*drugi dzień po śmierci lidera*
Gdy się ocknął, dziwne wydarzenie z nocy uznał za zły sen. Rozciągnął się, ziewając, ponieważ czuł się niewyspany. A czekał go poranny trening z Chłodnym Omenem. Tak bardzo chciał jeszcze zostać na wygodnym posłaniu. Lider zdechł to powinni świętować, a jak jego psy chciały opłakiwać go, to niech dadzą im jeden dzień wolnego, a nie zachowywali się tak, jakby nic specjalnego się nie wydarzyło. Właśnie... Zerknął na śpiącą Irgowy Nektar. Dziwne, że nie wstawała, ale co się dziwił. Mogła się obijać do woli. Będzie musiał zapytać Szczurzego Cienia czy ma to co mu obiecał... Musiał skrócić żywot tej wariatki.
— Jak się spało, Upadły Kruku?
Zamarł. Nie... To nie mogła być prawda! Rozejrzał się po otoczeniu zaniepokojony, czując jak sierść unosi mu się na grzbiecie. To to nie był sen?! Informacje jakie padły z pyska lidera w mroku, obijały mu się po głowie, powodując że znów to uczucie strachu w nim zaczęło narastać. Nie widział go, ale słyszał. Gdzie się chował?
— Gdzie się ukrywasz? — szepnął pod nosem, bo w końcu nie był tu sam. Koty dopiero się budziły i ostatnie to czego chciał, aby zauważyli jak gadał do siebie.
— Jestem za tobą — odezwał się głos.
Odwrócił się od razu, oczekując ujrzenia potwornego oblicza duszy, lecz nic nie dostrzegł. Najeżył sierść, a Lwia Grzywa, który obok niego przechodził, rzucił mu pytające spojrzenie.
— W porządku? — zapytał.
—Tak... To nic takiego. Musimy iść na trening — zbył temat szybko, podnosząc się na łapy i wychodząc z legowiska.
Ale go drań podpuścił! Mimo tego, że nigdzie go nie widział, czuł się tak, jakby ten go obserwował, co nie zmniejszało jego napięcia. Stanął w szeregu przy kotach, którzy już czekali na swoją mistrzynie. Miał nadzieję, że Mroczna Gwiazda nie będzie do niego mówił przez cały czas, bo czuł, że oszaleję.
— Chyba zaczynasz wariować, Kruku... Czas płynie... — nucił głos w jego głowie. — Jak łatwo jest zniszczyć kota...
— Cicho — szepnął cicho do niego, nie potrafiąc uwierzyć w to, że tylko on go słyszał. Nikt nie wydawał się zainteresowany głosem lidera, który rozlegał się tak wyraźnie tuż obok nich. A może... Ten siedział mu w głowie? Na samą myśl znów dreszcz przebiegł po jego ciele. Jeżeli to prawda to jak można było go uciszyć? Walnąć się w łeb? To nonsens! Nie podobało mu się też to, że wtrącał swoje głupie komentarze. Może i kiedyś rozmawiali dużo, ale gdy chciał mógł sobie odejść i bawić się z kocurem, sprzedając mu kłamstwa. A teraz? Przecież musiał słyszeć jego myśli! Czyli wiedział co planuje, co sądzi i wiele, wiele więcej. Powoli docierało do niego, że nie miał prywatności... Nawet we własnej głowie.
— Nie zniszczysz mnie... Rozmowa z tobą owszem, jest dla mnie szokiem, ale kot potrafi się dostosować do nowego... problemu i go rozwiązać. Więc nie ciesz się... — burknął do niego, by to zrozumiał.
— Moje komentarze nie są głupie. Są prawdziwe — odparł głos. — Potrafi się dostosować? A co się dzieje z bezskrzydłym krukiem, który wpadnie do jeziora? Co się dzieje, gdy motyl żyjący w ciepłych porach znajdzie się na środku śnieżnych prerii? Makabryczne obrazy za snów, koszmary, rany, które przenoszą się do świata rzeczywistego... Mało kto to zniesie. Dlatego mój mentor nigdy nie objawiał się Kamiennej Gwieździe. Zobaczyła go dopiero po własnej śmierci...
Położył po sobie uszy. Ugh... Kolejny dowód, że rzeczywiście siedział mu w głowie i słyszał myśli. Na dodatek te jego porównania bardzo mu się nie podobały. Domyślał się ich znaczenia.
— Ja nie obawiam się makabrycznych widoków. Przyznaję, że twoja postać jest odrażająca, ale nie powoduje to we mnie traumy. Widziałem zwłoki rozszarpanych kotów i nawet mnie to nie ruszyło — przypomniał mu o tym, bo przecież na egzekucji Spasionej Świni czy też karze Nocnej Tafli czuł się dobrze. A nawet to go bawiło. Jeżeli Mroczna Gwiazda sądził, że był aż tak delikatny to się mylił.
— Co tam szepczesz? — Szczurzy Cień przysiadł się do niego. — Zaraz uznają, że zwariowałeś po śmierci Mrocznej Gwiazdy. Sosnowa Igła już się chichrała, że za nim tęsknisz.
Spalił buraka pod sierścią, słysząc te słowa padające z pyska wojownika. Pokręcił szybko głową.
— Powtarzałem na głos tylko te ruchy, które ostatnio nam pokazywała mistrzyni. Tak lepiej mi idzie nauka — rzekł, nie wspominając mu nic o duchu w głowie. Nie chciał, aby uznał go za wariata, albo się przestraszył przez co przestałby z nim współpracować. Potrzebował go. Tylko on znał prawdę o śmierci lidera.
— Myślisz, że chodzi tu tylko o obrzydliwe widoki? — zamruczał Mroczna Gwiazda, delektując się tym, że już wychodził na wariata. — Nie będę naprostowywać, co boli najbardziej, gdy duch obserwuje twoje ruchy. Sam się przekonasz — uważnie słuchał tego, co mówił Szczur. — Sam widzisz... Powoli odgrywasz rolę szaleńca. Zobaczymy, na jak długo.
Zacisnął pysk, aby mu nie odpowiedzieć. Nie zamierzał być wariatem. Skupił się na tym co tu i teraz, ignorując wnerwiający głos. Ruszył wraz ze Szczurem, wychodząc z obozu, a następnie wziął udział w treningu. Walczył, przypominając sobie niedawną wojnę i spotkanie z bratem. Chciał go zabić, ale oszukał go i ten uznał, że nie żył. Ciekawe co knuł... I czy już wiedział, że żył?
Wgryzł się w bark swojego przeciwnika, popychając na ziemię. Nikt nie zarzuci, że był słaby. Ani przebrzydły duch ani nikt inny. Nieco dzisiaj wzięło go na brutalniejszą strategię. Możliwe, że to przez to, że jakiś typ siedział mu we łbie. Musiał się uspokoić a nic tak nie dodawało otuchy jak zlanie kogoś do krwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz