zaległe opowiadania z eventu, które zapomniałam wysłać czas zacząć
Tego wschodu słońca Cisowa Łapa nie czuła się najlepiej. Dzień rozpoczął się treningiem z Dymnym Niebem. Na trening wyszła bez tego magicznego, mitycznego wręcz przypływu motywacji, a jedynie z rosnącym zmęczeniem powoli ścinającym srebrną z nóg.
Wracając do legowiska, miała tylko ochotę zwinąć w kłębek i się rozpłakać. Na dodatek do tego wszystkiego dochodziły jeszcze wątpliwości o rodziców. Bała się, że ich grzechy zaważą na jej życiu. Cisowa Łapa się po prostu bała, a strach okropnie kłuł w piersi, sprawiając, że łapy miękły, a na pysku pojawiał się niepokój, tak łatwo widoczny dla wprawnego obserwatora. Może w takich momentach powinna się cieszyć, że nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi? Dlatego też, gdy doszła do wniosku, że może porozmawia z którymś z rodziców była już na skraju płaczu. Wlokła się, jakby półżywa przez centrum obozu myśląc kogo odwiedzić, matkę czy ojca? Rodzicielki szukać powinna w okolicach starszych, a ojca, w okolicach legowiska wojowników. A może wyszli, gdzieś razem, poza obóz?
Dylemat sam się rozwiązał, gdy wpadła na Huraganowe Wzgórze, niosącego w pysku zwierzynę. Najwyraźniej wracał z polowania. Córka nie chciała się mu, jednak narzucać i właściwie to Cisowa Łapa w tamtym momencie najchętniej schowałaby się do legowiska. A jednak, ku niezadowoleniu i rozpaczy kotki, ojciec ją zauważył. Jakby miał, bowiem, nie zauważyć własnego dziecka wpadającego mu pod łapy?
— Nic się nie stało, Cisowa Łapo? — zapytał olbrzymi kocur. — Wiesz, wyglądasz tak… Smutno. Na pewno nic się nie dzieje? Wiesz, że zawsze możesz powiedzieć mi i mamie, prawda?
Stos pytań i kolejny stos wątpliwości. Zaczyna się super.
— Nic się nie stało — wymamrotała, próbując brzmieć pewnie.
Zawsze coś musiało pójść nie po drodze. W tym momencie srebrna poczuła łzy powoli opuszczające ślepia. Serce zaczęło szaleńczo bić, a umysł, jakby zasnuł się pajęczyną. Cisowa Łapa miała tylko ochotę wrzeszczeć. Wrzeszczeć tak długo, aż nie zetrze sobie gardła.
Owinęła łapy ogonem, a później spuściła głowę w dół, uparcie ukrywając płacz.
Nikt nie mógł wiedzieć o słabości.
Słabość niszczyła.
Słabość sprawiała, że koty kończyły jako frajerzy, wygnani z klanu i zapomniani.
Cisowa Łapa nie chciała być zapomniana.
— N-n-nic się n-n-nie sta-sta-stało — dokończyła jeszcze, dusząc się własnymi łzami.
— Hej Cis- — zaczął Huraganowe Wzgórze, a widząc, że córka tylko coraz bardziej zirytowana sobą i właściwie to wszystkim dookoła zaczyna płakać jeszcze mocniej, uśmiechnął się do niej szczerze. — Chodź, pójdziemy na polowanie i wygadasz się ze wszystkiego, z czego będziesz chciała.
Kocur zniżył głos do szeptu.
— Obiecuję, że nie powiem mamie.
Może i Cisowa Łapa nie poczuła jakiegoś olbrzymiego wsparcia, ale, nawet nie prosząc o pomoc, ją dostała. Może rodzice nie byli tacy źli, jak mówiła pani Płomień? Może Klan Gwiazdy wcale się nie gniewa?
W tamtym momencie starła łapkami łzy i ruszyła za ojcem.
Pozostało tylko mieć nadzieję, że nikt nie widział.
Może nikt nie zobaczy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz