Poranne poruszenie, jakie panowało w legowisku uczniów każdego wschodu słońca, zbudziło Sroczą Łapę. Ziewając przeciągle, otworzyła oczy, lustrując nimi otoczenie. Wzburzony Potok pochylała się nad jeszcze pogrążoną we śnie Mglistą Łapą, lekko ją szturchając, natomiast Łosia Łapa niespiesznie schodził ze swojego posłania, by dołączyć do jego mentorki, Popielatego Świtu, która stała w wejściu, wpatrując się w niego wyczekująco. Kotka niechętnie zaczęła rozglądać się za czekoladowym futrem Gorzkiej Woli, lecz ku jej uciesze, nie dostrzegła go. Ostatni raz leniwie przejechała językiem po swojej łopatce, zanim wstała na łapy i wyszła z legowiska uczniów.
Śnieg prószył przyjemnie, okrywając wszystko białym puchem. Zimny podmuch wiatru zmierzwił łaciatą sierść kocicy, porywając ze sobą resztki jej ochoty na sen. Uczennica skierowała swoje łapy w stronę legowiska wojowników, gdzie spodziewała się zastać Gorzką Wolę. Ze zdziwieniem odkryła jednak, że jednym kotem, który jeszcze grzał się na swoim mchowym posłaniu był Sarni Tupot, który gdy tylko dostrzegł Srokę, posłał jej mordercze spojrzenie, zniechęcające do dalszego węszenia po cudzym legowisku.
– Srocza Łapo! – rozległ się za nią męski głos.
Kotka odwróciła głowę, zauważając zmierzającego w jej kierunku Trzcinową Sadzawkę, z którego pyska uciekały obłoczki jasnej pary.
– Razem z Zajęczą Łapą, Żonkilową Zatoką i Bażancim Futrem udacie się na patrol łowiecki – oznajmił kocur, strzepując uszami osiadłe na jego głowie płatki śniegu.
– A co z Gorzką Wolą? – zapytała ciężko, sama niedowierzając, że to robi.
– Gorączkuje i nie jest w stanie cię dzisiaj trenować – wyjaśnił ze spokojem bury, mrużąc oczy przez rażące go w pysk światło.
Po całym ciele Sroczej Łapy rozeszło się przyjemne ciepło. Wiadomość, że jej mentor był chory była niczym miód na jej serce! Ich ostatnie treningi wysysały z uczennicy resztki zapału do nauki, więc informacja o jego chorobie była najlepszym co mogła teraz usłyszeć. Nawet nie wstydziła się tego okazywać przed innymi.
Skinęła do zastępcy głową, prędko go mijając. Pozostała część patrolu już czekała na nią przy wyjściu z obozu, a gdy tylko się zbliżyła, mogli wyruszać na polowanie.
Płatki śniegu wirowały w powietrzu, kiedy czwórka kotów ostrożnie przekraczała zdradziecki lód dzielący ich od przeciwległego brzegu. Srocza Łapa szła na końcu pochodu, zachowując bezpieczną odległość między sobą, a idącą przed nią Żonkilową Zatoką. Nikt z nich nie chciał wpaść do mroźnej wody, od której oddzielała ich tylko cienka warstwa lodu. Sroka nieufnie powąchała śliską powierzchnię, stawiając powoli kolejny krok przed siebie. Rozluźniła się dopiero, kiedy wszyscy bezpiecznie dotarli do brzegu, a pod łapami poczuła stały ląd.
– Tutaj się rozdzielimy. – zarządził najstarszy kocur, machnięciem ogona przywołując do siebie czarną kotkę. – Ja i Żonkilowa Zatoka zapolujemy przy trzcinowisku. Wy dwie natomiast – zwrócił się pyskiem w stronę uczennic – udacie się na obrzeża lasu. Możecie to potraktować jako wspólny trening. – dokończył, czekając na ewentualne uwagi ze strony towarzyszy.
Wszystkim jednak pasował ten układ i zgodnie skinęli łbami. Bażancie Futro widząc brak sprzeciwu, obrócił się na pięcie i ruszył wzdłuż brzegu, razem z Żonkilową Zatoką u swojego boku, zostawiając obie terminatorki same.
– My też powinnyśmy już iść. – miauknęła żółtooka, wskazując ogonem las przed nimi.
Srocza Łapa z uwagą przyglądała się otaczającemu ją krajobrazowi. Mniej więcej o tej porze, kilkanaście księżyców temu, przyszła na świat, jednak niewiele już z tego okresu pamiętała. Kotka czuła, jak śnieg zsuwa się na nią z oprószonych nim liści paproci, które aż uginały się pod jego ciężarem. Biały, migocący puch, skrzypiał pod łapami przy każdym postawionym kroku. Pora nagich drzew była piękna, ale w tym samym czasie nieraz zabójcza, niosąc ze sobą brak zwierzyny i długie, bezgwiezdne noce.
Kotki weszły na lekkie wzniesienie ziemi, wciągając w nozdrza zimne powietrze, które nieprzyjemnie piekło wnętrza ich nosów. Niespodziewanie gdzieś za Sroką rozległ się zduszony krzyk Zajęczej Łapy. Uczennica poruszyła niespokojnie wąsami, rozglądając się za białą sylwetką.
– Zajęcza Łapo? – zapytała zdezorientowana, okręcając się wokół.
Brak odpowiedzi zaniepokoił ją jeszcze bardziej. “Przecież nie rozpłynęła się w powietrzu!” pomyślała zdenerwowana. Zielonooka przyjrzała się odciśniętym w śniegu śladom łap Zajęczej. Nie zdążyła nawet pokonać dwóch długości lisa, gdy trop się urwał, idealnie przed głębokim zagłębieniem w śniegu. Uczennica nachyliła się ostrożnie nad dziurą, uważając, by samej tam nie wpaść.
– Zajęcza Łapo…? – miauknęła, z zaskoczeniem unosząc brwi, kiedy jej wzrok napotkał trudne do odczytania spojrzenie żółtych ślepi, łypiących na nią z samego dołu.
<Zajączku?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz