Jabłkowa Bryza żałował wielu rzeczy. Żałował, że pozwolił Orzechowemu Zmierzchowi odbiec podczas ich spaceru na pole bitwy. Żałował, że nie zmusił jej do powrotu do obozu. Jednak przede wszystkim żałował tego, jaki był słaby.
To, co się działo, było niczym powrót do najgorszego koszmaru.
Bał się ruszyć. Galopujące serce podeszło mu do gardła. Miał ochotę zwymiotować, uciekać, krzyczeć - cokolwiek, byle nie czuć tego obrzydliwego smrodu krwi. Mroczki zatańczyły mu przed oczami; zatoczył się, upadając na miękki mech.
- Jabłkowa Bryzo? - rozpaczliwy krzyk Orzechowego Zmierzchu wyrwał go z letargu. Stała na środku polany, a jej futro lśniło w czerwonawych odcieniach. Point wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Ona… Ona nie mogła tego zrobić. Nie miała prawa. Wzdrygnął się, wydając z siebie głośny jęk. Tak bardzo chciał móc zaprzeczyć temu, co właśnie widział.
Wielki Klanie Gwiazdy, czemu?!
- Z-zabiłaś go - wydukał, dygocąc na całym ciele. Kotka odwróciła, wbijając w niego zaskoczone spojrzenie.
- Zamordował Wrzosową Polanę - odpowiedziała, a jej oczy zabłysły nieznanym mu dotąd płomieniem. Nie żałowała. Ba, była zadowolona! - Jabłuszko, błagam, pomóż mi - jęknęła, zbliżając się do kocura, który automatycznie odskoczył. Szylkretowa otworzyła pysk ze zdziwieniem, wyraźnie nie spodziewając się reakcji przyjaciela. - Patrol Klanu Klifu może być niedaleko - stwierdziła. - Proszę - szepnęła.
Jabłkowa Bryza wpatrywał się w nią z żalem. Nie chciał wierzyć, że Orzechowy Zmierzch mogła zabić niewinnego kota. Tak bardzo chciał zrozumieć jej powody… Wiedział, że cierpiała, ale czy to usprawiedliwiało morderstwo? Być może… Być może wcale nie zamierzała uśmiercić wojownika i zrobiła to w samoobronie! Point czuł, że próbuje okłamać samego siebie.
Mimo wszystko lepiej żyć wśród pięknych kłamstw niż brzydkiej prawdy.
- J-jak mogę ci pomóc? - wydukał, podnosząc się na chwiejnych łapach. Szylkretowa wpatrywała się w niego nierozumiejącym spojrzeniem. Jabłkowa Bryza dopiero zdał sobie sprawę, jak była rozdygotana. - M-musimy… Musimy jakoś zakamuflować twój zapach - stwierdził, czując zawroty głowy.
W co on właśnie się wplątał?!
- Nie mogą się dowiedzieć - jęknęła Orzechowy Zmierzch, z przerażeniem rozglądając się dookoła. Jabłkowa Bryza kiwnął głową na znak zgody.
- Nie dowiedzą się - potwierdził cicho, po czym ponownie rzucił spojrzenie w stronę ciała martwego wojownika. Poczuł, jak gorzka żółć podchodzi mu do gardła. Potrząsnął głową, zaciskając powieki. Musiał pozostać przytomny, nie mógł spanikować. Wiedział, że szylkretowa kotka wpatruje się w niego wyczekująco. Ufała mu. Wziął głęboki oddech, próbując oczyścić umysł. - Będę… będę potrzebować czegoś o silnym zapachu - stwierdził po chwili milczenia. Orzechowy Zmierzch kiwnęła głową, wbijając spojrzenie w ziemię. - Na przykład lisich odchodów.
Wojowniczka natychmiast wbiła w niego obrzydzone spojrzenie, wzdrygając się.
- Co? - jęknęła, a point syknął cicho.
- Nie mamy wyboru - oznajmił. - Już nie ma jak się wycofać.
To, co się działo, było niczym powrót do najgorszego koszmaru.
Bał się ruszyć. Galopujące serce podeszło mu do gardła. Miał ochotę zwymiotować, uciekać, krzyczeć - cokolwiek, byle nie czuć tego obrzydliwego smrodu krwi. Mroczki zatańczyły mu przed oczami; zatoczył się, upadając na miękki mech.
- Jabłkowa Bryzo? - rozpaczliwy krzyk Orzechowego Zmierzchu wyrwał go z letargu. Stała na środku polany, a jej futro lśniło w czerwonawych odcieniach. Point wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Ona… Ona nie mogła tego zrobić. Nie miała prawa. Wzdrygnął się, wydając z siebie głośny jęk. Tak bardzo chciał móc zaprzeczyć temu, co właśnie widział.
Wielki Klanie Gwiazdy, czemu?!
- Z-zabiłaś go - wydukał, dygocąc na całym ciele. Kotka odwróciła, wbijając w niego zaskoczone spojrzenie.
- Zamordował Wrzosową Polanę - odpowiedziała, a jej oczy zabłysły nieznanym mu dotąd płomieniem. Nie żałowała. Ba, była zadowolona! - Jabłuszko, błagam, pomóż mi - jęknęła, zbliżając się do kocura, który automatycznie odskoczył. Szylkretowa otworzyła pysk ze zdziwieniem, wyraźnie nie spodziewając się reakcji przyjaciela. - Patrol Klanu Klifu może być niedaleko - stwierdziła. - Proszę - szepnęła.
Jabłkowa Bryza wpatrywał się w nią z żalem. Nie chciał wierzyć, że Orzechowy Zmierzch mogła zabić niewinnego kota. Tak bardzo chciał zrozumieć jej powody… Wiedział, że cierpiała, ale czy to usprawiedliwiało morderstwo? Być może… Być może wcale nie zamierzała uśmiercić wojownika i zrobiła to w samoobronie! Point czuł, że próbuje okłamać samego siebie.
Mimo wszystko lepiej żyć wśród pięknych kłamstw niż brzydkiej prawdy.
- J-jak mogę ci pomóc? - wydukał, podnosząc się na chwiejnych łapach. Szylkretowa wpatrywała się w niego nierozumiejącym spojrzeniem. Jabłkowa Bryza dopiero zdał sobie sprawę, jak była rozdygotana. - M-musimy… Musimy jakoś zakamuflować twój zapach - stwierdził, czując zawroty głowy.
W co on właśnie się wplątał?!
- Nie mogą się dowiedzieć - jęknęła Orzechowy Zmierzch, z przerażeniem rozglądając się dookoła. Jabłkowa Bryza kiwnął głową na znak zgody.
- Nie dowiedzą się - potwierdził cicho, po czym ponownie rzucił spojrzenie w stronę ciała martwego wojownika. Poczuł, jak gorzka żółć podchodzi mu do gardła. Potrząsnął głową, zaciskając powieki. Musiał pozostać przytomny, nie mógł spanikować. Wiedział, że szylkretowa kotka wpatruje się w niego wyczekująco. Ufała mu. Wziął głęboki oddech, próbując oczyścić umysł. - Będę… będę potrzebować czegoś o silnym zapachu - stwierdził po chwili milczenia. Orzechowy Zmierzch kiwnęła głową, wbijając spojrzenie w ziemię. - Na przykład lisich odchodów.
Wojowniczka natychmiast wbiła w niego obrzydzone spojrzenie, wzdrygając się.
- Co? - jęknęła, a point syknął cicho.
- Nie mamy wyboru - oznajmił. - Już nie ma jak się wycofać.
***
Jabłkowa Bryza miał wrażenie, jakby wydarzenia tego dnia były koszmarem, z którego nie można się obudzić.
Jedyną rzeczą, która pozwalała mu poczuć, że wciąż przynależy do świata żywych, była przyciśnięta do jego boku Orzechowy Zmierzch. W milczeniu przemierzali dzielącą ich od obozu odległość. Jabłkowa Bryza wiedział jednak, że tak naprawdę żadne z nich nie ma ochoty wracać. Zdawał sobie sprawę, że nie udało mu się pozbyć smrodu lisich odchodów, a między pazurami szylkretowej wciąż znajdowały się kawałki wyrwanego, kremowego futra.
- Jabłuszko? - wymamrotała Orzeszka, rzucając w jego stronę niepewne spojrzenie. Point odwrócił się, mrużąc oczy. - Nikt nie może się dowiedzieć - wyszeptała, a liliowy pokiwał głową.
- Nikt się nie dowie - potwierdził. - A przynajmniej nie ode mnie - mruknął i pocieszająco dotknął nosem jej policzka. - Musimy… Musimy zachowywać się normalnie - stwierdził, wbijając wzrok w horyzont. - Przyniesiemy naszą zwierzynę. Będziemy chodzić na patrole. Będziemy… Będziemy spędzać ze sobą czas - westchnął. - Bo dla innych nic nie może się zmienić.
Pozostało mieć nadzieję, że smród lisów zakryje woń krwi i wojowników Klanu Nocy, a zakopane w korzeniach Orlego Drzewa ciało Miodowej Chmury pozostanie nieodnalezione.
< Orzeszko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz