupszej teorii w życiu nie słyszała. Mimo wszystko siedziała prosto, okazując jedynie lekkie zaskoczenie oraz szukając wzrokiem reakcji innych kotów. Chociaż małych szczegółów. Drgnięć ogonem, ruch uszu, zmieniony wyraz pyska. Szczególnie długo trzymała wzrok na białej mamie, stojącej wyżej od innych kotów. Kotka bez słowa skręciła w tył, idąc do wyjścia z obozu, wlokąc za sobą swój ogon niczym lewitujący nad ziemią worek kartofli.
***
Szmery. Wszędzie te cholerne szmery. Kotka z rozdrażnieniem liznęła łapę, którą potem przetarła sobie ucho. Już lepszy byłby wrzask i jakieś piski, niż ten odgłos. Jakby miliardy robaków gnieździły się pod cienką warstwą obozowej powierzchni, pożerając jakąś padlinę. Chociaż nie zdziwiłaby się, gdyby tak właśnie było. Weszła do obozu z pozlepianym futrem od piachu i wody, która jeszcze chwilę temu była śniegiem. W pysku bezwładnie wisiało coś tak drobnego i chudego, że kotka patrząc na to, czuła tak wielkie rozczarowanie, jak podczas próby zjedzenia śniegu. Jeszcze chwila, a z niezapowiedzianą wizytą wpadnie sobie na przyjęcie do wilczaków. Mieli bardzo ładne zadrzewione tereny. Podeszła do stosu zwierzyny, prawie tak marnej jak to, co przyniosła, a patrzenie na nią, jak na nieposłuszne, wkurzające kocię, wcale nie zmieniało jej objętości. Rzuciła przelotne spojrzenie na Makową Łapę, której to wyraz pyska nie sugerował zadowolenia. Znowu szmery. Uszy kotki powędrowały na boki, kiedy to zlokalizowała źródło szmerów. Znowu rudzi. A przez pewną ilość tego specyficznego koloru na futrze, była wciągnięta w jakąś a'la wojnę domową. Jak mają sobie poradzić podczas ubytku jedzenia, kiedy cały klan trawi jakaś psychiczna choroba? Strzepnęła końcówką ogona, biorąc ze stosu jeszcze dwie, wydające się na zjadliwe rzeczy, by skierować swoje kroki, pod naciskiem obowiązku w stronę żłobka. Minęła w nim biedronkę, jak i, o ironio, nową zastępczynię. Obie rzeczy zignorowała, przechodząc sztywno i kładąc jedzenie na ziemi. Kamień sobie kisła w kącie. Była zastępczyni, była u szylkretki na poziomie... neutralnym. No, może nieco poniżej. I tak postawiona w lepszym świetle od kotki, która ich urodziła i - nie można powiedzieć, że wychowała. Spokojny wzrok bez wyrazu, powędrował na brzuch Kamień. Czy kotka będzie taką samą rodzicielką, jak Wilcza? Będzie reagować tak samo, skazując młode na samotność? Nie dość, że pewnie bez ojca, to jeszcze z tą mało popularną sławą matki. Tylko, że w przeciwieństwie do Różyczki i jej rodzeństwa, nie będą miały nikogo, kto by im dał nieco ciepła. Nie będą miały kogoś takiego, jak Zając. Calico by się tym zwykle nie przejmowała, jednak... Uniosła jedną rzecz, ze wcześniej przyniesionej zwierzyny, ignorując Iryska, który ciągnął za ogon jakąś mysz, w stronę swojej matki. Zaraz po ciemnych, drobnych łapach, na ziemi obok Kamiennej Agonii, pojawił się jakiś drobny ptak.
- Jeśli sytuacja miałaby wyglądać jak z dziećmi Wilczej Zamieci, może lepiej dla kociaków by było, gdybyś się ich pozbyła - Rzuciła ciszej w stronę Kamień, patrząc gdzieś w bok, na truchło które przyniosła. Uczucie głodu osłabiało. Kociaki o tej porze to jeden z gorszych pomysłów. Trzeba dawać jedzenie karmicielkom, a wojownicy i uczniowie chodzą jak tyczki, z żołądkiem podchodzącym do gardła.
<Kamień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz