Z każdym dniem coraz mniej przypominał Zająca jakiego znała. Jego ruchy, ton i sposób głosu… zmiany nie były wielkie, ale wciąż. Być może niewidoczne dla kogoś, kto go nie zna, jednak wystarczyło tylko spojrzeć na Gliniane Ucho. Roześmiane ślepia niebieskiego przybrały zmartwiony wyraz, a za każdym razem gdy mijał się z Zającem, jego pysk otwierał się delikatnie by zaraz zamknąć.
Ciernie strachu powoli wbijały swoje kolejce w ciało Czajki. Zakorzeniony już dawno i głęboko lęk przed porzuceniem, odejściem i utratą jedynej osoby, która postrzegała jako symbol bliskości i bezpieczeństwa dawał coraz bardziej o sobie znać. Białe, jednak ciepłe światło powoli gasło, rozmywając się na tle czarnej toni.
Delikatny ruch. Narastające zamieszanie w obozie. Czajka wyrwawszy się z krzewów rozmyślań zwróciła łeb w kierunku najpierw lidera, potem wejścia do obozu. Uszy białego kocura uniosły się, wyłapując nowy głos w obozie. Obcy klan? Atak?
Futro Czajki najeżyło się by po chwili opaść, gdy ujrzała patrol prowadzący dwójkę wychudzonych kociaków. Chociaż wiekiem nadawaliby się na uczniów. Mimo dzielących ich odległości, wyraźnie widziała ich kruche ciała i wygłodniałe pyski. Los nie był dla nich widocznie łaskawy. Czajkowa Łapa uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem. Czyli mieli już coś wspólnego.
Słonecznikowa Łodyga zdał raport Zajęczej Gwieździe, który z wyraźną niechęcią co do jednego zdecydował się przyjąć rodzeństwo. Sosna i Mżawka. Oboje wysłani do Jeżowej Ścieżki i Wiśniowej Iskry, by sprawdzić, czy nie przynieśli jakiejś choroby do Klanu Burzy.
Czajkowa Łapa poczuła, jak jej brzuch domaga się śniadania. Nie miała czasu chwycić wczoraj kolacji. Powinna coś zjeść. Wiedziała o tym. Jednak stres który dopadał ją za każdym razem gdy brała coś ze stosu bez pozwolenia mentora ledwo co pozwalał jej utrzymać w żołądku to co hdo niego trafiało. Musiała jednak spróbować coś dorwać. Jeśli nie będzie jadła, będzie słaba. A jak będzie słaba, nikt nie będzie chciał nawet na nią spojrzeć. Wyślizgnęła się z leża, uważnie monitorują otoczenie. Nigdzie nie dojrzała Kamiennej Agonii, a i Rozżarzonego Płomienia nie było nigdzie w pobliżu. Jej wzrok jednak przykuł inny szczegół. Rzęsowa Łapa siedział z naburmuszonym wyrazem pyska i podrygującym ogonem przed Glinianym Uchem, który też wyglądał na nieco zdenerwowanego. Mimo tego łagodnie coś tłumaczył synowi. Szylkreta nastawiła uszu, próbując podsłuchać o czym rozmawiają.
– Wiesz, że oddalanie się od obozu bez mentora jest zakazane. Nie powinieneś sam włóczyć się na granicach. Co jeśli ktoś by cię zaatakował? Jakby ci się coś stało?
Rzęsowa Łapa miał kłopoty?
– Nie chciałem… – pysk młodego ucznia powoli wykrzywiał się w podkówkę, a widząc to mordka Glinianego Ucha złagodniała.
– Jeszcze raz i znowu będziemy musieli mieć taką pogadankę. Ale nie ze mną, a z drugim tatą. Powinieneś bardziej uważać. Obiecujesz, że następnym razem będziesz uważniejszy? – w odpowiedzi kocurek pokiwał łebkiem. – No chodź – zamruczał Glina, wyciągając łapę. Rzęsek zaraz wtulił się w ojca, pod nosem rzucając ciche "przepraszam", którego Czajka już nie usłyszała.
Przekręciła łeb, obserwując całą scenkę. Ruszyła powoli w stronę stosu ze zwierzyną, wciąż nie odrywając wzroku od kuzyna.
To… wystarczyło? To wszystko, co musiała zrobić, żeby zwrócić na siebie uwagę wujków, matki i innych? Wystarczyło-
– Uważaj jak chodzisz! – syknęła naśladując Rozżarzony Płomień, wpadnąwszy na jakąś kotkę. Otrzepała się z ziemi i dopiero spojrzała, kto to stanął na jej drodze. A właściwie, to na kogo wlazła zagapiona.
< Tygrysia Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz