Chociaż skrywając się na szczycie dachu, nie mogła usłyszeć wszystkich zdań, jakie wymienili między sobą Jafar i Białozór, udawało jej się wyłapać kilka przerywanych słów. Wpatrywała się w nich i zwracała uwagę na szczegóły w zachowaniu, mimice, uczuciach widniejących na pyskach. Widziała, co Jafar kombinował, przymilając się do swojego wroga i łasząc się o jego futro. Cóż, specyficzny sposób na okazanie dominacji, ale zrozumiała, o co chodziło czarnemu. Wkrótce dojrzała speszenie na pysku niebiesko-białego, dużego kocura, gdy odchodząc, zdał sobie sprawę, że dał się sprowokować.
Nie spuszczała go z oczu. Nie mogła pozwolić, by brązowe, okrągłe ślepia choć na moment spuściły fokus z celu. Mógł ławo zlać się z otoczeniem lub innymi kotami przemierzającymi ulice Betonowego Świata.
Nie chciała do tego dopuścić.
Skoczyła na sąsiedni dach. Jego krańce niemalże stykały się z krańcami tego, na którym była wcześniej. Budynki poustawiane były w niewielkich odległościach od siebie, chociaż zależało to od miejsca.
Zobaczyła, że postawny i umięśniony kocur skręca w jedną z mniejszych odnóg głównej ulicy i ruszyła za nim. Potruchtała do krańca dachu i spojrzała na odległość między nim, a kolejnym domem. Sapnęła głośno. Tym razem nikt jej nie pomoże, gdyby miała otrzeć się o śmierć.
A potem zwróciła wzrok na Białozora, który zbliżał się do końca uliczki, gdzie wąskie brukowe ścieżki tworzyły rozdroże.
Odbiła się od samej krawędzi i złapała ciężko blaszanego zadaszenia, łapiąc się go pazurami i sprowadzając ciężar ciała na przednie łapy i barki, by nie obciążać zwisającego tyłu. Udało jej się wdrapać na dach koloru zardzewiałego brązu. Przylgnęła do ziemi, kryjąc się za wystającym ceglanym kominem, gdy kocur spojrzał za własne ramię. Mruknął coś pod nosem i ruszył dalej, a odczekała chwilę, aż znajdzie się za rogiem i dopiero wtedy przyspieszyła, przeskakując z dachu na dach.
Miał kryjówkę dość daleko od posiadłości Jafara, co było dość logicznym zagraniem. A mimo to nie na tyle daleko, by dotarcie tam stanowiło jakiś większy problem.
Jego baza znajdowała się w jednej z mniejszych uliczek, gdzie nie było już nawet tradycyjnej małej drogi grzmotu, a brukowo-piaszczysta wąska ścieżka prowadząca go między budynkami wyglądającymi na zamieszkane. Gdy dotarł na sam koniec, rozpostarło się przed nimi coś na kształt małego dziedzińca. Widziała nieco zaniedbany i zakurzony budynek z dziurą w drzwiach - ale nie taką, jaką posiadał Jafar - bardziej... Wyglądała, jakby kocięta Dwunożnych zbyt mocno kopały piłkę w kierunku drewnianego wejścia. Jedna z szyb była wybita. Bastet wiedziała, że Białozór mógł wiedzieć o jej obecności i wprowadzić ją w błąd, ale ta kryjówka wyglądała rzetelnie. Dla pewności czarno-biała samotniczka skryła się na dachu, zamierzając obserwować to miejsce jeszcze przez jakiś czas, zanim wróci po resztę.
* * *
Przemieszczała się przez widziane wcześniej uliczki, tak jak wcześniej po dachach budynków. Dla pewności spojrzała pod siebie, gdzie widziała postury innych członków gangu, jakich Jafar dla niej przygotował. Wiedzieli, co mają robić. Nie byli głupi i zdawali sobie sprawę, że powinni iść w cieniu i w każdej chwili być przygotowani na zasadzkę. Zaczekała chwilę, aż przejdą kawałek drogi, po czym ruszyła do przodu, odbijając się łapami od listew, dachów czy balustrad. Dotarła na to miejsce pierwsza. Usadowiła się w takim miejscu, by dokładnie wiedzieć, co działo się na dole. Pozostawało tylko czekać na resztę.
Położyła uszy i przyległa do nawierzchni dachu, gdy usłyszała zgiełk rozmowy. W środku kryjówki nie było raczej więcej niż dwa koty. Podejrzewała jednak, że jej grupa i tak miałaby przewagę liczebną.
Wkrótce umięśniony i dość wysoki biało-niebieski kocur wyszedł ze swojej nory, rozmawiając ze swoją sojuszniczką. Pasowali do siebie. Oboje byli wysocy jak cholera i oboje mieli dość puchate futro. Z tej wysokości ciężko było usłyszeć konkretne słowa, ale Bastet wytężyła zmysły i postawiła uszy, zachowując jednak ostrożność.
— Pozwala sobie na zbyt dużo. Nie ugnę się przed samcem, który stracił własną godność dla władzy już dawno temu — burknął Białozór.
— Trzeba było być ostrożniejszym w słowach.
— Poniosły mnie emocje. Zbyt skupiłem się na odbijaniu argumentów, by zauważyć przekręt.
Wzrok jednookiego samotnika na moment przelotnie skierował się na dachy, a Bastet wczepiła się mocno pazurami w dachówkę, przylegając do niej jak rozpłaszczony pies, który właśnie wyleciał z balkonu. Zaraz jednak powrócił wzrokiem do swojej sojuszniczki.
— Nie popełnimy więcej tego błędu, Modrowronko. Dopilnujemy, by żadne wścibskie spojrzenia nie były kierowane w naszą stronę. Prawda, Czaszko?
Bastet zastygła w bezruchu. Dostrzegła uśmiech na kantach pyska Białozora, jakby wyłapanie jej było dla niego kolejnym osiągnięciem do kolekcji. Bastet wydała z siebie donośny okrzyk, a już wkrótce zza rogów budynków, zaułków i zakamarków wybiegły inne koty. Zanim zeskoczyła, zdążyła tylko usłyszeć:
— Zajmij się dziewczyną Księżniczki.
Czarna arlekinka zdążyła tylko przewrócić oczami, zanim poczuła na sobie ciężar niemal w tej samej chwili, co zeskoczyła na ziemię. Ale posłane przez Jafara koty radziły sobie dobrze - Białozór się bronił, ale musiał się liczyć z większą od siebie grupą. Zrzuciła z siebie Modrowronkę, znając już jej imię. Kocica nie straciła równowagi, ale kurz wzbił się w powietrze, gdy jej łapy otarły się o nierówną powierzchnię gruntu, gdy starała się wyhamować. Rzuciła jej ostre spojrzenie. Bastet mogła niemal widzieć furię w jej oczach.
— Dlaczego pracujesz dla niego? — czarna arlekinka skinęła głową w kierunku Białozora, który ostatkiem sił odpychał od siebie napastników. — Jafar mógłby ci zapewnić wiele więcej.
Bastet omal nie dostała w łeb od Wrony, ale w odpowiednim momencie zrobiła unik i przetoczyła się nieco w bok, aranżując kolejny atak.
— Myślisz, że tutaj chodzi o materialne zaspokojenie potrzeb? Nie, nie jestem na tyle prymitywna — fuknęła szylkretka. — W przeciwieństwie do was, szczury, zależy mi na godności i wierności. Nie na tym, kto da mi więcej.
Omal się nie zakrztusiła.
— Nie wierzę, że typowa miejska samotniczka ma w sobie jakąkolwiek godność i wierność.
Modrowronka wzruszyła ramionami, a Bastet mogłaby niemal przyrzec, że widziała speszenie na jej pysku.
— Być może to dobrze, że nie wierzysz — odparła, biorąc zamach. Wzbiła się w powietrze i poleciała całym ciężarem na kotkę. Potoczyły się przez zakrwawione pole bitwy jak zlepione ze sobą kulki. W końcu Bastet objęła łapami głowę napastniczki i wbijając tylną łapę w jej podbrzusze, napięła mięśnie, zamierzając przydzwonić jej łbem w mur budynku. W tym samym momencie kolejny kot zepchnął ją z Wrony, a Bastet zdążyła tylko dostrzec, że szylkretka kiwa głową w kierunku napastnika i kieruje się na dachy, zaczepiana przez koty gangu Jafara. Widząc, jak ci próbują się dostać na dach, krzyknęła:
— Zostawcie ją! Stracicie tylko siły.
Coś oplotło jej szyję i już niedługo dostrzegła białe łapy, przed którymi przestrzegał ją Jafar. Podwinęła nogi i kopnęła Białozora prosto w pysk. Dopiero wtedy miała szansę zobaczyć, jak wyglądał - standardowo, nie miał jednego oka, ale niemal całe jego futro było pozlepiane i zakrwawione. Miał sporo krwawiących ran, ale nie śmiertelnych. Wiedziała, że Jafar nie chciał jego śmierci. Byłaby łaską.
Widząc, jak przygląda mu się badawczym wzrokiem, Białozór podniósł łapę z wysuniętymi pazurami. W tym samym momencie cała zgraja gangsterów od Jafara ustała po obu jej bokach, gotowa do ataku. Bastet uśmiechnęła się lekko, podnosząc podbródek.
— Jafar kazał cię pozdrowić — zamruczała donośnym głosem, słysząc, jak dyszał. Ku jej zdziwieniu, nie kierował w jej stronę nienawistnego spojrzenia. Był spokojny, jakby zaakceptował swój błąd. Ale nie udało mu się ukryć bólu, jaki krył się na jego twarzy. — Witamy w mieście.
Widziała, jak bardzo powstrzymywał się od przywalenia jej w pysk. Korzystając z tego, podeszła bliżej i zadarła nos. Była wysoka, ale mimo to kocur nad nią górował - nad Jafarem zresztą również.
— Dla twojego dobra, radzę ci wycofać się z tej gry, póki masz taką możliwość. Jafar potrafi być okrutny.
— Więc przekaż swojej Księżniczce, że jestem gotowy.
Bastet parsknęła.
— To głupota.
— Nie mam nic do stracenia.
— Przekonamy się — odparła i odwróciła się. Zanim jednak odeszła, obróciła się na piętach i napinając mięśnie, posłała kocurowi bolesny policzek, aż zakrztusił się i splunął krwią.
Dołączyła do kotów Jafara.
— Wracamy.
Na pożegnanie usłyszała już tylko niezbyt cenzuralne przekleństwo kierowane w jej stronę z ust kocura. Nie przejęła się nim - ostatni raz spojrzała tylko na zakrwawioną kryjówkę i odeszła wraz z innymi, tym razem już tradycyjnie idąc przez ulicę.
— Zmieni kryjówkę — zauważył ktoś z grupy. Bastet skinęła głową.
— Jafar mówił, że nie jest zbyt mądry, ale nawet głupiec nie zostałby już w raz osaczonej kryjówce. Poczekamy. Jeśli zależy mu na zemście, to sam się pojawi, prędzej czy później.
— Tym razem śledzenie go może nie być takie łatwe. Będzie bardziej zwracać uwagę na dachy.
— Nie tylko na dachach jestem niewidzialna. Znajdę inny sposób, by odnaleźć, gdzie się przemieścili.
— A ja sądzę, że może przyjść z własnej woli — dodał kolejny z kotów.
To miało duży sens. Ale była przygotowana, że Białozór i Wrona zaostrzą środki ostrożności. Będą musieli wymyśleć coś innego. Miała nadzieję, że Jafar wiedział, co robi.
Zbliżyli się do znajomego osiedla. Grupa kotów, które zostały za nią posłane została przy wejściu. Ona skoczyła na płot, a potem przedostała się na drugą stronę, skacząc z gracją. Siedzący nieopodal Jafar od razu zwrócił się w jej stronę, czekając na informacje.
— Misja się powiodła — złożyła raport. — Dostał solidnie po tyłku, ale nie wycofał się z gry. Myślę, że może zmienić swoją kryjówkę, ale na pewno jeszcze się zjawi, jeśli zależy mu na zemście.
<Szefie?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz