Spojrzał raz to na rudego, raz na czarno-białą starszą, z dokładnością starając się ukryć zwątpienie i niepewność w swoich oczach. Nie mógł pokazać po sobie żadnej słabości. Bo co sobie pomyśli Wiewiórek? Nie chciał, by go znielubił. Blask nigdy wcześniej nie rozmawiał ze starszymi i nie wiedział, jak będą go traktować. Słyszał, że bywają oschli.
— Pokazuję Blasku obóz - zamruczał — Pomyśleliśmy, że możemy również przynieść ci coś na ząb, Tańcząca Pieśnio.
— W końcu się młodzi pofatygowali, by przynieść coś dla starszyzny — mruknęła kotka.
Jej oczy nie powędrowały nawet w ich stronę. Trochę czasu zajęło mu zorientowanie się, że Tańcząca Pieśń jest ślepa. Jak w taki sposób żyła? To pytanie podsuwało mu się pod nos, jednak nie chciał być niegrzeczny.
— I to nie byle "coś" — miauknął wesoło Wiewiórcza Łapa. — Całego wróbla. Pewnie będzie dobry. Chcesz go podać, Blask?
Albinos niemal zdążył kiwnąć głową i odebrać zwierzynę z pyska rudego, ale starsza go wyprzedziła. Podniosła się ociężale z mchowego legowiska.
— Może jestem ślepa i stara, ale chodzić jeszcze potrafię — rzuciła oschle i wzięła od białego wróbla. Odwróciła się bezceremonialnie, nie wykazując większego zainteresowania dalszą rozmową.
Blask wykonał jakiś odpowiednik wzruszenia ramionami, rzucając Wiewiórkowi długie spojrzenie. Starsi chyba nie byli aż tak straszni.
— A co teraz mi pokażesz? — spytał.
— Tam jest legowisko medyków — mruknął, kiwając głową w kierunku miejsca, w którym zwykli egzystować uzdrowiciele. — Tam leczą koty, zajmują się ich ranami i dolegliwościami i ee, w zasadzie nie wiem, co jeszcze tam robią. Ale jeśli jesteś chory, legowisko medyków to pierwsze miejsce, do którego powinieneś się wybrać.
Blask pokiwał głową. To ciekawe. Wątpił w to, czy chciał być medykiem, ale każda wiedza z pewnością mu się przyda. Uśmiechnął się lekko.
— A tam? — wskazał koniuszkiem ogona na kolejne legowisko położone w obozie.
— Legowisko wojowników. My, uczniowie, rzadko tam wchodzimy, ale będziemy tam spać po swoim mianowaniu na wojowników. — wyjaśnił i zaśmiał się cicho. — Radzę się blisko nie pałętać, niektórzy wojownicy bardzo nie lubią, gdy jakieś kocięta czy uczniowie plączą się pod ich łapami.
Blask zamrugał dwukrotnie. Oj. Nie chciał zdenerwować żadnego wojownika bez konkretnego powodu. Ale podejrzewał, że tak silni członkowie klanu mogli mieć zbyt dużo spraw na głowie, by się przejmować młodszymi kotami.
— O, dziękuję. Dobrze wiedzieć — stwierdził. — To... hm, to może legowisko uczniów?
— Jest tutaj — miauknął Wiewiórcza Łapa. — Jeśli chcesz, możemy porozmawiać z paroma uczniami. Są bardzo mili!
— Może kiedyś — odpadł Blask w odpowiedzi. Tak bardzo chciał już być uczniem. Chciał, by Rdzawa i Jaśminek byli dumni. Żeby się cieszyli, gdy będzie wracał ze świeżymi wiewiórkami w pysku! Tak. Nie mógł się doczekać, aż zacznie być pożytkiem dla klanu i będzie mógł przynosić rodzicom szczęście czymś więcej, niż zwykłymi słowami.
— Nie sądziłem, że nasz obóz jest tak różnorodny — Blask zaśmiał się spokojnie, i skierował wzrok na znany mu żłobek. — Jak u was, uczniów? Ciężko wam jest polować? Czy treningi są wymagające? Chciałbym już być jednym z was. Chciałbym się na coś przydać. Rodzice byliby szczęśliwi.
<Wiewiórcza Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz