Misty właśnie się obudziła i wstała ze swojego mięciutkiego posłania. Słońce świeciło wysoko, naprawdę długo spała, ale ona nie musiała się tym przejmować, mogła spać do woli. Pomaszerowała do kuchni, gdzie leżała jej miska.” Miska jak zwykle pełna!”. Zaczęła łapczywie pożerać znajdującą się w niej karmę. "Moja pani zawsze jest taka miła i opiekuńcza, nie żałuje mi jedzenia, moja miska jest cały czas napełniona, wypuszcza mnie na dwór, kiedy chcę, jest po prostu cudowna!" komentowała w myślach. ”Ostatnio polowała na pewnego robaka, było bardzo fajnie i na dodatek udało jej się go złapać, a był naprawdę szybki!”
Nagle z korytarza usłyszała kroki wielkich łap jej właścicielki, która właśnie się obudziła. Misty podeszła do niej i zaczęła miauczeć. Starsza dwunożna wzięła ją na łapy i pogłaskała jej puszyste, zrudziałe, futerko. Zaniosła ją do drzwi i wypuściła na zewnątrz.
“Zaczyna się przygoda! Tu na zewnątrz, nawet tylko w jej ogrodzie jest tyle zapachów! Nie wiem od czego zacząć!"
W tym momencie usłyszała szelest w krzakach. "To mysz!” Najciszej jak mogła przyjęła swoją wymyśloną pozycję i zaczęła zakradać się do puszystego stworzonka. Ale nawet nie podeszła blisko a mysz ją zauważyła i uciekła. Zawiedziona usiadła. Chciałaby kiedyś złapać piękną mysz i zanieść ją swojej dwunożnej. To było jej marzenie odwdzięczyć się swojej ukochanej pani za wszystko co dla niej robi.
I uda się! Będzie ćwiczyć!
- Misty! - usłyszała głos innej kotki.
- Limonka! Co u ciebie?- zamiauczala do białej kotki. Była to jej starsza koleżanka. Miała ona siedemnaście księżyców.
- Wszystko dobrze. Dawno się nie widziałyśmy… Ale posłuchaj, wczoraj polowałam na ptaka. Nawet nie wiesz jaki on był wielki! Skoczyłam i dotknęłam go nawet pazurem, ale niestety udało mu się uciec - opowiadała kotka
- Niesamowite! Też bym chciała chociaż małą myszkę upolować. Ale ja nie umiem polować. Powiedziałabym nawet że totalnie nic nie umiem jeśli chodzi o temat polowania.
- Ojej, nie martw się, jesteś jeszcze mała. Nauczysz się, chociaż mnie raczej nigdy nie dorównasz. - przechwalała się Limonka - A teraz muszę iść. Jestem strasznie głodna. Pa! - rzuciła, kierując się do płotu, który zaraz przeskoczyła.
- Pa! - krzyknęła za nią Misty. "W sumie ma rację. Nigdy jej nie dorównam, ale mysz złapie!"
Po długim czasie uznała, że czas już wracać. Podreptała do okna, do swego gniazda i usiadła na parapecie. Zaraz jej dwunożna już ją wpuściła do domu. Jej pani jakby ucieszyła się że ją widzi, bo nie będzie musiała jej szukać na dworze.
"O nie", zrozumiała. "Jedziemy do Obcinacza. Mogłam nie wracać."
Dręczyły ją ostatnio straszny katar i trudności z oddychaniem, a zawsze gdy tam jechała, gdy była chora, to nagle ją uzdrawiali. Nienawidziła tam jeździć, ale to w końcu dobry sposób i nie chciała martwić też swojej Dwunożnej, bo ona też się chyba jakoś źle czuła. Właściwie coraz bardziej się o nią martwiła bo zamiast polepszyć, czuła, że stan pani się pogarsza. Jej pani mocno chyba teraz choruje. Może jakoś pomoże? Tylko że ona w ogóle nie znała się na ziołach.
Hmm... jedno zioło znała. Kocimiętka! Wiedziała nawet gdzie rośnie. Jutro jej poszuka, a teraz trzeba jechać do Obcinacza… Gdy Misty ostatnio przewiało i miała katar, jej pani też ją tam wzięła i teraz już miała się dobrze.
Wspięła się po płocie ogrodzenia jej gniazda i dostała się na drugą stronę. Taka mała wspinaczka, a jednak fajna, lecz teraz najważniejszym dla niej było znaleźć zioło. Pamiętała spotkanie Limonki i jeszcze jakiejś innej kotki. Wtedy właśnie dowiedziała się o kocimiętce. Jej zapach był bardzo rozpoznawalny. Powąchała większość roślin w ogródku. "Jest". Pachniała pysznie, ale postanowiła, że to dla jej pani. Zaczęła zrywać liście, a że musiała też myśleć o czymś innym, bo zapach był kuszący, to postanowiła pomyśleć o myszy.
"Może gdybym poprosiła Limonkę, to by mnie nauczyła?"
Nie bała się prosić innych o pomoc, ale Limonka... Ona chyba jest za bardzo dumna z siebie by komuś pomóc. Myślała jeszcze o innych swoich znajomych, ale z niektórymi nie znała się aż tak dobrze, a niektórzy nie chcieliby jej pomóc. A inni to po prostu są dziwni.
"Ech.. czy tu już nikt nikomu nie pomaga? Złapię mysz nie wiem kiedy. Złapię i przyniosę ją mojej pani".
Gdy już skończyła zbierać szybko z pełnym pyskiem wróciła do swojego gniazda. O dziwo okno było otwarte. Czy pani zostawiła je dla niej? Jej Dwunożna wyglądała jakby nie miała siły już wstawać. Misty podreptała do niej i położyła przed nią kocimiętkę. Pani się uśmiechnęła i powiedziała coś w swoim języku, ale nie wzięła kocimiętki. Nagle starsza Dwunożna zaczęła się krztusić krwią, a Misty nie wiedziała, co zrobić.
"Co robić?", Usłyszała otwieranie drzwi. To jej stary Dwunożny. " O rany, niech on się zajmie moją dobrą właścicielką. Co się dzieje?"
Po kilku minutach Dwunożny, być może syn starszej pani zaczął pomagać jej właścicielce. Nie zdążyła się zorientować kiedy przyjechały dwa potwory, jeden strasznie głośny i wielki. To właśnie do tego wielkiego widziała jak zabierają jej panią. Nie wiedziała co się dzieje, nie wiedziała w ogóle o co chodzi, ale nie wiedzieć czemu wiedziała, że jej pani już nigdy nie wróci...
Patrzyła jak odjeżdża potwór który zabrał jej najukochańszą osobę. Wiedziała, że chcieli jej pomóc.
"I co teraz ze mną będzie? Teraz znajdą mi nowego opiekuna?" O nie, nie zniosłaby tego. Nie zniosłaby kolejnej rozłąki . Ani nie zniosłaby patrzenia na Dwunożnych.
"Ucieknę", zdecydowała tu i teraz. Był taki harmider, że i tak nikt na nią nie zwracał uwagi. Pobiegła w stronę, gdzie jechał potwór. Nagle odzyskała nowe nadzieje.
"Może ją dogonię ".
Z jednej strony wiedziała, że nawet, jeśli dogoni to i tak nie uratuje jej życia, ale nawet jeden procent szans był dla niej całym życiem. Biegła ile miała sił w łapach. Widziała światła potwora, który jechał tak szybko jak błyskawica. Biegła, biegła i biegła. Potwór był już coraz dalej, a nie bliżej... Mimo wszystko biegła, aż nagle zrobiło jej się ciemno przed oczami, padła na ziemię, przeturlała się gdzieś w bok i straciła przytomność.
***
Misty otworzyła oczy. Znajdowała się w jakimś miejscu. Tylko tyle wiedziała. Dała sobie chwilę na przypomnienie tego, co się wydarzyło. Czuła się słaba, ale nie była pewna czy bardziej z powodu biegu, czy smutku. Zorientowała się, że teraz już na pewno nie była w mieście.
W mieście miała jakieś szanse do przeżycia, teraz nie miała już żadnych. Nie umiała polować, nie umiała się bronić, nie umiała się leczyć, nie umiała kompletnie nic.
"No super!", miała ochotę poczekać i poleżeć aż do śmierci z głodu czy z czegokolwiek, ale mózg był uparty i wolał się ruszyć i coś zrobić.
"No dobrze, muszę wymyślić teraz co ze sobą zrobić, by spróbować chociaż przeżyć".
Ustaliła, że nie jest jeszcze aż tak głodna, więc postanowiła poszukać w miarę bezpiecznego miejsca. Ledwo chodziła na łapach, przewracała się i kręciło jej się w głowie. Po jakimś długim czasie znalazła bardzo ładny krzak. "Czy ja już zwariowałam, czy ja naprawdę chcę tu zamieszkać? Przecież będę miała kolce! Jestem nienormalna! "
Właściwie nie była jednak aż tak nienormalna. Pomimo że krzak miał kolce, to jakby do niego weszła, a że jest bardzo mała to ma dużo miejsca i nie widać ją na zewnątrz, to byłoby to bezpieczne miejsce.
"Kolce chyba jeszcze nikogo nie zabiły . Trudno, trochę krwi i tyle.", Kłóciła się w myślach ze sobą.
Od razu weszła, by się trochę zadomowić. Nie było tak źle - chyba tylko dwa kolce jej się wbiły i nie bolały aż tak mocno. Bardziej bolał ją nadal smutek, który odczuwała. Nawet przez chwilę pomyślała, że to może dobrze, że poczuła ból. Ale natychmiast zakopała tą myśl. Jeszcze nie chciała schodzić do stanu depresji, wystarczy że i tak ledwo żyła. Wyślizgnęła się z krzaka.
"Przecież nie będę tam siedziała cały dzień!"
wtedy wypatrzyła bardzo blisko ogromną kałużę (przynajmniej jak na nią). Poczuła ulgę i natychmiast zaczęła z niej pić.
"Brudna, ale dobra! I mam teraz mniej rzeczy na głowie. Schronienie mam, wodę mam, brak jedzenia i brak zdrowia. Nie ma co się jednak tak cieszyć".
Doceniała teraz to, co miała, jednak schronienie nie było najlepsze , a kałuża kiedyś wyschnie lub się wyczerpie. Postanowiła, że popróbuje polować. Wcześniej robiła to dla zabawy, a teraz po to, by przeżyć. Ale jak zwykle szło jej tragicznie. Próbowała polować cały dzień. Starała się nauczyć jakiejś techniki, ale czuła, że nawet na trop techniki żadnej nie natrafiła. Tego dnia wróciła bez jedzenia.
***
Trzy dni później
"Obiecałam, że przyniosę pani mysz. Nie zrobiłam tego..." Rozmyślała, leżąc. To był cud, że żyła. Dokładnie wszystko co się wydarzyło od momentu kiedy straciła przytomność zdarzało się przypadkiem. Przez te kilka dni zjadła ona wychudłego ptaka który dosłownie wpadł jej w łapy.
-Moja pierwsza zdobycz - prychnęła. - wychudły ptak.
Ale złość szybko wychodziła jej z głowy. Zaczęła znów smucić się w myślach. Oprócz ptaka napotkała wiewiórkę. Oczywiste było, że nie udało jej się jej upolować . Ale przynajmniej ją wystraszyła, co dało jej możliwości do ukradnięcia i orzechów. Domyślała się, że raczej się tego nie je, ale ona była gotowa jeść nawet trawę. Do jej futra wbijały się kolejne kolce, ale przestała już na to zwracać uwagę. Głównie leżała i zatapiała się w smutkach albo chodziła i szukała czegoś do jedzenia.
"Ja chcę cofnąć czas.. ja chcę do pani…”
Wyleczeni: Misty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz