Spojrzała przelotnie na Pszczelą Dumę, która nie była zadowolona, że zamierzała pójść z liliową vanką na stronę. Nie za bardzo rozumiała, dlaczego kotka tak żywo reagowała wpychając się do nie swoich spraw. Widząc i słysząc, że Zajęczej Trosce zależy na prywatności, domyśliła się, że mogło chodzić o sprawę z jej ojcem. Ona też nie przepadała za tym, aby ktoś przysłuchiwał się takim poufnym informacją i chociaż ufała Pszczółce, tak wątpiła, by wojowniczka czuła się swobodnie w obecności szylkretki.
Dlatego też podeszła do przyjaciółki, kładąc jej łapę na ramieniu.
— Tym razem zostań. Możesz pogadać z Cedrową Rozwagą, ostatnio skarżyła się, że tak ciągle we dwie wszędzie chodzimy i wygląda na niezadowoloną. Na pewno ucieszy się z twojego towarzystwa. A ja... Muszę coś z Zajęczą Troską załatwić. Sam na sam — powtórzyła, aby do niebieskawej to dotarło.
Ciężko było zrozumieć co kotłowało się jej w głowie, ale powoli skinęła łbem, nie spuszczając jednak swojego wzroku ani z Makowego Pola, ani z Zając.
Mak odwróciła się do córki Zdradzieckiej Rybki, po czym skinęła do niej głową. Wyszły obie nie nękane dłużej przez ciekawskie spojrzenia.
***
Szła przed siebie, a u jej boku zamiast wiecznie rozgadanej Pszczółki, tym razem szła Zajęcza Troska. Oddaliły się spory kawałek od obozu, kierując kroki na łąkę pokrytą mnóstwem przepięknych i kolorowych kwiatów. Naprawdę miłe miejsce na spacer. Chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że to nie on będzie głównym tematem dzisiejszej rozmowy. Kotka w końcu jasno stwierdziła, że sprawa dotyczyła jej staruszka.
— Więc... Mój ojciec cię przepytywał? Musze przyznać, że mnie także. Zainteresował się tą sprawą, co jest przedziwne. W końcu miał gdzieś Zdradziecką Rybkę przez większość swojego życia, a tu nagle zaginął, znaleziono jego trupa i bum, zaczął węszyć. Zgaduje, że ci się to nie podoba? — Spojrzała na vankę, która pokiwała łbem.
— Nie zakładałam, że ta sprawa obejdzie się bez echa, ale też nie przewidziałam, że ktoś się w to aż tak zaangażuje — westchnęła wojowniczka, trzepiąc uchem. — On ledwo co polował, do niczego się już nie nadawał, więc pozbycie się go było jedyną słuszną opcją, aby pomóc utrzymać temu klanowi choć odrobinę godności we właściwym miejscu.
— Prawda. Był tylko ciężarem dla klanu — zgodziła się z nią. — Cieszę się, że nie muszę go już widywać w obozie. Był... odrażający. — Skrzywiła nos. — Nie dbał o siebie i na dodatek przynosił ci wstyd. A coś o tym wiem, bo mój tatulek też nie był lepszy, gdy ryczał za swoim ukochanym. — Przewróciła oczami przypominając sobie tą jego żałość i rozpacz po śmierci Rudzikowego Śpiewu. — Mogę spróbować z nim porozmawiać i wybić mu te całe śledztwo z głowy, ale dostał jakiejś nieznanej mi wcześniej werwy. Pewnie to wina tego całego Sarniego Tupotu. Ma na niego zły wpływ — żaliła się przyjaciółce. — Wiesz co mi powiedział jak chciałam, aby złapał dla mnie świeżą piszczkę? Że mam sama iść na polowanie, bo on zajęty! Rozumiesz to? On? Zajęty! Nigdy mi nie odmawiał...
Zajęcza Troska zmarszczyła nos i przytaknęła z niechęcią łbem.
— Stacza się. Jak większość kocurów, to u nich normalne — stwierdziła z wyższością, omijając większą kałuże błota. — Dziwny duet, naprawdę, Sarni zawsze miał wszystko głęboko pod ogonem, nie widzę żadnego sensu w tym, że mu się moralność zmieniła i postanowił szukać sprawiedliwości na tym świecie. Niedorzeczne — marudziła.
Cieszyła się, że wojowniczka rozumiała co czuje. Obie w końcu miały beznadziejnych i niekompetentnych ojców. Jeżeli Trzcinowa Sadzawka się nie ogarnie i zacznie jej przynosić wstyd, to kto wie, czy sama również go nie wyeliminuje dla dobra Klanu Nocy.
Nagle jej łapa została wessana przez rozmokłą ziemię, czego oczywiście nie dostrzegła, stawiając kolejne kroki, które spowodowały, że przewróciła się, zbijając z łap przyjaciółkę. Zaklęła pod nosem, sycząc wrogo na tutejsze warunki, które nie nadawały się do spacerowania, wlepiając spojrzenie w białą, która także leżała na ziemi.
— Ugh... Gdybym była liderką zarządziłabym, aby naprawili tą ziemię — fuknęła pod nosem, gramoląc się na łapy, które nagle rozjechały się jej na boki, a ona sama upadła ciałem na Zając. Z pyska obu wyrwał się śmiech, ponieważ sytuacja naprawdę była przezabawna.
— Jest z nami źle — stwierdziła Makowe Pole. — Skoro bawi nas to, że taplamy się w błocie. — Wzięła głębszy oddech, odganiając radosne łezki z kącika oczu. — Lepiej chodźmy się obmyć, Zajączku, póki nikt nas nie widzi w takim stanie.
<Zając?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz