*przed porodem*
Wciąż wpatrywała się w wejście do żłobka szeroko rozwartymi ślepiami.
Poczuła że drży dopiero gdy ogon Raniuszkowego Dziobu dotknął jej boku.
- Wszystko dobrze? - Jastrząb nie widziała wpatrzonych w siebie niebieskich oczu. Przed sobą wciąż miała… - Wyglądasz jakbyś zobaczyła Klan Gwiazdy. Wiem co mówię. Kiedyś jeden z Gwiezdnych stanął przede mną w środku dnia i właśnie taką miałam minę! Zaskoczył mnie wtedy, nawet nie…
Słowa zmieniły się w jednolity szum. Odruchowo skinęła głową, żeby biała odczepiła się od niej. Potrzebowała zostać sama. Poczuła nagle że obóz jest zdecydowanie za mały.
Bury cień sunący bezszelestnie za plecami lidera.
Odbłysk słońca w zimnych brązowych ślepiach.
Przegrała.
Jak mogła być taka głupia?
Zimne brązowe ślepia.
Wszystkie włosy na jej grzbiecie zjeżyły się w geście najczystszego przerażenia.
Była pewna. To była ona. Zbyt wiele zbiegów okoliczności. Przyszła… Chciała zobaczyć jej reakcję. Upewnić się, że Jastrząb zrozumiała przekaz. Że docenia subtelność z jaką zastawiona została pułapka. Że dostrzega jak od początku pozwalała się w nią zapędzić.
Przegrała. Już wtedy. Gdy postawiła na szali wszystko i zaryzykowała.
Nie, wcześniej. Gdy nie potrafiąc oprzeć się pokusie dała się wciągnąć w tę grę. Grę z potworem, na jego własnych zasadach. Pozwoliła na to. Pozwoliła się podejść i zmanipulować. Pozwoliła sobie uwierzyć że w ten sposób może ją pokonać. Jej własną bronią. Dla chorej satysfakcji tego potwora.
Spazm szlochu wstrząsnął jej ciałem.
Chciała jej nienawidzić. Zrzucić całą winę na nią i na jej chorą grę. Nie była kotem, była potworem. Pierdolonym potworem dla którego liczyła się tylko zabawa. Zabawa! Zniszczenie życia Bystrej Wody… Zabawa!
Zacisnęła zęby, tłumiąc targający nią płacz.
Chciała jej nienawidzić. Nienawidzić i zrzucić na nią całą winę. Żeby nie myśleć. O swojej głupocie. O łatwości z jaką pozwoliła się zmanipulować. Że przez moment myślała, że się znają. Że ona ją rozumie. Że… że próbując grając w jej chorą grę czuła się spełniona.
Że przyjęcie na siebie ryzyka poszło jej wyjątkowo łatwo.
Że nawet teraz postąpiłaby tak samo.
Wiedziała, że może zniszczyć życie Bystrej Wody. Widziała jak ten potwór na nią patrzył, czuła jej zazdrość. Była nieobliczalna. Na to Jastrząb liczyła, dzięki temu chciała ją pokonać. Ale wiedziała też, że... Że to może go zabić. I zgodziła się na to. Nie dla sprawiedliwości.
Dla własnej przyjemności. Żeby znów poczuć ten dreszcz emocji towarzyszący ich grze.
W głębi serca wzbudzał jej odrazę. Bała się go. Odstręczał ją, jego prostackie zaloty, jego głupota. Zawsze po cichu liczyła, że da jej spokój. Nawet wtedy, gdy sama go sprowokowała.
Wiedziała… że Borsuczy Krok nic jej nie zrobi.
Nie płakała nad nim. Płakała nad sobą.
Wreszcie zrozumiała.
Ona i potwór były dokładnie takie same.
Błysk w brązowych ślepiach, gdy na nią spojrzała.
Jastrzębi Podmuch nie widziała w nim satysfakcji.
Za to chciała nienawidzić jej jeszcze mocniej.
Ocknęła się. Uniosła powieki, czując zaschnięte ścieżki wytyczone przez łzy. Otarła pysk ogonem.
Jedno z kociąt w jej brzuchu kopnęło. Spojrzała na siebie.
Zniszczyła życie Bystrej Wody. Przez nią złamał zakaz lidera i prawie zginął. I zniszczyła swoje. Nigdy nie chciała mieć kociąt. Nie sądziła, że… Była tak zajęta…
Zalała ją fala paniki. Zostanie matką. Lada dzień urodzi i będzie musiała się zająć kociętami. Swoimi. Sama.
Nie była na to gotowa. Teraz ani nigdy.
A gdyby tak…? Wiedziała, że są sposoby. W jej sytuacji… Wyrządziła już tyle zła, złamała kodeks, to nie miałoby już znaczenia.
Zacisnęła zęby.
Nie. Nie da jej tej satysfakcji.
- Wszystko będzie dobrze - liznęła swój wielki brzuch. - Zobaczycie.
Mamusia zrobi wszystko, żeby nikt więcej nie cierpiał.
W jej ślepiach zalśnił zimny płomień.
Tylko to jej zostało.
12 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz