Nie rozumiał, co się wydarzyło.
— Co się dzieje, Cierń? — miauknął, upuszczając złapaną wiewiórkę na ziemię. Chciał, aby córka mu ufała i mogła powiedzieć, co jest nie tak, ale ta jednak tylko głośniej zapłakała. Nie znał się na kociętach. W środku trochę spanikowany podszedł do kupki trawy, mchu i piór, w której skryła się Cierń i położył się przy niej. — No chodź. Przy tacie możesz czuć się bezpiecznie — mówił mało przekonującym głosem. Musiał przyznać wiele razy, że nie wiedział, jak powinien się zachowywać przy dzieciach. Wcześniej jedyne kontakty z kociętami jakie miał, polegały na przynoszeniu im jedzenia. A teraz musiał postawić się w roli ojca, czyli rodzica... to było trudne. Zwłaszcza, że została mu narzucona na plecy bez zapowiedzi.
Zielone oczka małej kotki wyglądały na niego z równie zielonej kupki. Nie wyglądała, jakby zamierzała się ruszyć, a samemu Gęgawie kończyły się pomysły. Podniósł się, gdy nadal nie widać było u niej reakcji.
— Coś się stało? — zapytała z głębi legowiska Łuska.
— To samo pytanie mógłbym też zadać tobie. Cierń płacze — przyznał, zerkając raz na partnerkę, raz na córkę. — Próbowałem spytać dlaczego, ale nie chce mi powiedzieć — mruknął, a jego partnerka wstała, kręcąc głową.
— Cierń. Cierń! Wyłaź stamtąd — mruczała, siedząc nad miejscem, w którym kociak postanowił się skryć przed resztą świata. — Ehh — westchnęła w końcu i jakby nic, wróciła na swoje poprzednie miejsce. Gęgawa spojrzał raz jeszcze na małe zawiniątko.
— Jak chcesz tam zostać, to powiedz.
Cierń wymruczała coś niezrozumiałego przez łzy. Potraktował to jako tak. Nie wiedząc co powinien dalej zrobić, wziął z ziemi przyniesioną piszczkę i położył ją przy karmicielce, która machała nerwowo ogonem. Kiedy zauważyła wiewiórkę przysunęła ją do siebie i zaczęła skubać.
— Dajesz radę? — zapytał, siadając obok niej i okrywając łapy ogonem. Łuska rzuciła mu trochę zmęczone spojrzenie i oderwała się na chwilę od posiłku.
— Chyba widać — odparła, co nie wiedział, czy miało oznaczać "tak", czy "nie", ale tylko wolno przytaknął. Prześledził wzrokiem, jak z jakiegoś kąta (czemu nie widział jej wcześniej?) wyłania się Murmur i ciekawsko podchodzi do wiewiórki, aby wziąć z niej dla siebie jakiś smaczny kąsek. Rzucił jej szybkie "hej" na przywitanie. — Po prostu to trochę męczące. Ale jest wszystko w porządku.
— Radzisz sobie świetnie. Z resztą, niedługo już wrócisz do obowiązków — poklepał ją po głowie, lekko się uśmiechając. — Czy już z Cierń wszystko okej? — odwrócił łeb w jej stronę. Widział, że łysa wypełzła ze swojej kryjówki. Podszedł do niej bliżej. — Jesteś może głodna? Proszę — wskazał jej ogonem miejsce przy siostrze i matce.
— Niezbyt — mruknęła cicho.
Gęgawa chciał podejść i pocieszyć kociaka, widząc, że coś jest zdecydowanie nie tak, ale rozległ się krzyk z zewnątrz. Co gorsza, mówiący jego imię.
— Muszę zmykać na patrol — wyjaśnił, gdy mijał Cierń. — Odwiedzę was, jak wrócę — zapewnił, wychodząc ze żłobka.
***
Żadna z ich córek nie obrała drogi zwiadowcy. Nie miał jednak im tego za złe. Ba, naprawdę cieszyło go, że Murmur zaczęła szkolić się na medyka. Był to najwyższy czas. Od dawna zauważał, że Witka ma problemy w ogarnianiu wszystkiego samemu. Asystent dobrze jej zrobi.
Cierń natomiast... musiał przyznać, że ze względu na swoją sierść, a raczej jej brak, pójdzie na stróża. Sam się zaskoczył, gdy usłyszał, że kotka postanowiła pójść ścieżką wojownika, jednak w pełni ją w tym wspierał. Nie był pewien, co będzie, gdy nadejdzie pora nagich drzew, ale wierzył, że jakoś sobie poradzi. W końcu już pokrywała się jakimś mchem, trawą. Chyba była inteligentnym urwisem, prawda?
— Cześć — dorwał ją, gdy siedziała samotnie w obozie. — Jak ci się podoba bycie uczniem? Mentorka cię nie dręczy? — mruknął, uśmiechając się delikatnie.
<Cierń?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz