*przed tym jak Aksamitka została liderką*
Zatrzymał się nieco dłużej na terenie klanowych kotów niż przypuszczał. Sądził, że da radę wytropić swoje uciekające piszczki, lecz pierwszy raz był na takim dużym terenie, zamieszkiwanym na dodatek przez taką ilość kotów. Owszem w Betonowym Świecie zdawało się, że było ich znacznie więcej. I to nie tylko ich, bo znajdowały się tam też dwunożne istoty, psy, szczury i inne stworzenia, które kryły się przed oczami światła dnia. Lecz jego nos mimo wszystko potrafił przez ten smród wychwycić konkretną woń. Możliwe, że winą było to, że w mieście wszyscy byli rozłożeni w odpowiednich odległościach, a nie zbici w kupę, jak to miało miejsce właśnie na tych polach.
Kocie zapachy kręciły go w nosie, przez co nie raz musiał przystawać i nawdychać się ziemi, aby nieco zresetować węch. Jednakże ten problem nie będzie stanowił dla niego wyzwania, gdy tylko przywyknie do odmiennych woni. Jego ofiary kupiły sobie więcej czasu.
Musiał być także ostrożny, gdy kierował kroki ku rzece, by móc ugasić pragnienie. Znalazł sobie przytulny kąt gdzieś za granicą Klanu Klifu, o którym opowiadał mu mentor, aby ci nie natknęli się na niego na ich terenie, jednakże musiał czasami coś zjeść i wypić. Dlatego też jego czujność była bardzo wyczulona.
Kocica, która do niego się skradała sądziła, że da radę go zaskoczyć, lecz musiał ją gorzko rozczarować. Nim na niego naskoczyła, zrobił unik, unosząc wyżej łeb i zmierzył ją wzrokiem.
— O rany! Ale ty duży! Normalnie jak mój misiu! — wypiszczała, a on... Nie wiedział za bardzo co na to odpowiedzieć.
Cofnął się, gdy ta znów na niego naskoczyła, lecz nie w formie chęci walki, a bardziej w stylu podekscytowanego kociaka.
— Wybacz, że naruszam wasze tereny, ale musiałem się napić — usprawiedliwił się przed nią, a ta machnęła tylko na to łapą.
Naprawdę... Dziwna istota. Miał ochotę ją ominąć i po prostu odejść, lecz jej głos sprawił, że stanął jak zamurowany.
— Już idziesz? Pobawmy się razem!
Zabawa? Odwrócił głowę i spojrzał na kocicę, która widząc to cała się rozpromieniła. Czy uznała jego zawahanie za zgodę? Niezbyt mu się to podobało. Wolał, aby nikt ich nie nakrył na tej rozmowie.
— Niestety... Muszę iść. Nie chcę problemów. Jak nas razem zobaczą może skończyć się to nie zaciekawię — mruknął.
<Aksamitko?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz