— Co ja ci mówiłem Porost... — rzucił zimno, a kocur o tym imieniu zamarł i zwrócił na niego spojrzenie. Od razu jego cały dobry humor wyparował, a w oczach zalśnił lęk.
— O... Ja-Jafar... Ty tutaj? — palnął głupio samotnik, a widząc, że zza jego pleców wychodzi trójka jego gangsterów, pobladł na pysku.
Jego kompan widząc z kim mają na pieńku, zrobił to co słuszne, czyli uciekł pozostawiając Porosta samego z jego problemem.
— Brać go — rzucił rozkaz do swoich, a gangsterzy rzucili się na biedaka, który wydarł się panicznie, biegnąc śladem swojego towarzysza.
Wsłuchiwał się w ciszę, która zabrzmiała, aby następnie skierować wzrok na drzewo.
— Nie lękaj się. Wyjdź — zwołał do kotki, którą uratował przed nieczystymi czynami tamtej dwójki. Aż go mdliło na samą myśl, że ci parszywcy próbowali takiej zagrywki na jego terenie. To był jawny brak szacunku! Miał nadzieję, że jego koty dopadną ich i sprawią im takie manto, że się nie pozbierają i zapamiętają, aby z nim nie zadzierać.
Ah... A miał to być zwykły spacer. Ale obowiązki jak zawsze były dla niego najważniejsze.
Ukrywająca się nieznajoma dłuższą chwilę siedziała w ciszy, jakby bojąc się stanąć z nim pysk w pysk. Był cierpliwy. Dopiero po chwili ujrzał jej mizerną sylwetkę, która chwiejąc się opada na betonową drogę.
— Jak ci na imię? — zapytał, przekrzywiając łeb. Widząc jak zerka za siebie, próbując dojrzeć swoich niedoszłych oprawców, odpowiedział. — Nie będą ci się już naprzykrzać. O to się nie martw. Widzę, że głód zagląda ci w oczy. Mogę coś na to zaradzić o ile zgodzisz się na współpracę.
<Krucha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz