Zbłądził spacerem w okolice Zrujnowanego Mostu. Odcienie żółci i czerwieni wkradały się na liście lasu zabarwiając go na nowo. Szedł sam. Chciał upolować coś większego niż mysz. Szukał mimochodem podarunku dla Dzwonka. Jego wzrok zatrzymywał się na kamieniach i kolorowych liściach, lecz nic nie zdawało się wystarczająco ciekawe. Nie chciałby prezent był banalny. Chciał być doceniony. Ujrzeć uśmiech na jej pysku.
—...Ryjówka z każdym księżycem nabiera ciałka. A im więcej go tym bardziej jest mięciutka. Niedługo nawet drzewa nie będą stanowić przeszkody dla jej cudownego brzucholka. — świergolił nieznany mu głos.
Kurka wyjrzał za drzewa, by ujrzeć dwójkę kotów. Makrelową Łapę i Czapli Taniec. Van uśmiechnął się pogodnie do ucznia. — Brzmi naprawdę potężnie, ale zdołamy ją wyżywić? Wszyscy musieliby oddawać swoje porcje żywności, by mogła tak urosnąć.
Makrelek tupnął łapką. Trzepnął ogonem gniewnie, lecz po uderzeniu serca uśmiechnął się dumnie.
— Po prostu musimy więcej polować! Więcej świeżych rybek dla mej miłości, a żaden klan nie będzie nam straszny. Ryjóweczka zmiażdży ich wszystkich.
Cichy chichot rozległ się obok tej dwójki. Szylkretowe futro Liściastego Wiru mignęło przed oczami Gawroniego Obłędu. Jego wzrok utknął na ukochanej Wodnikowego Wzgórza. Nie widział w niej nic nie zwykłego. Zwykła kotka jak Pszczela Duma czy Drozdowe Futro. Nawet z wyglądu wszystkie trzy były podobne. Dlaczego więc bury akurat tą lubił?
— Musimy tutaj kiedyś przejść się z Wodnikowym Wzgórzem. — rzucił Czapli Taniec, wskakując na jeden z drewnianych pachołków wystających z wody. — Moglibyśmy zrobić sobie zawody.
Liściasta uciekła nerwowo wzrokiem gdzieś dalej. — Niedawno byliśmy tutaj. — wyznała mu siostra, otulając się ogonem.
— Beze mnie? Czemu?
Kotka westchnęła.
— No wiesz... to było takie nasze nasze wyjście...
— Właśnie nie wiem czemu. O co chodzi? Już mnie nie lubicie?
Makrelek podskoczył do jednego z pałek i dumnie zajął miejsce niedaleko od mentora.
— Ja cię bardzo lubię. Myślisz, że jak krzyknę wystarczająco głośno pod wodą to zabiję ryby w rzece? Wystarczyłoby potem tylko zebrać. Byśmy mieli wystarczająco dla Ryjówki.
Czapla nieco zakłopotany podrapał się po łbie.
— Może...? Nie zaszkodzi spróbować. Tylko nie odpływaj za daleko.
Srebrny pokiwał ochoczo łebkiem i wskoczył do wody. Rodzeństwo pozostało same, mierząc się spojrzeniami. Kurka przysiadł zaciekawiony. Pozornie nudne życie w klanie było jednak burzliwą telenowelą, która z każdym dniem go zaskakiwała.
— Czaplo, tu nie chodzi o ciebie. Tylko o nas. — miauknęła w końcu Liściasta.
— Jakich was? Myślałem, że przyjaźnimy się w trójkę.
Kotka bawiła się liściem, który miała pod łapami, ugniatając go nerwowo.
— Widzisz, Wodnikowe Wzgórze zdaje się mnie lubić. W inny sposób niż przyjaźń. — wyznała.
Wojownik patrzył uderzenie serca w osłupieniu na kotkę. Szybko odwrócił wzrok.
— I skąd to niby wiesz? Powiedział ci?
— Nie, ale to widać.
— Ja nie zauważyłem jakoś.
— Czaplo...
— Może się mylisz.
— To ty masz problem z pogodzeniem się z tym.
Ogon kocura z frustracją uderzył o tafle wody.
— Dlaczego uważasz, że wszystko ci się należy. Wodnikowe Wzgórze nie jest twoją własnością. — warknął zjeżony kocur.
Szylkretka siedziała w ciszy uderzenie serca.
— Ja? Ja uważam? Jesteś śmieszny. To ty właśnie robisz mi awanturę o jedno wyjście. — syknęła, kładąc po sobie uszy.
— Chcesz mi ukraść jedynego przyjaciela! Zupełnie cię nie obchodzę. Ani moje uczucia, ani ja. — prychnął Czapli Taniec, zeskakując z słupka.
Podszedł nerwowym krokiem do siostry. Jego ogon niczym sztargane wiatrem gałęzie wił się w powietrzu. Kotka nie zamierzała mu ulec. Wyprostowała się i spojrzała bratu prosto w ślepia.
— Twoje? Twoje uczucia? Zamiast cieszyć się z mojego szczęścia robisz mi kłótnie o jedno głupie wyjście. Mogę czasem być z Wodnikowym Wzgórzem. Sam na sam. Bez ciebie... — jęknęła zirytowana. — Szwendasz się za nami jak osierocone kocię.
— Żałuję, że mam taką siostrę jak ty! — wykrzyczał Czapli Taniec, uderzając łapą o piach.
I uciekł. Niczym kocię. Porzucił swojego ucznia, jak i rodzeństwo. Pozostawił całą trójkę w ciszy. Gawron niepewnie podszedł do szylkretki. Był starszy. Słyszał, że starsi powinni pomagać młodszym.
— Ile słyszałeś...? — zawiedziony głos Liściastej dotarł do jego uszu. — Z resztą nieważne. Uważasz, że ma rację? Że jestem okropną siostrą?
Czarny nie znał się zbytnio na relacjach pomiędzy rodzeństwem. Jego bało się niego. Doświadczenia w tej sprawie nie miał. Mógł liczyć jedynie na obserwacje. Sprawa wykraczała poza to. Liściasta chciała ukraść jedynego przyjaciela Czapli. Kurka na samą myśl, że Jaskier chciałaby ukraść mu Dzwonek wysunął pazury. Nie darował by tego. Kotka skończyłaby gorzej niż Rudzikowy Śpiew.
— Najgorszą. — wyznał po chwili zastanowienia.
Szylkretka zaczęła płakać. Tego się nie spodziewał. Sama chciała jego zdania. Zmarszczył nos.
— Mam tego dość. — mruknęła kotka, starając się otrzeć łzy. — On obwinia mnie o wszystko. Przez jego tępość wszyscy się ze mnie śmieją! Jest takim debilem, a nawet tego nie zauważa. I to jeszcze moja wina.
Kurka usiadł obok płaczącej kotki, niezbyt wiedząc co powinien ze sobą zrobić.
— Gawroni Obłędzie, mogę mieć jedną prośbę. — zaczęła Liściasta.
Kocur kiwnął łbem nieco znudzony tą ciszą.
— Przypilnuj Makrelową Łapę i zaprowadź go do obozowiska. Ja muszę... się przewietrzyć. — miauknęła chłodno i wstała, nie czekając na jego reakcje.
Niedługo później przyszedł Makrelek zawiedziony, że ryby w rzece najwidoczniej są głuche skoro jego sposób nie zadziałał. Kurka jedynie złapał wyrośnięte kocię i zaniósł do obozowiska. Liściasty Wir jednak nie wróciła tego wieczora. Zapłakany Wodnik wydukał rano, że szylkretka opuściła ich klan i prosi o nie szukanie jej. Czarny przekręcił łbem, nie rozumiejąc tego wszystkiego. Nie sądził, że takie błahe sytuacje doprowadzają do takich skutków.
— Jakich was? Myślałem, że przyjaźnimy się w trójkę.
Kotka bawiła się liściem, który miała pod łapami, ugniatając go nerwowo.
— Widzisz, Wodnikowe Wzgórze zdaje się mnie lubić. W inny sposób niż przyjaźń. — wyznała.
Wojownik patrzył uderzenie serca w osłupieniu na kotkę. Szybko odwrócił wzrok.
— I skąd to niby wiesz? Powiedział ci?
— Nie, ale to widać.
— Ja nie zauważyłem jakoś.
— Czaplo...
— Może się mylisz.
— To ty masz problem z pogodzeniem się z tym.
Ogon kocura z frustracją uderzył o tafle wody.
— Dlaczego uważasz, że wszystko ci się należy. Wodnikowe Wzgórze nie jest twoją własnością. — warknął zjeżony kocur.
Szylkretka siedziała w ciszy uderzenie serca.
— Ja? Ja uważam? Jesteś śmieszny. To ty właśnie robisz mi awanturę o jedno wyjście. — syknęła, kładąc po sobie uszy.
— Chcesz mi ukraść jedynego przyjaciela! Zupełnie cię nie obchodzę. Ani moje uczucia, ani ja. — prychnął Czapli Taniec, zeskakując z słupka.
Podszedł nerwowym krokiem do siostry. Jego ogon niczym sztargane wiatrem gałęzie wił się w powietrzu. Kotka nie zamierzała mu ulec. Wyprostowała się i spojrzała bratu prosto w ślepia.
— Twoje? Twoje uczucia? Zamiast cieszyć się z mojego szczęścia robisz mi kłótnie o jedno głupie wyjście. Mogę czasem być z Wodnikowym Wzgórzem. Sam na sam. Bez ciebie... — jęknęła zirytowana. — Szwendasz się za nami jak osierocone kocię.
— Żałuję, że mam taką siostrę jak ty! — wykrzyczał Czapli Taniec, uderzając łapą o piach.
I uciekł. Niczym kocię. Porzucił swojego ucznia, jak i rodzeństwo. Pozostawił całą trójkę w ciszy. Gawron niepewnie podszedł do szylkretki. Był starszy. Słyszał, że starsi powinni pomagać młodszym.
— Ile słyszałeś...? — zawiedziony głos Liściastej dotarł do jego uszu. — Z resztą nieważne. Uważasz, że ma rację? Że jestem okropną siostrą?
Czarny nie znał się zbytnio na relacjach pomiędzy rodzeństwem. Jego bało się niego. Doświadczenia w tej sprawie nie miał. Mógł liczyć jedynie na obserwacje. Sprawa wykraczała poza to. Liściasta chciała ukraść jedynego przyjaciela Czapli. Kurka na samą myśl, że Jaskier chciałaby ukraść mu Dzwonek wysunął pazury. Nie darował by tego. Kotka skończyłaby gorzej niż Rudzikowy Śpiew.
— Najgorszą. — wyznał po chwili zastanowienia.
Szylkretka zaczęła płakać. Tego się nie spodziewał. Sama chciała jego zdania. Zmarszczył nos.
— Mam tego dość. — mruknęła kotka, starając się otrzeć łzy. — On obwinia mnie o wszystko. Przez jego tępość wszyscy się ze mnie śmieją! Jest takim debilem, a nawet tego nie zauważa. I to jeszcze moja wina.
Kurka usiadł obok płaczącej kotki, niezbyt wiedząc co powinien ze sobą zrobić.
— Gawroni Obłędzie, mogę mieć jedną prośbę. — zaczęła Liściasta.
Kocur kiwnął łbem nieco znudzony tą ciszą.
— Przypilnuj Makrelową Łapę i zaprowadź go do obozowiska. Ja muszę... się przewietrzyć. — miauknęła chłodno i wstała, nie czekając na jego reakcje.
Niedługo później przyszedł Makrelek zawiedziony, że ryby w rzece najwidoczniej są głuche skoro jego sposób nie zadziałał. Kurka jedynie złapał wyrośnięte kocię i zaniósł do obozowiska. Liściasty Wir jednak nie wróciła tego wieczora. Zapłakany Wodnik wydukał rano, że szylkretka opuściła ich klan i prosi o nie szukanie jej. Czarny przekręcił łbem, nie rozumiejąc tego wszystkiego. Nie sądził, że takie błahe sytuacje doprowadzają do takich skutków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz