Kątem oka dostrzegł szylkretowe futro. Kalinka. Jej sierść była nastroszona jak zawsze, ale ciężko było zaprzeczyć, że i ona wyrosła. Odwróciła się, żeby powiedzieć coś do swojego mentora, a w jej niebieskich (dziwnie było mieć świadomość, że odziedziczyła je po nim) oczach błysnęła zadziorna iskra. Brzask uśmiechnął się mimowolnie. Jaśminowa Gwiazda musiało mieć z nią utrapienie. Był im wdzięczny, że wzięło Kalinkę pod swoje skrzydła.
Uczennica i mentor pożegnali się i rozstali. Wzrok szylkretki momentalnie pogalopował po obozie w poszukiwaniu znajomych pyszczków. To ona była inicjatorką większości zabaw rodzeństwa, a już na pewno tych najgłupszych i najbardziej niebezpiecznych. A może Wiewiórka? Truskawek niewiele im ustępował…
Zawołał ją. Drgnęła, zawahała się przez moment i pobiegła w jego stronę.
Zawsze miał wrażenie, że trochę ją zaniedbywał. Była głośna, męcząca, wymagała mnóstwa uwagi i tak strasznie przypominała mu Płonącą Waśń. Do tego zdawało się, że od niego bardziej woli Iskierkę. Podobnie zresztą jak Fiolet. Była między nimi odrobina niezręczności, a może tak mu się tylko zdawało… Próbował to naprawić.
Przywitali się. Dostrzegł na jej futrze zaschnięte błoto. Pogoda ich nie rozpieszczała. Dziś było i tak wyjątkowo… ładnie. Chmury zasłaniały większość nieba, ale pierwszy raz od kilku wschodów słońca nie padało. Jakoś tak łatwiej było grzęznąć w miękkim błocie, gdy miało się względnie suche futro. Czyżby to była dobra okazja, żeby pójść na spacer? Bury obiecał sobie, że zaraz zapyta Kalinkę, czy ma ochotę przejść się razem z nim. Teraz, albo jak trochę odpocznie.
– Jak było na treningu? – zapytał, gdy już skończyli się witać.
<Kalinko? Sesja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz