Na jeszcze do niedawna pięknych, kolorowych gałęziach drzew, nie pozostał już prawie żaden listek. Gęste korony zostały z powodzeniem zwiane przez silny, lodowaty wiatr, obwieszczający kotom wszystkich klanów, o zbliżającej się dużymi krokami bezlitosnej porze nagich drzew.
Srocza Łapa, zgodnie z poleceniem Trzcinowej Sadzawki, stała w wejściu do legowiska medyka, mierząc wzrokiem malejące z każdym wschodem słońca sterty ziół. Nie świadczyło to o niczym dobrym – brak leczniczych roślin o tej porze roku mógł skończyć się dla wielu tragicznie. Od kiedy Lamparcia Łapa została zdegradowana ze swojej pozycji uczennicy medyka, Muchomorzy Jad miał łapy pełne roboty, z trudem nadążając z rosnącą ilością obowiązków, które spadły na niego po odejściu złotej kotki. Należało pamiętać, że kocur nie był już w swojej szczytowej kondycji, co podkreślały srebrzyste kosmyki zdobiące jego cętkowaną sierść.
– Oh, już jesteś – wymruczał, unosząc łeb znad segregowanych ziół – wybacz, że wcześniej cię nie zauważyłem. Porządki w naszych zapasach trochę mnie pochłonęły. – przyznał, owijając ogon wokół łap.
Srocza Łapa skinęła głową, przymykając spokojnie ślepia.
– Patrol łowiecki prowadzony przez Popielaty Świt doniósł mi, że w niedalekiej odległości od kolorowej łąki, nad brzegiem jeziora, dostrzegli krzaczek wrotyczu, być może ostatni w tym sezonie. – powiedział pomarańczowooki, z poważną miną – Nie jestem w stanie teraz sam się tam udać, dlatego potrzebuję twojej pomocy.
– Rozumiem, w porządku. – przytaknęła ze zrozumieniem arelkinka – Jak wygląda?
Biały ogon medyka zadrżał z zadowoleniem, słysząc odpowiedź kotki. Przez długie księżyce spędzone w towarzystwie Lamparciej Łapy, musiał odzwyczaić się od tak mało burzliwych rozmów. Kocur sięgnął łapą do małej, zasuszonej roślinki, następnie unosząc ją w stronę Sroki, aby ta mogła się lepiej przyjrzeć.
– Wrotycz jest niedużym krzaczkiem z drobnymi, białymi kwiatkami. Przypominają nieco powszechnie znane stokrotki. Powinnaś bez trudu rozpoznać go po charakterystycznym, ostrym zapachu. – objaśnił ze spokojem kocur, ruchem ogona zachęcając, by uczennica podeszła.
Kotka zbliżyła się do medyka, wyciągając głowę do trzymanej przez niego rośliny. Skrzywiła się, kiedy pikantna woń zagościła w jej nozdrzach.
– Powinnaś sobie poradzić. – zaśmiał się cętkowany – przy wyjściu z obozu czeka na ciebie Mrówczy Kopiec. – dodał, a na jego pysku dało się dostrzec troskę, kiedy wspomniał o córce poległych liderów.
Kotka skinieniem głowy pożegnała starego kocura, pospiesznie opuszczając jego legowisko. Przy trzcinach stała drobna, liliowa koteczka. Srocza Łapa nigdy nie miała szansy jej bliżej poznać, mimo, że jeszcze jakiś czas temu dzieliły wspólne legowisko. Wiedziała o niej tyle, że była bardzo cichą, niepodobną w żaden sposób do swojej matki, córką Kruczej Gwiazdy.
– Możemy ruszać – rzuciła, przystając obok Mrówczego Kopca, aby razem mogły wyjść z obozu.
Wojowniczka w ciszy do niej dołączyła, ze spuszczonym łebkiem ruszając przy boku Sroczej Łapy. Wydarzenia, które miały miejsce w trakcie ich podróży na nowe tereny, zdruzgotały już i tak delikatną koteczkę, jaką była Mróweczka. Nikogo z resztą to nie dziwiło; kto czułby się dobrze po ujrzeniu, jak matka w szale zabija ojca, tracąc życie kilka chwil później?
Kotki poruszały się wzdłuż brzegu jeziora. Nie mogły sobie pozwolić na nieuwagę - czasami widywano w tej okolicy dwunożnego, który mógł stanowić dla nich pewne zagrożenie. Uczennica kątem oka dostrzegła, że jej towarzyszka zostaje w tyle.
– Mrówczy Kopcu, nie możemy teraz zwalniać tempa. Im szybciej uwiniemy się ze zbieraniem wrotycza i opuścimy ten teren, tym lepiej dla nas. – powiedziała, pospieszając starszą kotkę.
– J-już, przepraszam. Zamyśliłam się – szepnęła speszona wojowniczka, posłusznie przyspieszając kroku.
Krótkie nóżki córki Niezapominajkowej Gwiazdy miały problem z nadążaniem za długołapą Sroką. Jeden krok Mrówki, równał się z co najmniej dwoma krokami zielonookiej terminatorki. Biało-czarna przystanęła i otworzyła pysk, smakując powietrza.
– Myślę, że się zbliżamy – mruknęła, chyląc głowę do Mrówczego Kopca.
Po krótkim czasie, odnalazły krzaczek poszukiwanego wrotyczu. Młodsza z kotek zastrzygła z zadowoleniem uszami, biorąc się pospiesznie za odgryzanie zielonych łodyżek. Ostra woń wypełniła nos uczennicy, powodując łzawienie jej błyszczących oczu. Mrówczy Kopiec przycupnęła po drugiej stronie, również biorąc się do roboty.
Po jakimś czasie przy obu kocicach leżał nieduży stosik pędów.
– Myślę, że tyle wystarczy Muchomorzemu Jadowi. Resztę zostawimy, aby po porze nagich drzew można było tu wrócić i dalej móc się zaopatrywać w zioła. – stwierdziła, podnosząc swoją część roślin. Drobne, zielone listki załaskotały ją w pyszczek – Ruszajmy.
Mrówczy Kopiec bez słowa poszła w jej ślady, biorąc do mordki zebrane przez siebie łodyżki. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, dając im znać, aby wracały do obozu.
Kotki mijały już las, kiedy do uszu Sroczej Łapy dotarło ciche pociągnięcie nosem. Spojrzała w dół, na towarzyszącą jej wojowniczkę, po której policzkach spływały drobne łezki.
– Jeśli aż tak cię drażni ich zapach, mogę je od ciebie wziąć – zaoferowała Sroka, już schylając się by przejąć od liliowej wrotycz.
– N-nie trzeba, to nie to… – wybełkotała Mrówcza, z zawstydzeniem odwracając łebek.
Terminatorka zamrugała oczami. Nie była przygotowana na nagłe rozklejenie się Mrówki. W tym momencie przypominała jej trochę Paskudną Łapę, tylko bardziej subtelną, niż zasmarkaną i głośną. Srocza musnęła ogonem bark Mrówczego Kopca, nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić. Nierówny oddech dobiegł od strony maleńkiej wojowniczki. Srocza Łapa domyśliła się, że to dlatego Muchomorzy Jad wysłał liliową razem z nią. Poszukiwanie ziół było bardziej odprężające, niż spędzanie całych dni w obozie, gdzie koty otwarcie cieszą się śmiercią twojej rodzicielki.
– Jesteśmy już niedaleko – powiedziała ściszonym głosem Srocza Łapa, spoglądając z góry na niepocieszoną niebieskooką.
Drobna postać niespodziewanie się zatrzymała, wtykając łebek w paprocie. Zaciekawiona Sroka schyliła się nad nieświadomą wojowniczką, chcąc dostrzec co takiego znalazła. Z jej pyska uciekł nagły kwik, kiedy prostująca się Mrówczy Kopiec łupnęła ją głową w szczękę.
– P-przepraszam! – pisnęła, wypuszczając z pyszczka kilka pędów wrotyczu. – Z-znalazłam mewiankę… – wyszeptała płaczliwym tonem.
– Uh, nic się nie dzieje… – rzuciła w odpowiedzi Srocza Łapa, ocierając bolącą brodą o swój bark – Co to mewianka? – zapytała.
Mrówczy Kopiec rozsunęła liście, dając Sroce zobaczyć co ją tak zafascynowało.
– Pomaga, kiedy jesteś smutny albo zaniepokojony… – wyjaśniła, wskazując na roślinę o jajowatych liściach i jasnych kwiatach o unikalnym kształcie – Muchomorzy Jad podał mi ją parę razy i p-pomyślałam, że może się nam przydać – dodała niepewnie.
Oczy Sroki błysnęły podziwem dla wiedzy wojowniczki.
– To dobry pomysł. Muchomorzy Jad na pewno się ucieszy z dodatkowych zapasów – wymruczała, starając się, by jej ton brzmiał przyjacielsko.
Mrówczy Kopiec skłoniła do niej wdzięcznie łebkiem. Zebrała ze sobą kilka łodyżek mewianki, podnosząc przy okazji wcześniej upuszczony przez siebie wrotycz.
– Możemy już iść – odrzekła, stawiając pierwszy krok naprzód.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz