Nie mógł uwierzyć, że spotkał go taki pech. Do samego patrolu nic nie miał, wręcz opuszczenie obozu wydawało się przyjemną opcją. W skład patrolu wchodziły jednak Kostka, Płomykówka i Fiołek. Wojownicy poruszali się przed siebie, a ich kroki głucho odbijały o podłoże. Wiosenne powietrze docierało do ich nosów, a lekki wiatr muskał po pyszczkach. Właściwie panująca pogoda w Porze Nowych Liści była bardzo przyjemna, ale jakoś jego myśli wędrowały w innym kierunku. Jak miał się stać prawdziwym wojownikiem? Był już z tytułu, dzięki zdobytym umiejętnością, całemu procesowi szkolenia. Ale Orzełek chciał czuć się również duchowo gotowy. Bycie wojownikiem wiązało się z dorosłością, odpowiedzialnością, pomocą społeczności. Tylko na ostatni warunek czuł się gotowy. Kocur nie mógł również podzielić się swoimi obawami. Nie chciał być znowu wyśmiany. Zastanawiał się, czy ból złamanego serca kiedyś minie?
- Sądziłam, że szczury nie żyją w sadzie. Co jest miłego w zgniłych jabłkach? - mruknęła Płomykówka, marszcząc nos na wspomnienie ugryzienia przez szczura. Dopadł ją niespodziewanie, gdzieś na początku wiosny i chociaż został od razu zabity, nadal wizyta gryzonia w ich świecie budziła niemałe zaskoczenie.
- Nie znam szczurzego języka. - miauknęła Fiołek, dumnie podążając przez tereny Owocowego Lasu. Bardzo się zmieniła od czasu, gdy trafiła za Ogrodzenie i została przyjęta do ich społeczności.
Może to przez szkolenie, jakie zapewnił jej Piorun? Skarcił się, że znowu pomyślał o wojowniku. Mruknął pod nosem i trochę zwolnił. Głos wojowniczek wciąż był jednak wyraźny.
- Moja matka powinna wysłać w tamtą stronę patrol. Może jest ich więcej?
- Jeśli nawet, to zostały spłoszone. - odparła Fiołek.
- Boisz się szczurów, Płomykówko? - mruknęła znudzona Kostka.
Płomykówka zjeżyła lekko futro.
- Oczywiście, że nie! Ty też byś się przejmowała, gdyby cię taki użarł. - miauknęła, unosząc wyżej pyszczek.
Kostka wywróciła oczami.
- Ja bym mu się nie dała.
- A chcesz się założyć? - przyjaciółki spiorunowały się spojrzeniem.
Jak te dwie się zaprzyjaźniły? To dalej pozostawało tajemnicą.
Patrol przebiegał im spokojnie. Fiołek, Kostka i Płomykówka co jakiś czas się tylko sprzeczały o dalszy kierunek. On, jedyny kocur, wolał im ustąpić i się nie pchać. Szedł za nimi, coraz bardziej zwalniając, aż jakiś szmer w krzewach przykuł jego uwagę. Uniósł uszy. Dostrzegł królika. Otworzył szerzej oczy. Ale skąd on się wziął w Owocowym Lesie? Przekopał się jakoś?
Kocur przypadł do pozycji łowieckiej. To będzie idealna zwierzyna. Zaczął się skradać, łapa za łapą, a będąc dość blisko wybił się z tylnych łap. Nie był jednak przyzwyczajony do polowania na tą zwierzynę, stąd królik zdążył wykonać unik i puścić się pędem przed siebie. Orzełek ruszył szybko za nim. Nie chciał stracić takiej szansy na posiłek dla grupy!
Gnał za królikiem. Trawa obijała się o jego ciało. Przyspieszył. Był wdzięczny za swoje długie łapy. Zwierzę jednak wciąż było pierwsze. Zanim się spostrzegł wskoczyło do jakiejś nory. Orzełek zatrzymał się z poślizgiem. Chciał wsadzić tam pysk, ale była za mała, żeby mógł to uczynić.
- Niech to! - westchnął ciężko. Stracił taką szansę. Do tego poczuł, jak łzy napływają mu do oczu. Naprawdę był mazgajem.
- Zmarnowałeś taką okazję. - Kostka podeszła do niego w kilku krokach, mierząc wojownika nieprzychylnym spojrzeniem. Stanęła obok nory i przejechała po niej łapą. - Moglibyśmy się dokopać.
Spojrzał na nią zapłakanymi oczami w kolorze słońca.
- Jaki to ma sens? Wszystko zepsułem.
- Dokładnie. Jesteś porażką. - mruknęła kotka, mierząc go ostrym spojrzeniem. - I mazgaisz się zamiast ruszyć łbem. Na co komu taki wojownik? Gdyby nie matka liderka, pewnie byś dawno wyleciał poza Ogrodzenie.
- Może słusznie? - mruknął, wbijając pazury w ziemię. I tak miał zamiar się tam wybrać, a skoro mógł nic nie znaczyć dla grupy, to był sens zawracać im uwagę?
- Widzisz tylko czubek własnego nosa, wronia strawo. - zjeżyła futro.
- Odezwała się.... się....
- Dawaj, wrony ci wyrwały język? - fuknęła, gromiąc go wzrokiem.
Orzełek położył ostrzegawczo uszy na łbie.
- Przestań. Ciągle jesteś dla mnie niemiła, mam już dość.
- Ojejku, biedactwo, zaraz się znowu poryczysz? - syknęła. - Myślisz, że przejmuję się twoim samopoczuciem?
- I ty mnie nazywasz egoistą?
- O brawo, umiesz słuchać. A umiesz nie być lisim zasrańcem?
Przeginała coraz bardziej. Kocur starał się zachować spokój, ale było to coraz trudniejsze. Wreszcie się poddał, zjeżył futro i syknął ostrzegawczo. Kotka wpatrywała się w niego nieprzejęta, ale koniuszek jej ogona lekko drgnął jakby w oczekiwaniu.
- A ty.... a ty.... wredną mrówką!
Uniosła brew.
- Wow, ale mi dojechałeś. - mruknęła z sarkazmem. - Lisie łajno.
- Mysi bobek.
- Wronia strawa.
- Duża pchło.
- Mysie serce. - syknęła kremowa. Zaczęła go obchodzić wokół, wciąż mając w nim utkwione spojrzenie. W pewnym momencie wysunęła pazury i przejechała nimi po jego boku. Orzełek od razu odskoczył, wpatrując się w nią zaskoczony. Oblizała pysk. - Śmiało, pokaż jakim jesteś przegrywem.
- Nie chce cię atakować.
- Bo się boisz, mrówczy smrodzie!
Tak naprawdę zadziałał instynktownie. Przypomniał sobie wszystkie spiny z wojowniczką, odkąd ta nauczyła się go dręczyć. Ciągle kryła się w cieniu, docinała mu, psuła psychikę swoją obecnością. Miał wreszcie okazję jakoś jej udowodnić, że nie może nim pomiatać. Schował pazury i skoczył na nim, wykorzystują zaskoczenie. Wgryzł się w jej łapę. Kopnęła go w brzuch, zrzucając z siebie. Szybko wstała i przeprowadziła atak. Walnęła go w bok tak mocno, że aż się skulił pod naciskiem bólu. Syknął ze zirytowaniem. Jej łapa zdzieliła go w pysk. Poczuł zapach krwi. Nie schowała pazurów. Orzełek wykonał kolejny atak, zamierzając ją ponownie powalić. Był szybszy od jej krągłej masy. Bez problemu przyszpilił kotkę do ziemi.
- To.... koniec. - wydyszał zmęczony.
Dużym błędem było to, że nie docenił swojej przeciwniczki. Kotka ugryzła go w szyję. Pisnął, cofając się do tyłu. Uczepiła się go, przyciągając swoim ciężarem niemal do podłoża. I tak w pewnym momencie go złapała za kark i nim pociągnęła. Stracił równowagę, poleciał na pobliską ziemię kawałek od kotki. Gdy z trudem się podniósł i spojrzał na nią zmęczony, zobaczył szaleństwo w jej zwykle spokojnych oczach. Natychmiast oblał go strach, że kotka będzie chciała go zabić. Była na pewno do tego zdolna!
Rozglądał się w poszukiwaniu drogi ucieczki, gdy kremowa zerwała się z miejsca i zaczęła biec w jego kierunku. Nie miał wyjścia. Pośpieszył do pobliskiej jabłonki. Wczepił w nią pazury. Serce zabiło mu szybciej ze strachu. Do uszu dochodziły warknięcia kotki i jej kroki. Tak dawno tego nie robił. Orzełek podciągnął się i rozpoczął wspinaczkę.
Po pewnym czasie dotarł na pierwszą gałąź. Spojrzał w dół. Kostka chwilę na niego spoglądała z dołu, zanim również zaczęła się wspinać na drzewo. Orzełek wiedział, że każde uderzenie serca się liczy. Zaczął sunąć jeszcze bardziej ku górze, aż na drugą gałąź. To właśnie na niej usiadł. Kostka dopadła do niego szybko. Również nie zamierzała wspinać się do samego krańca. Orzełek syknął na nią i cofnął się do tyłu, o mało nie tracąc równowagi na gałęzi. Ostatnim razem, gdy był kociakiem, spadł prawie z drzewa. Wtedy uratowała go Płomykówka, ale strach pozostał i trauma. Teraz, stając ponownie na gałęzi, czuł mimo strachu pewną ulgę. Nie było wcale tak trudno. Wczepiał pazury w gałąź, czując, że tak łatwo nie spadnie.
O dziwo Kostka nie podeszła bliżej. Usiadła na swojej stronie gałęzi i zerknęła w dół na ziemię. Orzełek przekrzywił łebek zaskoczony.
- Nie chcesz mnie zabić?
- Skąd ci taki pomysł przyszedł do głowy? - spytała i był pewny, że usłyszał u niej zdziwienie. Spojrzała na niego kątem oka, oczekując wyjaśnień.
Orzełek przysiadł ostrożnie.
- Chciałaś walczyć i mnie goniłaś. Nie schowałaś pazurów.
- Traktowali cię jak jajko. - spojrzała na niego z powagą. - Jak miałeś nauczyć się wspinać, jeśli trząsłeś kuprem na samą myśl o drzewie?
- Zrobiłaś to specjalnie? - otworzył szerzej oczy.
- Brawo, domyśliłeś się. - kremowa wywróciła oczami. - W przypływie obrony życia, byłeś gotowy przełamać swój strach. A w zdenerwowaniu podjąć się wyzwania. Może coś z ciebie jeszcze będzie. - stwierdziła.
Orzełek wpatrywał się w kotkę nic nie rozumiejąc. To bycie niemiłym, ta presja, wyzywanie.... to było celowe? Zmrużył oczy. Kotka była strategiem i obserwatorem. Znała słabe i mocne strony każdego kota. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że mimo nieprzyjemnego charakteru, dbała o członków Owocowego Lasu.
Wyczuła jego wzrok.
- Na co się gapisz?
Uśmiechnął się do niej.
- Wiesz co, Kostka? Lis nie taki straszny, jak go malują.
Kremowa fuknęła pod nosem. Wstała na równe łapy, utrzymując wyćwiczoną równowagę.
- Wracajmy. Te lisie bobki pewnie nas szukają. Poza tym trzeba wykopać tego królika. - stwierdziła. Postawiła łapę na korze, żeby zsunąć się w dół i to był niespodziewany błąd. W jednej chwili się poślizgnęła i spadła w dół. Orzełek krzyknął, gdy kotka spadła na ziemię.
- Ciekawe zjawisko. Koty spadające z drzewa. - mruknął Klonik. Odwrócił pysk i polizał się dwa razy po boku, wygładzając swoje futro. - I to nie na cztery łapy.
- Najważniejsze, że się nic strasznego nie stało. - stwierdził Psianka. Znajdka zwrócił pyszczek w stronę Orzełka i poklepał go przyjaźnie po grzbiecie.
Orzełek kiwnął głową. Strach przed drzewami zniknął, zastąpiony obawą o kotkę. Niby jej nie lubił, ale martwił się stanem jej zdrowia. Za długo już siedziała u medyka.
- Przynajmniej przestaniesz bać się drzew. - miauknął Głóg.
Czekoladowy kocur zastrzygł uszami.
- A bał się?
- Przykre przeżycie w dzieciństwie. - miauknął do niego Orzełek. Psianka odpowiedział skinieniem głowy.
- Co w robiliście w ogóle na tym drzewie? - brat ponownie zabrał głos.
Orzełek oczywiście nie chciał kłamać, ale również powiedzieć prawdy. Nie był pewny, czy oboje z Kostką tego chcą. Zerknął kątem oka na czarnego kocura.
- Powiedzmy, że mi pomogła.
- Kostka? Myślałem, że deptacie sobie po ogonach. - stwierdził Klonik.
- Bo tak jest.
Psianka i Klon musieli się z nimi pożegnać. Czekała ich nocna warta w pilnowaniu obozu. Przez to wszystko dymny nawet nie zauważył, że zaszło słońce i niebo zaczęło ciemnieć. Zaczął przebierać łapami ze zniecierpliwieniem. Brat próbował go uspokoić, ale raczej również widział jego zmartwienie. Wręcz odbijało się w oczach.
Wschód pojawił się w wejściu do swojego legowiska. Spojrzał na synów liderki i sympatycznie się uśmiechnął.
- Możecie wejść. Ale nie na długo. Ona musi teraz odpocząć. - miauknął kocur.
- Wszystko u niej w porządku? - spytał Orzełek.
Medyk kiwnął głową.
- Tak. Skręciła tylną łapę. Przez jakiś czas nie będzie mogła brać udziału w patrolach. - odpowiedział syn Pszczółki. Westchnął. - Musi uważać na przyszłość. Mogło się to skończyć gorzej.
Wyszedł ze środka. Skierował swoje kroki do zmartwionej Ostróżki, rozpoczynając z nią rozmowę. Orzełek nie dziwił się jej zmartwieniu. W końcu straciła dwójkę swoich kociąt. Kostka była jej jedyną córką.
Orzełek spojrzał niepewny na brata. Głóg dał mu znać łapą, żeby już poszedł. Dymny wziął głęboki wdech i faktycznie przekroczył "próg" legowiska, zaglądając do środka. Dojrzał leżącą na jednym z posłań kremową sylwetkę. Przełknął ślinę, zbliżając się do Kostki. Wojowniczka uniosła głowę wyczuwając ruch. Wywróciła oczami.
- Wschód mówił, że się przejmujesz, jakby ptak ci nasrał na łeb. - mruknęła na powitanie.
Czego mógł się innego spodziewać?
Usiadł obok niej.
- Jak się czujesz?
- Głupie pytanie. - stwierdziła. Nie przyznała się, że boli ją łapa. Mógł jedynie to dojrzeć w jej oczach. - Tylko znowu nie wróć do swojego strachu. Nie widzi mi się ponowny upadek z drzewa.
- Uważaj bo uznam, że zrobiłaś to specjalnie. - zaśmiał się nerwowo. Szczerze? Po niej obecnie się wszystkiego spodziewał, więc by go to nie zdziwiło. Jej gra aktorska była naprawdę interesująca.
- Idź już. Nie marnuj mojego czasu. - mruknęła, kładąc głowę na mchu.
Była zmęczona. Dlatego go wypraszała. Tylko, że duma nie pozwoliła jej tego przyznać. Uśmiechnął się lekko i odwrócił, gotowy do odejścia.
- Przynieś mi jeszcze wróbla. - zdecydowała kremowa, zamykając oczy.
Poruszył rozbawiony wąsami. Miał teraz być sługą? Spełnił jednak rozkaz kotki. Położył jej zwierzynę, pożegnał ze Wschodem i ruszył w stronę Wielkiej Jabłoni. Odetchnął głęboko i zaczął się wspinać. Tej nocy spał już w legowisku wojowników.
Wyleczone: Płomykówka, Kostka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz