Przestawiła się. Nocami wędrowała, zaś dniem odsypiała. Nieznośna pogoda zmusiła ją do zmiany trybu życia. Zwiedzała. Powoli pokonywała swój lęk przed zagęszczonymi terenami. Coraz śmielej wchodziła w las, który gwarantował więcej pożywienia niż przesuszone polany. Głównie sama zajęta swoimi myślami błądziła wśród nieznanych terenów.
Aż pewnego wieczoru spotkała ją. Ruda kotka zjawiła się przed nią. Szylkretka zjeżyła się przestraszona. Nie chciała konfrontacji, lecz nie zamierzała tracić zwierzyny. Dwie jaszczurki były pierwszym co udało się jej upolować od dawna.
— Spokojnie, nie zamierzam ci nic zrobić. — oznajmiła pospiesznie kotka, uśmiechając się lekko. — Poza tym nie przepadam za gadami. Są dość twarde i bez smaku...
Szylkretka spuściła wzrok. Także nie przepadała za tym specyficznym walorem smakowym. Lecz nie umiała upolować nic innego wśród leśnych gęstwin. Położyła uszy zawstydzona.
— Jeśli jej lubisz to spoko, nie mam nic przeciw. — pospieszyła z wyjaśnieniem ruda, trochę zdezorientowana smutkiem obcej. — Jestem Rosa, a ty?
Niepewny wzrok Pasikonik spoczął na sylwetce nieznajomej. Nic nie wskazywało na złe zamiary kotki, lecz nie wiedziała czy mogła jej ufać. Może to wszystko było podstępem. Samotnicy, których dotychczas spotkała niezbyt przepadali za obcymi. Szczególnie na ich terenach.
— P-pasikonik... — wyznała cicho, otulając się ogonem.
Zgarnęła bliżej siebie upolowane jaszczurki. Nie zamierzała ich tracić. Zaczęła powoli żuć twarde mięso, zaspakajając burzący się o posiłek żołądek.
— Urocze imię. — stwierdziła ruda, przysiadając się do niej.
Spotkawszy się ze spanikowanym wzrokiem szylkretki, dodała po chwili.
— Oh, wybacz mi. Dawno już z nikim nie rozmawiałam. A ty zdajesz się taka... nieporadna. W dobrym tego słowa znaczeniu.
Pasikonik spuściła wzrok zaniepokojona. Nieznajoma obserwowała ją już jakiś czas, a ona nic nie zauważyła. Nie wiadomo ile kotów już ją śledziło i mogło zamordować, gdy ona zbyt pogrążona w swoich myślach nie zbaczała na otoczenie.
— To jak? Chciałabyś się zaprzyjaźnić? Mogę upolować ci coś lepszego niż te jaszczurki. Wystarczy ze ze mną trochę posiedzisz i porozmawiasz. To nic wielkiego przecież. — namawiała ją Rosa.
Przytłoczona szylkretka kiwnęła łbem. Posiłek inny niż jaszczurki brzmiał tak dobrze.
— I wtedy nasza matka nas wywaliła. Stwierdziła, że skoro umiemy same polować to sobie poradzimy. Więcej jej nie widziałam. Okropna była. Uhh, taka surowa. Chyba nigdy nie usłyszałam, że mnie kocha. A byle samotnik mi to powiedział po wschodzie słońca rozmowy. A moja siostra... masakra! Jeszcze gorsza. Obiecała mi, że będziemy się trzymać razem, a zwiała do jednego z tych klanów i od tamtego czasu nawet nie raczyła mnie odwiedzić. — stękała ruda, kręcąc ogonem.
Pasikonik wgryzała się w delikatne mięso zająca upolowanego przez Rosę. Niczym rarytasem delektowała się każdym kęsem tłuściejszego kawałka zwierzyny. Nerwowo zerkała co uderzenie w stronę kotki, lecz ta nie zdawała się w żaden sposób zwierzyną. Wciąż jedynie poruszała pyskiem.
— Wtedy się okazało, że woli kotki...? Nie wiem nigdy wcześniej nic na to nie wskazywało, ale tamta samotniczka uderzyła jej do łba. Miała dwukolorowe ślepia wiesz? Jedno niczym słońce w porze szczytowania, drugie zaś skradzione przez morskie głębiny. Nie patrz na mnie, jej słowa. Kompletnie zbzikowała na jej punkcie. Nawet smród tamtej jej nie przeszkadzał! Była niemożliwa. — westchnęła Rosa, uśmiechając się smutno. — Lecz odeszła. Każdy w końcu odchodzi. Dlatego tak warto cenić tych, którzy przy nas są. — miauknęła przygnębiająco.
Szylkretka przerwała na chwilę, by spojrzeć na kotkę.
— D-dlaczego odeszła? — zapytała cicho.
Trochę się bała, że kotka zabierze jej zająca jeśli nie będzie jej słuchać.
— Umarła. Zabita przez Klan Wilka. — wyszeptała ruda, odwracając pysk.
Wojowniczka zadrżała mimowolnie.
— S-są straszni. Z-zaatakowali m-mój klan. — wyznała nieśmiało. — N-nie chciałaś się zemścić?
Zapłakane ślepia wbiły się w Pasikonik.
— Marzyłam. Przez wiele dni i nocy. Lecz co mogę zrobić sama? Przeciwko tak wielkiej grupie kotów? My samotnicy jesteśmy zdani na siebie. Skazani na to co los przyniesie. Nie mamy takiego wygodnego życia jak wy w klanach. Nikt nie będzie przelewał krwi za nasze bezpieczeństwo. Nikt nie będzie walczył o życie każdego chorego. Tu nic nie jest takie piękne. — miauknęła twardo kotka, nie ukrywając swojego zdenerwowania.
Szylkretka położyła uszy.
— Przepraszam. N-nie chciałam cię zdenerwować.
— Spokojnie, nie zamierzam ci nic zrobić. — oznajmiła pospiesznie kotka, uśmiechając się lekko. — Poza tym nie przepadam za gadami. Są dość twarde i bez smaku...
Szylkretka spuściła wzrok. Także nie przepadała za tym specyficznym walorem smakowym. Lecz nie umiała upolować nic innego wśród leśnych gęstwin. Położyła uszy zawstydzona.
— Jeśli jej lubisz to spoko, nie mam nic przeciw. — pospieszyła z wyjaśnieniem ruda, trochę zdezorientowana smutkiem obcej. — Jestem Rosa, a ty?
Niepewny wzrok Pasikonik spoczął na sylwetce nieznajomej. Nic nie wskazywało na złe zamiary kotki, lecz nie wiedziała czy mogła jej ufać. Może to wszystko było podstępem. Samotnicy, których dotychczas spotkała niezbyt przepadali za obcymi. Szczególnie na ich terenach.
— P-pasikonik... — wyznała cicho, otulając się ogonem.
Zgarnęła bliżej siebie upolowane jaszczurki. Nie zamierzała ich tracić. Zaczęła powoli żuć twarde mięso, zaspakajając burzący się o posiłek żołądek.
— Urocze imię. — stwierdziła ruda, przysiadając się do niej.
Spotkawszy się ze spanikowanym wzrokiem szylkretki, dodała po chwili.
— Oh, wybacz mi. Dawno już z nikim nie rozmawiałam. A ty zdajesz się taka... nieporadna. W dobrym tego słowa znaczeniu.
Pasikonik spuściła wzrok zaniepokojona. Nieznajoma obserwowała ją już jakiś czas, a ona nic nie zauważyła. Nie wiadomo ile kotów już ją śledziło i mogło zamordować, gdy ona zbyt pogrążona w swoich myślach nie zbaczała na otoczenie.
— To jak? Chciałabyś się zaprzyjaźnić? Mogę upolować ci coś lepszego niż te jaszczurki. Wystarczy ze ze mną trochę posiedzisz i porozmawiasz. To nic wielkiego przecież. — namawiała ją Rosa.
Przytłoczona szylkretka kiwnęła łbem. Posiłek inny niż jaszczurki brzmiał tak dobrze.
* * *
— I wtedy nasza matka nas wywaliła. Stwierdziła, że skoro umiemy same polować to sobie poradzimy. Więcej jej nie widziałam. Okropna była. Uhh, taka surowa. Chyba nigdy nie usłyszałam, że mnie kocha. A byle samotnik mi to powiedział po wschodzie słońca rozmowy. A moja siostra... masakra! Jeszcze gorsza. Obiecała mi, że będziemy się trzymać razem, a zwiała do jednego z tych klanów i od tamtego czasu nawet nie raczyła mnie odwiedzić. — stękała ruda, kręcąc ogonem.
Pasikonik wgryzała się w delikatne mięso zająca upolowanego przez Rosę. Niczym rarytasem delektowała się każdym kęsem tłuściejszego kawałka zwierzyny. Nerwowo zerkała co uderzenie w stronę kotki, lecz ta nie zdawała się w żaden sposób zwierzyną. Wciąż jedynie poruszała pyskiem.
— Wtedy się okazało, że woli kotki...? Nie wiem nigdy wcześniej nic na to nie wskazywało, ale tamta samotniczka uderzyła jej do łba. Miała dwukolorowe ślepia wiesz? Jedno niczym słońce w porze szczytowania, drugie zaś skradzione przez morskie głębiny. Nie patrz na mnie, jej słowa. Kompletnie zbzikowała na jej punkcie. Nawet smród tamtej jej nie przeszkadzał! Była niemożliwa. — westchnęła Rosa, uśmiechając się smutno. — Lecz odeszła. Każdy w końcu odchodzi. Dlatego tak warto cenić tych, którzy przy nas są. — miauknęła przygnębiająco.
Szylkretka przerwała na chwilę, by spojrzeć na kotkę.
— D-dlaczego odeszła? — zapytała cicho.
Trochę się bała, że kotka zabierze jej zająca jeśli nie będzie jej słuchać.
— Umarła. Zabita przez Klan Wilka. — wyszeptała ruda, odwracając pysk.
Wojowniczka zadrżała mimowolnie.
— S-są straszni. Z-zaatakowali m-mój klan. — wyznała nieśmiało. — N-nie chciałaś się zemścić?
Zapłakane ślepia wbiły się w Pasikonik.
— Marzyłam. Przez wiele dni i nocy. Lecz co mogę zrobić sama? Przeciwko tak wielkiej grupie kotów? My samotnicy jesteśmy zdani na siebie. Skazani na to co los przyniesie. Nie mamy takiego wygodnego życia jak wy w klanach. Nikt nie będzie przelewał krwi za nasze bezpieczeństwo. Nikt nie będzie walczył o życie każdego chorego. Tu nic nie jest takie piękne. — miauknęła twardo kotka, nie ukrywając swojego zdenerwowania.
Szylkretka położyła uszy.
— Przepraszam. N-nie chciałam cię zdenerwować.
Ruda pokręciła łbem. Westchnęła i otarła łzy.
— Nieważne. Opowiedz mi coś o sobie. Coś ciekawego. Coś emocjonującego. Jeśli mnie zaciekawisz to może jutro też coś ode mnie dostaniesz. — mruknęła Rosa, próbując zmienić temat.
Wojowniczka wzięła głębszy wdech i niepewnie zaczęła opowiadać. O swojej matce, rodzeństwie, klanie. Sprowadzona przez towarzyszkę na temat spraw miłosnych nieśmiało o Źródlanym Dzwonku. Cała dygotała, gdy napomknęła o spotkanym synu kotki podczas zgromadzenia.
— Ale nie masz pewności, że to jej syn? — zapytała pointka, marszcząc nos. — To dlaczego tak się przejmujesz?
— A c-co jeśli jest nim... — mruknęła cicho kotka.
— W innym klanie? I to jeszcze tak dalekim? Nie wydaje ci się to dziwne? Zbyt dziwne. Przesadzasz. Zdecydowanie. — stwierdziła Rosa, kiwając łbem. — Zupełnie, jakbyś sama sabotowała tą relację.
Szylkretka skuliła się.
— N-niezbyt rozumiem. — wyznała zawstydzona.
— Chodzi mi o to, że się obawiasz czegoś, więc skazujesz to sama na porażkę zamiast spróbować. Nie wiem co przeszłaś, ale... Wolisz żałować, że nie spróbowałaś, czy przekonać się co z tego wyjdzie?
Pasikonik coraz bardziej się gubiła w tym wszystkim. Czuła presję odpowiedzi na sobie. Sama nie wiedziała czego chciała. Bała się zmian. Bała się niemal wszystkiego. Była wiecznie przerażona. Karykaturą swojej matki. Nienawidziła się za to, ale zmiany nie były łatwe. Nie umiała nagle stać się kimś innym. Wszyscy tego oczekiwali, lecz to nie było możliwe. Mogła próbować udawać. Mogła zmuszać się do rozmowy. Lecz w środku nadal była przerażona. Nieważne ile próbowała. Nie potrafiła z tym wygrać.
— Spróbować... — miauknęła cicho, choć dobrze wiedziała, że temu nie poddała.
Kłamstwo było wygodniejsze. Gwarantowało spokój. Niedopytywanie. Brak nacisku.
— No to świetnie. Chęć zmiany jest najważniejsza. To dzięki niej idziemy do przodu. — świergotała ruda. — Teraz wszystko będzie prostsze. Zobaczysz. Niewielki krok daje wielkie zmiany. Wystarczy, że teraz jej wyznasz wszystko. Jestem przekonana, że zrozumie.
Szylkretka czuła, jak miękły jej łapy. Słyszała to zbyt wiele. Wszystko błaho powtarzane przez każdego. Regułki mające magicznie rozwiązać każdy problem. Gardziła nimi.
— D-dzięki. Ja już pójdę. — mruknęła nieśmiało, wstając.
Widok niezrozumienia w niebieskich ślepiach utwierdził ją w przekonaniu, że to była właściwa decyzja. Nie prosiła o nietrefne rady. Nie chciała ich. Rosa nie znała jej. Nie wiedziała nic poza płytkiej i wydukanej historii Pasikonik, która sprzedała się za obietnice śniadania. A mimo to próbowała jej ułożyć życie po swojemu. Jak każdy ostatnio.
— Jesteś pewna? Nocą jest tu niebezpiecznie.
Nie zatrzymała się, jedynie kiwnęła w podzięce za posiłek łbem i ruszyła dalej.
— Nieważne. Opowiedz mi coś o sobie. Coś ciekawego. Coś emocjonującego. Jeśli mnie zaciekawisz to może jutro też coś ode mnie dostaniesz. — mruknęła Rosa, próbując zmienić temat.
Wojowniczka wzięła głębszy wdech i niepewnie zaczęła opowiadać. O swojej matce, rodzeństwie, klanie. Sprowadzona przez towarzyszkę na temat spraw miłosnych nieśmiało o Źródlanym Dzwonku. Cała dygotała, gdy napomknęła o spotkanym synu kotki podczas zgromadzenia.
— Ale nie masz pewności, że to jej syn? — zapytała pointka, marszcząc nos. — To dlaczego tak się przejmujesz?
— A c-co jeśli jest nim... — mruknęła cicho kotka.
— W innym klanie? I to jeszcze tak dalekim? Nie wydaje ci się to dziwne? Zbyt dziwne. Przesadzasz. Zdecydowanie. — stwierdziła Rosa, kiwając łbem. — Zupełnie, jakbyś sama sabotowała tą relację.
Szylkretka skuliła się.
— N-niezbyt rozumiem. — wyznała zawstydzona.
— Chodzi mi o to, że się obawiasz czegoś, więc skazujesz to sama na porażkę zamiast spróbować. Nie wiem co przeszłaś, ale... Wolisz żałować, że nie spróbowałaś, czy przekonać się co z tego wyjdzie?
Pasikonik coraz bardziej się gubiła w tym wszystkim. Czuła presję odpowiedzi na sobie. Sama nie wiedziała czego chciała. Bała się zmian. Bała się niemal wszystkiego. Była wiecznie przerażona. Karykaturą swojej matki. Nienawidziła się za to, ale zmiany nie były łatwe. Nie umiała nagle stać się kimś innym. Wszyscy tego oczekiwali, lecz to nie było możliwe. Mogła próbować udawać. Mogła zmuszać się do rozmowy. Lecz w środku nadal była przerażona. Nieważne ile próbowała. Nie potrafiła z tym wygrać.
— Spróbować... — miauknęła cicho, choć dobrze wiedziała, że temu nie poddała.
Kłamstwo było wygodniejsze. Gwarantowało spokój. Niedopytywanie. Brak nacisku.
— No to świetnie. Chęć zmiany jest najważniejsza. To dzięki niej idziemy do przodu. — świergotała ruda. — Teraz wszystko będzie prostsze. Zobaczysz. Niewielki krok daje wielkie zmiany. Wystarczy, że teraz jej wyznasz wszystko. Jestem przekonana, że zrozumie.
Szylkretka czuła, jak miękły jej łapy. Słyszała to zbyt wiele. Wszystko błaho powtarzane przez każdego. Regułki mające magicznie rozwiązać każdy problem. Gardziła nimi.
— D-dzięki. Ja już pójdę. — mruknęła nieśmiało, wstając.
Widok niezrozumienia w niebieskich ślepiach utwierdził ją w przekonaniu, że to była właściwa decyzja. Nie prosiła o nietrefne rady. Nie chciała ich. Rosa nie znała jej. Nie wiedziała nic poza płytkiej i wydukanej historii Pasikonik, która sprzedała się za obietnice śniadania. A mimo to próbowała jej ułożyć życie po swojemu. Jak każdy ostatnio.
— Jesteś pewna? Nocą jest tu niebezpiecznie.
Nie zatrzymała się, jedynie kiwnęła w podzięce za posiłek łbem i ruszyła dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz