Łapa nieprzyjemnie pulsowała. Pasikonik położyła po sobie uszy. Nawet to wyjście zepsuła, stając się ofiarą ataku kraba. Zawstydzona bała się spojrzeć na towarzyszkę. Na pewno była nią zażenowała. Jeszcze to ona musiała pozbywać się skorupiaka. Bardziej nie mogła się ośmieszyć.
— Łapa cała? Żadnej krwi?
Pokręciła łbem, uciekając przed parą brązowych ślepi.
— T-tylko boli. — wydusiła cicho.
Liliowa odetchnęła z ulgą.
— Wybacz, nie spodziewałam się, że kraby postanowiły przejąć te kamienie. — zaczęła kotka.
Szylkretka pokręciła nerwowo ogonem. Jeszcze Źródlana czuła się winna temu wypadkowi. Pasikonik czuła, jak łapy jej drżą. Nie mogła zepsuć bardziej tego głupiego wyjścia. Tak bardzo jedynie chciała spędzić z nią chwilę czasu, a zdążyła zrobić wszystko, żeby wyszło na opak.
— P-przepraszam... — miauknęła Pasikonik.
Nieco zdezorientowana wojowniczka spojrzała na nią. Szylkretka przełknęła ciężko ślinę. Wolała tego nie tłumaczyć. Najwidoczniej musiała. Wbiła wzrok w łapy.
— Gdybym p-podwinęła łapy jak ty... nie d-dopadłby mnie. — mruknęła zawstydzona, owijając się ogonem.
Liliowa zamrugała, lecz po uderzeniu serca się otrząsła.
— Nie mamy wpływu na złośliwości krabów. To nie twoja wina. — stwierdziła kotka. — Dzięki temu już wiem, że czas tam uważać. — dodała.
Pasikonik jedynie zamruczała cicho potwierdzająco.
— T-to co teraz...? — zapytała niewinnie.
Nie chciała się jeszcze żegnać. Dopiero się zobaczyły. Jej łeb próbował mimowolnie stworzyć jakiś temat. Wykrzesać z siebie cokolwiek godnego powiedzenia do towarzyszki spaceru. Liliowa westchnęła.
— Skończyły mi się pomysły. — miauknęła szczerze, zerkając na kotkę. — A ty?
Pasikonik skuliła się, próbując ukryć malujące się na pysku emocje.
— M-może spotkalibyśmy się przy P-przybrzeżnym Oku... To n-niedaleko Ścieżki Grzmotu... — zaczęła cichutko, lecz widząc nieco zdezorientowany wzrok kotki zaklęła się w myślach.
Przecież Nocniaczka nie znała ich nazw na lokalizację różnych obiektów.
— Znaczy... t-to taki staw. Jest ładny. Są k-kaczki i węże, i w ogóle... . Mało k-kto się zapuszcza... M-mogłabyś podpłynąć. A ja j-ja dojdę. — wydukała ciężko.
Brązowe ślepia wpatrzone w nią nie pomagały w opanowaniu oddechu. Dygająca istota zwana też Pasikonikiem starała się ustać w miejscu, lecz każda kończyna zdawała się mieć inny plan.
— Brzmi... ciekawie. Może na następnym spotkaniu? Brzmi dość daleko dla ciebie. A cała dygoczesz. Na pewno wszystko w porządku? — liliowa bacznie ją obserwowała.
Pasikonik rozpuszczała się pod tym spojrzeniem. Pokiwała energicznie łbem, próbując opanować drżące ciało.
— T-tak... — sapnęła cicho. — A-ale może faktycznie... Starczy przygód.
— Ej ty! — usłyszała głos zza drzew.
— N-nie chce kłopotów. — wydusiła cicho.
Bury i srebrny wojownik podeszli do niej, przyglądając się jej uważnie.
— To tereny Klanu Nocy. Więc chyba wiesz co musimy...
— Chce s-się spotkać ze Śnieżną Gwiazdą... — przerwała niechcący kocurowi zestresowana pierwszą myślą jaka wpadła jej do łba.
Bury niepewnie spojrzał na swojego towarzysza. Pasikonik zaklęła się w myślach. Otuliła się ogonem, starając opanować drżenie.
— W jakim celu?
Szylkretka przełknęła ciężko ślinę.
— T-to moja s-siostra... — skłamała, uciekając wzrokiem na podłoże.
Kocury spojrzały po sobie zaskoczone. Wymienili parę słów szeptem, jedynie przyglądając Pasikonikowi. Kotka czuła, że zaraz zejdzie z tego świata.
— W tam razie pójdziesz z nami. Jagodowy Gąszczu, idź pierwszy i powiadom Śnieżną Gwiazdę, a ja z nią przejdę się przez Zrujnowany Most. Nie umiesz pływać, prawda?
Szylkretka pokiwała łbem. Srebrny wojownik wskoczył do wody, spoglądając niepewnie na towarzysza i zniknął wśród wysepek. Pozostawiając ją samą umierającą ze stresu z obcym kocurem.
— Więc... — zaczęła liderka, spoglądając na nią. — Zgaduję, że jesteś Urokiem...?
Szylkretka niepewnie pokiwała łbem, zbyt zestresowana by cokolwiek powiedzieć. Śnieżna Gwiazda zaśmiała się cicho, kręcąc łbem rozbawiona.
— Dużo zmieniłaś się odkąd ostatnio się widzieliśmy. Zmieniłaś głos, kolor ślip, barwę futra, a nawet płeć... — urwała liderka, wbijając parę mrocznych ślip w wychudzoną sylwetkę. — Nie wiedziałam też, że można przeżyć rozjechanie przez Potwora...
— P-przepraszam! — pisnęła przerażona.
Wyglądająca dość niewinnie kotka nagle zmieniła się. Anielski blask przyćmiły wbite w nią i przeszywające na skroś ciemne ślepia. Zadrżała. W co ona się wpakowała?
— J-ja po prostu...
— Cii... — przerwała jej liderka, kładąc łapę na jej pysku. — Nie trzeba było tego tak komplikować. Ale nie martw się nie jestem zła. Wręcz mam dla ciebie rolę. Ja zachowam dla siebie twoje głupie kłamstewko, a ty w zamian mi pomożesz, dobrze?
Pasikonik niepewnie pokiwała łbem. Nie zdawało się, żeby miała inne opcje. Wpatrzona we własne łapy, oczekiwała werdyktu liderki.
— Ktoś za bardzo węszy wokół mnie. Czuję jego obrzydliwe ślepia wpatrzone w mój grzbiet. Lecz ciągle mi się wymyka... — westchnęła srebrna, machając teatralnie łapą. — Masz go znaleźć. Albo ją. Nie obchodzi mnie to. Jesteś nowa, więc wykorzystaj to. Zdobądź dla mnie informacje kto na mnie czyha.
Szylkretka pokiwała jedynie łbem. Liderka zaczęła jej jeszcze opowiadać o ich klanie i obowiązkowej lekcji pływania, lecz myśli Pasikonik były jedynie przy wyznaczonym jej zadaniu. Zestresowana ciężarem na jaki na niej spoczął, nie potrafiła się skupić na słowach kotki. Minęła dobra dłuższa chwila niż Śnieżna Gwiazda puściła ją wolno każąc przybrać sobie inne imię niż jej zmarłego brata. Zmierzała zamierzona przed siebie, bojąc się podnieść wzrok. Czuła na sobie ich wszystkie spojrzenia. Każdy szeptał. Nie wiedziała gdzie jest co. Bała się zapytać. Stała, jak debil, licząc, że jakaś przyjazna dusza ją zbawi i zaopiekuje się nią.
— Pasikonik...? — cichy głos dotarł do jej uszu.
Ujrzała parę zaskoczonych ślepi. Zamarła, nie wiedząc co zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz